Porwanie i proces przywódców Polskiego Państwa Podziemnego było jawnym złamaniem zasad prawa międzynarodowego przez stronę sowiecką. Podstępnie aresztowano przedstawicieli najwyższej władzy suwerennego kraju, walczącego przez całą wojnę po stronie aliantów - mówi PAP historyk dr Paweł Ukielski z IPN.
PAP: 27 marca minie 70. rocznica aresztowania przez NKWD przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Co wówczas się wydarzyło?
Dr Paweł Ukielski: Pod pretekstem negocjacji politycznych generał NKWD, Iwan Sierow podstępnie zwabił kilkunastu przywódców Podziemnego Państwa Polskiego i aresztował ich w Pruszkowie. Wśród nich był ostatni komendant Armii Krajowej, gen. Leopold Okulicki, wicepremier rządu RP, Jan S. Jankowski oraz inni politycy i działacze społeczni.
Wywieziono ich do Moskwy, torturowano i więziono przez kilka miesięcy, a następnie zorganizowano tzw. proces szesnastu w Moskwie, gdzie skazano ich na podstawie sowieckiego prawa na długoletnie wyroki. W 1946 r. generał Okulicki został zamordowany przez NKWD na Łubiance, choć oficjalnie zmarł na zawał serca. W sowieckim więzieniu zmarli, lub zostali zamordowani Jan Jankowski oraz Stanisław Jasiukowicz.
Porwanie i proces polskich przywódców były jawnym złamaniem zasad prawa międzynarodowego przez stronę sowiecką. Podstępnie aresztowano przedstawicieli najwyższej władzy suwerennego kraju, walczącego przez cała wojnę po stronie aliantów. Dodajmy: władzy wówczas oficjalnie uznawanej przez aliantów.
Wyobraźmy sobie sytuację, że Sowieci porywają wicepremiera Wielkiej Brytanii, zastępcę Winstona Churchilla. W dzisiejszych realiach można porównać to do porwania i procesu wiceprezydenta USA, Joe Biddena. To porównanie jest czytelne nawet dla odbiorcy zachodniego, dla osób, które nie doświadczyły komunizmu.
PAP: Jaki był stosunek dowództwa AK do armii sowieckiej?
Dr Paweł Ukielski: Podczas akcji „Burza”, m.in. podczas walk o Wilno czy Lwów żołnierze AK współdziałali z oddziałami sowieckimi. Za regularnymi oddziałami sowieckimi, natychmiast pojawiały się grupy NKWD i Smierszu (kontrwywiad wojskowy), które rozbrajały akowców, dokonywały ich aresztowań, a nawet morderstw. Tak kończyła się współpraca AK na ziemiach zajętych przez armię sowiecką. Do walk Armii Krajowej z siłami sowieckim dochodziło wyłącznie w sytuacji, gdy nie było już innego wyjścia, wyłącznie w samoobronie lub w obronie ludności cywilnej na terenach zajętych przez sowietów.
Paweł Ukielski: Podczas akcji „Burza”, m.in. podczas walk o Wilno czy Lwów żołnierze AK współdziałali z oddziałami sowieckimi. Za regularnymi oddziałami sowieckimi, natychmiast pojawiały się grupy NKWD i Smierszu, które rozbrajały akowców, dokonywały ich aresztowań, a nawet morderstw. Tak kończyła się współpraca AK na ziemiach zajętych przez armię sowiecką.
PAP: Przed kilkoma tygodniami rosyjskie media opublikowały dokumenty, które mają świadczyć o wrogim stosunku AK do armii sowieckiej. Co one zawierają i dlaczego je opublikowano?
Dr Paweł Ukielski: Zawierają one subiektywne, selektywne informacje, jednak paradoksalnie żaden z nich nie potwierdza wrogiego stosunku AK do armii sowieckiej. Publikacja 70 dokumentów, które miały rzekomo świadczyć o wrogim stosunku AK do sowietów nie jest przypadkowa. Nastąpiło to dwa dni przed obchodzonym w Polsce Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Intencją publikacji było skompromitowanie Armii Krajowej i innych organizacji niepodległościowych działających w trakcie wojny i bezpośrednio po niej. AK i Żołnierze Wyklęci zostali przedstawieni jako bandy morderców i przestępców atakujących armię sowiecką, wyzwalającą terytorium Polski spod niemieckiej okupacji. W Rosji nadal funkcjonuje stereotyp AK jako wroga. Od kilku lat w rosyjskiej narracji historycznej powracają echa stalinowskiej propagandy lat 40. i 50.
PAP: Czy negatywny wizerunek AK jest powielany także w rosyjskich podręcznikach do nauki historii?
Dr Paweł Ukielski: Wspomniana tu historyczna narracja jest ogólnie przyjęta i akceptowana w całej Rosji, zarówno w mediach jak i pracach historyków drugiej wojny światowej. Polskie podziemie niepodległościowe jest przedstawiane w bardzo negatywnym świetle, używa się wręcz terminu „banda”.
PAP: Dlaczego zachodni alianci pozostali bierni po tym wydarzeniu?
Dr Paweł Ukielski: Alianci zachowywali się biernie już wcześniej, podczas konferencji w Jałcie, dając Stalinowi sygnał, że pozwalają mu na działanie w jego strefie wpływów. W Jałcie osiągnął on wszystko, co chciał osiągnąć. Wiedział, że reakcja USA i Wielkiej Brytanii na wiadomość o porwaniu będzie bardzo stonowana.
Cytując Jacka Kaczmarskiego: „Wygra, kto się nie boi wojen”. Stalin nie obawiał się, że alianci zaryzykują konfrontację z ZSRS dla obrony kilkunastu podstępnie zwabionych i uwięzionych Polaków. Przywódcy zachodni nie reagowali, choć sytuacja była skandaliczna.
PAP: Rosja deklaruje, że jej archiwa są dostępne dla historyków. Jak wygląda to w kontekście porwania i procesu szesnastu?
Dr Paweł Ukielski: Rosyjskie archiwa, zwłaszcza zawierające dokumenty z okresu wojny nie są otwarte dla historyków z innych krajów. Do dziś brak jest dostępu do materiałów archiwalnych, nie tylko zresztą dotyczących procesu szesnastu. Materiały udostępniane historykom i mediom są selektywne, niekompletne.
Bezpośrednio po publikacji wspomnianych już 70 dokumentów Platforma Europejskiej Pamięci i Sumienia, opublikowała oświadczenie żądające od Rosji całkowitego odtajnienia archiwów z lat stalinowskich.
Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)
ls/ par/