Miłosierny Jezus wiele razy uchronił mnie od śmierci, pomógł w trudnych sytuacjach – mówił w 2012 r. Janusz Brochwicz-Lewiński ps. Gryf, żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski, agent brytyjskiego wywiadu. Jeden z najbarwniejszych weteranów II wojny światowej zmarł 5 stycznia 2017 roku.
Janusz Brochwicz-Lewiński urodził się 17 września 1920 r. w Wołkowysku, jako syn Stanisława i Jadwigi z domu Piechocińskiej. Przyszedł na świat w rodzinie ziemiańskiej o tradycjach wojskowych.
„Brochwicze to starożytny ród rycerski z tradycjami patriotycznymi i wojskowymi, walczyli na Pomorzu razem z Bolesławem Krzywoustym, z Henrykiem Pobożnym pod Lednicą odpierali atak ord tatarskich, brali udział w wyprawach krzyżowych, w bitwie pod Grunwaldem razem z Władysławem Jagiełłą rozbijali potęgę Zakonu Krzyżackiego, a z Sobieskim walczyli pod Wiedniem. Istnieje też niemiecka linia rodu, z której pochodzi kilku znanych dowódców z wojska pruskiego i niemieckiego” - napisała Agnieszka Wygoda w artykule „Rycerz Rzeczypospolitej – gen. Janusz Brochwicz-Lewiński” opublikowanym na stronie przystanekhistoria.pl.
„W czasie II wojny światowej Brochwicze walczyli przeciwko sobie: gen. Walter von Brauchitsch był naczelnym dowódcą wojsk lądowych Wehrmachtu i kierował kampanią przeciwko Polsce, a gen. Erich von Manstein (wł. von Lewinski) wybitnym strategiem, autorem planu podboju Francji, Krymu i Sewastopola, odnosił liczne zwycięstwa na froncie wschodnim.2 Obaj zbrodniarze wojenni” - przypomniała.
Janusz ukończył liceum w Wołkowysku i rozpoczął służbę wojskową w ramach Kursu Podchorążych Rezerwy w 76 Lidzkim Pułku Piechoty w Grodnie. Pod koniec życia wspominał, że od najmłodszych lat pragnął zostać żołnierzem. Wychowywał się w kulcie Józefa Piłsudskiego i tradycjach patriotycznych. Jako 13-letni harcerz i gimnazjalista został wybrany by - z okazji urodzin Komendanta - wręczyć w Belwederze kwiaty Józefowi Piłsudskiemu. Spotkał tam weteranów powstania styczniowego i córkę Romualda Traugutta, Annę Juszkiewiczową.
We wrześniu 1939 r. walczył w stopniu kaprala podchorążego. Dzień przed wybuchem wojny dostał od matki coś, co stało się dlań relikwią przez całe życie. „W sierpniu 1939 roku byłem na urlopie u mojej babci i matki w Wołkowysku, tam mieliśmy majątek niedaleko. Wojna wisiała w powietrzu. Moja matka, która przeżyła wojnę w 1920 roku, panicznie bała się hordy bolszewickiej. Przed odjazdem do mojego pułku, który stacjonował w Grodnie, dała mi ten niepozorny, niebieski obrazek Jezusa Miłosiernego i powiedziała: +Ten obrazek będzie cię chronił, on jest poświęcony, noś go z sobą+. Matka otrzymała go od księdza proboszcza w Wołkowysku, który powiedział jej, że ten obrazek ma wielką moc” - opowiadał w artykule pt. „Był ze mną zawsze” opublikowanym w 83. numerze kwartalnika „Orędzie Miłosierdzia”(2012). „Obrazek Jezusa Miłosiernego, który mi dała, włożyłem do mojej legitymacji wojskowej. Nosiłem go w mundurze lub w portfelu, gdy chodziłem po cywilu, ale zawsze miałem go z sobą” - wspominał Brochwicz-Lewiński.
Po agresji ZSRS na Polskę dostał się do niewoli sowieckiej, z której zbiegł. „Mój oddział walczył na wschodniej granicy z Rosjanami, którzy 17 września wkroczyli do Polski. Po trzech dniach zostaliśmy wzięci do niewoli. Wraz z czternastoma innymi oficerami zostałem postawiony przed sądem polowym NKWD i skazany na śmierć, mimo że miałem dziewiętnaście lat i byłem młodym podchorążym. Nie wiem, jak to się stało, że nie wykonano wyroku śmierci na miejscu, jak to uczyniono z innymi dziesięcioma oficerami, ale wsadzono mnie do pociągu wraz z czterema skazanymi i wieziono w głąb Rosji, by tam dopełnić egzekucji. Z tego transportu uciekłem i to był pierwszy cud. Po dwóch tygodniach samotnego marszu, ukrywając się przed ludźmi, dotarłem do Bugu. Przez rzekę w nocy łódką przeprawił mnie pewien człowiek. I tu też szczęśliwie przeszedłem niezauważony przez służby graniczne” - relacjonował ocalenie z rąk NKWD. „Miałem wrażenie, że w niemieckiej okupacji miałem jakby pół wolności. W Rosji sowieckiej nie miałbym najmniejszej szansy, aby przeżyć. Niemcy traktowali ludzi źle i mordowali, jednak była szansa przeżycia. W Rosji – nie daliby mi takiej możliwości” – ocenił po latach.
We wrześniu 1939 r. walczył również jego ojciec Stanisław Brochwicz-Lewiński - profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Stefana Batorego. Dostał się do niewoli sowieckiej, trafił do obozu na Kołymie. W latach 1941–45 przeszedł cały szlak Armii Andersa. Zmarł na zapalenie płuc w Wielkiej Brytanii dwa lata po zakończeniu wojny.
Janusz Brochwicz-Lewiński włączył się w działalność rodzącej się konspiracji. W Puławach znalazł zatrudnienie w administracji niemieckiej. Przy tej okazji prowadził działania wywiadowcze dla wywiadu Związku Walki Zbrojnej. Z powodu zagrożenia dekonspiracją w 1942 r. opuścił Puławy i do wiosny 1944 r. dowodził oddziałem partyzanckim AK na Lubelszczyźnie. Jego postawa wobec wziętych do niewoli Niemców sprawiła, że nadali mu przydomek „Rycerski Dowódca”. Sam używał pseudonimu Gryf. „Dlaczego Gryf? Kiedy składałem przysięgę w 1940 r. w Związku Walki Zbrojnej w Kazimierzu Dolnym, mój przełożony por. pilot Jerzy Górecki, który ją odebrał, zapytał, jaki chciałbym mieć pseudonim. Myślałem – może Kmicic, Napoleon, Topór? Jednak nie były interesujące. Miałem wówczas na stole figurkę gryfa, którą ktoś mi dał. Spojrzałem na nią i pomyślałem… Gryf? I tak zostało. Nie zmieniałem nigdy tego pseudonimu – ani w ZWZ, ani w Armii Krajowej. Zostałem przy nim całe życie. Gryf – o czym wówczas nie wiedziałem – był też symbolem rodu Brochwiczów z Pomorza” – wspominał.
W obliczu zbliżającej się akcji „Burza” został w marcu 1944 r. skierowany do Warszawy. Po przybyciu do stolicy z rozkazu dowódcy Okręgu Warszawskiego AK wszedł w skład I plutonu kompanii „Pegaz” (późniejszy „Parasol”). Powierzono mu szkolenie. „Zobaczyłem więc, że +Parasol+ nie był dobrze wyszkolony, i miałem mu w tym pomóc. Opierano się na moim doświadczeniu. Byłem twardy, wymagałem dużo, ale dawałem też dobry trening. (…) Szkoliłem z broni, terenoznawstwa z kompasem i mapą, musztry – bo to było bardzo ważne. Później było planowane przejście na wyszkolenie spadochronowe” – zaznaczał po latach.
Przygotowywał również akcje likwidacji gestapowców i agentów. W ostatnich tygodniach przed powstaniem jego oddział skupił się na zdobywaniu materiałów niezbędnych do prowadzenia walki. 10 lipca 1944 r. dowodził akcją na aptekę Wendego przy Krakowskim Przedmieściu 55, podczas której zdobyto narzędzia chirurgiczne, lekarstwa, środki znieczulające oraz materiały opatrunkowe dla sanitariatu Kedywu Komendy Głównej AK. Dziś akcja ta uważana jest za jedną z najlepiej przygotowanych i przeprowadzonych akcji Armii Krajowej. „Gryf” rozpracował system alarmowy działający w aptece, mieszkańców kamienicy, a następnie wczesnym rankiem rozpoczął akcję, wchodząc do apteki w mundurze niemieckiego oficera, pod pozorem zakupu leków dla swego rzekomego dowódcy. W przedsięwzięciu pomagał lekarz, który selekcjonował najbardziej przydatne materiały. Z apteki wywieziono ciężarówkę bezcennych w czasie powstania medykamentów, które zdeponowano we wcześniej przygotowanym magazynie. „Gryf” podkreślał ryzyko całej akcji: „Jeżeli by tam padł choć jeden strzał, nie byłoby po nas śladu. W odległości 300–400 metrów znajdowały się takie posterunki, że Niemcy byli w sile 800–1000 żołnierzy na tym terenie. Byli wszędzie. Tu posterunek, tam posterunek, obok gestapo, dalej SS…”.
W dniach 4–5 sierpnia 1944 r. wsławił się dowodzeniem obroną kompleksu zabudowań przemysłowych na Woli „Getreide Industrie-Werke” czyli: młyna, fabryki makaronów, magazynów oraz „pałacyku”, a właściwie kamieniczki Karola Michlera przy ul. Wolskiej 40. Jego oddział czterokrotnie odpierał niemieckie ataki wspierane bronią pancerną. Za te walki odznaczono go Krzyżem Walecznych. Wydarzenia te zostały upamiętnione w powstańczej piosence „Pałacyk Michla”. Od 6 sierpnia dowodził walkami kilkunastoosobowej grupy opóźniającej, której zadaniem była obrona rejonu Młynarska–Żytnia. Na Woli zetknął się z jedną z najbardziej zbrodniczych formacji niemieckich. „Walczyłem m.in. z brygadą Dirlewangera, złożoną z morderców. Ci ludzie byli wypuszczani z więzień pod warunkiem, że będą się bili na śmierć i życie. To była dla nich jedyna droga do wolności” – mówił w wywiadzie z 2015 r.
8 sierpnia został ciężko ranny podczas starć na Cmentarzu Ewangelickim. Otrzymał postrzał w twarz, którego ślady nosił do końca życia. Kula w czterech miejscach złamała mu szczękę. Został wyeliminowany z czynnego udziału w kolejnych walkach. „Gryf” wspominał, że był bliski śmierci i otrzymał ostatnie sakramenty. Po siedemdziesięciu latach podkreślał również, że były to boje toczone z jedną z najbardziej elitarnych jednostek sił niemieckich – Dywizją Pancerno-Spadochronową Hermann Göring. Został ewakuowany do Szpitala Jana Bożego na Starym Mieście, następnie w czasie ewakuacji Starówki kanałami przeszedł do północnej części Śródmieścia. Pod koniec życia jednoznacznie pozytywnie oceniał decyzję o wybuchu zrywu. „Poszliśmy do powstania, bo marzyliśmy o wolnej Polsce” – tłumaczył w apelu do powstańców, wystosowanym 1 sierpnia 2016 r.
Po kapitulacji dostał się do niewoli. Był więziony w stalagu Lamsdorf, a później oflagu VII A Murnau. Po uwolnieniu przez Amerykanów pozostał po wojnie na Zachodzie. Wkrótce otrzymał przydział do Ośrodka Zapasowego Samodzielnej Brygady Spadochronowej, z której we wrześniu 1945 r. został skierowany do szpitala w Szkocji. Przeszedł ciężką operację szczęki i pięciomiesięczną rehabilitację. W lutym 1946 r. opuścił szpital. Przed demobilizacją ukończył kurs w Brygadzie Spadochronowej. Jego zadaniem powierzonym przez władze emigracyjne miało być przeprowadzenie zamachu na komunistycznych oficerów w Polskiej Misji Wojskowej w Londynie. Wśród nich był m.in. Czesław Kiszczak.
Zdecydował się na pozostanie w Wielkiej Brytanii. Wstąpił do armii Zjednoczonego Królestwa. Służył m.in. w elitarnym 3. Pułku Królewskim Huzarów i gwardii przybocznej Jego Królewskiej Mości króla Jerzego VI. „Gdy poznałem przyszłą królową Elżbietę II, to miała 19 lat, a jej młodsza siostra Margareta 16–17 lat. Uczestniczyłem wcześniej w paradzie dekoracyjnej, kiedy Elżbieta II została koronowana na królową”.
Jako agent brytyjskiego wywiadu MI6 był przydzielany do misji wymierzonych przeciwko wpływom sowieckim. Kilkukrotnie uniknął śmierci w zamachach organizowanych przez sowieckie służby specjalne. „Ten obrazek Jezusa Miłosiernego chronił mnie” - wyjaśnił Brochwicz-Lewiński.
Współpracował także z amerykańską CIA. Po opuszczeniu armii był przez 15 lat kwatermistrzem i oficerem administracyjnym w jednej z brytyjskich szkół wojskowych.
Po przejściu na emeryturę w 1985 r. pracował dorywczo jako tłumacz w ambasadzie brytyjskiej w Bonn i konsulacie brytyjskim w Kolonii. Powrócił na stałe do Polski w lipcu 2002 r. Podniszczony obrazek Jezusa Miłosiernego zawisł na ścianie jego warszawskiego mieszkania.
„Dla mnie ten obrazek jest jak ołtarz. Ja z nim żyję, zwierzam Mu się z tego, co przechodzę. Nie pójdę spać, dopóki nie porozmawiam z moim Panem Jezusem. I robię to codziennie” - powiedział Janusz Brochwicz-Lewiński, cytowany w artykule „Był ze mną zawsze”.
Aktywnie działał w środowisku kombatanckim. Angażował się też w akcje promujące patriotyzm i wiedzę historyczną. W styczniu 2007 r. uczestniczył w akcji billboardowej programu „Patriotyzm Jutra”. 24 kwietnia 2008 r. prezydent Lech Kaczyński awansował go na stopień generała brygady.
W latach 2009–14 zasiadał w Kapitule Orderu Wojennego Virtuti Militari. Od 2014 r. był członkiem Komitetu Honorowego Fundacji „Łączka”. Był także Honorowym Obywatelem m. st. Warszawy.
Janusz Brochwicz-Lewiński był odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Walecznych (dwukrotnie), Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, Warszawskim Krzyżem Powstańczym, Krzyżem Kampanii Wrześniowej, Złotym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju, British Empire Medal, War Medal 1939–1945 i General Service Medal.
W listopadzie 2015 r. prezydent Andrzej Duda nadał mu Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za działalność na rzecz środowisk kombatanckich, za pielęgnowanie pamięci o najnowszej historii Polski”.
W 2016 r. IPN przyznał mu tytuł Kustosza Pamięci Narodowej. „Całe moje życie poświęciłem dla Ojczyzny, aby walczyć o jej wolność. (…) Czekałem na absolutną wolność naszego kraju w czasie, gdy nasi wrogowie chcieli zrobić z niego bolszewicką kolonię. (…) Walczyliśmy o wolność, bo nie było dla człowieka nic większego, niż poświęcić to, co najważniejsze, czyli życie” – powiedział podczas uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie. Było to jedno z ostatnich publicznych wystąpień „Gryfa”.
Zmarł w Warszawie 5 stycznia 2017 r. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Decyzją prezydenta RP został pośmiertnie awansowany do stopnia generała dywizji. „Generał to wzór Polaka, patrioty, żołnierza niezłomnego, twardego, a jednocześnie ciepłego, dobrego, absolutnie niezachwianego w przekonaniu o konieczności służby ojczyźnie. (…) Poświęciłeś tyle lat na dawanie świadectwa, kształtowanie ich świadomości, poczucia więzi z ojczyzną i obowiązku wobec niej. Dziękujemy za twoje wielkie, bohaterskie i piękne życie” – mówił prezydent Duda podczas uroczystości pogrzebowych.
„Miłosierny Jezus wiele razy uchronił mnie przed śmiercią, pomógł w trudnych sytuacjach, był dla mnie dobry, dlatego Go kocham, uwielbiam i będę Mu wierny aż do końca życia” - mówił Janusz Brochwicz-Lewiński w 2012 roku.(PAP)
szuk/ pat/