Określenie Bitwy Warszawskiej mianem przełomowej w historii świata oddaje sprawiedliwość znaczeniu tej batalii, bo ona rzeczywiście przesądziła o tym, że na dziewiętnaście lat region Europy Środkowo-Wschodniej mógł się rozwijać w systemie niepodległych państw – mówi PAP historyk prof. Andrzej Nowak z UJ i PAN.
Polska Agencja Prasowa: Na początku lata 1920 r. Polacy mieli już pierwsze doświadczenie walki z bolszewikami. Czy w Europie Zachodniej zdawano sobie sprawę z zagrożenia, jakim byli bolszewicy?
Prof. Andrzej Nowak: Dla zachodu Europy najważniejszym doświadczeniem było zmęczenie i przerażenie związane z Wielką Wojną, w której zginęły miliony mężczyzn na froncie zachodnim. To był szok dla społeczeństw Francji, Wielkiej Brytanii czy Belgii. Przez taki właśnie pryzmat spoglądano na stosunki polityczne, nie chciano angażować się w żadne nowe wojny.
Jednak Francję różniło od Wielkiej Brytanii to, że czuła się bezpośrednio dotknięta konfliktem z Niemcami, a także zagrożona ewentualnym niemieckim rewizjonizmem i niezgodą na warunki podyktowane w Traktacie Wersalskim. Francuzom zależało na tym, aby zatem mieć jakiegoś sojusznika na wschód od Niemiec, a takim sojusznikiem w czasie I wojny światowej była właśnie Rosja. Skoro Rosja znalazła się po 1917 r. w odmętach wojny domowej, a w końcu w uścisku komunizmu, Francuzi szukali „zastępczego sojusznika”, którym mogła zostać na wschód od Niemiec tylko Polska.
PAP: To zrozumiałe, że kraje, które ucierpiały w czasie I wojny światowej, nie chciały się angażować w kolejny konflikt, jednak czy mimo wszystko nie obawiano się komunizmu i tej ideologii, którą nieśli z sobą bolszewicy?
Prof. Andrzej Nowak: Komunizm nie był wtedy szczególnie popularny we Francji czy w Wielkiej Brytanii. Historyk Richard Pipes napisał nawet, że w Wielkiej Brytanii było prawdopodobnie znacznie więcej w owym czasie nudystów niż komunistów… Nie można porównywać stopnia infiltracji czy popularności ideologii komunistycznej w roku 1920 z tą, o jakiej możemy mówić już po II wojnie światowej czy w 1975 r., bowiem komunizm dopiero zaczynał swój marsz przez instytucje.
Prof. Andrzej Nowak: Ekspansji rewolucji bolszewickiej, która w 1920 r. po raz pierwszy przekroczyła granicę dawnego imperium rosyjskiego i zwracała się w kierunku centrum Europy, nie traktowano jako szczególnego zagrożenia. Starano się uspokajać samych siebie, że nawet jeśli Rosja sowiecka idzie ku środkowi Europy, to na pewno nie dojdzie na Zachód.
Natomiast z perspektywy socjalizmu i nurtów lewicowych, które zyskiwały sukcesy wyborcze w krajach zachodnich, na bolszewizm spoglądano z pewną nutą sympatii, choć nie było to pełne poparcie. Był to dla nich interesujący „eksperyment”, który prowadził w dobrym kierunku emancypacji społecznej uciśnionych klas, choć może zbyt brutalnymi i niecywilizowanymi metodami, ale mimo wszystko rosyjscy bolszewicy zasługują na to, aby „dać im szansę”.
PAP: Polacy mieli jednak uzasadnione lęki wobec bolszewizmu. Na ile jednak polskie obawy były zrozumiałe w Europie Zachodniej?
Prof. Andrzej Nowak: Ekspansji rewolucji bolszewickiej, która w 1920 r. po raz pierwszy przekroczyła granicę dawnego imperium rosyjskiego i zwracała się w kierunku centrum Europy, nie traktowano jako szczególnego zagrożenia. Starano się uspokajać samych siebie, że nawet jeśli Rosja sowiecka idzie ku środkowi Europy, to na pewno nie dojdzie na Zachód. Uważano, że dopóki bolszewicy nie wkroczą do Niemiec, nie ma powodu do zmartwień.
Niemal nikt z Francji czy Wielkiej Brytanii nie zetknął się z realnym funkcjonowaniem bolszewizmu, nie wyobrażano zatem sobie, jaki terror może pociągać za sobą panowanie nowej ideologii. Pojawiały się pojedyncze relacje, które docierały na łamy chociażby „The Times” czy „Journal des Débats”, stanowiły one jednak margines zainteresowania publiczności zachodniej. Uważano, że są to przesadzone wizje wyrażające antykomunistyczną histerię. W duchu przestrzegającym przed bolszewizmem pisał wytrwale Winston Churchill, który pełnił wówczas funkcję ministra wojny w rządzie brytyjskim. Był za to mocno atakowany w prasie brytyjskiej i izolowany w rządzie, ponieważ uważano, że mówi o rzeczach niesprawdzonych, a komunizm na pewno nie jest taki straszny, jak go Churchill opisuje. Nie warto zatem angażować się w żadną akcję skierowaną przeciwko komunizmowi.
PAP: Czy gdyby w 1918 r. Polska nie odzyskała niepodległości, to bolszewicy zdecydowaliby się rozpocząć swój pochód na Europę?
Prof. Andrzej Nowak: Dla bolszewików celem absolutnie nadrzędnym było dojście do Niemiec. Zatem gdyby nie było niepodległej Polski, to bolszewicy jeszcze szybciej chcieliby się dostać do Niemiec. Założenie dowództwa bolszewickiego było jasne: trzeba rozwinąć rewolucję na Europę, a skutecznym do tego narzędziem może być tylko połączenie siły bolszewickiej Rosji z siłą niemieckiej klasy robotniczej, przemysłu, potęgi geopolitycznej. Połączenie komunistycznej Rosji z Niemcami miało gwarantować triumf rewolucji w całej Europie.
Pojawienie się szeregu państw między Rosją a Niemcami w 1918 r. irytowało bolszewików. Józef Stalin, członek ówczesnego Politbiura, jeszcze w listopadzie 1918 r. pisał, że te nowe państwa, a wśród nich Polska, są tylko cienką „ścianką działową”, którą przebije bez trudu potęga Armii Czerwonej.
Prof. Andrzej Nowak: O takich krajach jak Polska, Węgry czy Austria Stalin mówił, że muszą wejść do struktury państwa sowieckiego jako odrębne republiki sowieckie, połączone w systemie federacyjnym i podporządkowane Moskwie.
PAP: Jakie konkretnie plany mieli bolszewicy odnośnie do tych państw?
Prof. Andrzej Nowak: Celem decyzji politycznych podejmowanych przez kierownictwo bolszewickie w 1919 i 1920 r. była likwidacja niepodległości Polski, ale także niepodległości każdego innego kraju, który znajdował się na drodze eksportu ideologii komunistycznej. Zgodnie zresztą z założeniem „Manifestu komunistycznego” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa z 1848 r. nie miało być żadnych krajów niepodległych w systemie komunistycznym po zwycięstwie rewolucji, miały zniknąć państwa narodowe i kwestia niepodległości.
Stalin z polecenia Lenina zastanawiał się, co zrobić z krajami takimi jak Polska, które podbije Armia Czerwona. W 1919 i 1920 r. w kilku tekstach wskazywał, że trzeba kilkustopniowo rozwiązywać kwestie odrębności krajów nowo przyłączanych do moskiewskiego centrum rewolucji. Na najniższym szczeblu miały znaleźć się te kraje, które zostaną uznane za niezdolne do jakiejkolwiek formy autonomii i będą włączane do bolszewickiej Rosji. Natomiast o takich krajach jak Polska, Węgry czy Austria Stalin mówił, że muszą wejść do struktury państwa sowieckiego jako odrębne republiki sowieckie, połączone w systemie federacyjnym i podporządkowane Moskwie.
PAP: Czy były podejmowane już w tym kierunku jakieś kroki?
Prof. Andrzej Nowak: Pierwszy bolszewicki rząd dla Polski przygotowano w Moskwie i ogłoszono jego skład w czasie pierwszej ofensywy Armii Czerwonej na zachód – w styczniu 1919 r. Latem 1920 r. utworzono kolejny: Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (Polrewkom) w Białymstoku, na którego czele faktycznie stał Feliks Dzierżyński, choć formalnym szefem był Julian Marchlewski. Decyzja tego rządu z 4 sierpnia mówiła wprost o utworzeniu sieci obozów koncentracyjnych, w których zamknięci będą wszyscy wrogowie – nie tylko ci, którzy wystąpili przeciwko władzy sowieckiej, ale także ci potencjalni. Uważano, że trzeba usunąć wszystkie pamiątki starej polskiej tożsamości i zastąpić je nowym panteonem „bohaterów”, właśnie takich jak Dzierżyński, Marchlewski czy Karol Radek.
PAP: A jak miała wyglądać kwestia Niemiec, które – jak pan profesor powiedział – były głównym celem bolszewików?
Prof. Andrzej Nowak: Niemcy naturalnie miały znaleźć się w sowieckiej strukturze władzy lub wspólnoty na innych zasadach niż Polska czy inne wymienione już przeze mnie kraje, ponieważ miały być one na równi z Rosją. Ciekawym zagadnieniem jest tutaj to, kto okazałby się ważniejszy – Rosja czy Niemcy – w tym nowym układzie sił komunistycznej republiki europejskiej? Na to pytanie nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, bowiem do tego rodzaju połączenia nie doszło.
PAP: Polska zatem uratowała nie tylko swoją niepodległość, lecz także innych państw regionu…
Prof. Andrzej Nowak: Część z tych krajów nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Chociażby Czechosłowacja, która była na liście natychmiastowych celów do sowietyzacji w 1920 r., a która wystąpiła zdecydowanie przeciwko Polsce, zakładając, że bolszewicy po zdobyciu Polski nie będą szli dalej, co oczywiście było złudzeniem. Podobne złudzenia mieli i Litwini, którzy zawarli de facto sojusz w 1920 r. z bolszewikami, będąc przekonanymi, że jeśli dostaną od bolszewików Wilno – a, jak pamiętamy, dostali na kilka tygodni – to bolszewicy pozwolą im cieszyć się niepodległością i Wilnem przez lata. W rzeczywistości jednak bolszewicy zamierzali natychmiast po zdobyciu Polski zlikwidować niepodległość Litwy, Łotwy i Estonii oraz krajów, z którymi zawarli dopiero co traktaty pokojowe.
PAP: A czy w pewnym sensie Polska uratowała również Rosję?
Prof. Andrzej Nowak: Polska paradoksalnie uratowała suwerenność i przewagę Rosji w systemie komunistycznym, a centrum decyzyjne tej ideologii pozostało w Moskwie. Gdyby bolszewicy zrealizowali swój zasadniczy plan i doszli do Berlina w 1920 r., tym centrum ruchu komunistycznego mógłby stać się właśnie Berlin. O tym mówili wprost eurazjaniści, czyli przeciwnicy bolszewików, działający na emigracji. Ten ruch dostrzegł w klęsce bolszewików pod Warszawą uratowanie suwerenności Rosji. Eurazjaniści bowiem mówili, że gdyby Lenin dotarł do Berlina, bolszewicy staliby się poddanymi centrum cywilizacyjnego, kulturowego i ekonomicznego ruchu komunistycznego, jakiego panami staliby się wówczas Niemcy. Jest to interesujące spojrzenie na konsekwencje przegranej bolszewików w starciu z Polakami w 1920 r.
Prof. Andrzej Nowak: Lord Edgar Vincent D’Abernon napisał książkę, w której uznał właśnie Bitwę Warszawską za osiemnastą decydującą bitwę w historii świata. To określenie oddaje jednak sprawiedliwość znaczeniu tej bitwy, bo ona rzeczywiście przesądziła o tym, że na dziewiętnaście lat region Europy Środkowo-Wschodniej mógł rozwijać się w systemie niepodległych państw.
PAP: Bitwę Warszawską uznaje się za osiemnastą przełomową batalię w historii świata…
Prof. Andrzej Nowak: Ten termin ukuł lord Edgar Vincent D’Abernon, który był szefem międzyalianckiej komisji przysłanej do Polski w końcu lipca 1920 r., aby rozpatrzyć dla Polski możliwości formy pomocy, właściwie tylko dyplomatycznej, bo o militarnej nawet nie było mowy. Co ciekawe, w lipcu-sierpniu D’Abernon w ogóle nie wierzył w to, że Polska się obroni, a nawet pisał w swoich tekstach wysyłanych do centrum swojej władzy w Londynie, że Polacy to półbarbarzyńcy, którzy nie potrafią ani walczyć, ani zorganizować państwa, więc na pewno z bolszewikami przegrają. Pisał do premiera brytyjskiego, że trzeba się skupić na obronie Niemiec, a Polska jest stracona. Kiedy Polska jednak wygrała tę bitwę, lord D’Abernon zmienił zdanie i uważał, że należy podkreślić rangę tego zwycięstwa, ponieważ wtedy i jego osobista ranga jako zachodniego, alianckiego doradcy w tym historycznym wydarzeniu rosła. Po kilkunastu latach napisał książkę, w której uznał właśnie Bitwę Warszawską za osiemnastą decydującą bitwę w historii świata.
To określenie oddaje jednak sprawiedliwość znaczeniu tej bitwy, bo ona rzeczywiście przesądziła o tym, że na dziewiętnaście lat region Europy Środkowo-Wschodniej mógł rozwijać się w systemie niepodległych państw.
PAP: Czy w historii Polski możemy wskazać inne starcia o podobnym znaczeniu?
Prof. Andrzej Nowak: Tylko dwie takie bitwy przychodzą mi na myśl. Jedną z nich jest oczywiście odsiecz wiedeńska z 1683 r. i walny w niej udział polsko-litewskiej armii pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego. Choć siły ówczesnego imperium osmańskiego wydawały się tracić już impet, jednak stały pod Wiedniem, czyli w ówczesnym centrum Europy. Gdyby nie ta odsiecz, to Wiedeń niewątpliwie musiałby skapitulować, upadłoby także imperium habsburskie. Trudno debatować na temat możliwych konsekwencji, ale z punktu widzenia dzisiejszej pozycji islamu miałoby jednak znaczenie, czy Austria byłaby krajem islamskim już od końca wieku XVII.
Równie ważna wydaje mi się bitwa pod Grunwaldem z 1410 r. Pokonanie zakonu krzyżackiego i jego sojuszników przez wspólne siły polsko-litewskie miało znaczenie nie tylko dla Polski, ale i całego regionu północnej Europy. Gdyby zakon wtedy pokonał Koronę i Litwę, prawdopodobnie rozpadłaby się unia polsko-litewska, Polska nie obroniłaby stosunkowo świeżej suwerenności, a polityczne wpływy zarówno zakonu, jak i w ogóle dominacji niemieckiej kultury i przewagi gospodarczej na całym obszarze byłyby ugruntowane prawdopodobnie na następne wieki bez żadnej alternatywy. Chociaż wpływy niemieckie (kulturowe i ekonomiczne) pozostały, to obok nich umocniło się nowe zjawisko na mapie Europy, które trwało przez następne 300 lat – Rzeczpospolita Obojga Narodów, czyli potężny kraj, który stworzył przesłanki do budowy Europy Środkowo-Wschodniej innej niż niemiecka „Mitteleuropa”.
PAP: Czy wojna polsko-bolszewicka może stać się elementem rewizjonistycznej polityki historycznej, którą od pewnego czasu uprawiają władze Federacji Rosyjskiej?
Prof. Andrzej Nowak: Dla Putina i dla świadomie konstruowanej pamięci historycznej w dzisiejszej Rosji absolutnie najważniejsza jest II wojna światowa i to wokół niej tworzony jest cały obraz wzorcowej pamięci. Natomiast o 1920 r. zasadniczo się nie mówi, ponieważ jest to wspomnienie oczywistej klęski. Kiedy propagandyści w dzisiejszej Rosji wracają do tego tematu, co robią naprawdę bardzo rzadko, to przeważa taki obraz, że Rosjanie przegrali Bitwę Warszawską wyłącznie wskutek własnych błędów, tylko spór między Stalinem a Michaiłem Tuchaczewskim zdecydował o tym, że nie udało się zdobyć bolszewikom Warszawy. Polska bowiem była za słaba, żeby kiedykolwiek zadać jakąkolwiek klęskę potężnej Rosji.
Wraca się natomiast w stosunkach rosyjsko-polskich do jednego wątku, mianowicie do losu sowieckich jeńców, konsekwentnie przypominając i stale podwyższając liczbę tych, którzy zmarli w polskiej niewoli. Zmarło 16–18 tys. spośród ponad 100 tys. jeńców wziętych do niewoli w 1920 r. Jest to bardzo smutny rezultat głodu, niedożywienia i szalejących wówczas chorób zakaźnych, przede wszystkim tyfusu. Jednak we współczesnej Rosji wciąż mnożą się publikacje, które mówią o tym, że zmarło 60–80 tys., a Władimir Putin powtarza te kłamstwa, stawiając znak równości między tym a zbrodnią katyńską. Warto w tym kontekście przypomnieć jedną obiektywną informację: w 1920 r. w Armii Czerwonej zmarło na choroby zakaźne 207 tys. żołnierzy. Bez żadnych „polskich obozów”. To był, pamiętajmy, czas szalejących pandemii.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /