W dzisiejszej Rosji nastąpił powrót do sowieckiej wykładni wydarzeń z sierpnia i września 1939 roku, ówczesnej oceny paktu Ribbentrop-Mołotow i wtargnięcia Armii Czerwonej w granice II Rzeczypospolitej - mówi Aleksander Gurjanow ze Stowarzyszenia Memoriał.
Gurjanow, szef sekcji polskiej Stowarzyszenia Memoriał, w rozmowie z PAP przypomniał, że propagowana w ZSRR interpretacja wydarzeń 17 września 1939 roku "polegała na usprawiedliwieniu udziału Związku Radzieckiego w napaści na Polskę". Twierdzono, że "głównym celem tej operacji było uwolnienie terenów z ludnością w większości niepolską - ukraińską i białoruską - i umożliwienie tej ludności przyłączenia się do Ukrainy i Białorusi, które były w składzie Związku Radzieckiego".
Proces powracania do tamtej wykładni trwa w Rosji, zdaniem Gurjanowa, od dość dawna, bowiem już w 1999 roku nastąpiła pierwsza próba ze strony MSZ Rosji usprawiedliwienia paktu Ribbentrop-Mołotow.
W takiej polityce historycznej władze mogą mieć kilka celów - ocenia działacz Memoriału. Najważniejszym z nich, jego zdaniem, może być to, że "władza uznała, że konsolidację społeczeństwa da się osiągnąć tylko na podstawie pielęgnowania świadomości zwycięstwa w II wojnie światowej, zwycięstwa nad faszyzmem".
Tymczasem "działania Związku Radzieckiego w 1939 roku psują tę całą narrację wielkiego zwycięstwa, uratowania Europy i świata przed faszyzmem" - wskazuje Gurjanow. Z tego powodu "władze i organizacje, które są z władzą związane i które niby zajmują się historią, jak Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne, unikają w ogóle wnikania i mówienia o tych wydarzeniach: i o pakcie Ribbetrop-Mołotow, i o agresji 17 września 1939 roku". Jeżeli zaś muszą o nich mówić, to usprawiedliwiają te działania.
"Być może w tych działaniach władz jest jeszcze jeden podtekst, bo nasuwają się paralele między tym wtargnięciem i aneksją terenów dawnych polskich Kresów wschodnich, czyli Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, paralele z aneksją Krymu w 2014 roku. Widać przecież, ludzie to widzą, że analogie są tutaj bardzo daleko posunięte. Aneksję Krymu władza musi za wszelką celę usprawiedliwić i uzasadnić, i nie może w takim razie wypowiedzieć się o tym, co działo się w 1939 roku" - zauważa działacz Memoriału.
Zwraca także uwagę, że istnieje dziś w Rosji tendencja, by społeczeństwu "wszczepić świadomość tego, że władza jest nieomylna, że jeśli władza coś robi, to znaczy, że tak było trzeba i że nie można było inaczej".
Zdaniem Gurjanowa taka narracja na temat historii "jest dosyć chwytliwa w społeczeństwie, wśród ludzi, którzy nie bardzo są skłonni do zastanawiania się nad zbrodniami dokonanymi przez własne państwo". Zawsze bowiem - tłumaczy - "łatwiej jest przyjąć punkt widzenia, że cała historia naszego państwa była ciągiem osiągnięć, zwycięstw, że była to +świetlana przeszłość+. To sprzyja komfortowi psychicznemu - świadomość, że nie muszę się zastanawiać, co było paskudnego i zbrodniczego w naszej przeszłości, bo przecież władza daje nam wykładnię na temat tych wydarzeń" - mówi Gurjanow.
Wskazuje, że taka polityka historyczna jest w Rosji realizowana m.in. poprzez kroki prawne polegające na ustawowym zakazie głoszenia ocen dotyczących okresu II wojny światowej, które różniłyby się od wykładni oficjalnej. Działacz Memoriału przypomniał, że wprowadzona została odpowiedzialność karna za publiczne wypowiedzi zrównujące odpowiedzialność Niemiec i Związku Radzieckiego za rozpętanie II wojny światowej. Ta niedawna zmiana prawna - mówi Gurjanow - "ma na celu zamknięcie ust historykom".
Zastrzega przy tym, że "nikt z historyków, którzy zabierają głos, nie mówi, że odpowiedzialność jest równa i jednakowa", i przypomina, że "wiele państw ponosi odpowiedzialność za rozpętanie II wojny światowej, tylko że stopień tej odpowiedzialności jest bardzo różny".
Działacz Memoriału bardzo krytycznie ocenia próby regulowania tych kwestii na poziomie ustawodawczym. "Z mojego punktu widzenia jest niedopuszczalne, żeby były wprowadzane takie zakazy ustawowe. Trzeba powiedzieć, że ta praktyka wprowadzenia zakazów ustawowych na oceny, na badania naukowe, ich wyniki i głoszenie tych wyników, to, co dzieje się w Rosji od ładnych kilku lat, ma efekt, który wychodzi poza granice Rosji. (...) Widzimy takie próby naśladowania Rosji w tym ustawowym zakazie głoszenia jakichś opinii dotyczących wydarzeń historycznych, także poza granicami Rosji, między innymi też w Polsce" - powiedział Gurjanow.
"Próby przemilczenia jednych faktów zawsze oznaczają, że jest to zamach na wiarygodny obraz przeszłości. Nie wolno przemilczać żadnych faktów i bardzo ważne jest, by fakty były znane szerokiej publiczności" - ocenia działacz Memoriału.
Jak zauważa, władze rosyjskie od dawna chętnie nawiązują do obrazu czasów stalinowskich "jako okresu, gdy kraj był silny, zwarty i miał wielkie osiągnięcia". Przy tym usiłuje się "przemilczeć albo odsunąć gdzieś na bok cenę w postaci życia setek tysięcy czy nawet milionów ludzi, represji".
Według takiej interpretacji, którą władze usiłują zaszczepić społeczeństwu, "represje były nieuniknioną ceną za ten wielki skok cywilizacyjny i technologiczny, którego Związek Radziecki dokonał w latach 30. XX wieku", i "bez tego skoku i nieuniknionej ceny Związek Radziecki nie mógłby zwyciężyć" w II wojnie światowej.
Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)
awl/ akl/