40 lat temu, 30 sierpnia 1980 r., w świetlicy Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego władze komunistyczne podpisały porozumienie z przedstawicielami strajkujących załóg regionu, co zakończyło strajki na Pomorzu Zachodnim.
Porozumienie Szczecińskie zostało podpisane po kilkunastodniowym strajku i negocjacjach Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z siedzibą w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, a Komisją Rządową kierowaną przez wicepremiera Kazimierza Barcikowskiego. Ze strony MKS-u sygnowali je przewodniczący Marian Jurczyk oraz jego dwóch zastępców: Kazimierz Fischbein i Marian Juszczuk, a ze strony Komisji Rządowej Barcikowski oraz zastępca członka Biura Politycznego, sekretarz KC PZPR Andrzej Żabiński i I sekretarz KW PZPR w Szczecinie Janusz Brych.
Najważniejszy, pierwszy punkt Porozumienia Szczecińskiego, został sformułowany następująco: „Uzgodniono, że w oparciu o opinię ekspertów, będą mogły powstawać samorządne Związki Zawodowe, które będą miały socjalistyczny charakter zgodnie z Konstytucją PRL, przy przyjęciu następujących zasad: Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku stają się Komisjami Robotniczymi, rozpisują one w miarę potrzeb powszechne, bezpośrednie, tajne wybory do Władz Związków Zawodowych. Przeprowadzone będę prace nad przygotowaniem Ustawy, Statutów i innych dokumentów określonych w art. 3 Konwencji nr 87, w tym celu opracowany zostanie odpowiedni harmonogram pracy”.
„Szanowne koleżanki i koledzy! – przemawiał zaraz po złożeniu podpisu pod protokołem uzgodnień Jurczyk – Po 12 dniach strajku i intensywnej pracy Komisji Rządowej w imieniu MKS został opracowany dokument, którego treść z satysfakcją mogę przyjąć, mogą przyjąć obie strony. Decyzje, które wspólnie podjęliśmy, mają znaczenie dla sytuacji w całym kraju”. Uroczystości podpisania porozumienia w świetlicy w „Warskim” towarzyszyły ogromne emocje. „Gdy je podpisano – wspominał po latach stoczniowiec, później działacz „Solidarności” Grzegorz Durski – w całej stoczni zapanowała euforia. Ludzie wiwatowali, padali sobie w ramiona, niektórzy płakali. Mieliśmy poczucie, że wywalczyliśmy wolne związki zawodowe. Chociaż tak do końca nie wiedzieliśmy, jak one będą wyglądać. Były też pytania o to, co z Gdańskiem”.
Tymczasem w Gdańsku wcześniejsze podpisanie porozumienia w stolicy Pomorza Zachodniego nie zostało przyjęte najlepiej. „Prawdą jest – komentował na bieżąco Wałęsa – że Szczecin trochę się podłamał. Dokładnie sprawy nie znamy. Czekamy na delegację. Faktem jest, że załatwił te wszystkie punkty z dużymi ustępstwami”. „Nawet nie licząc Szczecina – argumentował dalej gdański lider – to i tak jesteśmy taką potęgą […] że nie ma nam kto czym zagrozić (oklaski)”. Następująco reakcję gdańszczan relacjonowali z kolei dziennikarze Wojciech Giełżyński i Lech Stefański, którzy z bliska obserwowali strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina: „Wiadomość, że w Szczecinie strajk skończony, przyjęta jest w Gdańsku z mieszanymi uczuciami. Z nadzieją, że i tu będzie jutro definitywny koniec. Nie wiadomo jednak dokładnie, na jakich warunkach Szczecin podpisał porozumienie – z zwłaszcza czy też wywalczył niezależne, samorządne związki zawodowe. Co to znaczy, że samorządne związki zawodowe będą mogły powstawać »w oparciu o opinię ekspertów«? Jakich ekspertów? Czyich? Punkt pierwszy protokołu szczecińskiego wydaje się nieprecyzyjny”.
Powyższe wątpliwości rozwiewa szczegółowy wgląd w protokół uzgodnień MKS z Komisją Rządową w Szczecinie. Trzeba przy tym zaznaczyć, że wspomniana w pierwszym punkcie protokołu opinia ekspertów powinna być traktowana jako jego komplementarna część. O czym zaś mówił i kto podpisał ów ważny dokument?
„Opinia mieszanej Komisji Ekspertów Prawnych powołanej przez wicepremiera Kazimierza Barcikowskiego i Prezydium Międzyzakładowego Komitetu w Szczecinie”, bo tak brzmiał pełny tytuł tego dokumentu, została podpisana 29 sierpnia 1980 r. przez grupę prawników reprezentujących stronę rządową (prof. Adam Łopatka, prof. Zbigniew Salwa, dr Stanisław Baniak) i strajkujących (mgr Mieczysław Gruda, adw. Mirosław Kwiatkowski, adw. Andrzej Wybranowski, mgr Andrzej J. Zieliński, przy udziale „konsultantów prawnych MKS”: dr. Edmunda Kitłowskiego i dr. Bronisława Ziemianina).
Warto w tym miejscu odnotować, że tak jak między strajkującymi a peerelowskimi dygnitarzami, z którymi negocjowali, istniała rażąca dysproporcja w zakresie doświadczenia politycznego, tak i merytoryczną przewagę, przynajmniej na pierwszy rzut oka, mieli bardziej utytułowani eksperci rządowi. Co więcej, większość ekspertów reprezentujących MKS wcześniej już stykała się z rzeczoną dwójką profesorów prawa… jako ich studenci na salach wykładowych i egzaminach. Dyskusja między nimi w charakterze równorzędnych partnerów nie była więc prostym zadaniem. Eksperckie rozmowy ogniskowały się wokół tego, jaką moc mają w Polsce konwencje Międzynarodowej Organizacji Pracy. Analizowano także, w jaki sposób, na gruncie obowiązujących w PRL przepisów, powinny być rejestrowane nowe związku zawodowe.
Zaangażowanie ekspertów w rozwiązanie sporu między strajkującymi a władzami PRL okazało się przełomowe. Według podpisanej przez nich wszystkich po dwóch dniach obrad wspólnie opinii, racja w rzeczonym sporze w odniesieniu do jego najważniejszego, pierwszego punktu, leżała po stronie strajkujących.
Omawiany dokument jednoznacznie wskazywał, że „pracownicy mogą w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej tworzyć nowe związki zawodowe”. Jako podstawę tej opinii przywołano Konstytucję PRL, obowiązującą wówczas w Polsce ustawę o związkach zawodowych z 1949 r. oraz dwie ratyfikowane przez Polskę w grudniu 1956 r. konwencje Międzynarodowej Organizacji Pracy: nr 87 o wolności związkowej i ochronie praw związkowych oraz nr 98 dotyczącą stosowania zasad prawa organizowania się i rokowań zbiorowych. Co więcej, eksperci dobitnie stwierdzili, że rzeczone konwencje „mają moc prawną na terenie PRL tak jak ustawy”. „Interpretacja i stosowanie przepisów ustaw nie powinny prowadzić do naruszenia tych konwencji” – wskazali. Ważna była tu zwłaszcza pierwsza z konwencji, a w niej następujące fragmenty: „Artykuł 2. Pracownicy i pracodawcy, bez jakiegokolwiek rozróżnienia, mają prawo, bez uzyskania uprzedniego zezwolenia, tworzyć organizacje według swego uznania, jak też przystępować do tych organizacji, z jedynym zastrzeżeniem stosowania się do ich statutów. Artykuł 3. 1. Organizacje pracowników i pracodawców mają prawo opracowywania swych statutów i regulaminów wewnętrznych, swobodnego wybierania swych przedstawicieli, powoływania swego zarządu, działalności oraz układania swego programu działania. 2. Władze publiczne powinny powstrzymać się od wszelkiej interwencji, która by ograniczała to prawo lub przeszkadzała w jego wykonywaniu zgodnie z prawem”.
Z powyższego zupełnie jasno wynika, że Porozumienie Szczecińskie otwierało drogę do powołania nowego, faktycznie niezależnego związku zawodowego. Było ono jednak krytykowane nie tylko za niejasność sformułowania punktu pierwszego (bo istotnie, nieznającym omówionej wyżej opinii mógł wydawać się niejednoznaczny), ale także za fakt, iż na jego podstawie nowe „samorządne Związki Zawodowe” miały mieć „socjalistyczny charakter zgodnie z Konstytucją PRL”.
W Porozumieniu Gdańskim, zarówno przez świadków historii, jak i profesjonalnych historyków, wskazywanym często jako lepsze od dokumentu wynegocjowanego w Szczecinie, również zapisano, iż „tworząc nowe, niezależne, samorządne związki zawodowe, MKS stwierdza, że będą one przestrzegać zasad określonych w Konstytucji PRL. Nowe związki zawodowe – głosił dalej tekst – będą bronić społecznych i materialnych interesów pracowników i nie zamierzają pełnić roli partii politycznej. Stoją one na gruncie zasady społecznej własności środków produkcji stanowiącej podstawę istniejącego w Polsce ustroju socjalistycznego. Uznając, iż PZPR sprawuje kierowniczą rolę w państwie, ani nie podważając ustalonego systemu sojuszów międzynarodowych, dążą one do zapewnienia ludziom pracy odpowiednich środków kontroli, wyrażania opinii i obrony swych interesów”.
Porozumienie Gdańskie, podobnie jak Szczecińskie, jako jedną z podstaw prawnych tworzenia w PRL nowych związków zawodowych wskazywało konwencję nr 87 MOP. Mając na uwadze kontrowersyjne zapisy obu porozumień (uznanie kierowniczej roli PZPR czy zapowiedź „socjalistycznego charakteru” nowej organizacji związkowej) warto wrócić do niej raz jeszcze i sięgnąć do jednego z jej dalszych artykułów, mówiącego iż „W wykonywaniu uprawnień, które przyznaje im niniejsza konwencja, pracownicy, pracodawcy i ich odnośne organizacje powinni, podobnie jak inne osoby lub zorganizowane zbiorowości, przestrzegać obowiązujących w kraju przepisów prawnych”. Przypomnieć tu wypada, że w Polsce obowiązywało wówczas zideologizowane ustawodawstwo i konstytucja uwzględniająca kluczową rolę PZPR w państwie oraz sojusz PRL z ZSRS… Czy zatem gdyby strajkujący w obu miastach nie zgodzili się na wspomniane kontrowersyjne zapisy porozumień (a władze mimo to przystałyby na ich podpisanie – co zresztą wątpliwe), oznaczałoby to, że nowy związek zawodowy będzie miał (na gruncie prawa i podjętych przez strajkujących i przedstawicieli władz ustaleń) większą swobodę działania? Raczej niekoniecznie.
Oba Porozumienia Sierpniowe miały swoje mankamenty i ograniczenia, tworzone zwłaszcza przez ówczesne realia polityczne PRL – państwa niedemokratycznego i niesuwerennego, rządzonego niepodzielnie przez jedną partię polityczną. Pytanie jednak, czy spór o to, które z nich miało jakoby być „lepsze” i bardziej przyczynić się do powstania „Solidarności” nie jest sporem jałowym? Czy nie jest to akademicka dyskusja o szczegółach, które czterdzieści lat temu miały nikły wpływ na dalszy bieg wydarzeń? Istotne było bowiem przede wszystkim to, że w obu porozumieniach uzyskano zgodę na powołanie nowych, niezależnych związków zawodowych, a na przestrzeni kolejnych tygodni przezwyciężono napięcia wynikające z ich odrębnego podpisania i wspólnie podjęto starania o rejestrację jednego, ogólnopolskiego, niezależnego i samorządnego związku zawodowego.
Michał Siedziako
Autor jest pracownikiem Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie
Źródło: Muzeum Historii Polski