34. rocznicę strajku na kolei w Lublinie uczcili w niedzielę kolejarze, związkowcy z Solidarności i przedstawiciele władz. Sparaliżowanie węzła kolejowego należało do najbardziej znaczących wydarzeń podczas fali protestów na Lubelszczyźnie w lipcu 1980 r.
Na lubelskim dworcu kolejowym odprawiona została polowa msza św. Uczestnicy uroczystości złożyli kwiaty pod tablicą upamiętniającą strajk oraz pod Pomnikiem Doli Kolejarskiej w pobliżu dawnej lokomotywowni. Kolejarze przypominali wydarzenia z lipca 1980 r.
Czesław Niezgoda, wówczas majster w lokomotywowni, który był przewodniczącym komitetu strajkowego, powiedział PAP, że akcja była długo przygotowywana. Strajk trwał od 16 do 19 lipca 1980 r., objął cały lubelski węzeł kolejowy.
„Zastosowaliśmy metodę strajku okupacyjnego, bo poprzednie zrywy kończyły się aresztowaniami, gdy podburzeni robotnicy wychodzili na ulice, a prowokatorzy wybijali szyby i podpalali komitety. Powołaliśmy służby porządkowe, pilnowaliśmy terenu kolei. Postulaty dotyczyły m.in. podwyżki płac, poprawy warunków pracy, wolnych wyborów do władz związków zawodowych. Negocjowaliśmy je z władzami. Strajk trwał jeden dzień dłużej, bo władze nie chciały zgodzić się na zapewnienie nietykalności protestujących” – opowiadał Niezgoda.
„Dumny jestem dziś z wielkiej odwagi, bohaterstwa kolejarzy, wielkiej jedności w tamtym czasie” – dodał Niezgoda.
Ferdynand Burył, wówczas maszynista, powiedział, że strajk wywołało m.in. niezadowolenie z warunków pracy, niskie zarobki, i brak zaopatrzenia.
„Mieliśmy sklepik przyzakładowy, ale nie było co kupić. Pamiętam, że był tylko pasztet w puszkach, taki, że jak był upał to zaraz śmierdział. Jeździliśmy wtedy po 350 godzin miesięcznie, spanie było w obcych lokomotywowniach, gościem było się w domu, ludzie nie wytrzymywali nerwowo. Nie baliśmy się strajkować, wierzyliśmy, że nasz zryw przyniesie skutek” – powiedział.
„Dziś wszystko się zmieniło. Warto było, choć nie wszystko jest idealnie. Nie ma pracy, wszyscy trzej moi synowie wyjechali do Belgii, tam pozakładali firmy budowlane i urządzili się” – dodał Burył.
Z-ca przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ Solidarność Tadeusz Majchrowicz przypomniał, że strajki na Lubelszczyźnie w lipcu 1980 r. poprzedziły protesty na Wybrzeżu.
Gdyby nie "lubelski lipiec" nie byłoby "polskiego sierpnia". Składam podziękowania wszystkim, którzy dali tę iskrę, aby w sierpniu 1980 r. stanęło Pomorze i stanął cały kraj przeciwko totalitarnemu systemowi.
"Gdyby nie +lubelski lipiec+ nie byłoby +polskiego sierpnia+.(…) Składam podziękowania wszystkim, którzy dali tę iskrę, aby w sierpniu 1980 r. stanęło Pomorze i stanął cały kraj przeciwko totalitarnemu systemowi" – powiedział Majchrowicz.
W lipcu 1980 r. Lubelszczyznę ogarnęła fala strajków, nazwana później Lubelskim Lipcem 1980. Obok innych przedsiębiorstw regionu, stanął też cały lubelski węzeł kolejowy. Kolejarze rozpoczęli protest 16 lipca rano w lokomotywowni, a potem zastrajkował cały węzeł - łącznie ponad 3,5 tys. kolejarzy. Ruch pociągów przez Lublin został zablokowany, a pociągi pasażerskie kończyły kursy przed Lublinem, do którego dowożono pasażerów komunikacją zastępczą.
Protesty w regionie rozpoczęły się 8 lipca w zakładach PZL Świdnik i ogarnęły cały region. Do 25 lipca objęły 150 zakładów pracy i ponad 50 tys. ludzi.
Po raz pierwszy w PRL protestujący robotnicy pozostali w swoich przedsiębiorstwach, negocjowali z władzami i podpisywali porozumienia. Żądali podwyżek płac, poprawy warunków pracy, lepszego zaopatrzenia, ale także m.in. pociągnięcia do odpowiedzialności winnych marnotrawstwa i nadużyć, ograniczenia biurokracji, nowych wyborów do władz związków zawodowych, wolnej prasy.
Wkrótce po wygaśnięciu protestów na Lubelszczyźnie wybuchły strajki na Wybrzeżu, gdzie korzystano z lubelskich doświadczeń. (PAP)
kop/ drag/