
Dziadek płynął do Norwegii z poczuciem, że wreszcie może znowu bić się z Niemcami, że wreszcie idzie do akcji. Czuł radość, że nie siedzi bezczynnie - powiedziała PAP Miłosława Kosmulska, wnuczka Lecha Bądkowskiego, uczestnika bitwy o Narwik.
Uroczystości upamiętniające 85. rocznicę walk o Narwik zorganizował w Królestwie Norwegii Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Bitwa o Narwik była pierwszym zwycięstwem aliantów w II wojnie światowej. Przyczynili się do niego żołnierze polscy, francuscy, brytyjscy i norwescy.
W rozmowie z PAP Miłosława Kosmulska przypomniała, że jej dziadek - Lech Bądkowski - w 1940 roku brał udział w walkach o Narwik. "Przybył tutaj razem z Samodzielną Brygadą Strzelców Podhalańskich. Toczyli walki, a punkt dziadka był przy Wzgórzu 295. Właśnie tego wzgórza mieli bronić" - powiedziała.
Jak zaznaczyła, bitwa o Narwik w wojskowej karierze Bądkowskiego była dużym przeżyciem. "Płynął do Norwegii z poczuciem, że wreszcie może znowu bić się z Niemcami, że wreszcie idzie do akcji. Czuł radość, że nie siedzi bezczynnie" – zaznaczyła.
Za udział w bitwie o Narwik został odznaczony Orderem Virtuti Militari. "Stało się to dlatego, że wraz z kolegami bronił pozycji. Stacja wydawała się krytyczna, a najbliższy przełożony dziadka, który powinien przejąć dowodzenie, spanikował, nerwy wzięły górę. Żeby zmusić go do działania i oprzytomnienia, dziadek przyłożył mu do głowy broń. W ten sposób zmusił go do zejścia z pozycji i do podjęcia dalszych działań. To się udało" – powiedziała Kosmulska.
Zaznaczyła, że jej dziadek i jego dowódca nie bardzo się lubili. "Sytuacja była więc bardzo stresująca, szczególnie po całej akcji, kiedy tak naprawdę we trzech zostali na jednym stanowisku i czekali na wsparcie, które przyszło po kilku godzinach, udawali przed Niemcami, że jest ich tam więcej" – opowiadała.
Kiedy Bądkowski został wezwany do najwyższego swojego przełożonego, myślał, że idzie na sąd wojenny. "Tymczasem jego postawa została doceniona i Virtuti Militari przyznał mu sam gen. Władysław Sikorski” – zaznaczyła.
Jednak jej dziadek nie lubił o tym opowiadać. "Te informacje zawsze trzeba z niego wyciągać, myślę, że to świadczy o jego skromności. Tę historię opisał jednak w opowiadaniu +Wzgórze 295+, które znajduje się w zbiorze +Bitwa trwa+” – powiedziała.
Lech Bądkowski urodził się 24 stycznia 1920 r. w Toruniu, gdzie w 1938 r. ukończył miejscowe gimnazjum. We wrześniu 1939 r. jako 19-latek dowodził plutonem piechoty w bitwie nad Bzurą. Po klęsce wrześniowej przedostał się do Francji. Z Samodzielną Brygadą Strzelców Podhalańskich walczył pod Narwikiem, w Wielkiej Brytanii służył w polskiej Marynarce Wojennej, przeszedł też szkolenie jako cichociemny. Za tę postawę gen. Władysław Sikorski odznaczył go orderem Virtuti Militari.
Jeszcze podczas wojny, najpierw w Szkocji, a potem w Londynie Bądkowski skupił wokół siebie grupę Pomorzan w organizacji pod nazwą "Związek Pomorski". W Londynie w 1945 roku ukazała się broszura "Pomorska myśl polityczna". Po powrocie do Polski w 1946 r. zamieszkał w Gdyni. Studiował w Wyższej Szkole Handlu Morskiego w Sopocie oraz prawo na uniwersytecie w Łodzi. W 1951 r. przeprowadził się do Gdańska.
Od początku lat 50. był związany z prasą na Wybrzeżu, m.in. "Dziennikiem Bałtyckim", tygodnikami "Rybak Morski" oraz "Ziemia i Morze", gdzie był zastępcą redaktora naczelnego. W 1956 r. Bądkowski współtworzył Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, w którym był aktywny do końca życia.
Pod koniec lat 70. włączył się w opozycyjną działalność w Gdańsku, m.in. związaną z działalnością Ruchu Młodej Polski, wcześniej podpisywał protesty przeciwko łamaniu swobód obywatelskich, wolności słowa i fałszowaniu historii.
21 sierpnia 1980 r. Bądkowski został członkiem prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej. Był pierwszym rzecznikiem prasowym MKS. Brał udział w negocjacjach Porozumień Gdańskich, będąc odpowiedzialnym za zapisy dotyczące wolności słowa w Polsce. W okresie pierwszej "Solidarności" Bądkowski był redaktorem naczelnym tygodnika "Samorządność" zawieszonego przez władze komunistyczne po wprowadzeniu stanu wojennego.
W latach 1957-1966 Bądkowski był prezesem oddziału gdańskiego oraz członkiem Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich i członkiem polskiego PEN-Clubu, a od 1981 roku był w jego zarządzie. Napisał kilkanaście powieści. W dorobku literackim ma też zbiory opowiadań i bajki dla dzieci. Tłumaczył też z języka kaszubskiego na polski m.in. "Życie i przygody Remusa" Aleksandra Majkowskiego.
Zmarł 24 lutego 1984 r. W jego pogrzebie na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku, który stał się manifestacją przeciwko komunistycznej władzy, uczestniczyło kilka tysięcy osób m.in. Zbigniew Herbert, Bronisław Geremek i Donald Tusk.(PAP)
Z Narwiku Anna Kruszyńska
akr/ wj/ mhr/