Tibor Pakh świadomie podjął ryzyko reprezentowania rewolucji węgierskiej 1956 r., ryzykując jednocześnie swoim życiem. W tym duchu osobiście wspierał polski opór przeciwko reżimowi komunistycznemu – przekazali PAP przedstawiciele Komitetu Pamięci Narodowej (NEB), węgierskiego odpowiednika polskiego IPN.
Zmarły w połowie listopada Pakh, legendarny węgierski opozycjonista, był jednocześnie wielkim przyjacielem Polaków. „Jego żona miała korzenie polskie, więc traktował on Polskę jako swoją druga ojczyznę” – powiedział w rozmowie z PAP Imre Molnar, historyk, b. dyplomata i działacz opozycji antykomunistycznej na Węgrzech, który spotkał Tibora Pakha w latach 80.
Tibor Pakh świadomie podjął ryzyko reprezentowania rewolucji węgierskiej 1956 r., ryzykując jednocześnie swoim życiem. W tym duchu osobiście wspierał polski opór przeciwko reżimowi komunistycznemu – przekazali PAP przedstawiciele Komitetu Pamięci Narodowej (NEB), węgierskiego odpowiednika polskiego IPN.
Pakh urodził się w 1924 r. Pod koniec II wojny światowej dostał wezwanie do wojska, a trzy pierwsze powojenne lata spędził w obozach pracy przymusowej w Związku Radzieckim. Podczas rewolucji węgierskiej w październiku 1956 r. został postrzelony w nogę podczas demonstracji przed budynkiem parlamentu.
Za swoje protesty przeciwko sowieckiej okupacji Węgier został w 1960 r. aresztowany i skazany na dożywocie; od 1966 do 1971 r. był osadzony w izolatce za strajk głodowy przeciwko naruszaniu praw człowieka. Po kolejnej głodówce i pod presją międzynarodowej opinii publicznej został w 1971 r. uznany za „nieuleczalnie chorego psychicznie” i w konsekwencji wypuszczony na wolność. Pakh pozostawał jednak pod stałą obserwacją bezpieki, miał także problemy ze znalezieniem zatrudnienia.
„Pomimo wszystkich udręk w sowieckim Gułagu, więzieniach i salach tortur komunistycznej dyktatury, nigdy nie wyrzekł się swojej wiary, lojalności i odwagi, by przeciwstawić się cynicznemu łamaniu praw człowieka i zdemaskować nieludzkość okupanta sowieckiego. W jego losach z równą siłą pojawia się heroizm bojownika o wolność i zwykłego człowieka” – podkreślił NEB.
Kiedy wiosną 1980 r. usłyszał o głodówce w podwarszawskiej Podkowie Leśnej przeciwko uwięzieniu niezależnego wydawcy Mirosława Chojeckiego, Pakh przyjechał do Polski specjalne w celu wsparcia strajkujących. W okresie stanu wojennego planował ponowny przyjazd, aby znów prowadzić głodówkę w Podkowie Leśnej.
„Chciał wówczas przyjechać do Polski, jak słyszałem, ale władze węgierskie zgarnęły go i zabrały mu paszport. Zaczął głodówkę w jednym z kościołów budapeszteńskich. Nie aresztowano go, +tylko+ skierowano na przymusowe leczenie psychiatryczne. W węgierskich Tworkach następna głodówka, karmienie siłą, elektrowstrząsy, środki odurzające. Nie złamali go” – pisał na łamach „Podkowiańskiego Magazynu Kulturalnego” Akos Engelmayer, w latach 1990-1995 ambasador Węgier w Warszawie.
Engelmayer wspominał również, jak „w 1985 roku w Budapeszcie, podczas konferencji na temat Jałty w Instytucie Polskim, zabrał głos Tibor, który powołując się na traktat pokojowy z Paryża wykazał, że Armia Czerwona bezprawnie stacjonuje na Węgrzech i zażądał jej wycofania”.
Imre Molnar opowiedział w rozmowie z PAP jeszcze inną historię. „Kiedy Michaił Gorbaczow przyjechał do Budapesztu i chciał pospacerować po ulicy Vaci (jedna z najbardziej znanych ulic Budapesztu w centrum miasta – PAP) oraz spotkać się z +mieszkańcami+, którzy w rzeczywistości byli ubekami w cywilu. Pech chciał, że z jakiegoś podwórka wyszedł Tibor Pakh; od razu skoczyło na niego kilku tajniaków, pobili go i trzymali dopóki Gorbaczow nie opuścił miasta”.
Po upadku komunizmu Tibor Pakh został oficjalnie zrehabilitowany, a w 2013 r. otrzymał Krzyż Oficerski Węgierskiego Orderu Zasługi.
W 2021 r. Pakh ufundował pomnik węgierskiego kardynała Jozsefa Mindszenty’ego w Łagiewnikach. Jak twierdził, to właśnie Mindszenty oraz Jan Paweł II zrobili najwięcej, aby narody polski i węgierski przeżyły duchową odnowę i przetrwały czasy komunizmu.
„Był żywym symbolem człowieczeństwa i sumienia narodowego, który zdemaskował i przeżył tyranię i jej przedstawicieli” – podsumował sylwetkę opozycjonisty Komitet Pamięci Narodowej. „Dla mnie był to przykład niezwykle odważnego człowieka, który niczego się nie boi. Był też bardzo głęboko wierzącą osobą, której prześladowania nie zniszczyły, ale jeszcze bardziej umocniły. Uważam za wielki dar od Boga, że mogłem go znać osobiście” – powiedział PAP Molnar.
„Był żywym symbolem człowieczeństwa i sumienia narodowego, który zdemaskował i przeżył tyranię i jej przedstawicieli” – podsumował sylwetkę opozycjonisty Komitet Pamięci Narodowej. „Dla mnie był to przykład niezwykle odważnego człowieka, który niczego się nie boi. Był też bardzo głęboko wierzącą osobą, której prześladowania nie zniszczyły, ale jeszcze bardziej umocniły. Uważam za wielki dar od Boga, że mogłem go znać osobiście” – powiedział PAP Molnar.
W czwartek w Kościele Polskim pw. Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych w Budapeszcie odbyła się msza św. za zmarłego w połowie listopada i pochowanego 16 grudnia Tibora Pakha z intencji Stowarzyszenia Katolików Polskich na Węgrzech oraz NEB.
Marcin Furdyna (PAP)
mrf/ jar/