Przez lata Przełożonego Starszeństwa Żydów w getcie łódzkim Chaima Rumkowskiego błędnie uważano za okrutnika, kolaboratora i pedofila, co utrwaliło jego czarną legendę – mówi PAP Monika Polit, autorka książki „Mordechaj Chaim Rumkowski. Prawda i zmyślenie”.
PAP: Kim był Chaim Rumkowski przed wojną, czym się zajmował, jakie miał poglądy polityczne?
Monika Polit: Urodził się w 1877 r. w Ilinie w guberni witebskiej w granicach Cesarstwa Rosyjskiego, na terenie ogromnej terytorialnie krainy kulturalno-historycznej nazywanej przez Żydów „Lite”. Ta kraina „wytworzyła” specyficzny typ Żyda, tzw. litwaka. Tę swą mentalno-religijną odrębność często podkreślał.
Rumkowski zakończył edukację na chederze (religijnej szkole podstawowej); był samoukiem. Miał chłonny umysł, uczył się języków. Nigdy nie władał płynnie polszczyzną, ale dostatecznie opanował ten język, mówił też po niemiecku i rosyjsku.
Już w młodości ukształtowały się jego poglądy polityczne. Rumkowski został syjonistą; marzył o włączeniu się w tworzenie państwa żydowskiego w Palestynie.
Ukształtowany przez religijno-kulturalną atmosferę Litwy żydowskiej Rumkowski jako nastolatek podjął ważną decyzję o wyprowadzce z guberni witebskiej. Osiadł w Łodzi, w której bardzo szybko znalazł pracę biurową. Następnie został fabrykantem. Nie jest prawdą – jak o nim opowiadano – że jego fabryki upadały. Jako fabrykant odnosił sukcesy; w tym czasie został działaczem politycznym – wszedł w szeregi partii syjonistycznej oraz został członkiem łódzkiej Gminy Żydowskiej. Odgrywał w niej pierwszorzędną rolę, był powszechnie poważany, pisano o nim w gazetach polskich i żydowskich.
Rumkowski był także uznanym społecznikiem. Utworzył sierociniec w łódzkim Helenówku. Chciał wychowywać i edukować dzieci jako pełnoprawnych, produktywnych obywateli. Prowadzony przez niego ośrodek był drugą – po sierocińcu Janusza Korczaka – najnowocześniejszą placówką tego typu w Polsce. Zresztą wiadomo, że Rumkowski współpracował z Korczakiem; obaj pisali do utworzonego przez Rumkowskiego czasopisma „Sierota”.
Podczas pracy w sierocińcu jeden z wychowawców placówki zarzucał Rumkowskiemu molestowanie sierot. Oskarżenie o pedofilstwo włączono do „kanonicznego” wizerunku Rumkowskiego, który ukształtował jego czarną legendą.
Pewne jest, że Rumkowski dość często tracił cierpliwość, stosował kary cielesne wobec dzieci; ale to zdarzało się także m.in. Korczakowi. Była to bowiem jedna z ówczesnych metod wychowawczych.
PAP: Co zadecydowało o tym, że Rumkowski został przełożonym Starszeństwa Żydów w Łodzi?
Monika Polit: Przypadek, ale nie byłoby go, gdyby nie żelazna konsekwencja i upartość Rumkowskiego w dążeniu do celu.
Kiedy wybuchła wojna wielu przedstawicieli żydowskich władz Łodzi uciekło. Miasto opuścił m.in. przewodniczący Gminy Żydowskiej Lejb Mincberg.
Nie zachowały się żadne dokumenty, które wskazywałyby na okoliczności i powody nominacji Rumkowskiego na stanowisko przełożonego (prezesa) Starszeństwa Żydów. Mówiono, że uwagę okupanta zwracała gęsta, biała czupryna litwaka. Trzeba bowiem podkreślić, że był on postacią niezwykłą – również fizycznie –odznaczał się dużą posturą, był wysoki i barczysty.
Rumkowski mógł opuścić Łódź po wybuchu wojny. Świadomie przyjął jednak nominację na szefa Starszeństwa Żydów, który określał „brzemieniem”. Wiedział, że czeka go ogromna odpowiedzialność, nie przyjął tego stanowiska, by realizować własne ambicje.
PAP: Jaką pozycję miał Rumkowski w getcie?
Monika Polit: W ujęciu Rumkowskiego getto miał być świetnie zorganizowaną strukturą. Społeczność żydowska zawsze wyłaniała ze swych kręgów przywódcę, który pełnił rolę pośrednika w rozmowach z władzami, z ludźmi, z którymi Żydzi musieli się koegzystować.
Przed wojna Rumkowski był charyzmatycznym przywódcą. Umiał zjednać sobie ludzi, którzy otwierali mu swe serca oraz portfele – wspierali finansowo np. działalność prowadzonego przezeń sierocińca.
Monika Polit: Nie był uprzywilejowany. Opowiada się o nim różne rzeczy, że był bogaczem, który zbierał złoto, że organizował wystawne uczty. Są jednak świadectwa mówiące o tym, że żył skromnie – jadł dwie kromki chleba dziennie i owsiankę. Miał dwa skromnie urządzone mieszkania. Również przed wojną nie był rozrzutny, jeśli inwestował, to w obrazy, był miłośnikiem sztuki.
W czasie wojny słynne stały się jego przemówienia do wieźniów getta, którzy ich wyczekiwali i na różne sposoby interpretowali. Kronika łódzkiego getta notuje, że ludzie często odczytywali z wyrazu twarzy prezesa i jego słów prognozy dotyczące przyszłych wydarzeń. Jego wystąpienia stały się rytuałem. Żydzi potrzebowali osoby, w której pokładali nadzieje, która była ich rzecznikiem.
Czy jednak charyzma wystarczała w warunkach skrajnego ubóstwa? Rumkowski często musiał przekonywać Żydów, że się stara, ale nie może nic więcej uczynić dla swych braci; zapowiadał trudne czasy, głód i cierpienia. Zapewniał, że stara się wyjednać u Niemców – określanych neutralnie jako „władza” - jak najwięcej.
Nie opływał w bogactwa. Wbrew plotkom nie miał samochodu, a poruszał się bryczką zaprzęgniętą w jednego konia. Nie uważał się za człowieka, który ma do spełnienia mesjańską misję. Wręcz przeciwnie, mawiał, że jest słabym człowiekiem – „stróżem getta”, który trwa mimo przeciwieństw.
Nie był uprzywilejowany. Opowiada się o nim różne rzeczy, że był bogaczem, który zbierał złoto, że organizował wystawne uczty. Są jednak świadectwa mówiące o tym, że żył skromnie – jadł dwie kromki chleba dziennie i owsiankę. Miał dwa skromnie urządzone mieszkania. Również przed wojną nie był rozrzutny, jeśli inwestował, to w obrazy, był miłośnikiem sztuki.
PAP: Jak Rumkowski zorganizował getto łódzkie i czym różniło się ono od innych gett?
Monika Polit: W stolicy często rzucał się w oczy chaos, na ulicach leżały trupy. W Łodzi wszystko było doskonale ujęte w karby administracyjne. Ta maszyna działała ze zdumiewającą precyzją.
Rumkowski tworzył resorty, czyli zakłady pracy. W getcie do 1941 r. uczono dzieci i młodzież, tworzono szkoły zawodowe, a także np. szkoły muzyczne; odbywało się kształcenie religijne. Rumkowski zawsze inwestował w tych, którzy mieli największe szanse do przetrwania.
Getto było izolowane. Żydzi mieli utrudnione kontakty z mieszkańcami „aryjskiej” części miasta. Przesiedlono nieżydowskich mieszkańców z okolic getta, zburzono bardzo wiele domów w jego bezpośredniej bliskości. Zdarzał się szmugiel, ale rzadziej niż np. w getcie warszawskim. Żydzi raczej nie decydowali się na ucieczki z getta; wartownicy bardzo często strzelali do tych, którzy tylko zbliżali się do drutów. Rumkowski różnież zwalczał szmugiel przestrzegając przed narażeniem całej społeczności na represje Niemców. Miał nawet grupę „donosiecieli”, których zadaniem było udaremniać takie próby.
W getcie wprowadzono wewnętrzną, niewymienialną walutę (rumki) znacznie ograniczającą możliwości kontaktów ze stroną aryjską.
Rumkowski starał się osobiście nadzorować pracę w getcie. Wbrew poglądom nie chodził po nim z batem. Zdarzało się, że Rumkowski bił Żydów, ale w oczach wielu uchodzil w tym za sprawiedliwego. Jeden ze świadków – Jehuda Widawski opowiada, że gdy Rumkowski zobaczył go (wówczas młodzieńca) stojącego w godzinach pracy w kolejce po chleb, publicznie go spoliczkował i nakazał mu powrót do warsztatu. W ten sposób uratował mu życie.
Jako zarządca żydowskiego dzielnicy był zwolennikiem stworzenia gettowego archiwum. Uważał getto za „mikropaństwo”, chciał, aby dokumentowano jego działanie. Przeczuwał bowiem, że będzie po wojnie sądzony.
PAP: Jakie relacje łączyły Rumkowskiego z Niemcami?
Monika Polit: Pamiętajmy, że Rumkowski był ofiarą Niemców. Tak jak inni Żydzi, był skazany na Zagładę; miał świadomość tego, że i jego może go spotkać śmierć. Jego taktyka była obliczona na jak najdłuższe przetrwanie getta, a nie współpracę z Niemcami dla własnych korzyści. Za wszelką cenę organizował m.in. akcję fikcyjnego zatrudnienia (poprzez stawianie stempli w książeczkach pracy). Niemiecki zarządca getta Hans Biebow nie darzył go sympatią. Liczne i nawet serdeczne kontakty miała z nim natomiast Dora Fuchs, sekretarka Rumkowskiego.
Żydzi wiedzieli, że Rumkowskiego wzywano do siedziby Gestapo, że go przesłuchiwano i bito. Wieści o tym rozchodziły się natychmiast.
Monika Polit: Pamiętajmy, że Rumkowski był ofiarą Niemców. Tak jak inni Żydzi, był skazany na Zagładę; miał świadomość tego, że i jego może go spotkać śmierć. Jego taktyka była obliczona na jak najdłuższe przetrwanie getta, a nie współpracę z Niemcami dla własnych korzyści.
Często porównuje się postawę Rumkowskiego do zachowania Czerniakowa. To bezpodstawne. Getto łódzkie i getto warszawskie to dwa różne światy. Czerniaków nie wziął na swoje barki takiej odpowiedzialności; to postać o innym rysie psychologicznym.
Podczas wizyty Rumkowskiego w Warszawie Czerniaków zanotował, że ten sprawił na nim niekorzystne wrażenie. To nie powinno dziwić, gdyż litwak był apodyktyczny, surowy w obejściu, bezpardonowy, głoszący wyższość zorganizowania getta w Łodzi nad organizacją getta w Warszawie.
PAP: Co Rumkowski wiedział o Zagładzie Żydów?
Monika Polit: Cechą charakterystyczną Rumkowskiego było obsesyjne przywiązanie do pracy jako „paszportu do życia”. Wiedział, że praca może dać Żydom wolność, ale długo nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Niemcy mają gotowy plan Zagłady.
Gdy w lipcu 1942 r. rozpoczęto likwidację warszawskiego getta, do Rumkowskiego dochodziły informacje ze stolicy. Zapowiadał podczas przemówień nadejście dramatycznych wydarzeń, ale wzywał do zachowania spokoju i do pracy. Powoływał się na formuły religijne – mówił m.in. o ofierze całopalnej. Choć może to dziwić i oburzać, wychodził z założenia, że lepiej odcinać od ciała poszczególne członki i pozostawić jego korpus, aniżeli nie zostawić nic.
PAP: Jaka rolę odegrał Rumkowski podczas Wielkiej Szpery?
Monika Polit: Jego mowa z 4 września 1942 r. była szczególnie dramatyczna dlatego, że w „puli śmierci” po raz pierwszy znalazły się dzieci. W czasie jego wystąpienia ludzie płakali i krzyczeli. Tymczasem Rumkowski musiał kalkulować, chłodno ocenić, jak zapewnić dalsze trwanie getta. Płacił za to ogromna emocjonalną cenę.
W czasie Szpery Rumkowskiego nie było na żadnej z ulic. Siedział przygnębiony w swoim gabinecie, odbierał telefony z raportami i „zapadał się w sobie”. Jego współpracownikom się zdawało, że umierał. Był świadomy swojej klęski, ale nie zrezygnował – w kolejnych mowach także wzywał do ofiar na rzecz ocalenia.
Oddanie żydowskich dzieci na pewną śmierć było bardzo trudnym wyborem. Jednak Niemcy postawili Rumkowskiemu warunek: albo ten wskaże im 20 tys. ludzi nieprzydatnych do pracy, albo istnienie getta będzie zagrożone.
PAP: Jakie są hipotezy na temat śmierci Rumkowskiego?
Monika Polit: Istnieje wiele wersji jego śmierci. Jedna z nich mówi, że razem z żoną i pasierbem pojechali dokądś ciężarówką już w KL Auschwitz, po czym słuch o nich zaginął; inna – którą tłumaczę psychologiczną chęcią pomsty na Rumkowskim – „czarnym charakterze” – głosi, że zaraz po przyjeździe do Auschwitz wrzucili go do pieca inni łódzcy Żydzi.
Najprawdopodobniej Rumkowski nie przeżył obozu; był schorowany i ostatecznie załamany tym, że poniósł klęskę – getto zostało zlikwidowane. Żywił przecież nadzieję, że wojna się skończy i Żydzi wrócą do normalności. Przecież w 1944 r. mógł liczyć na to, że Sowieci wkrótce wyzwolą Łódź, a tym samym uratowana zostanie większość mieszkańców getta.
Istnieje opowieść, że Biebow zaproponował Rumkowskiemu ratunek przed wysłaniem do Auschwitz; ale jego brat Józef miał trafić do niemieckiego obozu. Obu braci łączyła jednak tak silna więź, że Chaim zrezygnował z ratowania siebie i razem z bratem wszedł do wagonu, który pojechał do Auschwitz.
PAP: Dlaczego Rumkowski budził i budzi po dziś dzień skrajne emocje?
Monika Polit: Ci, którzy go bezpośrednio znali i z nim współpracowali widzieli w nim człowieka lubiącego dzierżyć władzę, ale wiedzącego, o co w zachowaniu jej chodzi. Rumkowski jawił się w ich oczach jako ten, który niczym Mojżesz miał przeprowadzić swój lud przez Morze Czerwone – w tym przypadku w sensie dosłownym było to morze krwi.
Z kolei Ci, którzy nigdy z nim nawet nie rozmawiali twierdzili, że był okrutny, stosował przemoc, stworzył prywatny dom publiczny (w rzeczywistości chcieli go stworzyć Niemcy, a Rumkowski się temu sprzeciwił). Opowiadano, że był kolaborantem, pedofilem, że gwałcił swoje sekretarki.
Monika Polit: Co by było, gdyby przetrwał? Nie wiadomo, ale jestem przekonana, że nie spadłby mu włos z głowy. Nie obarczono by go winą za to, co się stało. Był postacią uprzywilejowaną, ale podlegał temu samemu – co inni Żydzi – prawu śmierci. Komunikował Żydom zarządzenia Niemców. Cóż mógł więcej zrobić?
Np. Lucille Eichengreen, jedna z ocalałych z łódzkiego getta, pisała obficie o tym, że Rumkowski ją molestwał. Jest to jednak zmyślenie, fantazja literacka. Nie zaprzeczam, że Rumkowski miał słabość do młodych i pięknych kobiet; ale to nie były dzieci – jego sekretarki miały ok. 20.
To są świadectwa osób, którzy byli daleko od niego. Wielu z tych ludzi spisało swoje wspomnienia po zapoznaniu się z pseudo-kanoniczną czarną legendą Rumkowskiego.
PAP: Jak Pani ocenia postać Rumkowskiego. To bohater, kolaborant czy postać rodem z tragedii?
Monika Polit: Rumkowski to bohater żydowskiej historii w diasporze. Tak zachowywali się wszyscy ci, którzy brali na siebie obowiązek reprezentowania swych żydowskich współbraci. Jemu przyszło żyć w strasznych czasach, które wymagały od niego arcytrudnych decyzji. Czy chciał złożyć tak wielką daninę krwi? Nie, ale stawał wobec okrutnych żądań okupantów.
Co by było, gdyby przetrwał? Nie wiadomo, ale jestem przekonana, że nie spadłby mu włos z głowy. Nie obarczono by go winą za to, co się stało. Był postacią uprzywilejowaną, ale podlegał temu samemu – co inni Żydzi – prawu śmierci. Komunikował Żydom zarządzenia Niemców. Cóż mógł więcej zrobić?
Smutne jest to, że nikt nie chciał poznać szerzej historii jego życia. Warto pamiętać go trochę inaczej. Został postawiony wobec tragicznych wyborów. Gdyby przeżył, zapewne by triumfował.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/