Cyrankiewicz to wzór konformizmu, człowieka idącego na ciągłe ustępstwa i układy, aby „pożyć”. Na wiele kompromisów szli także Polacy w PRL – mówi PAP Piotr Lipiński, autor biografii „Cyrankiewicz. Wieczny premier”. 35 lat temu, 20 stycznia 1989 r. zmarł były premier PRL Józef Cyrankiewicz.
Polska Agencja Prasowa: 17 września 1939 roku Jan Nowak-Jeziorański w jednym z niemieckich obozów jenieckich spotkał młodego oficera rezerwy, działacza Polskiej Partii Socjalistycznej krytykującego Związek Sowiecki. Jak napisał Kurier z Warszawy, ówczesny Cyrankiewicz był niepodobny „do późniejszego spasionego jak wieprz współwłaściciela Polski Ludowej”. Co tak bardzo zmieniło Cyrankiewicza? Historycy wskazywali na doświadczenia z niemieckich obozów koncentracyjnych?
Piotr Lipiński: To niesłychanie trudne pytanie. Nie posiadamy w zasadzie żadnych relacji Cyrankiewicza na temat jego poglądów z okresu II wojny światowej, które dotyczyłyby polskiej polityki i relacji międzynarodowych. Możemy je rekonstruować wyłącznie poprzez późniejsze relacje osób, które znały Cyrankiewicza. Bez wątpienia przyszły premier właśnie w obozie bliżej związał się z komunistami. Bliskie kontakty z członkami komunistycznego ruchu oporu nie oznaczały jednak, że po wojnie musiał zostać komunistą.
Podczas pracy nad biografią Cyrankiewicza jeden ze świadków epoki opowiadał mi, że tuż po wojnie usłyszał od niego, że teraz „chce już pożyć”. Doświadczenie obozu koncentracyjnego skłoniło go do wyboru stylu życia, w którym jest „miło i przyjemnie”. Jeśli chciał ten cel spełniać w życiu politycznym, to musiał być oportunistą. Do 1947 roku mogło się wydawać, że odgrywa podmiotową rolę w polityce. Później trudno mówić o jakiejkolwiek niezależności Cyrankiewicza.
Wydaje mi się, że rzeczywiście to właśnie obóz koncentracyjny wpłynął w sposób decydujący na jego postawę i stosunek do życia. Jeszcze przed wojną lubił przyjemności, które oferowało życie, więc w nowej rzeczywistości pragnął je sobie zapewnić. Szkoda, że Cyrankiewicz nie napisał pamiętników lub wspomnień. Podobno kiedyś zapisał kilka zeszytów, które schował w piwnicy później zalanej przez wodę. Zapiski przepadły. Niechęć do notowania łączyła niemal wszystkich polskich komunistów. Wyjątkiem był oczywiście Mieczysław F. Rakowski. Pozostali mieli z tyłu głowy przekonanie, że każde zapisane słowo może kiedyś zostać wykorzystane przeciwko nim. To ogromny problem dla każdego historyka, który próbuje odtworzyć ich sposób myślenia.
PAP: Część historyków uważa, że Cyrankiewicz mógł uratować rotmistrza Witolda Pileckiego, rzeczywistego twórcę ruchu oporu w Auschwitz. Czy i tym razem w niepodjęciu przez Cyrankiewicza jakichkolwiek działań służących ratowaniu współwięźnia przejawił się oportunizm „wiecznego premiera”?
P. Lipiński: Wydaje się, że Cyrankiewicz nie w pełni zdawał sobie sprawę z tego, kim jest Pilecki. Z drugiej strony, stając po stronie Pileckiego stanąłby przeciwko rodzącemu się systemowi władzy, którego chciał być częścią. Rotmistrz był przecież oskarżony o szpiegostwo wobec powojennej Polski, którą Cyrankiewicz chciał współrządzić i powoli stawał się jednym z kluczowych aktorów nowego porządku. Te dwa czynniki pokazują, że nie mógł stanąć po stronie Pileckiego. Prawdopodobnie nie uważał także, aby łączyły go z Pileckim jakiekolwiek więzi.
Piotr Lipiński: Wydaje się, że Cyrankiewicz nie w pełni zdawał sobie sprawę z tego, kim jest Pilecki. Z drugiej strony, stając po stronie Pileckiego stanąłby przeciwko rodzącemu się systemowi władzy, którego chciał być częścią.
Pamiętamy, że Cyrankiewicz nie bronił Pileckiego, ale zapominamy o innej dokonanej przez niego zdradzie, nawet bardziej ewidentnej. Nie wstawił się za Kazimierzem Pużakiem, który był legendą ruchu socjalistycznego i po wojnie zdecydował się pójść inną drogą, niż Cyrankiewicz. Rodzący się reżim komunistyczny usunął z polityki i uwięził Pużaka, aby doprowadzić do zjednoczenia, a w praktyce „pożarcia” Polskiej Partii Socjalistycznej z Polską Partią Robotniczą. Cyrankiewicz mógł doprowadzić do ułaskawienia Pużaka i nie zrobił nic. To była rzeczywista zdrada Cyrankiewicza.
Kiedyś o tej sprawie opowiadał mi Jan Karski, który do Polski przyjechał po raz pierwszy w 1974 r. i spotkał się z Cyrankiewiczem. W czasie wojny Cyrankiewicz współuczestniczył w akcji ratowania Jana Karskiego aresztowanego przez Niemców. Pużak podczas wojny miał powiedzieć Karskiemu, że widzi w Cyrankiewiczu przywódcę powojennej Polski i przywódcę obozu socjalistów. Kiedy Karski wspomniał o tym Cyrankiewiczowi, ten miał odpowiedzieć, że „po wojnie Pużak się zdezaktualizował”. Lekceważenie losu Pużaka stawia brak interwencji Cyrankiewicza w sprawie Pileckiego w innym kontekście. Oczywiście nie oznacza to usprawiedliwienia dla jego działań.
PAP: Karski, opisując pozycję polityczną Cyrankiewicza, powiedział, że „byle urzędas Stalina miał więcej władzy niż Cyrankiewicz”. Co oznaczało piastowanie urzędu premiera w szczytowym okresie stalinizmu? „Wieczny premier” już wówczas był niewiele znaczącą marionetką?
P. Lipiński: Zajmując się jego biografią w okresie stalinowskim odniosłem wrażenie, że rzeczywiście był postacią drugiego szeregu. Być może wynika to z patrzenia na historię lat stalinizmu przez pryzmat najważniejszych aktorów tego systemu. Trudno go zestawiać z Bierutem, Bermanem i Mincem. Niebywałe jest to, że uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje uczestnictwo w rządach okresu stalinowskiego. Pozostał premierem po przełomowym roku 1956. Przecież większość ludzi kojarzonych z czasami Bolesława Bieruta została odsunięta przez Gomułkę. Oczywiście nie dotyczyło to wszystkich, bo wówczas nie miałby się na kim oprzeć. Tłumaczenie, że odpowiedzialność Cyrankiewicza za zbrodnie tego okresu nie była znacząca, wydaje się niezbyt przekonujące.
Z rozmów z komunistami i socjalistami wysnułem wniosek, że ranga Cyrankiewicza była na tyle znacząca, że nie było go kim zastąpić. Gomułka potrzebował kogoś, aby legitymizować system po roku 1956 poprzez odwołania do tradycji polskiego socjalizmu. Nie chciał umacniać przekonania o całkowitym „pożarciu” PPS przez PPR. Rzeczywiście, niewielka grupa pepeesowców przetrwała i nigdy nie weszła w skład żadnego z dwóch obozów walczących o władzę – natolińczyków i puławian. Bez wątpienia Cyrankiewicz nie był w triumwiracie składającym się z Bieruta, Bermana i Minca. Nikomu nie przychodziło do głowy, aby mógł zbliżyć się do tego kręgu.
Piotr Lipiński: Utrzymanie się wysoko w strukturze władzy Cyrankiewicz zawdzięczał także sobie, swemu sprytowi i urokowi. Udało mu się wytworzyć sytuację, w której nie było dla niego jakiejkolwiek alternatywy. Gomułka mógł również pamiętać, że Cyrankiewicz uczestniczył w przygotowaniach do jego powrotu do życia politycznego.
Utrzymanie się wysoko w strukturze władzy Cyrankiewicz zawdzięczał także sobie, swemu sprytowi i urokowi. Udało mu się wytworzyć sytuację, w której nie było dla niego jakiejkolwiek alternatywy. Gomułka mógł również pamiętać, że Cyrankiewicz uczestniczył w przygotowaniach do jego powrotu do życia politycznego. Gdy stojący na czele PZPR Edward Ochab odlatywał z wizytą do Chin, Cyrankiewicz wspomniał, że należałoby zgodzić się na powrót Gomułki i przyznać mu jakieś stanowisko polityczne. Ochab odparł, że mógłby zostać wiceministrem. Cyrankiewicz odparł, że to niepoważne. I sekretarz KC PZPR stwierdził: „zaproponuj mu coś w ramach swoich kompetencji”. Cyrankiewicz zaproponował więc Gomułce objęcie swojego stanowiska, czyli stanięcie na czele rządu. Wiedział, że Gomułka chce tylko stanowiska I sekretarza KC PZPR. W ten sposób Cyrankiewicz zapewnił sobie na długie lata stanowisko „numer dwa” w PRL. Rzeczywiście tak było.
PAP: Pojawia się jednak pytanie, w jaki sposób udało się przez ponad 14 lat współpracować ludziom o tak różnych charakterach. Gomułka kojarzył się z kaszanką, a Cyrankiewicz - z kawiorem. Premier był światowcem na miarę bloku wschodniego.
P. Lipiński: Trudno o dwie bardziej różne postacie, zarówno w wymiarze politycznym i osobistym. Tę różnicę ilustruje anegdota o pewnej kolacji w ośrodku rządowym w Łańsku. Gdy Cyrankiewicz zasiadał do stołu otrzymał informację, że za chwilę przyjedzie towarzysz Wiesław. Natychmiast nakazał uprzątnięcie kawioru i podanie kaszanki. Nie wiem czy to prawda, ale anegdota nie musi być prawdziwa, aby oddawać prawdę. Cyrankiewicz i jego żona aktorka Nina Andrycz stanowili reprezentacyjną parę, którą można było pokazać na salonach, nie tylko bloku wschodniego. Trudno sobie wyobrazić w tej roli Władysława i Zofię Gomułków. Cyrankiewicz i Gomułka wywodzili się z zupełnie innych domów. Ten pierwszy był krakowskim inteligentem, absolwentem prawa, socjalistą. Gomułka był chłopskim dzieckiem spod Krosna, skończył kilka klas szkoły, ponieważ mimo jego uzdolnień rodzina nie mogła sfinansować jego dalszej nauki.
Myślę, że ich współpraca opierała się na wzajemnej lojalności. Cyrankiewicz nigdy nie przeszkadzał Gomułce w sprawowaniu realnej władzy w PRL. Dopiero w grudniu 1970 roku utonęli we wzajemnych pretensjach i oskarżeniach. Cyrankiewicz zajmował się rzeczami, które mało interesowały Gomułkę – kulturą i gospodarką. I sekretarza interesowała gospodarka, jednak głównie w wymiarze liczb. Najważniejsza była „czysta polityka”. Od połowy lat sześćdziesiątych w PRL nie było już „numeru dwa”. Cyrankiewicz bał się Gomułki, tak samo jak cała partia. Jeśli ktokolwiek próbował przeciwstawić się w dyskusji Gomułce, był przez niego traktowany niezwykle brutalnie, często z użyciem argumentów ad personam. Nawet Cyrankiewicza wyzywał od „łysych pał”. Premier nie protestował, wycofywał się z polityki, pozostawiając ją Gomułce. Nawet w sprawach gospodarczych pytał o opinię towarzysza Wiesława. Po 1970 roku, w czasie wyjaśnień składanych przed Biurem Politycznym powiedział, że bał się Gomułki. Były I sekretarz stwierdził, że to śmieszne. Sądzę jednak, że rzeczywiście tak było, szczególnie w kontekście utraty przez Gomułkę kontaktu z rzeczywistością.
PAP: W grudniu 1970 roku Gomułka został zepchnięty w całkowity niebyt. Cyrankiewicz jeszcze przez dwa lata pełnił urząd przewodniczącego Rady Państwa. Był aktywny niemal do połowy lat osiemdziesiątych.
P. Lipiński: W początkach systemu komunistycznego szefem partii przestawało się być wraz ze śmiercią. Dopiero Nikita Chruszczow przeżył własną śmierć polityczną, ale został wycięty z życia publicznego. Cyrankiewiczowi udał się zwrot w stronę nowej ekipy, do której zupełnie nie pasował ze względu na różnice pokoleniowe. Mogło się nawet wydawać, że pozostanie formalną głową państwa nawet nieco dłużej. W kolejnych latach był politycznym emerytem działającym w Światowym Ruchu Pokoju. W gruncie rzeczy ta organizacja mogła być wydziałem Ministerstwa Spraw Zagranicznych ZSRR. Zadaniem działaczy tego ruchu było dbanie, aby wyścig zbrojeń nie wykończył gospodarki bloku wschodniego. Stąd ich ciągła „walka o pokój”, czyli rozbrojenie państw zachodnich. Pojawiały się także pomysły, aby Cyrankiewicz został ambasadorem w Szwajcarii, gdzie miałby zapewnioną miłą starość. W kręgach partyjnych uznano jednak, że byłoby to niepoważne. Bez wątpienia jednak jego aktywna emerytura trwała bardzo długo, może nawet zbyt długo, ponieważ pod koniec życia był w tak złym stanie zdrowia, że nie powinien pojawiać się publicznie.
Piotr Lipiński: W początkach systemu komunistycznego szefem partii przestawało się być wraz ze śmiercią. Dopiero Nikita Chruszczow przeżył własną śmierć polityczną, ale został wycięty z życia publicznego. Cyrankiewiczowi udał się zwrot w stronę nowej ekipy, do której zupełnie nie pasował ze względu na różnice pokoleniowe.
PAP: Minister kultury i sztuki Józef Tejchma mówił, że „Polacy lubili Cyrankiewicza, już chociażby ze względu na jego godną postawę, oczekiwali od władzy pewnej elegancji”. W biografii Cyrankiewicza podsumował Pan, że „kilka milionów Polaków to Cyrankiewicze”. W czym byli podobni do „wiecznego premiera”?
P. Lipiński: Polakom imponowało, że Cyrankiewicza można „pokazać za granicą”, bo występuje z Niną Andrycz, dobrze się prezentuje. Przyjemnie jest nie wstydzić się Polski, nawet jeśli jest to Polska komunistyczna. Z drugiej strony Cyrankiewicz to wzór konformizmu, człowieka idącego na ciągłe ustępstwa i układy, aby „pożyć”. Na wiele kompromisów szli także Polacy w PRL. Czynili to z wygody lub pogodzenia się z losem, ze świadomości „wiecznego trwania” komunizmu. Przed 1989 roku niemal nikt nie wierzył w upadek tego systemu. Pozostawało tylko wytycznie sobie granicy kompromisu. Jeśli niemal na szczycie systemu widzimy człowieka, który tak układa sobie swoją karierę, aby żyć pełnią życia, a z drugiej strony puszcza do Polaków oko. W Poznaniu w czerwcu 1956 roku mówił o odrąbywaniu rąk tym, którzy podnoszą ją na władzę ludową, ale wkrótce potem przemawiając do robotników przyznał się do błędu, ale dodał: „sami wiecie, jak to wygląda”. Mówiąc te słowa wskazał na wschód. (PAP)
Rozmawiał Michał Szukała
szuk/ aszw/