Poziom dokumentów wytworzonych przez wywiad i kontrwywiad Narodowych Sił Zbrojnych rzuca światło na jakość kadry dowódczej i oficerskiej NSZ. I pokazuje, że ten poziom był wysoki. Zatem nie możemy mówić o marginalnej organizacji czy o jakiejś efemerydzie w polskiej konspiracji – mówi PAP Sebastian Bojemski, współautor dwutomowego zbioru „Wywiad i kontrwywiad Narodowych Sił Zbrojnych w dokumentach” oraz „Wywiad i kontrwywiad NSZ we wspomnieniach i archiwaliach”.
PAP: Ukazała się niedawno dwutomowa publikacja „Wywiad i kontrwywiad Narodowych Sił Zbrojnych w dokumentach” oraz „Wywiad i kontrwywiad NSZ we wspomnieniach i archiwaliach”, przygotowana przez pana i Leszka Żebrowskiego. Co wnosi nowego w stosunku do publikacji wydanych wcześniej, także pana autorstwa?
Sebastian Bojemski: Napisałem kiedyś książkę na temat wywiadu antykomunistycznego NSZ w czasie okupacji niemieckiej. Natomiast to wydawnictwo dotyczy całości wywiadu NSZ – politycznego, przemysłowego, kontrwywiadu. To publikacja dokumentów, w części znanych, w części nieznanych, a celem jest prezentacja wysiłku organizacyjnego środowisk, które powołały do życia Narodowe Siły Zbrojne, a wcześniej tworzyły Związek Jaszczurczy.
Są tu publikowane m.in. dokumenty Związku Jaszczurczego, które NSZ zasadniczo przejął. Co do dokumentów Narodowej Organizacji Wojskowej, ich akurat zbyt wielu nie ma. Jest jedna instrukcja i fotokopia miesięcznika Oddziału II NOW.
PAP: Narodowe Siły Zbrojne to dosyć kontrowersyjna organizacja. Nigdy w całości nie została scalona z Armią Krajową, czyli oficjalnymi siłami zbrojnymi Polski Podziemnej. Czyniono z tego NSZ-owi zarzut. Czy te dokumenty rzucają jakieś nowe światło na specyfikę tej organizacji, powody takich a nie innych postaw i działań?
Sebastian Bojemski: Jeśli chodzi o kontrowersje, to publikacja je pomija, bo one oparte są głównie na emocjach. Nieprzekonanych do niczego więc nie przekona. Może oprócz jednej rzeczy – że była to zaawansowana organizacja, posiadająca swoje rozbudowane struktury, szczegółowe akty normatywne. Poziom takich aktów świadczy o poziomie tych, którzy je tworzyli. Rzuca światło na jakość kadry dowódczej i oficerskiej. I pokazuje, że ten poziom był wysoki. Zatem nie możemy mówić o marginalnej organizacji, o jakiejś efemerydzie w polskiej konspiracji. Jeżeli takie dokumenty wychodzą z centrali, pokazuje to, że co najmniej centrala jest na wysokim poziomie intelektualnym.
Powiem rzecz, która może zabrzmi kontrowersyjnie. Trzeba pamiętać, że w przypadku NSZ można mówić o dwóch strukturach, z których się wywodziły. Jedną było Stronnictwo Narodowe, które było organizacją masową. Drugą był Obóz Narodowo-Radykalny, który był organizacją postępowej inteligencji. O tym świadczy skład kierownictwa i fakt, że to środowisko wywodziło się z ruchu akademickiego. Te dokumenty potwierdzają ten poziom kadry dowódczej ZJ, NOW i NSZ.
Sebastian Bojemski: Trzeba pamiętać, że w przypadku NSZ można mówić o dwóch strukturach, z których się wywodziły. Jedną było Stronnictwo Narodowe, które było organizacją masową. Drugą był Obóz Narodowo-Radykalny, który był organizacją postępowej inteligencji.
Pamiętajmy też o tym, że tu mówimy o wywiadzie. Centrala wywiadu była zdominowana przez ludzi wywodzących się ze Związku Jaszczurczego. Jeśli chodzi o kadrę oficerską NSZ, wywodziła się z Tajnej Armii Polskiej, Konfederacji Zbrojnej, a nawet Armii Krajowej - jeden z odcinków „Wachlarza” AK przeszedł do NSZ. Zatem kontrowersje ta organizacja budzi dziś, ale nie budziła aż takich wówczas.
PAP: Jaki jest pana pogląd na przyczyny, dla których nie udało się do końca scalić NSZ z AK? W raporcie szefa wywiadu NSZ pojawia się np. pogląd, że to Stronnictwo Narodowe dąży do scalenia z AK za wszelką cenę i w ten sposób do podporządkowania sobie struktury NSZ. I że nie można do tego dopuścić. Widać więc że wokół tej sprawy były konflikty personalno-polityczne w ramach samego środowiska narodowego.
Sebastian Bojemski: Pytanie, na ile zintegrowały się inne organizacje wojskowe związane z ugrupowaniami politycznymi, np. Bataliony Chłopskie. Myślę, że jest to przede wszystkim związane z kwestiami politycznymi.
Polska konspiracja nie była wolna od polityki. Wszyscy wiedzieli jedną rzecz, że powrót do status quo sprzed 1939 roku jest niemożliwy. Tam gdzie była możliwość trzymania własnej siły zbrojnej, robiono to, bo w głowach wszystkich polityków była kwestia zamachu majowego, była pamięć o tym, w jaki sposób Piłsudski w ogóle zbudował swoją siłę polityczną – właśnie na wojsku. Była świadomość, że bez własnej siły zbrojnej nie będzie możliwe sięgnięcie po władzę, co jest celem każdej formacji politycznej. Jestem przekonany, że o to chodziło. Była świadomość, że im większa siła zbrojna, tym większa siła polityczna.
Zastanawiałem się oczywiście, po co wydawać taką publikację, bo właściwie jaką wartość mają dziś te raporty. Ale chodziło o to, żeby po pierwsze pokazać, że byliśmy w stanie zbudować organizacje, które stawiały opór okupantowi. Po drugie, żeby pokazać, że to wszystko było twardą walką o władzę. Ta walka nie dotyczyła tylko ONR, tzw. Grupy Szańca. Dotyczyła także innych sił. Świetnie to widać we wspomnieniach Jana Rzepeckiego, w których przyznaje on, że chciał obalić gen. Bora-Komorowskiego. I że trzeba stworzyć armię rewolucyjną, szybko nadając stopnie oficerskie. W ramach Komendy Głównej Armii Krajowej też była twarda polityka.
PAP: Ale wszystko odbywało się w ramach jednej organizacji, do której NSZ nie przystąpiło.
Sebastian Bojemski: No tak, w takim razie trzeba by temu środowisku zarzucić zbytnią prostolinijność. Tyle że niechęć do integracji była po obu stronach. Kiedyś w „Biuletynie Informacyjnym” ukazał się tekst o NSZ, w którym bardzo ostro zaatakowano tę organizację. Ze wspomnień Rzepeckiego wynika też, że on wcale nie chciał włączenia NSZ do AK i torpedował rozmowy. Zatem nie tylko ta część ONR-owska, czyli Grupa Szańca nie chciała, ale ich też nie chciano.
PAP: Czy ta publikacja wyczerpuje wszystkie dostępne materiały wywiadowcze NSZ?
Sebastian Bojemski: Oczywiście w obszarze badawczym temat nie jest wyczerpany. To pierwsza taka zwarta publikacja, ale myślę, że to może być początek. Z tym że nie oczekiwałbym już zbyt wielu odkryć.
PAP: Jakie były źródła tych dokumentów? Wydawcą jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego – rozumiem, że pochodziły m.in. z dawnego MSW PRL, czyli obecnie głównie z IPN.
Sebastian Bojemski: Tak, to są dokumenty przede wszystkim z archiwum IPN i Archiwum Akt Nowych. Może są jeszcze jakieś dokumenty w Wojskowym Biurze Historycznym. Myślę, że są też dokumenty w archiwach rosyjskich w Moskwie, coś jeszcze może być w Niemczech. W Londynie tego jest niewiele, choć ciekawe materiały mogą być w archiwach angielskich. Ale na pewno są jakieś prywatne skrytki, takie jak szafa prof. Franciszka Staffa na SGGW, gdzie znaleziono podręczne archiwum.
Sebastian Bojemski: Ze wspomnień Rzepeckiego wynika też, że on wcale nie chciał włączenia NSZ do AK i torpedował rozmowy. Zatem nie tylko ta część ONR-owska, czyli Grupa Szańca nie chciała, ale ich też nie chciano.
PAP: Te materiały z tej szafy znajdują się w publikacji?
Sebastian Bojemski: Tak, oczywiście. Podobnie kiedyś gdzieś na warszawskiej Pradze odkryto archiwum jednego z powiatów z Kielecczyzny. Dokumenty odkryto również w pustostanie na Mokotowie. Jestem przekonany, że jeszcze coś odnajdziemy. Czy zmieni to ogląd organizacji? Wydaje mi się że nie.
PAP: Czy można ocenić, jaki procent dokumentów wywiadowczych zachowało się po wojnie?
Sebastian Bojemski: Może 10 proc. i to z centrali, bo z okręgów prawie nic się nie zachowało. Oczywiście wciąż nie znamy do końca zasobu IPN. Kiedyś przeglądałem w IPN akta jakiejś sprawy operacyjnej. Przejrzałem może 20 tomów i znalazłem skoroszyt z jakimiś odpadami. Okazało się, że tam były raporty okręgu NSZ Warszawa miasto. Zupełnie przypadkowo na to trafiłem. Stąd im badacze będą dłużej siedzieli i przeglądali, tym jest szansa na znalezienie kolejnych dokumentów.
Ale oczywiście to nie zmieni nam ogólnego wizerunku. Sporo dokumentów jest w AAN, pochodzących z dawnego KC PZPR. Tam jest duży zespół dokumentów dotyczących Armii Krajowej. Jednak, jeśli chodzi o okręg radomsko-kielecki, wśród materiałów dotyczących oficjalnie AK znajdował się tam zestaw dokumentów, który nie dotyczył Oddziału II AK, tylko ZJ i NSZ.
PAP: Jak pan ocenia stopień wiedzy o personaliach dawnych żołnierzy NSZ, a zwłaszcza wywiadu. Po wojnie dużo osób nie chciało się przyznawać do służby w NSZ, a co dopiero w wywiadzie tej organizacji. W publikacji podany jest przykład znanego w PRL adwokata Andrzeja Grabińskiego, który miał być związany z wywiadem NSZ, choć się tym nie chwalił.
Sebastian Bojemski: Rozmawiałem z nim osobiście. Jak wymienił mi swoich kolegów, to mówię: to musiał być pan w ONR. Dopiero wtedy się przyznał, że był. Podobny przykład to Jan Józef Szczepański, który był w NSZ na terenie Krakowa. Rzeczywiście mało osób przyznawało się do służby w NSZ. Gros informacji o personaliach pochodzi z akt operacyjnych UB. Im bardziej sięgamy do tych akt, tym więcej można się dowiedzieć. Jakkolwiek nie można do tych dokumentów podchodzić bezkrytycznie, podobnie jak do dokumentów wywiadowczych NSZ czy innych organizacji. Np. w kartotece kontrwywiadu AK jest informacja, że Janusz Kusociński jest na służbie niemieckiej. Do tego jest czyjś dopisek, że coś się chyba pomyliło, bo już nie żyje. Struktury policyjne i służby specjalne zbierają wszystko, a dopiero analitycy zajmują się weryfikacją.
PAP: Mówił pan, że dokumenty wywiadu NSZ pokazują wysoki poziom organizacyjny. Czy można porównać klasę wywiadu NSZ i wywiadu AK?
Sebastian Bojemski: Instrukcje wywiadowcze AK są zaawansowane, ale także instrukcje Związku Jaszczurczego to jest wysoki poziom. Na miarę swoich możliwości finansowych NSZ miał wywiad na bardzo wysokim poziomie. Trzeba pamiętać, że nie ma wywiadu bez pieniędzy, a NSZ miał ich znacznie mniej niż AK. Wiele siatek wywiadowczych NSZ musiało przestać działać z powodu braku pieniędzy.
Sebastian Bojemski: Instrukcje wywiadowcze AK są zaawansowane, ale także instrukcje Związku Jaszczurczego to jest wysoki poziom. Na miarę swoich możliwości finansowych NSZ miał wywiad na bardzo wysokim poziomie.
Trzeba też pamiętać, że dla wielu oficerów zawodowych bycie w konspiracji to również była kwestia finansowa. To oczywiście nie była jedyna motywacja, ale oficer zawodowy poza udziałem w konspiracji nic innego nie potrafił robić, a musiał mieć z czego żyć.
PAP: Czy te dokumenty rzucają światło na kontrowersje dotyczące NSZ? Np. na zarzut współpracy z Niemcami w końcowym okresie wojny? W tej części, w której są wspomnienia i archiwalia jest przywołana bardzo ciekawa relacja Tomasza Pacyńskiego, który, za wiedzą organizacji, współpracował z gestapo. Ale każdy taki przypadek jest zawsze dwuznaczny. Inna kontrowersja dotyczy Stanisława Nakoniecznikowa-Klukowskiego, dowódcy NSZ w końcówce wojny, zastrzelonego przez własnych towarzyszy w niejasnych okolicznościach.
Sebastian Bojemski: W tych dokumentach nie ma odniesień do tych spraw, bo to są dokumenty własne. Jeśli chodzi o Nakoniecznikowa, żeby tę sprawę przeanalizować należałoby przebadać obecność innych wywiadów na terenie AK i NSZ. Przez jakiś czas blisko Nakoniecznikowa był Feliks Mazurek pseudonim Stefan Zych, agent NKWD, człowiek Smierszy, po wojnie oficer KBW. Może pod jego wpływem chciał Nakoniecznikow wprowadzić żołnierzy NSZ do Polskiej Armii Ludowej?
Może to był jego pomysł, który pojawił się w czasie Powstania Warszawskiego, podczas którego Nakoniecznikow walczył jako zwykły żołnierz. Wiemy, że Julian Skokowski, zastępca komendanta głównego PAL, a w czasie Powstania Warszawskiego komendant Połączonych Sił Zbrojnych PAL, AL i KB spotykał się z Nakoniecznikowiem. To była indywidualna decyzja Nakoniecznikowa, o której nie poinformował swoich patronów politycznych.
PAP: I to doprowadziło do wydania na niego wyroku?
Sebastian Bojemski: Tak. Trzeba pamiętać, że to była jesień 1944 r,, wszystkie okręgi AK były rozbite, nie wszędzie uznano Okulickiego za komendanta. Rozbicie centrali w Warszawie spowodowało powolną dekompozycję. A Feliks Mazurek jest świetnym przykładem na penetrację NSZ przez NKWD.
PAP: Czy na to, że nie udało się scalić NSZ z AK też mogło mieć wpływ działanie agenturalne?
Sebastian Bojemski: Oczywiście, mogło. To mogło być działanie NKWD, z pewnością Niemcy też mieli swoich agentów. Były prowadzone z nimi gry operacyjne i dotyczyło to nie tylko NSZ, ale także AK.
Tutaj krytyczną strukturą była polska policja granatowa i kryminalna, powiązana z konspiracją, ale i współpracująca z Niemcami. Policja musiała dostarczać informacje obydwu stronom – i konspiracji, i Niemcom, jeśli gra miała być skuteczna.
Sebastian Bojemski: Tutaj krytyczną strukturą była polska policja granatowa i kryminalna, powiązana z konspiracją, ale i współpracująca z Niemcami. Policja musiała dostarczać informacje obydwu stronom – i konspiracji, i Niemcom, jeśli gra miała być skuteczna.
PAP: Gra na dwie strony to był też przypadek Tomasza Pacyńskiego?
Sebastian Bojemski: Po wojnie otrzymał on poręczenie od swoich kolegów, że współpracował z gestapo za wiedzą i zgodą organizacji. Ale oczywiście, by wszystko ocenić, trzeba by przeanalizować szczegółowo jego działalność. Z informacji, które mamy wynika, że nie przeszedł na stronę niemiecką. Ale ponieważ był sam, pełnej wiedzy o jego działalności nie ma. Wierzymy, że Pacyński, biorąc pod uwagę poręczenia kolegów, był postacią pozytywną. A czy mógł zrobić coś niegodnego, walcząc o swoje życie? Jak każdy. Takich przypadków wysyłania do niemieckich struktur policyjnych, by pracować na rzecz konspiracji, było niemało. A zawsze trzeba było zapłacić za to jakąś cenę.
Rozmawiał Piotr Śmiłowicz