80 lat temu, 8 lipca 1943 r., gen. Kazimierz Sosnkowski został mianowany Naczelnym Wodzem. „Sprawdził się na tym stanowisku. Był jednak solą w oku wszystkich: dla części rządu emigracyjnego, dla Sowietów i anglosaskich aliantów” – mówi PAP historyk wojskowości i pracownik IPN we Wrocławiu dr hab. Jerzy Kirszak.
4 lipca 1943 r. Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i premier Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie gen. Władysław Sikorski zginął w katastrofie lotniczej w Gibraltarze. Konieczny był wybór kandydatów na premiera i Naczelnego Wodza. Już dekret prezydenta RP Władysława Raczkiewicza z maja 1942 r. rozdzielał te dwie funkcje od siebie. Na stanowisko szefa Rady Ministrów powołano wywodzącego się ze Stronnictwa Ludowego Stanisława Mikołajczyka. 8 lipca 1943 r. prezydent RP Władysław Raczkiewicz mianował gen. Kazimierza Sosnkowskiego Naczelnym Wodzem jako najstarszego stopniem generała w Wojsku Polskim.
"Rozważano jeszcze dwie kandydatury - gen. bryg. Stanisława Kopańskiego i gen. dyw. Władysława Andersa, lecz oni byli młodsi stopniem od Sosnkowskiego. Za pierwszym przemawiała wspaniała przeszłość dowódcy Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, wsławionej obroną Tobruku, natomiast Anders cieszył się autorytetem człowieka, który ocalił tysiące Polaków z ZSRS i był dowódcą największej jednostki Polskich Sił Zbrojnych - 2. Korpusu Polskiego" - powiedział PAP Jerzy Kirszak.
Sosnkowski był legendą już za życia. Niedoszły architekt został szefem sztabu I Brygady Legionów, prawą ręką, przyjacielem i wieloletnim, najbliższym współpracownikiem Józefa Piłsudskiego, którego poznał już w 1908 r. we Lwowie. Wspólnie tworzyli Legiony. Sosnkowski dowodził w walkach o Kielce w sierpniu 1914 r. Dla Pierwszej Kadrowej był to właściwie chrzest bojowy "Marsz na Kielce - zdaniem mojem - należał do najśmielszych akcyj wojennych" - oceniał marszałek Piłsudski.
"Któż by przypuścił, że ten surowy, wysoki, pysznie zbudowany oficer, pamiętający w przeciągu długiego czasu każdą minutę wydanego rozkazu, nazwę każdej miejscowości, rozmieszczenie każdego plutonu w czasie walki, że ten tak surowy szef sztabu jest zamiłowanym wielbicielem sztuk pięknych. Kocha muzykę, lubi szarówką dopaść fortepianu na jakiejś kwaterze i grać Szumana, Szopena, obchodzą go jak najżywiej nowe szkoły malarskie, a literaturę rozumie, jakby się miłości słowa uczył we Francji" - pisał o Sosnkowskim w 1915 r. Juliusz Kaden-Bandrowski w "Piłsudczykach".
22 lipca 1917 r. Sosnkowski został aresztowany - wraz z Piłsudskim - przez Niemców i trafił do twierdzy w Magdeburgu. 10 listopada 1918 r. obydwaj tryumfalnie powrócili do odzyskującej właśnie niepodległość ojczyzny. W tym okresie był drugą w hierarchii, po Piłsudskim, osobą w odrodzonej Rzeczypospolitej.
Historyk prof. Marian M. Drozdowski określił go mianem "człowieka dialogu i zgody". Przypomniał także, że komendant Legionów powierzał mu trudne, wymagające dyplomatycznego talentu misje, jak np. negocjacje z przywódcą endecji Romanem Dmowskim o ustaleniu składu polskiej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu.
W decydującym dla losów kraju momencie wojny polsko-bolszewickiej 10 sierpnia 1920 r. Sosnkowski został ministrem spraw wojskowych i członkiem Rady Obrony Państwa. "Walnie przyczynił się do zwycięstwa nad bolszewikami" - podkreślił dr hab. Kirszak.
"Miał wyjątkowy talent organizacyjny i pęd do wyciągania konsekwencji praktycznych i wcielania w życie raz powziętych koncepcji. Pod tym względem zdaniem moim górował na Józefem Piłsudskim i był jego znakomitym dopełnieniem" - wspomniał Sosnkowskiego b. wicemarszałek Sejmu i oficer wywiadu II RP Bogusław Miedziński w wydanych latach 70. w Paryżu "Zeszytach Historycznych".
Wśród żołnierzy Sosnkowski cieszył się ogromnym autorytetem. W końcowych walkach we wrześniu 1939 r. wraz z podkomendnymi brał bezpośrednio udział walce z karabinem w dłoni na pierwszej linii frontu.
"Sosnkowski był świetnym ministrem spraw wojskowych w pierwszych latach niepodległości. Zasłużył się także jako dowódca Frontu Południowego, a dokładnie - dwóch wykrwawionych już armii +Kraków+ i +Karpaty+ we wrześniu 1939 r. i jako jeden z nielicznych wyższych dowódców, który odniósł sukces na froncie. 15-16 września w okolicy Jaworowa i Sądowej Wiszni (ob. Ukraina) dowodzone przez niego oddziały rozbiły pułk zmotoryzowany SS-Standarte +Germania+. Niemcy stracili wielu zabitych, w tym oficerów, i utracili artylerię oraz liczne pojazdy. Był to sukces taktyczny, który jednak nie mógł zmienić przebiegu walk" - ocenił Kirszak.
Wśród żołnierzy Sosnkowski cieszył się ogromnym autorytetem. W końcowych walkach we wrześniu 1939 r. wraz z podkomendnymi brał bezpośrednio udział walce z karabinem w dłoni na pierwszej linii frontu.
"W przeciwieństwie do wyniosłego Sikorskiego był osobą bezpośrednią, lubił rozmowy ze zwykłymi żołnierzami i był powszechnie szanowany. Miał jednak wielu zagorzałych wrogów w sferach rządu na emigracji. Sytuacja nasiliła się, gdy po śmierci Sikorskiego premierem został Mikołajczyk, który jak poprzednik niechętny był piłsudczykom. Zwalczał generała na każdym kroku. Sosnkowskiego określano mianem +sanatora+, +faszysty+, a nawet +antysemity+|" - zaznaczył historyk.
"Mikołajczyk, współorganizator strajku chłopskiego w sierpniu 1937 r., krwawo stłumionego przez policję gen. Felicjana Sławoja Składkowskiego – ministra spraw wewnętrznych i premiera, podobnie jak Wincenty Witos, obsesyjnie nie miał zaufania do piłsudczyków, w tym do Raczkiewicza, Sosnkowskiego i znacznej części kadry oficerskiej Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Armii Krajowej" - pisał prof. Drozdowski, tłumacząc awersję premiera do przedwojennych elit.
Relacje Naczelnego Wodza z członkami rządu w latach 1943-44 można uznać za chłodne, a w niektórych przypadkach - złe. W opozycji do Sosnkowskiego stał również minister obrony gen. Marian Kukiel. "Znali się jeszcze od 1908 r. ze Lwowa, gdzie zakładali Związek Walki Czynnej - jedną z pierwszych na terenie zaborów polskiej organizacji o charakterze zbrojnym" - przypomniał dr hab. Kirszak.
Uważał, że Polska nie powinna wykrwawiać się w niepotrzebnych zrywach. Zdawał sobie jednak sprawę, że Polacy stali się dla Londynu i Waszyngtonu niewygodnymi sojusznikami. Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej obawiano się, że Polska może wręcz dokonać rozłamu w alianckim obozie, i Stalin to rozgrywał na swoją korzyść - zwrócił uwagę dr hab. Kirszak.
"Mimo wspomnianych przeciwności gen. Sosnkowski sprawdził się jako Naczelny Wódz. Był strażnikiem honoru Rzeczypospolitej. Uważał, że Polska nie powinna wykrwawiać się w niepotrzebnych zrywach. Zdawał sobie jednak sprawę, że Polacy stali się dla Londynu i Waszyngtonu niewygodnymi sojusznikami. Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej obawiano się, że Polska może wręcz dokonać rozłamu w alianckim obozie, i Stalin to rozgrywał na swoją korzyść" - zwrócił uwagę badacz.
W opinii historyka Churchill panicznie obawiał się scenariusza, w którym ZSRS zawarłby, jak w czasie I wojny światowej, separatystyczny pokój lub zawieszenie broni z III Rzeszą i zaniechał dalszych walk na froncie.
"Sosnkowski był solą w oku właściwie dla wszystkich: dla części rządu na emigracji, dla Sowietów i anglosaskich aliantów. Uważał, że z Sowietami nie można zawierać układów, bo są oni wiarołomni i niewiarygodni. Znał Rosję i jej niezależny od systemu politycznego imperializm dobrze jeszcze z czasów carskich" - wyjaśnił Kirszak.
Historyk podkreślił też, że generałowi udało się zbudować "silną i nowoczesną armię polską, która na początku 1944 r. włączyła się do walk na lądzie". W okresie, gdy gen. Sosnkowski był zwierzchnikiem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, polscy żołnierze walczyli m.in. pod Monte Cassino, Ankoną i pod Falaise (Francja). We wrześniu 1944 r. uczestniczący w operacji powietrznodesantowej "Market Garden" spadochroniarze I Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego lądowali pod Arnhem w Holandii. Niezależnie od tego na morzach i w powietrzu obecne były okręty Marynarki Wojennej oraz samoloty polskich dywizjonów RAF.
"Gen. Sosnkowski był przeciwnikiem wybuchu powstania przeciw Niemcom w warunkach politycznych 1944 r. Uważał, że nie odniesie ono sukcesu, a przez morze ofiar ułatwi sowietyzację kraju. W tym duchu wysłał kilka depesz do dowódcy Armii Krajowej. Zważywszy, że Naczelny Wódz podlegał rządowi, a ten parł do zrywu, Sosnkowski nie mógł się temu przeciwstawić" - zaznaczył Kirszak.
Po wybuchu Powstania Warszawskiego nieustannie naciskał na aliantów, by zwiększyli swoją pomoc i liczbę lotów ze zrzutami broni dla walczącej stolicy.
"Punktem kulminacyjnym był jego słynny rozkaz nr 19, w którym wytykał aliantom opieszałość i porzucenie polskiego sojusznika. To przyczyniło się do usunięcia generała ze stanowiska" - ocenił historyk.
"Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy, pozostawiony sam sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami, oto tragiczna i potworna zagadka, której my Polacy odszyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi sprzymierzonych u progu szóstego roku wojny. Nie umiemy dlatego, gdyż nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. […] Warszawa czeka. Nie na czcze słowa pochwały, nie na wyrazy uznania, nie na zapewnianie litości i współczucia. Czeka ona na broń i amunicję. Nie prosi ona, niby ubogi krewny, o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze" - pisał Sosnkowski w rozkazie, który zaważył o jego przyszłości.
Po interwencji brytyjskich władz 30 września 1944 r. prezydent Raczkiewicz zdymisjonował Sosnkowskiego ze stanowiska Naczelnego Wodza. "Wiem dobrze, że popełniam rzecz wysoce niemoralną" - wyjaśnił generałowi.
"Po udzielonej dymisji otrzymał sześciotygodniowy urlop i odpłynął wraz z żoną do Kanady, dokąd jeszcze w 1940 r. byli ewakuowani jego trzej młodsi synowie. Starsi - Aleksander i Jan walczyli w szeregach Marynarki Wojennej i lotnictwa. Gdy po urlopie chciał powrócić do Londynu, okazało się, że nie jest tam potrzebny i prezydent parokrotnie prolongował mu urlop. Poza tym aż do 1949 r. odmawiano mu wizy wjazdowej do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. W tej sytuacji postanowił osiedlić się w Kanadzie na stałe. Wraz z rodziną osiadł na farmie w Arundel (Quebec). Zmarł tam 11 października 1969 r." - podsumował dr hab. Kirszak.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ pat/ skp/