Na 6 października Sąd Apelacyjny w Warszawie wyznaczył nowy termin rozpoznania zażalenia na decyzję uchylającą areszty wobec oskarżonych w procesie dotyczącym zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów. Od końca sierpnia dwóch z nich przebywa na wolności; trzeci odbywa karę więzienia w związku z inną sprawą.
Informację o nowym terminie rozpoznania zażalenia przekazały PAP strony procesu. Sąd miał zająć się sprawą w tę środę, jednak skład sędziowski nie zdążył zapoznać się z aktami postępowania.
Proces dotyczący zabójstwa b. premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie w sierpniu ub.r. Prokuratura oskarża Roberta S. o uduszenie Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelenie jego żony, a Dariusz S. i Marcin B. oskarżeni są o współudział w zabójstwie b. premiera. Wszyscy trzej to b. członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych.
Po roku trwania procesu oskarżeni skończyli składanie wyjaśnień, a postępowanie weszło w fazę dowodową. Jednocześnie pod koniec sierpnia sędzia Agnieszka Jarosz podjęła decyzję o uchyleniu oskarżonym trwającego ponad trzy lata aresztu, zamieniając ten środek zapobiegawczy na dozór policyjny połączony m.in. z zakazem opuszczania kraju. Powodem było malejące według sądu prawdopodobieństwo, by oskarżeni faktycznie byli sprawcami zbrodni. Dwóch z nich, w tym główny oskarżony Robert S., mogło w związku z tym wyjść na wolność. Trzeci z nich, Dariusz S., odbywa karę pozbawienia wolności w związku z inną sprawą.
"Sąd nie może nie reagować na wynikające z rozprawy osłabienie mocy materiału dowodowego. W niniejszej sprawie na sprawstwo oskarżonych wskazują jedynie dowody z wyjaśnień Dariusza S. oraz Marcina B." – uzasadniała swoją decyzję sędzia. Jak dodała, wyjaśnienia oskarżonych charakteryzowały się "zmiennością i wzajemną sprzecznością".
Oskarżająca w sprawie Prokuratura Okręgowa w Krakowie określiła decyzję sądu jako "nieuzasadnioną i bulwersującą" i złożyła zażalenie, które trafiło do warszawskiego sądu apelacyjnego.
Prokuratura zarzuca trzem mężczyznom zasiadającym na ławie oskarżonych napad rabunkowy na posesję Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji w warszawskim Aninie w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r., podczas którego mieli wspólnie zamordować Piotra Jaroszewicza, zaś Robert S. miał zabić Alicję Solską-Jaroszewicz. Robertowi S. zarzucono również zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie. Grozi im dożywocie.
Według prokuratury w dniu napadu oskarżeni przez wiele godzin obserwowali posesję ofiar. Po wejściu do domu Jaroszewiczów przez uchylone okno łazienki Robert S. obezwładnił Piotra Jaroszewicza uderzeniem w tył głowy znalezioną bronią palną. Oskarżeni przywiązali mężczyznę do fotela. Z kolei Alicja Solska–Jaroszewicz została skrępowana i położona na podłodze w łazience. Oskarżeni przeszukali dom, zabrali z niego - poza dwoma pistoletami - 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet oraz damski zegarek.
Jak wskazuje prokuratura, prawdopodobnie w momencie opuszczania przez sprawców domu pokrzywdzonych, już wcześnie rano, Piotr Jaroszewicz wyswobodził się z więzów. Napastnicy znów posadzili go w fotelu. Następnie, gdy dwaj sprawcy trzymali go za ręce, Robert S. go udusił. Po zamordowaniu Piotra Jaroszewicza Robert S. miał zabrać z gabinetu pokrzywdzonego jego sztucer, pójść do łazienki, w której leżała związana Alicja Solska-Jaroszewicz, i ją zastrzelić.
Informację dotyczącą udziału w zbrodni w Aninie przekazał śledczym Dariusz S. w toku innego śledztwa dotyczącego porwania dla okupu. Mężczyzna skorzystał w związku z tym z nadzwyczajnego złagodzenia kary. W czasie procesu przed warszawskim sądem oskarżony wycofywał się z niektórych wcześniejszych wyjaśnień, a inne z nich modyfikował. Podkreślał też, że nie sądził, iż zostanie oskarżony o zabójstwo.
Mimo tego, że Dariusz S. oraz Marcin B. twierdzą, że byli na miejscu zbrodni, w swoich wyjaśnieniach wielokrotnie zasłaniali się niepamięcią i nie potrafili wskazać licznych szczegółów dotyczących dnia napadu. Ich wyjaśnienia obciążały głównie Roberta S., który twierdzi, że w ogóle nie było go w willi małżeństwa Jaroszewiczów. "Zarzuty oraz oskarżenie przed sądem sformułowano w oparciu o kłamstwa współoskarżonych. Nie miałem nic wspólnego tymi czynami. Nie brałem w nich żadnego udziału. Do dnia postawienia zarzutów nie miałem żadnej wiedzy na temat udziału Marcina B. i Dariusza S. w zbrodni w Aninie" - mówił na pierwszej rozprawie w ubiegłym roku.(PAP)
autorka: Sonia Otfinowska
sno/ lena/