Niemieccy historycy uważają, że kontrowersyjny film "Nasze matki, nasi ojcowie" zwrócił uwagę telewidzów na pomijane dotąd aspekty wojny; mówią też otwarcie o słabych stronach serialu ZDF. Zarzuty Polaków wobec sposobu pokazania AK uważają za słuszne.
Były dyrektor Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie Klaus Ziemer powiedział w rozmowie z PAP, że wyemitowany w marcu w telewizji niemieckiej serial miał zarówno pozytywne, jak i negatywne strony.
Do pozytywów historyk zaliczył pokazanie codziennego życia żołnierzy Wehrmachtu w okupowanej Europie Wschodniej w sposób "dotychczas niespotykany w niemieckiej telewizji". "Wszechobecność przemocy, brutalne traktowanie rodzimej ludności, mordowanie cywilów, rozstrzeliwanie jeńców - niekończące się zbrodnie zostały pokazane w tak zmasowany sposób, jak chyba nigdy przedtem" - wyjaśnił Ziemer, obecnie pracownik naukowy Uniwersytetu w Trewirze oraz Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Dyrektor berlińskiego muzeum Topografia Terroru Andreas Nachama uznał zastrzeżenia Polaków wobec scen dotyczących Armii Krajowej za całkowicie uzasadnione. "Ten film utrwala wśród widzów nieprawdziwe stereotypy na temat Polaków" - podkreślił Nachama. Jego zdaniem taki sposób przedstawienia AK nie był przypadkiem. "Twórcy filmu dobrze wiedzieli, co robią"
Wśród tematów poruszonych przez twórców filmu, a nieznanych dotychczas szerszej widowni, Ziemer wymienił rozkaz nakazujący rozstrzeliwanie wziętych do niewoli komisarzy politycznych Armii Czerwonej, a także powojenne kariery nazistów w administracji RFN.
Zrealizowany przez drugi program niemieckiej telewizji publicznej ZDF trzyczęściowy film pokazuje II wojnę światową przez pryzmat losów pięciorga młodych mieszkańców Berlina. Akcja serialu zaczyna się w przeddzień ataku III Rzeszy na ZSRR, a kończy kapitulacją Niemiec w 1945 roku. Oburzenie polskiej opinii publicznej wzbudziło przedstawienie przez twórców filmu żołnierzy Armii Krajowej jako zagorzałych antysemitów. Jeden z bohaterów filmu, Żyd Viktor, uciekając przed hitlerowcami, trafia do oddziału AK w okupowanej przez Niemców Polsce, gdzie jest świadkiem antysemickich wybryków żołnierzy polskiego podziemia.
Zdaniem Stefana Troebsta z Uniwersytetu w Lipsku film ZDF dobrze pokazał stopień ingerencji nazistowskiego reżimu w życie prywatne zwykłych, niezaangażowanych w nazizm Niemców. "Wpływ filmu, który cieszył się ogromną popularnością, ogólnie oceniam pozytywnie" - powiedział Troebst.
Znacznie krytyczniej ocenił film dyrektor berlińskiego muzeum Topografia Terroru Andreas Nachama. "Nie mam wysokiego mniemania o tym gatunku filmowym; takie filmy zawsze, często w niedopuszczalny sposób, upraszczają wydarzenia z przeszłości" - powiedział historyk. Dodał, że jest to szczególnie niebezpieczne, gdy film, jak w tym przypadku, jest "chwytającym za serce wyciskaczem łez", co powoduje, że również kontrowersyjne tematy przyjmowane są przez widzów bez głębszej refleksji.
W rozmowie z PAP Nachama uznał zastrzeżenia Polaków wobec scen dotyczących Armii Krajowej za całkowicie uzasadnione. "Ten film utrwala wśród widzów nieprawdziwe stereotypy na temat Polaków" - podkreślił Nachama. Jego zdaniem taki sposób przedstawienia AK nie był przypadkiem. "Twórcy filmu dobrze wiedzieli, co robią" - zauważył, dodając, że jest to karygodne ze względu na cierpienia, jakich doznali Polacy od Niemców w czasie wojny.
Troebst za mankament filmu uznał nie tylko sposób przedstawienia AK, lecz także fakt, że akcja filmu rozpoczyna się od napadu na ZSRR latem 1941 roku. "Nie ma mowy o wojnach z Polską i z Francją ani też o walkach w Afryce" - mówi Troebst. Za godne uwagi uważa równocześnie, że Armia Krajowa w ogóle pojawiła się w filmie, gdyż "właściwie nie istnieje w świadomości Niemców".
W ocenie Ziemera filmowe epizody dotyczące Polski zostały opracowane "bardzo niedbale". Historyk tłumaczy to nagłą zmianą scenariusza. Filmowy Viktor miał początkowo wyemigrować do USA, jednak z braku pieniędzy na realizację tego fragmentu scenariusza twórcy serialu zdecydowali, że ucieknie do Polski. "Scenę z AK montowano w pośpiechu, co spowodowało, że wypadła fatalnie" - zauważył Ziemer. Historyk przyznał rację swemu polskiemu koledze Tomaszowi Szarocie, który w dyskusji przed emisją trzeciego odcinka serialu w TVP powiedział, że polskie społeczeństwo jest na tyle dojrzałe, że może samo wyrobić sobie opinię o filmie.
Zdaniem historyków niemieckich w okresie powojennym Niemcy solidnie rozliczyli się z nazistowską przeszłością. "Nie dostrzegam tendencji do bagatelizowania niemieckich zbrodni" - mówi Ziemer. Jego zdaniem film ZDF jest próbą przekazania młodemu pokoleniu wiedzy o winie milionów Niemców za wojnę.
"Niebezpieczeństwo relatywizacji zbrodni zawsze istnieje, jednak obecnie takie zarzuty uważam za nieuzasadnione" - powiedział Nachama. Jak zaznaczył, od lat 50. stały odsetek Niemców - "od 20 do 25 proc." -przyznaje się do rewizjonistycznych poglądów na historię. "Ale to znaczy, że 75 proc. społeczeństwa rozliczyło się z przeszłością i wyciągnęło z niej wnioski" - mówi historyk.
Wypowiadający się dla PAP historycy są zgodni co do tego, że znajomość historii Polski w niemieckim społeczeństwie jest znikoma. Troebst wskazuje też na brak wiedzy o roli ZSRR w latach 1939-1941, w tym współpracy na szkodę Polski między Gestapo i NKWD. Ziemer podkreśla, że ten okres został gruntownie zbadany przez historyków obu krajów. Istnieje natomiast głęboka przepaść między wiedzą fachowców a wiedzą przeciętego obywatela.
Zdaniem Nachamy znajomość polskiej historii zarówno wśród przedstawicieli elit, jak i szerokiego społeczeństwa jest "dalece niewystarczająca". "Proszę zapytać, kto w 1945 roku wyzwolił Berlin? Na sto procent padnie odpowiedź: Armia Czerwona. Nikt nie wie, że w tej operacji istotną rolę odegrali żołnierze polscy" - mówi szef Topografii Terroru. Jak podkreśla, Niemcy nie mają pojęcia o Powstaniu Warszawskim i wielu innych faktach z historii II wojny światowej. "Przełamanie tego impasu jest wielkim zadaniem dla Polaków i Niemców na najbliższą dekadę" - uważa Nachama.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/