Julian Better był jedną z najmłodszych ofiar represji stalinowskich w okresie wielkiej czystki. Urodził się w 1937 roku w więzieniu w Moskwie. Pierwsze siedem lata życia spędził w strasznych warunkach w sowieckich żłobkach i domach dziecka.
"Operacja polska" NKWD
Rodzice Juliana Bettera byli członkami Komunistycznej Partii Polski, którzy opuścili Polskę i po pobycie w Berlinie wyjechali do Związku Sowieckiego. Ojciec, Paweł Sierankiewicz, pracował w fabryce samochodów im. Stalina, potem w redakcji wydawanej po polsku „Trybuny Radzieckiej”. Używał wówczas nazwiska Władysław Muszczyński. Matka Henrietta Sierankiewicz z domu Better, posługująca się nazwiskiem Gerta Berger, pracowała w centrali handlu zagranicznego „Torgpredstwo”.
„Wyraźnie mówiono: bierzemy Polaków, a więc nie +wrogów ludu+ nie konspiratorów, szkodników, sabotażystów, tylko Polaków. Akcja miała więc niemal rasistowski charakter. Jeżow, szef NKWD, pytał:+No, ilu dzisiaj macie polaczków?+(aresztowanych)” - mówi Julian Better.
Oboje zostali aresztowani w 1937 roku. Byli jednymi z tych, których dosięgła tzw. operacja polska NKWD, w rezultacie której rozstrzelano 111 tys. ludzi, do łagrów zesłano 28 tys., deportowano do Kazachstanu i na Syberię 100 tys. z terenów sowieckiej Białorusi i Ukrainy.
„Wyraźnie mówiono: bierzemy Polaków, a więc nie +wrogów ludu+ nie konspiratorów, szkodników, sabotażystów, tylko Polaków. Akcja miała więc niemal rasistowski charakter. Jeżow, szef NKWD, pytał:+No, ilu dzisiaj macie polaczków?+(aresztowanych).” - mówi Julian Better.
Niemowlę z chorobą głodową
Jego ojca aresztowano 31 sierpnia 1937 roku, w kilka dni później matkę. Była w szóstym miesiącu ciąży. Syna urodziła 15 grudnia 1937 roku w więzieniu Butyrki w Moskwie. Była w złym stanie zdrowia. Niedożywiona, straciła pokarm. Jej syna dokarmiała więźniarka kryminalna, która także urodziła dziecko. Ale mleka miała za mało, by wykarmić drugie niemowlę. Julian Better miał więc objawy choroby głodowej, owrzodzenia na całym ciele, czyraki.
„Regułą było, że po roku, półtora dziecko oddzielano od matki-więźniarki i wysyłano nie mówiąc matkom dokąd. Zmieniano nazwiska dzieci. W dzisiejszej Rosji żyją ludzie, którzy nie wiedzą kim są ich rodzice” – dodaje Julian Better.
„Wysłano matkę i mnie do Republiki Komi i w którymś z łagrów nas rozdzielono. Ale ona zawsze wiedziała gdzie jestem (wypadek całkowicie wyjątkowy), niekiedy przebywałem 20 km od niej. Odwiedzała mnie czasami, gdy dostawała pozwolenia. Przyjeżdżała pod strażą. Miała wyrok za szpiegostwo z art. 58. PSz (podejrzenie o szpiegostwo. - 5 lat łagrów). Jak przyszła do celi powiedzieli: dostałaś dziecinny wyrok, bo norma była 8-10 lat. Może sędzia się zlitował, bo matka była w ciąży. Gdyby skazali za szpiegostwo, wtedy rozstrzelanie. Były i takie wypadki.”
Gdy w 1941 roku zaczęto formować transporty więźniów, by wysłać ich do innych łagrów, matka Julian Bettera została na miejscu „Dyrektorem szpitala w Uchcie był dr Emil Eisenbraun, Niemiec. To on uratował matkę od wysyłki tysiące kilometrów dalej. Mogliśmy dzięki temu być w jednej miejscowości”, Uchta - Sangorodok. Wszystkie dzieci, z którymi przebywałem, były dziećmi +wrogów ludu+. Ojcowie przeważnie już nie żyli, byli rozstrzelani”.
Jednak po pewnym czasie Juliana Bettera wysłano z Uchty do Syktywkaru, do domu dziecka, 300 km od Uchty.
Wszy i zgniłe ziemniaki
„Obudzili nas w nocy, matka przyszła, bo dostała przepustkę z zony, zaczęła mnie ubierać. Przyniosła ciepłe, watowane spodnie. Uspokajała mnie, że niedługo wrócę. W domu dziecka było strasznie. Gdy tylko przyjechaliśmy na miejsce kierowniczka powiedziała: +Ty, wyskakuj ze spodni+. Mnie serce stanęło. One były pierwszym podarunkiem mojej matki. To był straszny szok. Od tego momentu zapomniałem o matce, na śmierć zapomniałem. Głodzili nas. Zupę z kaszą przelewano przez sito, a my dostawaliśmy wodę. Kiedyś poczułem przyjemny zapach z kuchni. Starsi koledzy objaśnili, ze robią tam kotlety. Oczywiście robili, ale nie dla nas. Na wiosnę chodziliśmy po polu i wygrzebywaliśmy wpółzgniłe ziemniaki, ze środka wyjadaliśmy białą substancję spod lejącej się czarnej masy. W lecie jedliśmy szypułki pewnego gatunku trawy. Dzieci to były szkielety chodzące, przestawały rosnąć. Sypialnie w zimie były lodowate, nie chciało się personelowi palić, choć można było zdobyć drewno: naokoło była przecież tajga. Woda w wiadrze zamarzała. Wszy nas gryzły niemożebnie. Bili, bili wszystkich, za cokolwiek. Bili po głowie, bo dzieci były małe i tak było najwygodniej Nasze wychowawczynie to były więźniarki kryminalne, Urki. Nienawidziły dzieci +wrogów ludu+. Tak zostały wychowane”.
„Regułą było, że po roku, półtora dziecko oddzielano od matki-więźniarki i wysyłano nie mówiąc matkom dokąd. Zmieniano nazwiska dzieci. W dzisiejszej Rosji żyją ludzie, którzy nie wiedzą kim są ich rodzice” – dodaje Julian Better.
Julian Better ponownie zobaczył matkę po roku. „Jedna z kobiet, która odwoziła dzieci do Syktywkaru, przyszła do mojej matki i powiedziała: jeśli twój syn tam zostanie, to zginie. Przez rok moja mama szukała kogoś na wolności kto mnie weźmie stamtąd i zechce przyjąć dziecko +wrogów ludu+. I znalazła. Pewnego dnia przyjechała kobieta w średnim wieku; Tamara Aleksiejewna Kowaliowa. A ta bandytka opiekunka mówi słodkim głosem: +Julik przyjechała pani, masz jechać do mamy+. Skoczyłem pod stół, schowałem się, zwierzęco się bałem. Nie wiem teraz czego się bałem. W końcu Kowaliowa zaczęła mówić do mnie i wyszedłem spod stołu. Wzięła mnie za rękę. Jak te dzieci patrzyły ma mnie kiedy wychodziłem z nią! Wiedziały że jadę do mamy. Nie mogę o tym mówić! Pamiętam tę martwą ciszę. Co się w ich główkach działo!? Gdy zobaczyłem mamę nie poznałem jej. Zaczęła płakać. A ja nie powiedziałem ani jednego słowa. Tylko patrzyłem. Gdy byłem w domu dziecka zdałem sobie sprawę, że nigdy nie wrócę do mamy. I straciłem pamięć o tym, że miałem matkę”.
Julian Better zamieszkał u rodziny Kowaliowych. „Byli bardzo biedni, skazani na wieczną zsyłkę. Gdyby mnie nie wzięli, nie miałbym szansy przeżyć. Dalej głodowaliśmy z Kowaliowymi. Mnie nie przyznano kartek żywnościowych. Jedliśmy raz dziennie, był kradziony owies z kołchozu. Czasem dokarmiała mnie mama. A jej pomagał jeden kryminalny urka dożywiając ją, garbatą inwalidkę, całkowicie bezinteresownie. Nazywał się Wasia Szewczenko, przezwisko – Waśka Bandit. Pomagały też prawosławne mniszki, bardzo pomagały. Mama mówiła: święte kobiety.”
Jesienią 1944 roku matkę Juliana Bettera wezwano do NKWD. Zapytano tylko o nazwisko i imię.
„Co się okazało? Jak dobre stosunki sowieckie z Andersem się skończyły, to Stalin przerzucił się na polskich komunistów. To była jego karta w rozgrywce o Polskę. Nagle byli potrzebni. Komuniści, którzy ocaleli z wielkiej czystki zaczęli w Moskwie sporządzać listy swych towarzyszy, którzy jeszcze żyją, w łagrach”.
Julian Better: "Bili, bili wszystkich, za cokolwiek. Bili po głowie, bo dzieci były małe i tak było najwygodniej Nasze wychowawczynie to były więźniarki kryminalne, Urki. Nienawidziły dzieci +wrogów ludu+. Tak zostały wychowane".
Na jednej z list znalazła się matka Juliana Bettera. Bierut przekazał listę Stalinowi. Beria i Mierkułow napisali do Stalina, że tych ludzi można zwolnić.
„Dzisiaj wiem, kiedy Stalin podpisał zgodę: 15 grudnia 1944 roku. To były moje siódme urodziny, ale ja o tym nie wiedziałem” - mówi Julian Better - Mój pierwszy prezent urodzinowy. I to od kogo?!”
Butowo - poligon śmierci
Po kilku miesiącach Julian Better z matką wyjechał do Moskwy. „Mama poszła na Łubiankę zapytać o ojca, nie znała przecież wyroku. Oficer NKWD powiedział, że dostał 10 lat bez prawa pisania listów. Wtedy zapytała, czy może spodziewać się, że za dwa lata zwolniony. Bo osiem lat minęło. Oficer zdenerwował się i krzyknął + Won stąd. Jeśli jeszcze raz przyjedziecie, to traficie tam, skąd przyjechaliście!+. Matka nie zdawała sobie sprawy, ze 10 lat bez prawa pisania listów oznacza, że skazany został rozstrzelany. Dowiedziała się o tym już w Polsce od znajomej, która też siedziała w łagrach i nie spotkała nikogo, kto by otrzymał taki wyrok.”
Latem 1945 roku Julian Better wrócił wraz z matką do Polski. Początkowo zamieszkali w Bielsku (dziś Bielsko-Biała), skąd pochodziła rodzina matki.
Obecnie Julian Better mieszka w Szwecji. Kilka lat temu uzyskał informację, że jego ojciec został stracony na „razstrelnym” poligonie NKWD w Butowie. Zabito tam ponad 20 tysięcy ludzi.
„W archiwach NKWD w Moskwie mogłem zapoznać się aktami przesłuchań rodziców. Ojca oskarżono o rzekomą przynależność do Polskiej Organizacji Wojskowej, nieistniejącej od 1918 roku. Matkę, polską Żydówkę - o szpiegostwo na rzecz... III Rzeszy. Bo mama urodziła się na Śląsku (ros. Silezia). Mama powiedziała śledczemu, że Śląsk to Polska. Na to śledczy:+nie budietie mienia uczit, komu prinadleżyt Silezia+”.
Julian Better przygotowuje do druku książkę o swoim tragicznym dzieciństwie w Związku Sowieckim.
Tomasz Stańczyk (PAP)