Jedna z sal konferencyjnych w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie otrzymała imię byłego kanclerza RFN Willy'ego Brandta.
Uroczyste nadanie imienia odbyło się w piątek z udziałem przewodniczącej Bundesratu Republiki Federalnej Niemiec Anke Rehlinger oraz marszałek Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Nadanie imienia Brandta było inicjatywą przewodniczącego rady muzeum POLIN Mariana Turskiego oraz prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera.
Przewodnicząca Bundesratu Anke Rehlinger podziękowała Turskiemu za inicjatywę nadania imienia Brandta jednej z sal muzeum POLIN. „Jeśli jest w Polsce miejsce dla upamiętnienie tego gestu, to najlepszym jest muzeum POLIN” – oceniła.
Przypomniała, że 7 grudnia 1970 r. ówczesny kanclerz RFN ukląkł przed Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie znajdującym się nieopodal muzeum. „W tym geście zawarło się tak wiele” - powiedziała. Wyjaśniła, że była w nim żałoba po zamordowanych Żydach, szacunek, pokora i prośba o przebaczenie, a także siła człowieczeństwa.
Podkreśliła, że odwaga Brandta „przyczyniła się do pojednanie między naszymi narodami”. „Dzisiejsze partnerstwo Polaków i Niemców w Europie 7 grudnia 1970 r. było prawie nie do pomyślenia. Fakt, że stało się to możliwe, bardzo ułatwiło klęknięcie Willy'ego Brandta” - oznajmiła.
Wskazała, że wyciągnięte wówczas przez Niemców i Polaków ręce „przerodziły się w pełne zapału ręce Europejczyków”. W jej ocenie jest to tym bardziej ważne „gdy wartości i wolności Europy są zagrożone bardziej niż kiedykolwiek”. „Nie wolno nam i nie będziemy na to przyzwalać” - zapewniła.
„Jesteśmy tu po to, żeby uczcić człowieka, który przyjechał do Warszawy, by powiedzieć +przepraszam+. (…) Trzeba było być odważnym, żeby to zrobić” – podkreśliła marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska. Według niej gest Brandta był skierowany nie tylko do Żydów, ale także do Polaków. Otworzył drzwi do pojednania narodów, które dzieliły straszne dzieje i zbrodnie. „To było ważne nie tylko dla Polaków, Żydów i Niemców, ale i całego świata” – podkreśliła. Wskazała, że był to gest mówiący, iż pojednanie jest zawsze możliwe. „Niech ta sala przypomina, że zło można zwyciężyć dobrem” – zaznaczyła.
Dyrektor muzeum POLIN Zygmunt Stępiński w wystąpieniu, które miało charakter osobisty powiedział, że jego mama była ocalałą z Holokaustu. „Kiedy Brandt przyjechał do Polski (…) mama była w euforii, bo nie spodziewała się, że kogokolwiek będzie stać na taki gest, jakiego dokonał przed pomnikiem Bohaterów Getta. (…) Ten jego gest zmienił wszystko” - podkreślił.
7 grudnia 1970 r., kanclerz RFN Willy Brandt ukląkł przed Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie. Był to jeden z najbardziej poruszających symboli politycznych współczesnej historii, a zdjęcie klęczącego Brandta obiegło cały świat.
Kanclerz RFN wykonał gest w trakcie swojej wizyty związanej z podpisaniem układu z Polską dotyczącego normalizacji stosunków, w którym Bonn po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej uznało polską granicę zachodnią.
Jak wynika z ówczesnych relacji, władze PRL przed wizytą sugerowały kanclerzowi złożenie wieńca przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Uzależnił on jednak zgodę na to od umożliwienia mu udania się pod Pomnik Bohaterów Getta.
Decyzja o uklęknięciu nie była jednak zaplanowana, lecz – jak zapewniał później Brandt – była wynikiem impulsu. W opublikowanych w 1989 r. wspomnieniach tak pisał o swoim geście: „Ciągle pytano mnie, co chciałem przez ten gest wyrazić. Czy może ten gest był zaplanowany? Nie, nie był. [...] Niczego nie planowałem, ale opuszczając pałac w Wilanowie, gdzie mieszkałem, miałem poczucie, że muszę dać wyraz szczególnej pamięci przed Pomnikiem Bohaterów Getta. Na dnie niemieckiej historii, czując na sobie ciężar milionów zamordowanych, uczyniłem to, co czynią ludzie, gdy słowa zawodzą”.
Brandt nie był osobiście obciążony spuścizną nazizmu, a po dojściu Hitlera do władzy przebywał na emigracji w Norwegii i Szwecji. Wyrażając zatem skruchę przed Pomnikiem Bohaterów Getta, uczynił to w imieniu państwa i narodu niemieckiego. Jak skomentował zachowanie Brandta tygodnik „Der Spiegel”, „ukląkł ten, który nie musiał, w imieniu wszystkich, którzy powinni byli klęknąć, ale tego nie zrobili”.
W Niemczech Zachodnich gest Brandta przyjęto ambiwalentnie. Gest kanclerza wywołał również konsternację w PRL. (PAP)
wnk/ dki/