IPN chce zmiany sędziego w procesie zastępcy naczelnego prokuratora wojskowego z lat stalinizmu 93-letniego Kazimierza G., sądzonego za bezprawne przedłużanie aresztów więźniom. Wcześniej sędzia ten z braku cech przestępstwa umorzył proces G. za podobny czyn.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie miał w czwartek kontynuować proces G., pułkownika WP w stanie spoczynku, oskarżonego przez IPN, że w 1951 r. bezprawnie przedłużył areszty płk. Stefana Biernackiego i kmdr. Wacława Krzywca - uczestników rzekomego "spisku w wojsku". G. podpisał nakazy już po wcześniej określonym terminie upływu aresztu, wobec czego - według IPN - powinni oni byli zostać zwolnieni, a skoro tak się nie stało, G. jest winny bezprawnego pozbawienia ich wolności.
W sierpniu br. WSO umorzył inny proces G., oskarżonego o to, że w 1946 r. bezprawnie stosował areszty wobec członków wywiadu Armii Krajowej - nawet w dwa tygodnie po dopuszczalnym przez obowiązującą wówczas konstytucję z 1921 r. terminie 48 godzin od chwili zatrzymania. Za bezprawne pozbawianie wolności grozi do 10 lat więzienia.
W czwartek prokurator pionu śledczego IPN Piotr Dąbrowski złożył wniosek o wyłączenie sędziego Roberta Gmyza ze sprawy G. co do Biernackiego i Krzywca, bo umarzając w sierpniu tamten proces, G. wyraził "pogląd prawny" co do podobnego zarzutu wobec niego.
W czwartek prokurator pionu śledczego IPN Piotr Dąbrowski złożył wniosek o wyłączenie sędziego Roberta Gmyza ze sprawy G. co do Biernackiego i Krzywca, bo umarzając w sierpniu tamten proces, G. wyraził "pogląd prawny" co do podobnego zarzutu wobec niego.
Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, syna płk. Biernackiego, mec. Maciej Bednarkiewicz wniósł o możliwość zapoznania się ze szczegółowym uzasadnieniem wniosku IPN. "Tamta sprawa nie ma nic wspólnego z obecnym procesem" - powiedział zaś sądowi sam G. "Mój okres pobytu na tej ziemi jest niewielki; potem będą mówili, że robiłem wszystko by za mojego życia nie było wyroku" - dodał, dlatego wniósł o dalsze prowadzenie procesu.
Sędzia Gmyz przypomniał, że przy wniosku strony o wyłączenie sędziego, ma on obowiązek powstrzymać sie od dalszego udziału w sprawie do czasu jego rozstrzygnięcia. Akta sprawy trafią teraz do prezesa WSO, który podejmie decyzję. Jeśli doszłoby do zmian sędziego, trwający od kwietnia br. proces G. będzie musiał ruszyć od nowa.
W sierpniu sędzia Gmyz uznał, że G. miał obowiązek rozpoznać wniosek UB o aresztowanie podejrzanych, a za przekroczenie terminu jego złożenia w 48 godz. od ich zatrzymania odpowiada właśnie UB. Według WSO G. nie miał zaś podstaw, by nie stosować aresztów, bo "sprawa nie była sfingowana", choć dziś jest oceniana jako "chlubna działalność niepodległościowa".
Sędzia zwrócił też uwagę, że zapisów konstytucji z 1921 r. nie można było wtedy stosować wprost, bo mówiła ona o terminie 48 godz. w kontekście decyzji sądu o areszcie, a po 1945 r. areszty stosowała prokuratura. Dopiero w 1955 r. w prawie PRL pojawił się zapis o zwolnieniu zatrzymanego, jeśli w 48 godz. nie zapadła decyzja o areszcie. IPN nie zgodził się z tą decyzją sądu, która jest nieprawomocna.
W sierpniu sędzia Gmyz uznał, że G. miał obowiązek rozpoznać wniosek UB o aresztowanie podejrzanych, a za przekroczenie terminu jego złożenia w 48 godz. od ich zatrzymania odpowiada właśnie UB. Według WSO G. nie miał zaś podstaw, by nie stosować aresztów, bo "sprawa nie była sfingowana", choć dziś jest oceniana jako "chlubna działalność niepodległościowa".
Mec. Bednarkiewicz powiedział PAP, że sprawa Krzywca i Biernackiego jest o tyle inna, że w niej "nikt nie spóźnił się z wnioskiem o areszt do G.". W procesach o tzw. spisek w wojsku, sfingowanych przez kierujących Informacją Wojskową sowieckich oficerów tajnych służb, zapadały - po wymuszeniu torturami zeznań na podsądnych - nawet wyroki śmierci; niektóre wykonano. Krzywiec i Biernacki wyszli na wolność w 1956 r. "Nie mogłem sądzić, że przedwojenny oficer zeznaje nieprawdę, a zeznania są wymuszone; w aktach sprawy nie było żadnych dowodów na represyjny charakter tamtego śledztwa" - tłumaczył wcześniej G. w WSO.
Podsądny powiedział PAP, że IPN wytacza mu kolejne sprawy, bo "jest jedynym z tamtych czasów, który jeszcze żyje". Podkreślał, że tzw. komisja Mazura, która po 1956 r. badała łamanie prawa w stalinizmie, nie postawiła mu żadnych zarzutów.
G. - absolwent prawa z 1939 r. - był zastępcą szefa NPW do 1951 r. Mówi, że dyscyplinarnie zwolniono go z funkcji, gdy odmówił ścigania marynarzy, którzy wrócili ze Szwecji po tym, jak część załogi okrętu wybrała tam wolność. Potem kierował Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego, do zwolnienia go na fali czystek antysemickich w marcu 1968 r. Następnie został adwokatem.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ abr/ jra/