30 lat temu, 27 października 1991 r., odbyły się pierwsze od ponad sześciu dekad w pełni wolne wybory parlamentarne. Wyłoniony przy bardzo niskiej frekwencji Sejm był niezwykle podzielony politycznie i niezdolny do wyłonienia trwałej większości rządowej. Przetrwał zaledwie dwa lata.
Rok 1991 uważany jest przez historyków za najtrudniejszy w okresie transformacji. Postępujący od wiosny 1990 rozpad obozu solidarnościowego, nazywany wojną na górze, został uwieńczony wyborami prezydenckimi. Tuż po nich do dymisji podał się ich największy przegrany – premier Tadeusz Mazowiecki. Nowym, prezydenckim szefem rządu został przedstawiciel Kongresu Liberalno-Demokratycznego Jan Krzysztof Bielecki. W okresie jego rządów postępowała nagła i bardzo bolesna transformacja gospodarki centralnie planowanej w wolnorynkową. Dla jej zwolenników symbolem tego planu było otwarcie w kwietniu 1991 r. Giełdy Papierów Wartościowych oraz tysiące powstających niemal z niczego drobnych polskich firm. Rosnące grono krytyków kosztów „terapii szokowej” zwracało uwagę na coraz większą zapaść gospodarczą, wzrost bezrobocia, afery gospodarcze i uwłaszczenie nomenklatury komunistycznej. Sytuację pogarszały upadek gospodarki ZSRS oraz wzrost cen surowców w wyniku I wojny w Zatoce Perskiej.
Bez wątpienia jednak Polska była już krajem zupełnie innym niż dwa lata wcześniej, po zwycięstwie „Solidarności” w wyborach 1989 r. Wyłoniony wówczas skład Sejmu i Senatu zupełnie nie odzwierciedlał nowych podziałów kształtującej się sceny politycznej. Stanowiące większość Sejmu z 1989 r. siły wywodzące się z PRL nie miały demokratycznego mandatu i znajdowały się pod silną presją ugrupowań solidarnościowych, dlatego łatwo godziły się na proponowane przez rząd i prezydenta zmiany. Z kolei przedstawiciele formacji wyłaniających się stopniowo z „Solidarności” i środowisk dawnej opozycji demokratycznej, jak Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe czy Kongres Liberalno-Demokratyczny, nastawali na przeprowadzenie wolnych wyborów, powołując się na brak reprezentatywności tzw. Sejmu kontraktowego. Podkreślali też, że wolne wybory do parlamentu będą oczywistym zwieńczeniem budowy systemu demokratycznego – po wolnych wyborach prezydenckich i samorządowych z 1990 r. Domagali się wyborów w maju. Istotnym podnoszonym argumentem był fakt przeprowadzenia w pełni wolnych wyborów parlamentarnych we wszystkich krajach postkomunistycznych. Ich zorganizowanie było ważne z punktu widzenia negocjacji o przyjęciu do niektórych organizacji międzynarodowych oraz podpisania umowy stowarzyszeniowej z Europejską Wspólnotą Gospodarczą. Znacznie mniejsze zainteresowanie przeprowadzeniem wyborów parlamentarnych wyrażał prezydent Lech Wałęsa, ponieważ parlament posiadający legitymację wyborczą osłabiałby jego wpływy polityczne.
Ostatecznie Sejm 9 marca 1991 r. przyjął uchwałę o zorganizowaniu wyborów jesienią tego roku, nie później niż 30 października. Do ustalenia pozostawała ordynacja wyborcza. Po długich debatach posłowie wypracowali zasadę proporcjonalnego podziału mandatów. 391 posłów miało zostać wybranych w 37 okręgach, w których można było zdobyć od 7 do 17 mandatów poselskich. 69 miejsc w Sejmie miało zostać przydzielonych osobom, które zdobyły mandaty w co najmniej 5 okręgach lub otrzymały w skali kraju 5 proc. głosów. Bez zmian pozostawiono obowiązujące od 1989 r. zasady wyborów do Senatu. Wybierano po dwóch senatorów z każdego z 49 okręgów oraz trzech z Warszawy i Górnego Śląska. „Ordynacja była efektem naiwnego myślenia zakładającego, że należy nisko ustawić próg wyborczy, tak aby jak najwięcej sił politycznych mogło zaistnieć w Sejmie. Był to klasyczny przejaw dziecięcej choroby młodej demokracji. Ordynacja nie przewidywała ogólnopolskiego progu wyborczego i kreowała bardzo duże okręgi wyborcze. Dało to możliwość bardzo łatwego znalezienia się w Sejmie” – ocenił w rozmowie z PAP prof. Antoni Dudek z UKSW.
Już na początku września okazało się, że obawy części obserwatorów, którzy przestrzegali przed rozdrobnieniem Sejmu, są uzasadnione. Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała aż 29 ogólnopolskich komitetów wyborczych. Osiemnastu udało się zarejestrować w mniej niż 4 okręgach. Aż 64 wystawiły kandydatów w jednym okręgu.
Kolejne tygodnie były okresem intensywnej kampanii wyborczej, którą dziś ocenia się jako najdziwniejszą w historii III RP. Większość ugrupowań nie posiadała środków na prowadzenie profesjonalnej kampanii, więc ich politycy skupili się na zachęcaniu do głosowania w darmowych programach wyborczych Telewizji Polskiej. „Każdy, kto był w stanie obejrzeć całość programu, stykał się z m.in. trzema partiami ekologicznymi, kilkoma partiami chłopskimi, paroma partiami nacjonalistycznymi oraz kilkoma socjalistycznymi i socjaldemokratycznymi” – wspomina w rozmowie z PAP prof. Antoni Dudek. Chaos kampanii komentował bard „Solidarności” Jacek Kaczmarski w piosence „Pięć głosów z kraju”: „W polityce wrze, jak w ulu: Lechu, rząd, Michnika klika, Dwóch Kaczyńskich, czterech Królów, Kosy chłop na sztorc zatyka.”
W „Historii politycznej Polski 1989–2005” Antoni Dudek ocenia, że na tym tle wyróżniały się bardzo merytoryczne audycje Unii Demokratycznej, której członkowie omawiali poszczególne punkty swojego programu. Zdaniem prof. Dudka o relatywnym sukcesie tej formacji przesądziło jednak przede wszystkim wsparcie największego ówczesnego medium – „Gazety Wyborczej”. W prowadzonej na jej łamach kampanii próbowano bronić efektów rządów Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego. Atakowano głównie Porozumienie Centrum, zarzucając mu „powielanie bolszewickiej frazeologii”. Znacznie rzadziej przestrzegano przed ryzykiem wzmocnienia pozycji partii postkomunistycznej. Zdaniem „Gazety Wyborczej” SdRP osiągnęła „szczyt swoich możliwości” w wyborach prezydenckich, gdy bardzo dobry wynik zanotował Włodzimierz Cimoszewicz.
W programach wszystkich partii dominowały sprawy gospodarki. Osią sporów była ocena dotychczasowych rezultatów transformacji. Koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej prowadziła kampanię pod hasłem: „Tak dalej być nie może”. Dynamiczną i radykalną kampanię prowadziła zaś Konfederacja Polski Niepodległej. Jej politycy postulowali powstrzymanie „rozkradania majątku narodowego”, domagali się obniżenia podatków i stworzenia systemu kredytowego dla małych firm. Z perspektywy trzech dekad szczególnie interesujący wydaje się postulat zbudowania bloku państw Europy Środkowej i Wschodniej – „międzymorza” – które byłoby przeciwwagą dla odrodzenia się imperializmu rosyjskiego, a zarazem podporządkowania tych krajów wpływom gospodarczych Zachodu. Porozumienie Centrum prowadziło kampanię pod hasłem zerwania z liberalną polityką gospodarczą utożsamianą z działaniami Leszka Balcerowicza. W programie formacji Jarosława Kaczyńskiego zapisano także postulaty dekomunizacji, szybkiego wyprowadzenia z Polski wojsk sowieckich i zbliżenia z NATO oraz EWG. Do wartości chrześcijańskich odwoływała się Wyborcza Akcja Katolicka – koalicja zbudowana wokół Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Na przeciwległym biegunie znajdował się Kongres Liberalno-Demokratyczny, który skupiał się na pragmatycznych postulatach skierowanych do przedsiębiorców i młodego pokolenia wyborców. „Ludzie rozglądają się za jakąś nową siłą polityczną, wykraczającą poza anachroniczne podziały; za ugrupowaniem, które nie powołuje się bez przerwy na Częstochowę, orła w koronie i barykady stanu wojennego, lecz pokazuje, jak można zrobić biznes, jak zarabiać pieniądze” – deklarował lider KLD Donald Tusk.
„Pamiętajmy również, że dyskutowano na tematy ustrojowe. Zakładano, że ten Sejm będzie konstytuantą, która uchwali nową ustawę zasadniczą, mającą zastąpić stalinowską konstytucję z 1952 r. Jak wiemy, tak się nie stało, ponieważ podzielony Sejm był w stanie uchwalić tylko tzw. małą konstytucję w 1992 r. Różne partie przedstawiały skrajnie odmienne rozwiązania: od systemu prezydenckiego przez parlamentarno-gabinetowy aż po ekscentryczne pomysły przywrócenia konstytucji kwietniowej” – przypomniał w rozmowie z PAP prof. Antoni Dudek.
W kampanii pojawiło się wiele ugrupowań „egzotycznych” lub mających być w założeniu żartem. Wśród nich największą popularnością cieszyła się Polska Partia Przyjaciół Piwa. Jednym z jej najważniejszych postulatów było przekonanie Polaków do rezygnacji z mocnych alkoholi na rzecz piwa. Jej siłą napędową była obecność na listach wyborczych znanych satyryków i prezenterów telewizyjnych, m.in. Janusza Rewińskiego i Krzysztofa Ibisza. W wyborach startowała też złożona głównie z funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i ich współpracowników Partia „X” pod formalnym przywództwem byłego kandydata na prezydenta Stanisława Tymińskiego.
Wybory odbyły się 27 października 1991 r. Specyficzne prawo wyborcze w połączeniu z dopiero wyłaniającym się systemem partyjnym zaowocowało niezwykle rozbitym składem Sejmu. Zasiedli w nim reprezentanci aż 24 ugrupowań, z czego 10 wprowadziło do izby powyżej 10 posłów. Unia Demokratyczna uzyskała 12,3 proc. głosów (62 posłów), SLD – 12 proc. (60), PSL – 9,2 proc. (50), Wyborcza Akcja Katolicka – 9 proc. (50), Konfederacja Polski Niepodległej – także 9 proc. (51), Porozumienie Obywatelskie Centrum (PC i jego sojusznicy) – 8,7 proc. (44), KLD – 7,5 proc. (37), Porozumienie Ludowe (solidarnościowi ludowcy) – 5,5 proc. (28), „Solidarność” – 5 proc. (27), Polska Partia Przyjaciół Piwa – 3 proc. (16). Chaos kampanii politycznej oraz rozczarowanie bolesną transformacją zaowocowały bardzo niską frekwencją, która wyniosła niewiele ponad 43 proc. Wybory ostro krytykowała zagraniczna prasa. Tygodnik „The Economist” nazwał chaos polityczny w Polsce „pożegnalnym podarunkiem komunizmu dla polskiej demokracji”, równie złym jak zrujnowana gospodarka.
Początkowo Lech Wałęsa powierzył misję sformowania nowego rządu Bronisławowi Geremkowi, reprezentującemu posiadającą najwięcej mandatów Unię Demokratyczną. Jednak Geremek nie był w stanie utworzyć większości wystarczającej do uzyskania wotum zaufania. Ostatecznie więc gabinet został sformowany przez Jana Olszewskiego w oparciu o koalicję PC, ZChN i Porozumienia Ludowego, bez trwałej większości parlamentarnej. Pierwszy demokratyczny rząd III RP został obalony w czasie tzw. nocy teczek 4 czerwca 1992 r. Tego dnia przeciwna lustracji, stworzona naprędce koalicja, powierzyła misję powołania rządu Waldemarowi Pawlakowi z PSL. Po miesiącu nowy premier zrezygnował ze stanowiska, ponieważ nie był w stanie stworzyć większości parlamentarnej. Nowy rząd utworzyła Hanna Suchocka z UD. Jej gabinet przetrwał niecałe dwa lata – do 29 maja 1993 r. Kolejne wybory, już w ramach ordynacji promującej duże ugrupowania, przyniosły zwycięstwo partiom postkomunistycznym oraz gigantyczną klęskę rozdrobnionej prawicy.
Mimo że Sejm I kadencji był zaledwie dwuletnim epizodem w dziejach III RP, to zdaniem prof. Antoniego Dudka prowadzone w nim spory miały ogromny wpływ na dalsze losy odrodzonej Polski. „Był to Sejm, w którym rozgorzał spór o kształt odradzającego się po rządach komunistycznych państwa polskiego. Część dyskutowanych wówczas spraw, takich jak np. kształt prywatyzacji, jest wciąż aktualna.[…] Podobnie jest ze sprawą dopuszczalności aborcji, roli Kościoła czy zmian ustrojowych, które i wtedy, i dziś rozpalają spory. Można powiedzieć, że wówczas rozwiązał się wór z wieloma problemami, które wciąż powracają” – zaznaczył historyk w rozmowie z Polską Agencją Prasową. (PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp /