Organizację powstania powszechnego Polskie Państwo Podziemne planowało od pierwszych dni okupacji. Miało ono wybuchnąć m.in. w stolicy. W kolejnych latach zamierzenia te uległy zmianie – mówi PAP Michał Tomasz Wójciuk z działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego.
Polska Agencja Prasowa: Początkowo Warszawa nie była włączona do planu akcji „Burza”. Kiedy i w jakich okolicznościach dowództwo Armii Krajowej oraz władze na Uchodźstwie zdecydowały o zmianie tych założeń?
Michał Tomasz Wójciuk: Organizację powstania powszechnego Polskie Państwo Podziemne planowało od pierwszych dni okupacji. Miało ono wybuchnąć m.in. w Warszawie. W kolejnych latach okupacji zamierzenia te uległy zmianie. W roku 1943, gdy zginął Naczelny Wódz i premier Władysław Sikorski, a aresztowany przez Niemców został dowódca AK gen. Stefan Rowecki „Grot”, doszło do daleko idących zmian w pierwotnych zamiarach dotyczących zrywu. W tym czasie kształtował się również plan „Burza”, która miał być akcją dywersyjną przyspieszającą klęskę armii niemieckiej i wspierającą ujawnianie się cywilnych władz Polskiego Państwa Podziemnego. W marcu 1944 r. z tych koncepcji wyłączono stolicę.
Wpływ na podjęcie bezpośredniej decyzji o wybuchu powstania miało zbliżenie się do Warszawy Armii Czerwonej, a także obserwowany przez mieszkańców miasta stan oddziałów niemieckich. W dniach 22–27 lipca przez stolicę przechodziły oddziały, które poniosły klęskę. 29 i 30 lipca Radio Moskwa i Radiostacja Kościuszko nawoływały do zbrojnego zrywu przeciwko Niemcom. Była to prowokacja obliczona na wsparcie sił prosowieckich.
Na decyzję o wybuchu miał też wpływ zamach na Hitlera z 20 lipca 1944 r. Został on powszechnie zinterpretowany jako jedna z oznak zbliżającego się końca wojny. W podobny sposób odbierano kolejne zwycięstwa wojsk alianckich we Włoszech i w Normandii.
M. T. Wójciuk: Wpływ na podjęcie bezpośredniej decyzji o wybuchu powstania miało zbliżenie się do Warszawy Armii Czerwonej, a także obserwowany przez mieszkańców miasta stan oddziałów niemieckich.
Moment przełomowy dla procesu podejmowania decyzji o wybuchu nastąpił 25 lipca 1944 r. Dowodzący Armią Krajową gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wydał rozkaz o „stanie czujności”. W planach polskiego dowództwa istniały trzy stany przygotowujące do wybuchu zrywu: czujności, pogotowia i koncentracji. Zakładano, że ten pierwszy może potrwać od 4 do 14 dni, stan pogotowia: 48 godzin. Koncentracja miała potrwać maksymalnie 36 godzin. Lawina decyzyjna rozpoczęła się właśnie 25 lipca (choć już 21 lipca dyskutowano o konieczności uchwycenia Warszawy przed wkroczeniem Armii Czerwonej). Następnego dnia (26 lipca) doszło do spotkania dowódców poszczególnych oddziałów Komendy Głównej oraz samego gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”.
Już wówczas było wiadomo, że zryw wybuchnie. Planowano go na 28 lub 29 lipca. W rekonstrukcji przebiegu przedpowstaniowych narad Komendy Głównej AK dysponujemy wyłącznie relacjami uczestników ich spotkań, głównie płk. Kazimierza Iranka-Osmeckiego „Hellera” (szefa Oddziału II Informacyjno-Wywiadowczego KG AK), który był przeciwnikiem powstania, płk. Jana Rzepeckiego „Prezesa” (szefa Oddziału VI Biura Informacji i Propagandy KG AK) oraz gen. „Bora” i płk. Józefa Szostaka „Filipa” (szefa Oddziału III Operacyjnego KG AK). Od 26 lipca odprawy Komendy Głównej miały się odbywać się dwa razy dziennie: rano i po południu, o godz. 9 i 17, a według innych źródeł o 10 i 18. Również 26 lipca ostatnią odprawę swojego sztabu zorganizował płk Antoni Chruściel „Monter”. W jej trakcie wyjaśnił dowódcom poszczególnych warszawskich obwodów AK motywy podjęcia decyzji dowództwa Armii Krajowej.
27 lipca został rozplakatowany i ogłoszony przez szczekaczki (uliczne megafony) niemiecki komunikat wzywający 100 tys. mieszkańców miasta do budowy umocnień frontowych. Dla „Montera” był to sygnał, by podjąć decyzję o wprowadzeniu stanu koncentracji, gdyż obawiał się, że Niemcy rozbiją bez walki oddziały konspiracyjne. Niemieckie wezwanie do budowy umocnień zostało jednak całkowicie zlekceważone przez mieszkańców, a Niemcy nie wyciągnęli z tego żadnych konsekwencji. Dlatego gen. Komorowski liczący na zbliżenie się Armii Czerwonej do Warszawy cofnął rozkaz koncentracji. Decyzja ta spowodowała pewne zamieszanie wśród oddziałów przygotowujących się do walki. 29 lipca gen. „Bór” zadecydował, że powstanie wybuchnie o godz. 17:00 – ruch uliczny osób wracających z pracy miał sprzyjać wtopieniu się w tłum konspiratorów zmierzających do punktów zbornych, a światło dzienne miało pozwolić na zdobycie ważnych obiektów i na umocnienie się w nich.
M. T. Wójciuk: Na decyzję o wybuchu miał też wpływ zamach na Hitlera z 20 lipca 1944 r. Został on powszechnie zinterpretowany jako jedna z oznak zbliżającego się końca wojny. W podobny sposób odbierano kolejne zwycięstwa wojsk alianckich we Włoszech i w Normandii.
W tym czasie dochodziły informacje o postępach wojsk sowieckich i panice placówek niemieckich, np. w Legionowie. 31 lipca na porannej odprawie Komendy Głównej stwierdzono, że zryw nie wybuchnie 1 sierpnia, lecz prawdopodobnie także nie 2 sierpnia. Na popołudniowej odprawie tego samego dnia w domu przy ul. Pańskiej 67 płk „Monter” złożył meldunek o obecności czołgów sowieckich na Pradze. Wobec tego gen. „Bór” poprosił o opinię wicepremiera i Delegata Rządu na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego „Sobola”, który zgodził się na rozpoczęcie powstania. Uzyskawszy akceptację, gen. „Bór” wydał ustny rozkaz płk „Monterowi” o rozpoczęciu akcji „Burza” następnego dnia w Warszawie. Tego samego dnia o godz. 19 po powrocie z odprawy w kwaterze swojego sztabu przy ul. Filtrowej 68 płk „Monter” wydał rozkaz alarmowy o rozpoczęciu godziny „W” 1 sierpnia.
Oceniając ten ciąg decyzji poprzedzających ostateczny rozkaz do wybuchu, należy pamiętać, że Armia Krajowa była armią konspiracyjną, opartą na ogromnie rozbudowanym ciągu powiązań. Dowodzenie taką strukturą było niezmiernie trudne i wymagało wielkich umiejętności organizacyjnych. Jednocześnie dowództwo tej armii, na której spoczywał moralny obowiązek walki z okupantem w kraju, znalazło się pod ogromną presją wydarzeń politycznych i sytuacji wojskowej na ziemiach polskich. Pamiętajmy również, że zryw nie był wyłącznie sprawą Warszawy i dowództwa AK. Komenda Główna Armii Krajowej konsultowała swoje działania z Delegatem Rządu na Kraj, a także z Rządem RP oraz Naczelnym Wodzem w Londynie. To było powstanie narodowe i zdawali sobie z tego sprawę podejmujący decyzję o jego wybuchu.
PAP: Skoro proces decyzyjny był tak skomplikowany, to jaki był stan wiedzy niższych dowódców AK na temat włączenia Warszawy do akcji „Burza”?
Michał Tomasz Wójciuk: Ocena wiedzy konkretnych dowódców jest bardzo trudna. Dysponujemy bardzo niewielką liczbą zapisków, które powstawałyby na bieżąco. Wyjątkiem są m.in. listy pozostawiane przez żołnierzy AK w momencie wyjścia na koncentrację przed powstaniem. Z ich analizy wynika, że postawy i stosunek do zrywu były bardzo zróżnicowane. Dominowała wielka niepewność, ale jednocześnie pragnienie wykazania się w boju, czyli wywalczenia wolności własnymi siłami. Rozważmy, że podziemna armia od lat była szkolona, edukowana, zbrojona i uczestniczyła w różnych akcjach dywersyjnych. Okręg Warszawa AK liczył aż 50 tys. żołnierzy. Była to liczba imponująca. Także w ocenach Komendy Głównej Armii Krajowej podkreślano dominujące pragnienie walki z Niemcami, chęć odwetu i wyzwolenia miasta własnymi siłami.
M. T. Wójciuk: Oceniając ciąg decyzji poprzedzających ostateczny rozkaz do wybuchu, należy pamiętać, że Armia Krajowa była armią konspiracyjną, opartą na ogromnie rozbudowanym ciągu powiązań. Dowodzenie taką strukturą było niezmiernie trudne i wymagało wielkich umiejętności organizacyjnych.
Zdawano sobie sprawę również z postawy mieszkańców, którzy pragnęli walki z Niemcami i spośród których większość wierzyła w możliwość szybkiego wyzwolenia stolicy atakiem z zaskoczenia. Pierwsze dni zrywu pokazały, jak wielkim wsparciem warszawiaków cieszyli się powstańcy.
PAP: Czy dowództwo Armii Krajowej dopuszczało scenariusz, w którym powstanie mogło wybuchnąć „bez rozkazu”, z powodu nagromadzonego napięcia i pragnienia odwetu?
Michał Tomasz Wójciuk: Zakładano, że istnieje takie niebezpieczeństwo, ale miało mieć ono inne źródła niż postawa żołnierzy Armii Krajowej; sądzono, że sieć powiązań konspiracyjnych zabezpieczy przed taką ewentualnością. Obawiano się raczej prowokacji ze strony ugrupowań prosowieckich. 29 lipca 1944 r. mieniący się „generałem dywizji” Julian Skokowski, dowódca marginalnej Polskiej Armii Ludowej, wydał odezwę wzywającą do powstania, kłamliwie twierdząc, że Warszawę opuściło dowództwo AK. Ponadto znane były już wówczas okoliczności „współpracy” AK z Armią Czerwoną podczas akcji „Burza” na froncie wschodnim – aresztowania, wywózki na wschód bądź przymusowe wcielenia żołnierzy AK do 1. Armii Wojska Polskiego.
PAP: Krytycy powstania i działań dowództwa AK przypominają, że w 1944 r. wysyłano ze stołecznych arsenałów broń do wschodnich okręgów Armii Krajowej i tym samym osłabiano potencjał Okręgu Warszawskiego. Jakie motywy uzasadniały tego rodzaju działania?
Michał Tomasz Wójciuk: W czasie gdy prowadzona była większa część operacji przerzutu broni na wschód, Warszawa nie była jeszcze włączona do akcji „Burza”, a największe operacje Armii Krajowej prowadzono głównie w okręgach wschodnich. Trudno też powiedzieć, jak wiele broni przerzucono na wschód – nie dysponujemy dokładnymi danymi.
Należy również zauważyć, że w lipcu 1944 r. dowództwo AK liczyło na duże zrzuty broni prowadzone przez siły alianckie. O niezbyt imponującym stanie uzbrojenia Okręgu Warszawa AK przypominał też jego dowódca płk „Monter”. Opisywał ten problem m.in. na spotkaniach Komendy Głównej Armii Krajowej. Podkreślał, że uzbrojenia brakuje. Widzieli to także żołnierze AK, którzy przebywali w punktach koncentracji. Jednak w założeniach dowództwa miała to być ilość wystarczająca, jeśli powstanie miało potrwać maksymalnie kilka dni, a niemal natychmiastowej pomocy mieli udzielić nasi sojusznicy oraz sowieci. Nigdy nie zakładano, że zryw może potrwać ponad dwa miesiące.
Pierwotne założenia zostały w dużej mierze spełnione w pierwszych dniach powstania, gdy żołnierzom AK udało się opanować ok. 75 proc. powierzchni miasta. Zajęcie większości punktów strategicznych okazało się niemożliwe, ale przecież zdobyto tak ważne obiekty jak Poczta Główna, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, Centralny Dworzec Pocztowy czy Prudential. Całkowicie wolne były Stare Miasto i Śródmieście. Otrzymana wówczas pomoc lotnicza mogła efektywnie wesprzeć siły powstańcze.
Jednak alianci uważali, że Polska jest w strefie operacyjnej Armii Czerwonej. Ewentualną pomoc lotniczą utrudniał również fakt, iż odpowiedzialność za zrzuty w tym regionie Europy ponosiło dowództwo Mediterranean Allied Air Forces. Jej brytyjscy dowódcy mieli wyjątkowo negatywny stosunek do Polaków i zrzutów dla Warszawy. Ich pogląd był o tyle uzasadniony, że loty z południowych Włoch do polskiej stolicy były niezwykle ryzykowne i mogły przynosić straty. Być może, gdyby duże zrzuty nastąpiły w pierwszych dniach zrywu, kiedy większa część miasta była opanowana przez powstańców, losy walki mogłyby potoczyć się inaczej.
PAP: Czy Armia Krajowa była przygotowana do powstania w takich aspektach jak zaopatrzenie w żywność czy środki medyczne?
Michał Tomasz Wójciuk: Przygotowania konspiracyjne były w tych sprawach niezwykle zaawansowane jak na warunki okupacyjne. Dobrze funkcjonował Oddział IV Kwatermistrzowski KG AK, w którego gestii pozostawały m.in. intendentura, służby sanitarne, uzbrojenie. Jednak magazyny żywności czy szpitale należało dopiero zdobywać. Należy podkreślić, że organizacja wielu sfer życia w czasie powstania była fenomenem. Mimo że przez niemal pięć lat Warszawa pozostawała w rękach wroga, to w momencie wybuchu zrywu rozmach życia społecznego był ogromny. Trzeba przypomnieć choćby przykład funkcjonowania radia powstańczego. Nie udało się zdobyć radiostacji niemieckich, powstańcza radiostacja Kalina I została zniszczona na początku walk. Kalina II okazała się zaś nieużyteczna. Mimo to w ciągu kilku dni udało się uruchomić aż dwie radiostacje: „Burzę” i „Błyskawicę”, spośród których ta druga nadawała stały program radiowy informujący o sytuacji w Warszawie, aż do wyjścia żołnierzy AK i cywilów z miasta.
M. T. Wójciuk: Obok eksterminacji ludności zniszczenie Warszawy było planowane, zanim wybuchł zryw. Destrukcja miasta miała się odbyć w ramach operacji „ARLZ” (Auflockerung, Räumung, Lähmung, Zerstörung) zakładającej wysiedlenia cywilów, wyburzenie i grabież obszarów przyfrontowych.
Innym przykładem może być praca filmowców, którzy niemal na bieżąco dokumentowali życie miasta, montowali obrazy i po kilkunastu godzinach wyświetlali w śródmiejskim kinie Palladium. Sprawnie działały poczta i prasa.
Na terenie wyzwolonej części Warszawy funkcjonowały ujawnione urzędy Polskiego Państwa Podziemnego, które zajmowały się niemal wszystkimi dziedzinami życia. Powstanie było więc nie tylko wydarzeniem militarnym, lecz także eksplozją i afirmacją polskiego życia, które z tajności przeszło do jawnego działania po pięciu latach terroru.
PAP: Analizował pan listy wysyłane w trakcie powstania przez cywilnych mieszkańców miasta. Czy możemy w nich dostrzec, kiedy nastąpiło wyraźne załamanie nastrojów, które były tak euforyczne w pierwszych dniach walki?
Michał Tomasz Wójciuk: Miejmy na uwadze, że takie załamanie nastrojów w każdym przypadku mogło nastąpić z innych powodów i w innym momencie trwania starć. Zależało to m.in. od rejonu miasta, w którym znajdował się autor listu. Na Woli i Ochocie doszło do straszliwych zbrodni ludobójstwa. Ci, którym udało się uratować, nieśli do innych dzielnic informacje o losach pomordowanych. To bez wątpienia wpływało na nastroje innych mieszkańców.
Kolejną ważną chwilą wpływającą na nastroje był upadek Starówki na początku września. Nieco później upadło Powiśle. Śródmieście stało się więc największym i najważniejszym punktem oporu. Szybko pojawiły się wśród jego mieszkańców oznaki defetyzmu. Organizowano nawet komitety obywatelskie, które udawały się do dowództwa sił powstańczych z petycjami wokół wynegocjowania kapitulacji. Już wówczas podjęto negocjacje dotyczące opuszczenia miasta przez ludność cywilną. Uczestniczyli w nich reprezentujący Polski Czerwony Krzyż hrabina Maria Tarnowska oraz dr Alfred Lewandowski. Dzięki wynegocjowaniu porozumienia Śródmieście w drugim tygodniu września opuściło 20–30 tys. osób. W tym czasie w tej dzielnicy przebywało ponad 270 tys. cywilów. Strach przed Niemcami wpłynął na powszechną odmowę ewakuacji. Ten czynnik determinował również wiele innych postaw żołnierzy i cywilów w trakcie całego zrywu.
Dziś analizując różne dokumenty i publikacje autorstwa przywódców III Rzeszy, wiemy, że celem niemieckiej polityki realizowanej w dobie II wojny światowej było całkowite wyniszczenie narodu polskiego. Zbrodnie ludobójstwa w czasie Powstania Warszawskiego wpisywały się w antypolską politykę. Obok eksterminacji ludności zniszczenie Warszawy również było planowane, zanim wybuchł zryw. Destrukcja miasta miała się odbyć w ramach operacji „ARLZ” (Auflockerung, Räumung, Lähmung, Zerstörung) zakładającej wysiedlenia cywilów, wyburzenie i grabież obszarów przyfrontowych.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /