Należy podkreślać fenomen Polskiego Państwa Podziemnego i prowadzić badania nad nieznanymi dotąd aspektami jego działalności. Jeszcze wiele tajemnic pozostało do odkrycia, wielu bohaterów do przypomnienia – mówi historyk Marek Hańderek z Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej.
PAP: W jakich okolicznościach została podjęta decyzja o utworzeniu pierwszych struktur Polskiego Państwa Podziemnego?
Marek Hańderek z Biura Edukacji Publicznej IPN: - Już we wrześniu 1939 r., po napaści niemieckiej i sowieckiej na Polskę, Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły polecił swoim przedstawicielom zorganizowanie struktur konspiracyjnych w kraju, który – jak było już wiadomo – będzie okupowany. Nie określano ich jeszcze wówczas mianem Polskiego Państwa Podziemnego. Ta nazwa pojawi się dopiero na przełomie lat 1943/1944.
PAP: - Rozkaz Naczelnego Wodza dostarczono do Warszawy…
Marek Hańderek - Wysocy oficerowie biorący udział w obronie stolicy wypełnili ten rozkaz i rozpoczęli tworzenie zakonspirowanych struktur wojskowych. W ten sposób 27 września 1939 r. powstała Służba Zwycięstwu Polski, na czele której stanął gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski.
Marek Hańderek: Przed wojną II Oddział Sztabu Generalnego Wojska Polskiego rozpoczął organizowanie tzw. oddziałów dywersji pozafrontowej przeznaczonych do działań przeciwko wojskom agresora poza linią frontu. Były one aktywne już we wrześniu 1939 r. na tyłach wojsk niemieckich. Gdy rozpoczęła się okupacja, żołnierze dywersji pozafrontowej wzięli udział w tworzeniu struktur konspiracyjnych.
PAP: - Czy polecenie marszałka Śmigłego było zaskoczeniem dla oficerów, którzy przystąpili do organizowania podziemia?
Marek Hańderek: - Bez wątpienia nie było zaskoczeniem, przeciwnie – panowało przekonanie, że nie można ulec najazdowi i w nowych okolicznościach, w warunkach okupacji należy prowadzić walkę aż do zwycięstwa.
PAP: - Czy struktury Polskiego Państwa Podziemnego były tworzone całkowicie od podstaw, czy też przed wojną prowadzono przygotowania do podjęcia działań w przypadku zajęcia ziem polskich przez obce wojska?
Marek Hańderek: Przed wojną II Oddział Sztabu Generalnego Wojska Polskiego rozpoczął organizowanie tzw. oddziałów dywersji pozafrontowej przeznaczonych do działań przeciwko wojskom agresora poza linią frontu. Były one aktywne już we wrześniu 1939 r. na tyłach wojsk niemieckich. Gdy rozpoczęła się okupacja, żołnierze dywersji pozafrontowej wzięli udział w tworzeniu struktur konspiracyjnych. Trzeba pamiętać, że Służba Zwycięstwu Polski została powołana z inicjatywy władz państwowych, ale równolegle już we wrześniu i październiku 1939 r. samorzutnie powstawało wiele organizacji, które stawiały sobie za cel kontynuowanie walki przeciw okupantom.
PAP: - Czy dowódcy SZP zdawali sobie sprawę z istnienia struktur dywersji pozafrontowej?
Marek Hańderek: - Oczywiście, jako wysocy oficerowie Wojska Polskiego wiedzieli o ich istnieniu i nawiązywali z nimi kontakty, podobnie zresztą, jak z innymi, mniejszymi organizacjami. Podczas okupacji, większość organizacji podziemnych współpracowała z konspiracją związaną z rządem emigracyjnym lub wprost się jej podporządkowała. SZP powstała, gdy wojna dopiero się rozpoczynała. Jesienią sądzono, że wojna zakończy się wiosną 1940 r.
PAP: - Czy cel przyświecający tworzeniu polskiego podziemia był celem obliczonym na najbliższe miesiące, czy raczej zakładano długie trwanie w konspiracji?
Marek Hańderek: - Jak już wspomniałem, SZP organizowana była z inicjatywy marszałka Rydza-Śmigłego. Został on jednak internowany w Rumunii, wraz z rządem i prezydentem. Wówczas we Francji utworzony został rząd, na czele którego stanął gen. Władysław Sikorski. Był on w pełni legalnym organem, opierającym swoje funkcjonowanie na obowiązującej od 1935 r. konstytucji kwietniowej. Należy przy tym zaznaczyć, że podstawą polityczną tego rządu były partie, które przed wybuchem wojny pozostawały w opozycji wobec władz przedwrześniowych. Dlatego też władze emigracyjne postrzegały powstającą z inicjatywy Rydza-Śmigłego konspirację jako ekspozyturę dawnego reżimu. W związku z tym generał Sikorski polecił rozwiązać SZP i 13 listopada 1939 r. powołał na jej miejsce Związek Walki Zbrojnej, mający utrzymywać stały kontakt z rządem emigracyjnym we Francji.
SZP istniała zatem zaledwie kilka tygodni. Dopiero o ZWZ, przemianowanym w lutym 1942 r. na Armię Krajową, należy mówić jako o trwałej strukturze, posiadającej konkretne – także długofalowe – plany.
PAP: - Jaki był zatem główny cel istnienia konspiracji?
Marek Hańderek: - Jeśli chodzi o konspirację wojskową, bo o niej na razie mówimy, to w dłuższej perspektywie ZWZ/AK przygotowywały się do zorganizowania powszechnego powstania w całym kraju, które miało nastąpić w chwili, gdy pobici Niemcy będą wycofywać się z ziem polskich. Wówczas zamierzano zaatakować tylne straże osłabionych wojsk okupanta.
W codziennej aktywności ZWZ/AK można wskazać szereg najróżniejszych działań. Wywiad zdobywał cenne informacje np. na temat ruchów wojsk niemieckich czy prac nad nowymi typami broni, a jego najważniejsze ustalenia przekazywane były na Zachód. Oprócz tego odpowiednie oddziały ZWZ/AK likwidowały osoby współpracujące z okupantami. Prowadzone były także działania dywersyjne polegające m.in. na niszczeniu infrastruktury transportowej jak mosty i tory kolejowe. Ponadto specjalne komórki prowadziły działania propagandowe, skierowane tak do Polaków, jak i do Niemców. Adresowane do tych pierwszych miały na celu podtrzymanie na duchu, a jednocześnie przestrzeganie przed ewentualną kolaboracją. Z kolei działania propagandowe wymierzone w Niemców, w ramach tzw. Akcji „N”, miały prowadzić do osłabiania ich morale. Wszystkie wymienione przejawy aktywności to tylko mała część całego ogromnego arsenału środków i akcji podejmowanych przez podziemie wojskowe.
Marek Hańderek: - Jeśli chodzi o konspirację wojskową, to w dłuższej perspektywie ZWZ/AK przygotowywały się do zorganizowania powszechnego powstania w całym kraju, które miało nastąpić w chwili, gdy pobici Niemcy będą wycofywać się z ziem polskich. Wówczas zamierzano zaatakować tylne straże osłabionych wojsk okupanta.
PAP: - Polskie Państwo Podziemne to nie tylko działalność militarna, ale także rozwinięte struktury konspiracji cywilnej. W jakich dziedzinach przejawiała się ich aktywność?
Marek Hańderek: - Warto poświęcić temu więcej uwagi, ponieważ często podziemna działalność cywilów jest niedoceniana. W roku 1940 powstała, w porozumieniu z rządem emigracyjnym, Delegatura Rządu na Kraj. Z biegiem czasu Delegatura rozrastała się, powstawały jej kolejne departamenty, odpowiadające w dużej mierze działającym na emigracji ministerstwom. Zajmowały się one takimi dziedzinami jak wymiar sprawiedliwości, oświata, pomoc społeczna, czy rolnictwo. Z jednej strony prowadziły one działania związane z sytuacją bieżącą, a z drugiej strony przygotowywały pewne projekty reform, które zamierzano przeprowadzić po wyzwoleniu. Delegatura była organem podziemnej władzy wykonawczej.
PAP: - Czy istniała w konspiracji namiastka władzy ustawodawczej? Czy politycy, którzy nie udali się na emigrację kontynuowali swą działalność?
Marek Hańderek: - Zalążki konspiracyjnego parlamentu powstały w zimie roku 1940 r. Z biegiem lat jego struktury ewoluowały, ostatecznie w marcu w roku 1944 przybrały formę Rady Jedności Narodowej, którą wprost określano jako podziemny parlament. Skupiała ona przedstawicieli czterech głównych stronnictw politycznych, mających jednocześnie swych przedstawicieli w rządzie emigracyjnym. Była to tak zwana „gruba czwórka” – w jej skład wchodziły Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Narodowe, Stronnictwo Pracy i Polska Partia Socjalistyczna, w okresie wojny posługująca się kryptonimem Wolność Równość Niepodległość. Oprócz reprezentantów tych partii w RJN zasiadali przedstawiciele kilku mniejszych organizacji politycznych.
PAP: - Każde państwo oprócz władzy wykonawczej i ustawodawczej posiada własne sądownictwo. Czy polskie państwo podziemne stworzyło struktury wymiaru sprawiedliwości?
Marek Hańderek: - Jak najbardziej. Istniały dwa rodzaje sądów: wojskowe sądy specjalne i cywilne sądy specjalne. Sądy wojskowe orzekały w sprawach zdrady, szpiegostwa, denuncjacji czyli w przypadku różnego rodzaju współpracy z okupantem podejmowanej przez żołnierzy ZWZ/AK. Sądy cywilne zajmowały się podobnymi sprawami tyle że w sytuacji, gdy przestępstw tych dopuścili się cywile. Co istotne, sądy te działały w oparciu o przedwojenne kodeksy karne, a ich członkami byli specjaliści, przedstawiciele przedwojennego wymiaru sprawiedliwości. Podstawową zasadą sądownictwa jest jawność postępowania. W warunkach konspiracji było to, naturalnie, niemożliwe.
PAP: - Jak zachowywano standardy praworządności w podziemnym sądownictwie?
Marek Hańderek: - W warunkach konspiracyjnych wyroki orzekano zaocznie. Oskarżony nie wiedział nawet, że jest przeciwko niemu prowadzone postępowanie. Wszelkie poszlaki wskazujące na współpracę z wrogiem były jednak dokładnie sprawdzane przed kontrwywiad. Materiał dowodowy dostarczany był sędziom, którzy go gruntownie studiowali. Wyrok zapadał na podstawie skrupulatnie przeprowadzonego dochodzenia. W przypadku udowodnionej zdrady orzekano karę śmierci. Za mniejszej wagi przestępstwa nie karano tak surowo. Dla przykładu powszechną karą dla kobiet zadających się z Niemcami było golenie im głów.
PAP: - Wspomniał Pan, że w chwili powołania SZP we wrześniu 1939 r. polskie władze emigracyjne nie były zachwycone politycznym obliczem konspiracji. Jak później układały się stosunki pomiędzy rządem we Francji, następnie w Wielkiej Brytanii, a państwem podziemnym?
Marek Hańderek: - Bywało różnie. Generał Sikorski był przed wojną mocno skonfliktowany z rządzącym obozem piłsudczykowskim. Jako człowiek był podejrzliwy. Uważał, że w sztabie ZWZ/AK jest wielu oficerów sprzyjających kręgom piłsudczykowskim. I na tym tle dochodziło do konfliktów personalnych. Zdarzało się, że niektórych oficerów usuwano z zajmowanych stanowisk. To zjawisko było jednak marginalne w zestawieniu z ogromnym wysiłkiem włożonym przez przedstawicieli najróżniejszych sił politycznych i ludzi spoza polityki w budowę sprawnie funkcjonującego podziemnego aparatu państwowego. A do konfliktów musiało dochodzić w sytuacji, gdy współdziałali ze sobą ludzie wywodzący się z odmiennych środowisk, różnych tradycji politycznych, posiadający najróżniejsze przekonania i ideały.
PAP: - Czy jednak dość silne polityczne różnice nie osłabiały jedności podziemia?
Marek Hańderek: - Cztery główne stronnictwa reprezentowane w rządzie i będące zapleczem Delegatury współpracowały ze sobą raczej harmonijnie. Do napięć dochodziło częściej na linii „gruba czwórka” – piłsudczycy, choć ci nie mieli silnej reprezentacji w podziemiu. Sikorski cały czas obawiał się jednak, że piłsudczycy mogą próbować przygotować zamach wymierzony w jego rząd. Z drugiej strony adwersarze Sikorskiego byli niezadowoleni z różnych posunięć czy decyzji politycznych premiera i często mieli ku temu realne powody. Silne wzburzenie wywołały np. niektóre punkty układu Sikorski-Majski, na bazie którego rząd polski i władze sowieckie nawiązały ponownie stosunki dyplomatyczne. Brak gwarancji kształtu granicy wschodniej w takiej postaci, jaką miała ona przed wybuchem wojny doprowadził nawet do odejścia kilku ministrów z rządu Sikorskiego.
PAP: - Czy miało to także reperkusje w polityce krajowej?
Marek Hańderek: - Nie miało to reperkusji na wyższych szczeblach struktur krajowych. Kraj zaakceptował ten układ. Polskie państwo podziemne podkreślało, że stoi murem za rządem i popiera jego politykę. Należy też stwierdzić, że niejednokrotnie rząd nie informował na bieżąco podziemia o swoich decyzjach. Często władze konspiracyjne w kraju z dużym opóźnieniem dowiadywały się o ustaleniach pomiędzy władzami emigracyjnymi a aliantami.
PAP: - Polskie państwo podziemne jest przedstawiane jako wzór konspiracji. Czy Polacy tworząc jego struktury korzystali z jakichś doświadczeń z przeszłości, czy nawiązywali do pewnych tradycji?
Marek Hańderek: - Oczywiście. Musimy pamiętać o długiej tradycji insurekcyjnej – XIX-wiecznej i nie tylko. Można tu przywołać wzorce, na których twórcy i działacze podziemia się wychowywali. II Rzeczpospolita wielkim szacunkiem otaczała powstańców styczniowych. W latach niepodległości odgrywali oni rolę, jaką dziś odgrywają powstańcy warszawscy. Władze państwowe podkreślały ich wkład w walkę o niepodległość. Weteranów powstania otaczano prawdziwym kultem. Przyszli konspiratorzy byli więc wychowywani w duchu podziwu dla działań insurekcyjnych. Wpajano im przekonanie, że o niepodległość trzeba walczyć niezależnie od okoliczności. W ramach szeroko rozumianego Polskiego Państwa Podziemnego i jego symboliki można znaleźć odwołania wprost do powstania styczniowego. Kryptonim podziemnej PPS – Wolność Równość Niepodległość był nawiązaniem do hasła znajdującego się na pieczęci powstańczego Rządu Narodowego. Jeden z ważniejszych działaczy PPS Antoni Pajdak używał pseudonimu „Traugutt”. Prasa konspiracyjna z okresu II wojny światowej zawsze akcentowała kolejne rocznice wybuchu powstania styczniowego. Są to wymowne dowody nawiązywania do tej tradycji.
PAP: - Wyżsi oficerowie stojący na czele ZWZ/AK walczyli o niepodległość już w czasie I wojny światowej. Czy miało to znaczenie dla ich działalności konspiracyjnej?
Marek Hańderek: - Tak, wielu z nich przeszło przez szeregi Polskiej Organizacji Wojskowej, struktury o charakterze konspiracyjnym. Z pewnością więc umiejętności wówczas zdobyte mogli wykorzystywać w okresie II wojny światowej.
PAP: - W latach 1939 – 1945 polskiemu podziemiu przyszło prowadzić walkę przeciwko dwóm okupantom. Sytuacja na ziemiach zajętych przez Niemcy różniła się od tej, która istniała na terenach przyłączonych do Związku Sowieckiego. Jaki miało to wpływ na działalność konspiracji?
Marek Hańderek: - Podział na dwie okupacje był znacznym utrudnieniem, choćby przy przekraczaniu granicy między okupacją niemiecką a sowiecką. W dodatku część ziem okupowanych przez Niemcy została wcielona bezpośrednio do Rzeszy – ich status był zasadniczo odmienny od tych, które weszły w skład Generalnego Gubernatorstwa. Łatwiej było tworzyć struktury konspiracji właśnie w Generalnym Gubernatorstwie niż na ziemiach włączonych do Niemiec. Pomimo tych trudności, konspirację wojskową i cywilną starano się tworzyć na całym przedwojennym terytorium państwa. Na przykład Delegatura Rządu na Kraj, oprócz tego że miała swą centralę i poszczególne departamenty w Warszawie, to posiadała okręgowe delegatury we wszystkich województwach. Podobnie było w przypadku struktur wojskowych. Komendzie Głównej ZWZ/AK istniejącej w Warszawie były podporządkowane okręgi, odpowiadające województwom, i obwody, na poziomie powiatów.
PAP: - Czy można powiedzieć, że pod jedną z tych dwóch okupacji było łatwiej lub trudniej prowadzić działalność niepodległościową?
Marek Hańderek: - Trzeba pamiętać, że okupacja sowiecka trwała niecałe dwa lata – do czerwca 1941 r., gdy Związek Sowiecki został zaatakowany przez Niemcy. Nie można więc porównywać struktur zorganizowanych w kolejnych latach pod okupacją niemiecką z tymi, które stworzono w latach 1939 – 1941 na ziemiach wschodnich. Choćby ze względu na brak czasu konspiracja na terenach zajętych przez Sowietów była w roku 1940 na pewno dużo słabsza od tej, która funkcjonowała pod okupacją niemiecką w roku 1943 czy 1944. Trudno więc jednoznacznie ocenić, gdzie łatwiej czy trudniej było działać. Bez wątpienia natomiast obaj okupanci zwalczali wszelkie przejawy polskiego oporu. Ponadto zarówno Niemcy jak i Sowieci dążyli do wyniszczenia polskich elit, co uwidoczniło się już w pierwszym okresie okupacji w postaci niemieckiej akcji Akcji AB oraz sowieckiej zbrodni w Katyniu.
PAP: - Najskuteczniejszą formą zwalczania każdej konspiracji jest przeniknięcie do jej struktur. Czy okupanci podejmowali takie próby, czy odnosili na tym polu jakieś sukcesy?
Marek Hańderek: - Oczywiście takie próby podejmowały zarówno sowieckie NKWD, jak i niemieckie Gestapo. Niekiedy udawało się okupantom wprowadzić swych agentów do organizacji podziemnych, rozpracowywać je, docierać do ważnych działaczy podziemia. Czasem wręcz dochodziło do przejmowania kontroli nad strukturami konspiracyjnymi, jak to miało miejsce w przypadku organizacji „Miecz i Pług”, najpierw zinfiltrowanej i wykorzystywanej przez Niemców, a następnie przez Sowietów.
PAP: - Czy współpraca, jaką z władzami sowieckimi podjęli polscy komuniści, ułatwiała okupantom zwalczanie polskiego podziemia na ziemiach wschodnich?
Marek Hańderek: - W momencie wybuchu wojny polscy komuniści byli bardzo słabi. W 1938 r. na polecenie Stalina została rozwiązana Komunistyczna Partia Polski a jej przywódcy w większości zostali rozstrzelani. Nie istniały zatem zorganizowane struktury komunistyczne. Dopiero po agresji niemieckiej na ZSRR grupa komunistów, zrzucona na spadochronach na ziemie polskie, rozpoczęła bardziej aktywną działalność. Wcześniej komuniści nie tworzyli silniejszych struktur, choć oczywiście korzystali z obecności Sowietów na wschodnich ziemiach Polski, włączali się w organizowanie nowej rzeczywistości i bez wątpienia próbowali naprowadzać okupantów na ślad polskich działaczy niepodległościowych.
PAP: - Jedną z najstraszniejszych zbrodni popełnionych w czasie II wojny światowej był Holokaust – zbrodnia na narodzie żydowskim. W jaki sposób państwo podziemne reagowało na działania hitlerowców wobec Żydów?
Marek Hańderek: - We współpracy z Delegaturą powstała konspiracyjna Rada Pomocy Żydom „Żegota”, która miała nieść pomoc Żydom. Dzięki niej tysiące osób zostało uratowanych. Wyprowadzonym z gett udzielano schronienia, załatwiano dokumenty, dzięki którym mogli przetrwać wojnę. Liczba ocalonych nie była oczywiście wielka w porównania z ogromem ofiar, jakie naród żydowski poniósł w czasie Holocaustu. Trzeba jednak pamiętać, że na ziemiach polskich za jakąkolwiek próbę pomocy Żydom groziła kara śmierci. Pomimo to, Delegatura za pośrednictwem „Żegoty” niosła pomoc społeczności żydowskiej. Inną formą działalności było informowanie aliantów o zbrodniach niemieckich. Wiadomości na ten temat, z narażeniem życia, przekazywali na Zachód kurierzy i emisariusze państwa podziemnego. Sojuszników próbowano skłonić do podjęcia działań na rzecz ratowania Żydów, niestety nieskutecznie. Anglicy i Amerykanie długo nie potrafili uwierzyć w fakty przedstawiane przez wysłanników podziemia.
Marek Hańderek: - We współpracy z Delegaturą powstała konspiracyjna Rada Pomocy Żydom „Żegota”, która miała nieść pomoc Żydom. Dzięki niej tysiące osób zostało uratowanych. Wyprowadzonym z gett udzielano schronienia, załatwiano dokumenty, dzięki którym mogli przetrwać wojnę. Liczba ocalonych nie była oczywiście wielka w porównania z ogromem ofiar, jakie naród żydowski poniósł w czasie Holocaustu. Trzeba jednak pamiętać, że na ziemiach polskich za jakąkolwiek próbę pomocy Żydom groziła kara śmierci.
PAP: - Wspominał Pan, że głównym zadaniem podziemia, zwłaszcza struktur wojskowych, było podjęcie walki z okupantami w chwili zakończenia wojny, gdy będą się oni wycofywać z ziem polskich. Ten moment nieuchronnie nadchodził się wraz ze zbliżaniem się Armii Czerwonej. W jaki sposób państwo podziemne przygotowywało się na jej przyjęcie?
Marek Hańderek: - Odpowiedzią na ponowne wejście Sowietów na ziemie polskie była akcja „Burza”. Była ona więc skierowana nie tylko przeciwko wycofującym się Niemcom, ale także przeciwko planom politycznym Związku Sowieckiego. Polskie władze emigracyjne i rząd sowiecki nie utrzymywały wówczas stosunków dyplomatycznych. Zostały zerwane przez Stalina w kwietniu 1943 r., gdy Niemcy ogłosili odkrycie grobów katyńskich, a rząd gen. Sikorskiego zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie mogił. Stalin wykorzystał to jako pretekst do oskarżenia władz polskich o współpracę z Niemcami i zerwania stosunków z rządem polskim. W związku z tym sytuacja w 1944 r. była bardzo skomplikowana. Na ziemie polskie wkraczały wojska Związku Sowieckiego, z którym my nie utrzymywaliśmy stosunków dyplomatycznych, a jednocześnie państwo to było najbliższym aliantem naszych zachodnich sojuszników. Liczni polscy politycy zdawali sobie sprawę, że Sowieci dążą do zagarnięcia ziem, które okupowali w latach 1939 – 1941. Akcja „Burza” miała przeciwstawić się tym zamierzeniom.
PAP: - Jakie były podstawowe założenia Akcji „Burza”?
Marek Hańderek: - Z jednej strony zaatakowanie wycofujących się wojsk niemieckich i współdziałanie z wojskami sowieckimi walczącymi przeciwko Niemcom, tak by pokazać Sowietom, że Polacy są na tych terytoriach gospodarzami, że są u siebie. Z drugiej strony chodziło o przeciwstawienie się propagandzie komunistycznej, która oskarżała Armię Krajową o to, że „stoi z bronią u nogi”, podczas gdy kraj jest wyzwalany przez Armię Czerwoną. To były dwa podstawowe założenia Akcji „Burza”.
PAP: - A jak przedstawia się bilans „Burzy”?
Marek Hańderek: - Niestety bilans jest zdecydowanie negatywny. Okazało się bowiem, że Sowieci nie mają zamiaru rezygnować z podporządkowania sobie ziem polskich. Chociaż zdarzały się przypadki walki ramię w ramię oddziałów AK i jednostek sowieckich, to wszędzie – prędzej czy później – dochodziło do podstępnego aresztowania żołnierzy AK i ich rozbrojenia. Oficerów najczęściej wysyłano do łagrów, a szeregowych żołnierzy wcielano do podporządkowanej władzom sowieckim armii gen. Zygmunta Berlinga. Tak było na przykład w przypadku Operacji „Ostra Brama”, która miała wyzwolić Wilno. Pomimo takiego przebiegu Akcji „Burza” Komenda Główna Armii Krajowej zdecydowała się na wywołanie powstania w Warszawie, czyli na objęcie Akcją „Burza” stolicy. To również przede wszystkim była decyzja polityczna.
Wkroczenie na ziemie polskie Armii Czerwonej oznaczało narzucenie nowych władz komunistycznych.
PAP: - Jak wyglądał stosunek tych władz do Polskiego Państwa Podziemnego?
Marek Hańderek: - Po zerwaniu stosunków z rządem gen. Sikorskiego w kwietniu 1943 r. Stalin miał wolną rękę w sprawie polskiej. Wykorzystując przebywających w ZSRS polskich komunistów i garstkę oficerów skupionych wokół Berlinga zaczął organizować struktury, które w jego zamyśle miały stać się konkurencją względem rządu emigracyjnego w Londynie. Po wkroczeniu na ziemie polskie zaczęto tworzyć kolejne struktury polskich władz komunistycznych, podległych Moskwie. Samozwańczo określały one siebie jako jedyne i prawowite władze reprezentujące polskie interesy. Jednocześnie współpracowały z Armią Czerwoną i Związkiem Sowieckim, który miał nieść wyzwolenie spod okupacji niemieckiej. Rząd „londyński”, jak go nazywali komuniści, określany był natomiast jako władza uzurpatorska.
PAP: - Jaki los spotkał żołnierzy i przywódców Polskiego Państwa Podziemnego?
Marek Hańderek: - O losie jaki spotkał wielu żołnierzy wspomniałem przy okazji Akcji „Burza”. Najważniejsi przywódcy konspiracji, pomimo porażki „Burzy”, próbowali się porozumieć z Armią Czerwoną i politycznymi reprezentantami Związku Sowieckiego. Było to zresztą zgodne z ustaleniami konferencji jałtańskiej z lutego 1945 r., na której Stalin, Churchill i Roosevelt postanowili, że powinien powstać rząd polski złożony z komunistów i polityków demokratycznych, związanych z rządem w Londynie. Sowieci wykorzystali ten fakt jako pretekst do dotarcia do władz Polskiego Państwa Podziemnego.
PAP: - Jak się te rozmowy skończyły?
Marek Hańderek: - Choć polscy przywódcy obawiali się, że może to być pułapka ze strony Sowietów, to uznali, że Polacy nie są w stanie podważyć postanowień Wielkiej Trójki, więc trzeba próbować ratować co się da i utworzyć tymczasowy rząd koalicyjny, który doprowadzi do wolnych wyborów w Polsce, w których wygrają partie demokratyczne.
W marcu 1945 r. szesnastu przedstawicieli podziemia przyjęło zaproszenie do rozmów. W tej grupie znajdował się m.in. Delegat Rządu RP na Kraj Jan Stanisław Jankowski, dowódca AK gen. Leopold Okulicki i Przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak. Okazało się jednak, że obawy były słuszne. Zaproszenie było pułapką zastawioną przez Sowietów. Żadne rozmowy polityczne na temat przyszłego rządu się nie odbyły, a polscy przywódcy zostali przewiezieni do Moskwy. Tam wszystkich poddano śledztwu, postawiono im różne sfingowane zarzuty i w czerwcu 1945 r. w pokazowym procesie, tak zwanym „Procesie Szesnastu”, zostali osądzeni i skazani na kary więzienia, które odbywali w Związku Sowieckim. Trzech spośród nich, w tym Okulicki i Jankowski nigdy nie wyszło na wolność. Prawdopodobnie zostali zamordowani. Tym samym siły demokratyczne i niepodległościowe w kraju zostały pozbawione dotychczasowego przywództwa.
Marek Hańderek: - Jeszcze w styczniu 1945 r., przed uprowadzeniem „Szesnastu”, gen. Okulicki wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajową. Uznał, że spełniła ona swoją rolę i w nowych okolicznościach jej struktury nie mają racji bytu. Jednak zachęcał swoich podkomendnych, by nie ustawali w różnych formach walki i by dążyli do odzyskania suwerenności. Większość żołnierzy wykonała rozkaz gen. Okulickiego.
PAP: - W tej sytuacji część, a może większość żołnierzy konspiracji ustosunkowała się negatywnie do władz komunistycznych. Jak skończyła się historia polskiego państwa podziemnego?
Marek Hańderek: - Jeszcze w styczniu 1945 r., przed uprowadzeniem „Szesnastu”, gen. Okulicki wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajową. Uznał, że spełniła ona swoją rolę i w nowych okolicznościach jej struktury nie mają racji bytu. Jednak zachęcał swoich podkomendnych, by nie ustawali w różnych formach walki i by dążyli do odzyskania suwerenności. Większość żołnierzy wykonała rozkaz gen. Okulickiego. Ci, którzy mu się nie podporządkowali i pozostali w konspiracji nadal walczyli przeciwko Sowietom. Ponadto, na bazie struktur rozwiązanej Armii Krajowej, zaczęły powstawać nowe organizacje konspiracyjne, które poprzez działalność propagandową miały przygotować wszystkie środowiska niepodległościowe do przyszłych wolnych, jak wierzono, wyborów. Kolejne lata pokazały jednak, że komuniści nie mają zamiaru dzielić się zdobytą władzą. W związku z tym niemała część byłych żołnierzy AK wróciła do podziemia i z bronią w ręku walczyła przeciwko nowej okupacji. To właśnie ich określa się dzisiaj mianem „żołnierzy wyklętych”.
W kolejnych latach wielu działaczy państwa podziemnego było poddawanych różnym represjom. Byli inwigilowani, aresztowani, skazywani na długoletnie wyroki więzienia lub śmierć. Szykanowano członków ich rodzin. Okres komunizmu był bardzo ponury dla bohaterów podziemia.
PAP: - Jak w porównaniu z konspiracjami działającymi w innych państwach okupowanych przez Niemców wyglądała skuteczność, sprawność polskiego państwa podziemnego?
Marek Hańderek: - Bez wątpienia, polskie państwo podziemne z okresu II wojny światowej było fenomenem na skalę europejską. W jego skład wchodziły struktury wojskowe, administracyjne i polityczne. Było liczniejsze i lepiej zorganizowane niż konspiracje w innych krajach. Nieporównywalne było bohaterstwo ludzi walczących o odzyskanie niepodległości.
Podać można wiele faktów mówiących o ofiarności żołnierzy podziemia. Na przykład każda próba nawiązania łączności radiowej z władzami emigracyjnymi wiązała się z ogromnym ryzykiem namierzenia radiostacji przez Niemców. Podczas gdy konspiratorzy francuscy ze względów bezpieczeństwa nie pracowali dłużej niż przez kilkanaście minut, to polskie radiostacje potrafiły nadawać depesze nawet przez dwie godziny.
PAP: - Czy można oszacować liczebność polskiego podziemia?
Marek Hańderek: - W szczytowym okresie swojego rozwoju Armia Krajowa mogła liczyć 360 do 380 tysięcy żołnierzy. Trudno natomiast oszacować liczebność konspiracji cywilnej. Nikt nie prowadził żadnych ewidencji. Należy jednak pamiętać, że w całym kraju funkcjonowały rozbudowane struktury administracyjne i polityczne. Często działali w nich członkowie podziemia zbrojnego. Niejednokrotnie poszczególne osoby należały do kilku organizacji jednocześnie.
Bez wątpienia każdy Polak miał w swojej rodzinie czy otoczeniu kogoś działającego w konspiracji. Dlatego tak ważne jest, by podkreślać fenomen polskiego państwa podziemnego, przywracać należne miejsce jego bohaterom, prowadzić badania nad nieznanymi dotąd aspektami jego działalności. Jeszcze wiele tajemnic pozostało do odkrycia, wielu ludzi do przypomnienia współczesnym.
Rozmawiał Marek Olkuśnik (PAP)
mol/ mjs/ ls/
Dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego, sylwetki przywódców i relacje świadków można znaleźć na stronie IPN www.pamiec.pl