Szacuje się, że Polska – kraj najbardziej poszkodowany pod względem strat ludzkich i materialnych – otrzymała zaledwie 2–3 proc. z całości odszkodowań wypłaconych po wojnie przez Niemcy. To bardzo wiele mówi o skali rozliczenia Niemiec wobec Polski – powiedziała PAP dr Joanna Lubecka, historyk z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Krakowie oraz Akademii Ignatianum.
Polska Agencja Prasowa: Jakie konsekwencje II wojny światowej poniosły Niemcy - państwo, które 83 lata temu ją rozpoczęło?
Dr Joanna Lubecka: Można te konsekwencje podzielić na polityczne, gospodarcze i konsekwencje rozumiane jako rozliczanie zbrodni wojennych. Można powiedzieć, że na pewno nie były to konsekwencje adekwatne do poniesionej winy. Możemy też jednak zadać pytanie, czy kiedykolwiek świat osądził jakiegokolwiek agresora w sposób adekwatny do jego czynów.
Jeśli chodzi o Niemcy, to Trybunał Norymberski i tzw. procesy następcze były pierwszym przypadkiem na świecie, gdy obce państwa sądzą agresora. Nie znaczy to oczywiście, że efekt tego sądzenia był zadowalający. To odium sprawcy jednak działało bardzo krótko. Bo już 40-50 lat po wojnie RFN i później zjednoczone już Niemcy stały się jednym z najbardziej pożądanych politycznie i gospodarczo partnerów na świecie i fantastycznie sobie w tej sytuacji poradziły. Jeśli zaś chodzi o osądzenie niemieckich zbrodniarzy wojennych, to mamy duży problem. Bo ono przebiegało w miarę sprawnie do początku zimnej wojny.
W osądzeniu niemieckich zbrodniarzy wojennych zasadniczą rolę odegrała wola polityczna. Do Norymbergi doszło tylko dlatego, że zwycięskie mocarstwa chciały osądzać Niemców. Z kolei w 1948, 1949 r., kiedy już powstały dwa państwa niemieckie, wtedy w zasadzie odpuszczono sądzenie. Alianci przestają do tego dążyć. Sądzenie zbrodniarzy wojennych przekazują Niemcom. A w interesie Niemiec to nie leżało. Z naszej, dzisiejszej, polskiej perspektywy ważne są dwa aspekty. Pierwszy to sądzenie w wymiarze sprawiedliwości. Ono w Niemczech już słabo funkcjonuje. Drugi aspekt nazwałabym etycznym, moralnym. Niemcy twierdzą, że "wzorcowo" się rozliczyli ze zbrodniami, że "przepracowali temat" społecznie, i to jest kwestia dyskusyjna, bo jeśli porównamy ich z Austriakami, to rozliczyli się lepiej, pełniej, ale czy faktycznie "wzorcowo"? Powiem nieco przewrotnie, że może państwo niemieckie sobie to przepracowało, państwo w sensie rytuałów politycznych: Niemcy przyznają się do zbrodni, Niemcy w sensie przedstawicieli państwa niemieckiego, nie wypierają się tego. Natomiast nie zostało to przepracowane społecznie.
PAP: Czy jesteśmy w stanie oszacować, ilu zbrodniarzy osądzono, a ilu uniknęło procesów?
Dr J. Lubecka: Nie mamy pełnych, szczegółowych danych. Nie jesteśmy w stanie oszacować, ilu zbrodniarzy zostało osądzonych, bo tak naprawdę nie wiemy, ilu ich było. Kogo zakwalifikować jako zbrodniarza, a kogo nie? Podkreślam jednak, że jeśli spojrzymy na okres III Rzeszy, do próby oszacowania możemy użyć danych, np. "ilu Niemców należało do NSDAP?" - to ok. 10,5 mln osób. Albo: "ilu Niemców i Austriaków przewinęło się przez Wehrmacht?" - to ponad 15 mln. Niemieccy historycy szacują, że ok. pięciu procent żołnierzy Wehrmachtu brało udział w zbrodniach wojennych, a to oznacza 700-800 tys. ludzi. A jeśli do tego dodamy formację SS, wszystkie formacje policyjne, urzędników Urzędu Rasy i Osadnictwa, czyli tych, którzy planowali mordy? Adolf Eichmann, który kierował logistyką zagłady, nikogo osobiście nie zabił. To byli tzw. zbrodniarze zza biurka. Jeślibyśmy zsumowali te liczby, wyszłoby nam, że w każdej niemieckiej rodzinie statystycznie mamy może nie zbrodniarza, ale osobę uwikłaną, wspólnika zbrodni. Wyobraźmy sobie, że mamy rozliczać. To oznacza, że rozliczamy własnego ojca, brata, syna.
W momencie, gdy pod koniec lat czterdziestych Niemcom dano możliwość sądzenia, oni automatycznie od niego odstąpili. Wykorzystali sytuację polityczną, w której RFN stała się sojusznikiem Zachodu, alianci zaś przestali naciskać na rozliczenia. W swojej ustawie zasadniczej z 1949 r. Niemcy znieśli karę śmierci, co było oczywiste: świat oczekiwał tego, że Niemcy już więcej nie będą wykonywać kary śmierci. W kodeksie karnym RFN nie przyjęła też zasad Norymbergi – niemieckie sądy nie sądziły za zbrodnie przeciw ludzkości, pokojowi itd. Tych, których postawiono przed sądami RFN, sądzono za zabójstwa, a nie za morderstwa, a zabójstwa w prawie niemieckim ulegają przedawnieniu, i nawet gdy wiedziano, że ktoś był esesmanem i wykonywał wyroki lub mordował ludność cywilną, to jeśli nie udowodniono mu jego bezpośredniej winy, nie można go było postawić przed sądem np. za to, że był członkiem załogi KL Auschwitz. Nie uznawano tego za morderstwo i ulegało to przedawnieniu po dwudziestu latach. Szacuje się, że osądzono trzy procent osób z załóg obozów koncentracyjnych.
A wiemy przecież, że załogi obozów składały się z osób uwikłanych w zbrodnie i ze zbrodniarzy. Wiemy, jak wyglądały losy przywódców Rzeszy - projektantów zbrodni. Część z nich uniknęła procesów, bo popełnili samobójstwo, od Hitlera począwszy: Goebbels, Himmler, Göring i inni. Część nie stanęła przed sądem, gdyż uciekli. Alianci nie wiedzieli, jak wyglądali komendanci obozów, ich podobizny nie były rozpowszechnione, trudno ich było szukać. Po wojnie zaś łatwo się kamuflowali, żyli nawet pod swoimi nazwiskami, np. lekarze i naukowcy od eksperymentów pseudomedycznych pracowali na uczelniach. Inni, których poszukiwali alianci, uciekali tzw. szczurzym szlakiem, najczęściej do Ameryki Południowej, i unikali procesów. Generalnie po 1949 r. udawało się przeżyć w Niemczech, nawet mając krew na rękach, bez specjalnych starań.
PAP: Siedemdziesiąt lat temu w Luksemburgu RFN oraz kilkadziesiąt państw podpisało traktaty dotyczące wypłaty odszkodowań, reparacji wojennych. Dlaczego Polska nie otrzymała reparacji, choć Niemcy wypłacili je np. neutralnej Szwecji?
Dr J. Lubecka: Mówimy o tzw. political justice – sądownictwie politycznym. W przypadku reparacji, odszkodowań znów polityka miała decydujące znaczenie. Pamiętajmy, że rok 1952 to apogeum zimnej wojny oraz prawdziwej wojny w Korei i żaden kraj z bloku wschodniego, z wyjątkiem Związku Sowieckiego, nie otrzymał reparacji. Zresztą Sowieci sami sobie częściowo "wypłacili reparacje", wywożąc z okupowanych Niemiec całe fabryki, linie technologiczne, towary i surowce. Fundusze, które przekazano Sowietom, miały być rozdzielone na kraje komunistyczne, na tzw. kraje satelickie. To była umowa z Niemcami, kontrasygnowana przez państwa zachodnie. Umowy luksemburskie dotyczą tylko krajów zachodnich oraz Izraela. RFN wypłaciła Izraelowi największe odszkodowania. Warto jednak pamiętać, że są to odszkodowania tylko i wyłącznie za wysiedlenia Żydów, a nie za ich śmierć. Nie było jakichkolwiek odszkodowań za Holokaust. Inne państwa, także te neutralne, jak Szwecja, otrzymały odszkodowania.
Otrzymała je również np. Grecja. Ale Grecy nadal grają odszkodowaniami, np. w trakcie kryzysu gospodarczego. Gdy kilka lat temu Niemcy próbowali naciskać na Grecję i żądali oszczędzania, Grecy natychmiast wyciągali kwestię odszkodowań i przypominali im o kwocie zaległych ponad 250 mld euro. Być może Polska w sensie formalno-prawnym nie ma szans w prawie międzynarodowym, ale reparacje mogą być elementem nacisku, ciągłego przypominania światu, kto wywołał II wojnę światową, podczas której Polska poniosła największe straty, co piąty jej obywatel zginął. Nawet jeśli Niemcy twierdziliby, że prawnie reparacje się nie należą, to mogą być one narzędziem w polityce.
PAP: W jakiej formie Niemcy wypłacili reparacje tym krajom, z którymi w 1952 r. podpisały umowy w Luksemburgu?
Dr J. Lubecka: To były bardzo różne formy. Reparacje były rozłożone w czasie, na transze. Nie było jednorazowych wypłat. Były to zwykle duże kwoty, nie było możliwości wypłacenia ich jednorazowo. W przypadku Izraela były to przede wszystkim transfery finansowe, lecz także w formie materialnej, np. w sprzęcie, w liniach technologicznych. Sowieci, jak wspomniałam, ze swojej strefy okupacyjnej, czyli późniejszego NRD, rozmontowywali i wywozili wszystko, co się dało – całe zakłady przemysłowe, tory kolejowe, sprzęt. W późniejszych latach RFN zakładała fundacje i to były dobrowolne zobowiązania rządu RFN wobec Polaków, bardziej wynikające z powodów moralnych. Fundacje były zasilane środkami pochodzącymi z Niemiec, ale personel pochodził z danego kraju. Na rzecz ofiar np. więźniów obozów koncentracyjnych były wypłacane pewne kwoty. Szacuje się, że Polska – kraj najbardziej poszkodowany pod względem strat ludzkich i materialnych – otrzymała zaledwie 2–3 proc. z całości odszkodowań wypłaconych po wojnie przez Niemcy. To bardzo wiele mówi o skali rozliczenia Niemiec wobec Polski.(PAP)
Rozmawiał Maciej Replewicz
Autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/