Wydarzenia marcowe 1968 roku miały miejsce nie tylko w Warszawie, ale także w innych miastach w Polsce m.in. w Gdańsku i Krakowie. W odróżnieniu jednak od Gdańska, gdzie główną siłą napędową byli robotnicy, w Krakowie, podobnie jak w Warszawie, zbuntowali się przede wszystkim studenci.
Wydarzenia, do których doszło w Krakowie były bezpośrednią reakcją na to, co działo się w stolicy. Zaczęło się już na przełomie stycznia i lutego 1968 roku, kiedy to grupa studentów próbowała zorganizować wiec przeciwko zawieszeniu „Dziadów” w warszawskim teatrze.
Do masowych wystąpień doszło jednak w marcu, kiedy to w 3 dni po wiecu w Warszawie krakowscy studenci zorganizowali podobny na Rynku Głównym. 11 marca o godzinie 12:00 pod pomnik Adama Mickiewicza przybyło ok. 300-400 młodych ludzi. W trakcie spotkania, którego przebieg był bardzo burzliwy, głos zabierali m.in. Franciszek Nowak, Janusz Gajewski, Adam Gwiazda, Andrzej Kornas a także Ryszard Terlecki. Ten ostatni zupełnie przypadkowo stał się bezpośrednim świadkiem manifestacji w Warszawie. Jego obecność na krakowskim Rynku dała możliwość uwiarygodnienia informacji, które różnymi, pozaoficjalnymi kanałami docierały do krakowskich studentów.
Prof. Ryszard Terlecki: „Dla wielu studentów, to było bardzo pouczające doświadczenie, że na własne skórze odczuli czym jest dyktatura, czym jest komunizm. Dotąd to było w sferze takiego wyobrażenia, że coś jest złe, a tu doświadczyli na sobie. Doświadczyli tego kłamstwa. Wszyscy widzieli co się dzieje, a zupełnie co innego pisały gazety.”
„Przypadkowo zupełnie pojechałem 8 marca do Warszawy. Widziałem się z przyjacielem, który już pierwszego dnia poturbowany mocno na uniwersytecie. Potem widziałem szarżę ZOMO pod Politechniką następnego dnia. Byłem biernym świadkiem tego, co się w Warszawie działo. Przyjechałem do Krakowa i przyszedłem na zajęcia w poniedziałek i zastałem w Collegium Witkowskiego ulotkę przyklejoną na tablicy ogłoszeń, że o 12:00 jest wiec pod Mickiewiczem na Rynku. Więc z kolegą wyszliśmy z wykładu i poszliśmy na ten wiec (…). Z Jaszczurów nadeszła taka grupa mężczyzn, działaczy studenckich, którzy weszli w tłum i zaczęli przekrzykiwać tego mówiącego ze stopni pomnika chłopaka, mówiąc że zmyśla, bo nic takiego nie było w Warszawie, że to prowokacja i żeby nie dać się sprowokować. Ja się zdziwiłem, wyszedłem tam i mówię, że ja właśnie byłem w Warszawie, widziałem na własne oczy” – wspomina prof. Ryszard Terlecki.
Po tym przemówieniu, mówcy wezwali krakowską brać studencką do solidarności ze środowiskiem warszawskim. Następnie postanowiono przenieść wiec do auli Uniwersytetu Jagiellońskiego. Śpiewając „Marsz, marsz Polonia”, przemarszowali do Collegium Novum, gdzie kontynuowano dyskusje i przemówienia. „Wróciliśmy na Uniwersytet pochodem, wtargnęliśmy do Collegium Novum, do auli. Tam zaczęła się dyskusja co dalej. Jedni mówili, że trzeba zabarykadować i okupować; inni, ja do nich należałem, że w 200 osób niewiele zrobimy, że trzeba inne uczelnie zawiadomić. I to zdanie przeważyło. Występowali też przedstawiciele Uniwersytetu, którzy starali się oczywiście uspokoić nastroje.” – wspomina dalej prof. Terlecki.
W efekcie burzliwej debaty opracowano rezolucję, w której wyrażając solidarność ze studentami warszawskimi, domagano się: przestrzegania konstytucji PRL, uwolnienia aresztowanych pracowników nauki i studentów oraz przywrócenia im praw studenckich; otwartego poinformowania o wszystkich sprawach publicznych; powołania specjalnej komisji, w celu zbadania faktów i podania ich do publicznej wiadomości; zagwarantowania autonomii wyższych uczelni w Polsce a także podania opublikowania niniejszej rezolucji przez prasę, radio i telewizję.
Do momentu opublikowania rezolucji, studenci zobowiązali się nie organizować żadnych manifestacji. Jednak w przypadku, gdyby żądanie jej publikacji nie zostałoby spełnione, ogłoszono wiec 13 marca o godzinie 12:00 pod domem studenckim „Żaczek”.
Wiec na Rynku oraz przyjęcie rezolucji spowodowały, że rewolucyjne nastroje rozprzestrzeniły się wśród uczniów krakowskich szkół wyższych. Mimo wcześniejszej umowy tego samego dnia doszło do jeszcze jednego protestu pod pomnikiem Mickiewicza w godzinach wieczornych, w którym uczestniczyło kilka tysięcy osób. Po tych wydarzeniach temperatura nastrojów wzrosła jeszcze bardziej i wieczorem duża część studentów, przede wszystkim UJ i AGH, żyła wydarzeniami z dnia – akademiki zalały ulotki, plakaty i rezolucje a wśród studentów trwały gorączkowe dyskusje o zaistniałej sytuacji. Rozpoczął się, trwający kilkanaście dni festiwal spontanicznej twórczości studentów, którzy tworzyli wierszyki, karykatury, odezwy, redagowali pisemka i oświadczenia, skierowane do innych studentów i społeczeństwa Krakowa.
W dwa dni po pierwszym masowym wystąpieniu doszło do kolejnej demonstracji. Gazety nie odniosły się w żaden sposób do studenckiej rezolucji z 11 marca. Zgodnie więc z zapowiedzią, studenci zgromadzili się na wiecu, który rozpoczął się już w godzinach rannych pod akademikiem UJ „Żaczek”. Na wiec przybył także rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego – Mieczysław Klimaszewski, próbujący łagodzić nastroje rozemocjonowanej młodzieży. Podekscytowanie zgromadzonych żaków było jednak na tyle wielkie, że wszelkie próby ich opanowania były skazane na niepowodzenie. W krótkim czasie do wiecujących pod Żaczkiem dołączyła kilkusetosobowa grupa studentów z AGH.
Uformowawszy jeden pochód, protestujący ruszyli w kierunku Rynku Głównego skandując antypartyjne hasła. Po drodze, w okolicach Collegium Novum drogę manifestującym zastąpiły formacje ZOMO, które użyły armatek wodnych i petard z gazem łzawiącym do pacyfikacji demonstrujących. Zaatakowani studenci schronili się w murach uczelni. Wtedy też doszło do precedensu niemającego miejsca od czasów Sonderaktion Krakau, kiedy to wbrew dawanym rektorowi Klimaszewskiemu przez władze gwarancjom, Zomowcy wtargnęli na teren Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wielu studentów brutalnie pobito, a ofiarą padło nawet kilka postronnych osób, w tym dwóch profesorów , którzy przypadkowo znaleźli się w centrum zamieszek. Zdarzenie to zrobiło ogromne wrażenie na społeczności Krakowa. Wieczorem Senat UJ potępił akcję „służb porządkowych”, natomiast studenci proklamowali strajk absencyjny polegający na bojkocie zajęć i okupacji akademików.
15 marca pod „Żaczkiem” odbył się największy i ostatni już w marcu 1968 roku w Krakowie wiec. Uczestniczyło w nim ok. 7-8 tysięcy osób, w tym głównie studenci, ale także uczniowie szkół średnich i młodzi inteligenci. Nie udało się jednak podjąć żadnych konkretnych decyzji. Brak było bowiem wyraźnego przywództwa oraz jasnych celów i koncepcji działania. Postanowiono jedynie kontynuować strajk absencyjny.
Mimo, że po 16 marca, przez kilka dni, strajkiem próbował kierować tajny komitet, to ruch wyraźnie zaczął tracić impet. Oprócz życzliwych reakcji i gestów społeczności Krakowa, zabrakło także zdecydowanego wsparcia z zewnątrz. Ani robotnicy, ani Kościół krakowski nie poparł protestującej młodzieży. Pomimo prób dotarcia do pracowników Huty im. Lenina, nie udało się w sposób znaczący poruszyć tego środowiska. Do działań przyłączyła się tylko pewna grupa młodych robotników. Natomiast odnotowane przez służby bezpieczeństwa próby wywołania strajku w Hucie oraz wiecu pod nowohuckim kinem „Świt” całkowicie się nie powiodły.
Ogółem do połowy kwietnia zatrzymano ok 200 osób, z tego 130 studentów. Przed sądem stanęło 20 z nich, z czego część otrzymała kary pozbawienia wolności a część kary więzienia w zawieszeniu. Kilkudziesięciu studentów zostało skreślonych z listy studentów bądź zawieszonych w prawach studenta. Karano także w kolejnych tygodniach i miesiącach, dlatego ostateczna liczba osób represjonowanych za udział w tych wydarzeniach, jest trudna do ustalenia.
Także środowisko kościelne nie było skłonne wspomóc osamotnionych studentów. Biskupi krakowscy obawiali się wykorzystania zamieszek w frakcyjnej walce politycznej, dlatego też dążyli do uspokojenia i wyciszenia młodzieży. Mimo to, z kardynałem Wojtyłą na czele, wyraźnie stanęli w obronie represjonowanych studentów, kiedy to po 15 marca władze zaczęły przejmować inicjatywę i zabrały się do rozprawienia się z opozycją.
Ogółem do połowy kwietnia zatrzymano ok 200 osób, z tego 130 studentów. Przed sądem stanęło 20 z nich, z czego część otrzymała kary pozbawienia wolności a część kary więzienia w zawieszeniu. Kilkudziesięciu studentów zostało skreślonych z listy studentów bądź zawieszonych w prawach studenta. Karano także w kolejnych tygodniach i miesiącach, dlatego ostateczna liczba osób represjonowanych za udział w tych wydarzeniach, jest trudna do ustalenia.
Ruch krakowskiego marca trwał zaledwie kilkanaście dni, zdecydowanie krócej niż w Warszawie, czy Gdańsku. 20 marca zakończył się bojkot zajęć a inicjatywę stopniowo zaczęły przejmować uczelnianie organizacje studenckie. Nie udało się wywalczyć żadnych z przedkładanych postulatów ani osiągnąć innych wymiernych efektów. Studenci zostali spacyfikowani i władza odzyskała kontrolę nad sytuacją. Mimo to krakowski marzec był jednym z największych i najważniejszych buntów w skali kraju. Intensywność tych zdarzeń spowodowała, że dla uczestników marca było to znaczące przeżycie, które odcisnęło na nich silne piętno.
Bezpośrednie spotkanie z bezwzględnością systemu, zakosztowanie choć krótkiego uczucia wolności, nie pozostało bez wpływu na postawy i poglądy ówcześnie protestujących. Jak zauważa prof. Ryszard Terlecki: „Dla wielu studentów, to było bardzo pouczające doświadczenie, że na własne skórze odczuli czym jest dyktatura, czym jest komunizm. Dotąd to było w sferze takiego wyobrażenia, że coś jest złe, a tu doświadczyli na sobie. Doświadczyli tego kłamstwa. Wszyscy widzieli co się dzieje, a zupełnie co innego pisały gazety. Więc to takie doświadczenie pokoleniowe. Zresztą przez lata całe spotykałem różnych ludzi, którzy byli bądź na studiach wtedy, bądź w szkole średniej, którzy mówili, jakie to było dla nich ważne doświadczenie.”
Ewa Hajdasz