Rankiem 24 marca 1944 r. w Markowej k. Łańcuta na Podkarpaciu Niemcy zamordowali ośmioro Żydów i ukrywającą ich rodzinę Ulmów. „Ukarani zostali tylko nieliczni sprawcy” - mówił PAP wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej, współzałożyciel muzeum Ulmów w Markowej dr Mateusz Szpytma.
"77 lat temu w tragicznych okolicznościach zginęły żydowskie rodziny Goldmanów, Didnerów i Gruenfeldów, ukrywający ich Józef Ulma i jego ciężarna żona Wiktoria. Niemcy zabili też szóstkę ich dzieci; najstarsza córka Ulmów - Stasia miała osiem lat" – przypomniał historyk.
PAP: Z dostępnych źródeł wiemy, że zbrodnia była szczegółowo zaplanowana. Dzień wcześniej niemiecka żandarmeria w Łańcucie kazała wieczorem stawić się czterem woźnicom z końmi i furmankami. Każdy był z innej wsi, nie było nikogo z Markowej. Żaden nie znał powodu wezwania.
Dr Mateusz Szpytma: Po pierwszej w nocy spod budynku żandarmerii do Markowej wyjechało co najmniej 9 funkcjonariuszy: pięciu niemieckich żandarmów i od czterech do sześciu policjantów granatowych. Grupą dowodził komendant posterunku żandarmerii w Łańcucie porucznik Eilert Dieken. Wraz z nim byli żandarmi Josef Kokott, Gustav Unbehend, Michael Dziewulski i Erich Wilde. Natomiast spośród policjantów granatowych udało ustalić się personalia dwóch - Eustachego Kolmana i Włodzimierza Lesia.
PAP: Grupa w pobliże domostwa Ulmy dotarła jeszcze przed świtem. Niedługo potem Niemcy wtargnęli do budynku, padły pierwsze strzały
M.S.: Prawdopodobnie jeszcze podczas snu jako pierwsi zginęli dwaj bracia Goldmanowie i Gołda Gruenfeld. Zaraz po ich zabójstwie rozkazano zawołać furmanów. Mieli być świadkami kolejnych zabójstw.
PAP: Co zobaczyli?
M.S.: Widzieli jak Niemcy mordowali trzeciego z braci Goldmanów, Laykę Goldman i jej małe dziecko o nieznanym nam imieniu, wreszcie kolejnego mężczyznę z rodziny Goldmanów. Na końcu zastrzelono 70-letniego Saula Goldmana. Zaraz potem przed dom wyprowadzono i zastrzelono 44-letniego Józefa Ulmę oraz jego 32-letnią żonę Wiktorię. Kobieta była w zaawansowanej ciąży.
PAP: Żyła jeszcze wtedy szóstka małych dzieci Ulmów. Kto jest odpowiedzialny za ich śmierć?
M.S.: W lecie 1958 roku na procesie jednego z zabójców – Josefa Kokotta ustalono, że po zamordowaniu Józefa i Wiktorii Ulmów, wśród krzyku ich dzieci, Niemcy zastanawiali się, co z nimi zrobić. To Eilert Dieken wydał rozkaz ich zamordowania. Trójkę lub czwórkę dzieci zastrzelił 23-letni Niemiec Josef Kokott z czeskiej ziemi hulczyńskiej. Tego tragicznego poranka w Markowej zginęło 16 osób, w tym kobieta w ciąży.
PAP: Żandarmi okazali się nie tylko mordercami, ale także złodziejami?
M.S.: Jak wspominał Franciszek Szylar, jeden z tych mieszkańców Markowej, których przyprowadzono, by kopali grób, Kokott kazał mu, nadzorując i świecąc latarką, dokładnie przeszukać zamordowanych Żydów. Gdy Kokott zauważył przy zwłokach Gołdy Goldman ukryte na piersi pudełko z kosztownościami, stwierdził: "Tego mi było potrzeba", i schował je do kieszeni. Pozostali Niemcy rabowali dobytek Ulmów.
Jednocześnie spędzeni przez niemieckich żandarmów mieszkańcy Markowej, otrzymali rozkaz zniesienia zwłok i kopania jednego dużego dołu.
Niedługo potem zaczęła się libacja alkoholowa. Żandarmi i policjanci wypili trzy litry wódki, którą na rozkaz Diekena musiał przynieść sołtys. Po libacji na wozach z dobytkiem Ulmów odjechali do Łańcuta.
Gdy po kilku dniach odkopano ciała Ulmów i wkładano je do trumien okazało się, że w trakcie zbrodni zaczęło się rodzić siódme dziecko. Tak jeden z mieszkańców Markowej zeznał przed sądem "Kładąc do trumny zwłoki Wiktorii Ulma, stwierdziłem, ze była ona w ciąży. Twierdzenie to opieram na tym, że z jej narządów rodnych było widać główkę i piersi dziecka".
Dr Mateusz Szpytma: Nadal nie wiemy, kiedy i jak w domu Ulmów znalazło się ośmioro Żydów. W tej grupie był pochodzący z Łańcuta handlarz bydłem Saul Goldman wraz z czterema synami oraz Gołdą i Layką Goldman. Ta ostatnia ukrywała się z małą córką. Wiadomo że Goldmanowie pochodzili z Łańcuta a Layka i Gołda były sąsiadkami rodzinnego domu Józefa Ulmy. Jedna i druga rodzina żydowska były ze sobą blisko spokrewnione (Layka i Gołda były córkami Chaima Goldmana, który prawdopodobnie był bratem Saula Goldmana).
PAP: Ulmowie nie byli jedynymi mieszkańcami Markowej, którzy pomagali Żydom?
M.S.: W liczącej ok. 4,5 tys. mieszkańców wsi okupacje przeżyło co najmniej dwudziestu jeden Żydów. Przed drugą wojną światową w Markowej żyło ok. 120 Żydów.
PAP: Co możemy powiedzieć o zamordowanych rodzinach żydowskich?
M.S.: Nadal nie wiemy, kiedy i jak w domu Ulmów znalazło się ośmioro Żydów. W tej grupie był pochodzący z Łańcuta handlarz bydłem Saul Goldman wraz z czterema synami oraz Gołdą i Layką Goldman. Ta ostatnia ukrywała się z małą córką. Wiadomo że Goldmanowie pochodzili z Łańcuta a Layka i Gołda były sąsiadkami rodzinnego domu Józefa Ulmy. Jedna i druga rodzina żydowska były ze sobą blisko spokrewnione (Layka i Gołda były córkami Chaima Goldmana, który prawdopodobnie był bratem Saula Goldmana).
PAP: Goldmanowie nie byli jedynymi, którym pomagał Ulma?
M.S.: Wiemy, że w 1942 r. pomagał pochodzącej z Markowej żydowskiej kobiecie i jej dwóm córkom oraz wnuczce. Pomógł im zbudować ziemiankę w lesie. Ukrywające się kobiety zaopatrywał w żywność. Ich ziemianka została jednak wykryta. Trzy kobiety i mającą ok. jednego roku dziewczynkę zastrzelił Konstanty Kindler, folksdojcz z Wielkopolski, który wpierw służył w policji granatowej, a następnie w żandarmerii niemieckiej.
PAP: Czy wiemy kto zadenuncjował Ulmów?
M.S.: Z dokumentów konspiracyjnych wynika, że podejrzewano o to policjanta granatowego z Łańcuta Włodzimierza Lesia. Z nielicznych dokumentów można wnioskować, że a początku okupacji Leś zaoferował w zamian za wynagrodzenie pomoc rodzinie Goldmanów. Po przekazaniu majątku wyrzucił ich z kryjówki. Na początku 1944 roku z każdym dniem front był coraz bliżej. Prawdopodobnie Leś w obawie o utratę zagarniętego mienia, postanowił pozbyć się Goldmanów. Dowiedział się, że znaleźli schronienie u Ulmów.
Pasją Józefa Ulmy była fotografia i ten fakt wykorzystał policjant. Otóż miał przyjechać do niego i poprosić go o zrobienie mu zdjęcia. W rzeczywistości sprawdzał, czy są u niego Goldmanowie.
24 marca wraz z innymi policjantami granatowymi był obecny przy rozstrzeliwaniach, których dokonywali niemieccy żandarmi. Kilka miesięcy później 10 września 1944 r., niedługo po wkroczeniu wojsk sowieckich, polskie podziemie wykonało na nim wyrok śmierci.
PAP: Jednak ukarani zostali tylko nieliczni wykonawcy zbrodni na Ulmach, Goldmanach, Didnerach i Gruenfeldach?
M.S.: Dowódca śmiertelnej ekspedycji porucznik Eilert Dieken uniknął sprawiedliwości. Był przez wiele lat policjantem w Esens w RFN. Nie został nigdy skazany i zmarł w swoje 62 urodziny w 1960 r. W 2013 roku udało mi się spotkać w Niemczech z jego córką. Twierdziła ona, że ojciec był dobrym człowiekiem i była przekonana, że jest dobrze wspominany w Łańcucie i jego okolicach. Wcześniej w liście zaproponowała nam nawet by uhonorować go w powstającym Muzeum Ulmów i przysłała w tym celu zdjęcie w mundurze żandarmerii niemieckiej.
Dr Mateusz Szpytma: Dowódca śmiertelnej ekspedycji porucznik Eilert Dieken uniknął sprawiedliwości. Był przez wiele lat policjantem w Esens w RFN. Nie został nigdy skazany i zmarł w swoje 62 urodziny w 1960 r. W 2013 roku udało mi się spotkać w Niemczech z jego córką. Twierdziła ona, że ojciec był dobrym człowiekiem i była przekonana, że jest dobrze wspominany w Łańcucie i jego okolicach. Wcześniej w liście zaproponowała nam nawet by uhonorować go w powstającym Muzeum Ulmów i przysłała w tym celu zdjęcie w mundurze żandarmerii niemieckiej.
Mimo wielu starań nie udało mi się ustalić losów Unbehenda, Dziewulskiego i Wildego.
Natomiast odszukano i osądzono Kokotta, który do 1957 roku ukrywał się w ówczesnej Czechosłowacji. W 1958 roku Sąd Wojewódzki w Rzeszowie skazał go na karę śmierci. Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski i zamieniła mu karę śmierci na dożywocie. Później zmniejszyła się ona do 25 lat. Zmarł w więzieniu w 1980 r. na niecałe dwa lata przed końcem kary.
PAP: Kim byli Ulmowie?
M.S.: Józef Ulma urodził się w 1900 r. Był znanym w okolicy sadownikiem, hodował pszczoły i jedwabniki. Był także społecznikiem, bibliotekarzem, działaczem katolickim. Szefował m.in. sekcji ogrodniczej w Związku Młodzieży Wiejskiej RP "Wici" w powiecie przeworskim. Jego wielką pasją było fotografowanie. O dwanaście lat młodsza żona Wiktoria zajmowała się domem i dziećmi.
Gdyby nie wybuch wojny, Ulmowie nie zostaliby w Markowej. Chcąc zapewnić lepszą przyszłość rodzinie zamierzali się przenieść do nowego, większego gospodarstwa, do Wojsławic koło Sokala. Przeprowadzkę zaplanowali na jesień 1939 roku.
Dr Mateusz Szpytma: Gdyby nie wybuch wojny, Ulmowie nie zostaliby w Markowej. Chcąc zapewnić lepszą przyszłość rodzinie zamierzali się przenieść do nowego, większego gospodarstwa, do Wojsławic koło Sokala. Przeprowadzkę zaplanowali na jesień 1939 roku.
PAP: W Markowej pięć lat temu powstało Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów jaki jest jego cel?
M.S.: Muzeum upamiętnia Polaków, którzy podczas niemieckiej okupacji, ryzykując życie, próbowali uratować lub uratowali Żydów. Ma upowszechniać wiedzę o Polakach, którzy - mimo grożącej kary śmierci - pomagali ludności żydowskiej skazanej przez Rzeszę Niemiecką na zagładę. Jest jedyną placówką muzealną w Polsce w całości poświęconą Polakom ratującym Żydów podczas II wojny światowej.
Natomiast 24 marca każdego roku obchodzimy jako Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Święto ustanowione zostało przez parlament z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy. Wybór daty nawiązuje do dnia, w którym Niemcy w 1944 r. zamordowali rodzinę Ulmów, oraz ukrywanych przez nich Żydów.
Rozmawiał: Alfred Kyc (PAP)
kyc/ pat/