Gomułka bronił funkcjonariuszy UB, którzy popełnili zbrodnie w okresie stalinowskim, choć sam przez ponad trzy lata był internowany przez bezpiekę. Nigdy nie zdarzyło się, aby przejęła ona ster nad partią – mówi PAP historyk z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie dr Robert Spałek, nawiązując do referatu, którzy przedstawił w trakcie konferencji „Udzielne księstwo? Relacje między partią komunistyczną a służbami bezpieczeństwa PRL”.
Polska Agencja Prasowa: Czy partia komunistyczna w PRL nadzorowała bezpiekę czy też bezpieka sprawowała nadzór nad partią? A może była to symbioza równego z równym?
Niezależnie od okresu historycznego PRL pierwszy sekretarz, podkreślam: nie partia, ale jej pierwszy sekretarz, zawsze miał decydujący głos w sprawie wyboru ministra spraw wewnętrznych, akceptacji lub krytyki jego działań albo ewentualnego jego odwołania ze stanowiska. Wbrew obiegowej opinii dotyczącej okresu stalinowskiego, że "bezpieka się wynaturzała i wyrastała ponad partię", nie było to do końca prawdą, przynajmniej gdy mówimy o szczeblu centralnym (nie terenowym).
Dr Robert Spałek: Niezależnie od okresu historycznego PRL pierwszy sekretarz, podkreślam: nie partia, ale jej pierwszy sekretarz, zawsze miał decydujący głos w sprawie wyboru ministra spraw wewnętrznych, akceptacji lub krytyki jego działań albo ewentualnego jego odwołania ze stanowiska. Wbrew obiegowej opinii dotyczącej okresu stalinowskiego, że "bezpieka się wynaturzała i wyrastała ponad partię", nie było to do końca prawdą, przynajmniej gdy mówimy o szczeblu centralnym (nie terenowym). Faktem jest, że w tym czasie bezpieka miała bardzo dużą władzę nad społeczeństwem, w tym nad członkami partii. Było to związane z przyniesioną do Polski z ZSRS "szpiegomanią". Każdy człowiek, również członek partii, mógł być świadomym lub nieświadomym wrogiem na usługach "imperialistów". To powodowało, że ówczesny Departament X MBP miał nadzwyczajne prerogatywy. Zdarzało się, że Bierut pod wpływem informacji pochodzących od sowieckich doradców czy po zapoznaniu się z wynikami śledztw prowadzonych przez bezpiekę podejmował decyzję o aresztowaniu zasłużonych dla PZPR osób, i sprawiało to wrażenie, że resort "rozdaje karty" w partii i decyduje, kto może pełnić ważne funkcje, a na kogo pada infamia - i ten jest wrogiem i „odpada z gry”. Nigdy nie zdarzyło się, aby bezpieka przejęła ster nad partią. MBP czy MSW mogły co najwyżej manipulować, ale nie kierować czy decydować o partii. W latach 80., gdy PZPR kierował gen. Jaruzelski, a MSW - gen. Kiszczak, resort bezpieczeństwa wpreparowano w specyficzny, wojskowo-dyktatorski model sprawowania władzy, tworzony przez scalone w praktyce pod komendą Jaruzelskiego struktury Wojska Polskiego, MSW i rządu. Działo się to właśnie kosztem PZPR, która w ostatniej dekadzie PRL utraciła swoje kierownicze znaczenie.
PAP: Czy po październiku 1956 r. PZPR broniła funkcjonariuszy UB, którzy popełnili zbrodnie w okresie stalinowskim?
Dr R. Spałek: Paradoksalnie bronił ich sam Gomułka, który przez ponad trzy lata był internowany przez UB. Dopuścił on do rozliczenia i ukarania tylko kilku czołowych funkcjonariuszy: Fejgina, Rożańskiego, Romkowskiego oraz grupy oficerów śledczych: Kaskiewicza, Grzędy, Misiurskiego i innych. Była taka potrzeba i w samej partii, i w społeczeństwie. Sytuacja i oczekiwania społeczne wymagały, by okres stalinowski został symbolicznie zakończony i zamknięty konkretnym procesem rozliczeniowym. Gomułka postawił tamę dalszym rozliczeniom, ponieważ wiedział, że swoją władzę musi oprzeć na urzędnikach partyjnych i na funkcjonariuszach oraz biurokratach z bezpieki. W zaufanym gronie mówił o tym, że tylko jedna czwarta obywateli popiera ustój Polski Ludowej, a w związku z tym brak rozbudowanego systemu represji i nadzoru nad ludźmi sprawi, że władza wymknie się spod kontroli PZPR.
PAP: Czy partia wpływała na życie prywatne funkcjonariuszy UB?
O wyrokach w najważniejszych procesach politycznych czy też o kierunkach przesłuchań decydował osobiście sam Bierut konsultujący się ze współpracownikami. MBP traktował trochę jako "wielki wydział KC".
Dr R. Spałek: W okresie stalinowskim ogólny poziom ideowy i ideologiczny funkcjonariuszy UB był bardzo niski. To byli prości, słabo wykształceni, zwykle młodzi ludzie, dla których praca w organach bezpieczeństwa stwarzała niepowtarzalną szansę kariery i swego rodzaju cywilizacyjnego awansu. Wielu z nich dopiero pracując w resorcie, dosłownie uczyło się zasad elementarnej higieny, prasowania koszul, wiązania krawata. Bezpieka ich "przeformowywała" z ludzi bez indywidualnej tożsamości w biurokratów, funkcjonariuszy operacyjnych i śledczych. Uruchamiała u nich najgorsze instynkty, czasem przemieniała w zwyrodnialców. Często ich życie ograniczało się wyłącznie do pracy. W podtrzymywanej przez siebie morderczej machinie represji, wielogodzinnych przesłuchań tzw. konwejerów, tortur potrafili tkwić po 16-18 godzin na dobę. Bili i zamęczali psychicznie aresztowanych, ale sami staczali się przy tym na dno. Niektórzy z nich nie nocowali w domach, tylko sypiali w pomieszczeniach MBP. Rozpadały im się rodziny, rozwodzili się, popadali w alkoholizm. Wpadali w wir machiny represji, stając się bezdusznymi "zombies". Im bardziej "pokiereszowane" było ich życie prywatne, tym bardziej brutalni byli wobec swoich ofiar - osób przesłuchiwanych. Większość funkcjonariuszy należała do partii, bo stopień upartyjnienia bezpieki był bardzo wysoki. Przywódcy partyjni początkowo oczekiwali, że do PZPR będą należeć nie tylko pracownicy UB, ale także ich małżonki. Atmosfera pracy powodowała, że na kłopoty narażali się ci, których żony chodziły do kościoła albo chrzciły dzieci.
PAP: Jak wyglądały relacje pomiędzy Bierutem a kierownictwem MBP w latach 40. i 50?
Dr R. Spałek: O wyrokach w najważniejszych procesach politycznych czy też o kierunkach przesłuchań decydował osobiście sam Bierut konsultujący się ze współpracownikami. MBP traktował trochę jako "wielki wydział KC". Minister Stanisław Radkiewicz był ważną osobą w aparacie bezpieczeństwa, lecz w gruncie rzeczy pozostawał figurantem. Jego pozycja w kraju była stabilna, ale decyzyjność ograniczona i selektywna. Na posiedzeniach kierownictwa partii głos zabierał rzadko, w swoim resorcie nie interesował się specjalnie przebiegiem śledztw, mylił ich szczegóły. Uchylał się od spotkań z "aktywem" bezpieki i odpowiedzialnością za decyzje w MBP. Bierut i sowieccy doradcy mieli na niego tzw. haka. Otóż w latach 30. Radkiewicz załamał się w śledztwie prowadzonym przez policję II RP i podpisał lojalkę. Bardzo ważną rolę w MBP odgrywał jego zastępca – wiceminister Roman Romkowski, który był silnym, nieznoszącym sprzeciwu człowiekiem i w praktyce odpowiadał za funkcjonowanie bezpieki we wszystkich najważniejszych sprawach politycznych, był swego rodzaju dyrygentem orkiestry. Wiele czasu poświęcał śledztwom. Nauczył się przeprowadzać dochodzenia w czasie wojny, kiedy stał na czele brygady w sowieckiej partyzantce. Bierut czuł się więc przy nim trochę jak laik. Podwładni w resorcie uznawali Romkowskiego za prawdziwego dowódcę, a nawet jedynowładcę. Od lipca 1949 r. podlegały mu wszystkie departamenty operacyjne MBP. Prokuratorzy i kierownicy departamentów traktowali jego polecenia jako decyzje samego kierownictwa partii. Obok Bieruta decydującą rolę odgrywał w nim członek Biura Politycznego i Sekretariatu KC Jakub Berman.
Ogólnopolska konferencja naukowa „Udzielne księstwo? Relacje między partią komunistyczną a służbami bezpieczeństwa PRL” odbyła się 1 czerwca w Centrum Edukacyjnym IPN Przystanek Historia w Warszawie.(PAP)
Rozmawiał Maciej Replewicz
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/