Na Górnym Śląsku po raz ósmy obchodzono w niedzielę Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 roku. Historycy wskazują, iż represje, którym początek dało wkroczenie Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku, dotknęły całą miejscową ludność – Polaków i Niemców.
"Na Górnym Śląsku z rąk czerwonoarmistów w tym okresie zginęło kilka tysięcy cywilów, na których sowieci brali odwet za zbrodnie niemieckie dokonane na Wschodzie" - mówiła podczas niedzielnego wykładu w krypcie katowickiej katedry Angelika Blinda z biura edukacji narodowej katowickiego Instytutu Pamięci Narodowej.
Wykład poprzedziła msza św. w intencji ofiar Tragedii Górnośląskiej. Katowicki duszpasterz akademicki ks. Damian Copek przypomniał, że rozpoczęte w 1945 r. deportacje mieszkańców Śląska do Związku Radzieckiego "sprawiły wiele tragedii, cierpienia, śmierci, rozbicia".
"Chcemy dzisiaj modlić się za tych wszystkich, którzy tego doświadczyli, za ich rodziny; za tych wszystkich, którzy jeszcze żyją" - mówił ks. Copek. Podkreślił potrzebę pamięci o tamtych wydarzeniach oraz rozwijania świadomości tego, co miało wówczas miejsce. We mszy uczestniczyli m.in. członkowie i sympatycy Związku Górnośląskiego - organizacji pielęgnującej śląską tożsamość, historię i tradycję.
Prezes Związku Grzegorz Franki podkreśla, że Tragedia Górnośląska to nie tylko mordy i gwałty na ludności cywilnej, deportacje górników i robotników różnych zawodów, mężczyzn, kobiet i młodzieży w głąb Związku Sowieckiego do niewolniczej pracy, czy osadzanie mieszkańców w obozach pracy i obozach koncentracyjnych, ale też "prześladowanie i szykanowanie wielu ludzi, grabież mienia prywatnego i niszczenie dziedzictwa materialnego" Górnego Śląska.
Jak mówiła podczas niedzielnego wykładu "Tragedia w cieniu wyzwolenia. Górny Śląsk 1945" Angelika Blinda z katowickiego IPN, zbrodnie i represje rozpoczęły się z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej na Górny Śląsk. "W samych Gliwicach w ciągu tygodnia zamordowanych zostało 800 osób (...). W Miechowicach, które dzisiaj są dzielnicą Bytomia, zostało zamordowanych co najmniej 240 mieszkańców, w tym ksiądz Jan Frenzel" - przypomniała przedstawicielka Instytutu.
Podczas niedzielnej mszy w krypcie katowickiej katedry modlono się m.in. za wszystkich Ślązaków, którzy zginęli oraz doświadczyli wówczas poniewierki, głodu i katorżniczej pracy. Przypominano, że wielu z nich zostało wywiezionych do Związku Radzieckiego w "krowiokach" (bydlęcych wagonach), po tym, gdy zabrano ich prosto z pracy w kopalni, hucie czy w polu. Po śląsku modlono się za tych, "co pomarli z głodu i wycieńczenia w ruskich łagrach, w krowiokach, albo w domu z udręki - żeby żyli w naszych sercach, książkach i szkołach".
Pamięć ofiar Tragedii Górnośląskiej uczczono też przy pomniku upamiętniającym ofiary Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, gdzie oprócz Polaków (m.in. żołnierzy Armii Krajowej) osadzono wielu Ślązaków, zwłaszcza górników. Znicze przy pomniku w jaworznickim lesie zapalili w niedzielę politycy PO: europoseł Marek Plura, b. marszałek woj. śląskiego Wojciech Saługa, poseł Paweł Bańkowski i senator Bogusław Śmigielski.
"Uczciliśmy wszystkie ofiary reżimów totalitarnych, zapalając znicze przy pomniku w jaworznickim lesie. Kultywując pamięć o tych strasznych czasach, chcemy jednocześnie zaprotestować przeciwko odradzającym się w naszym regionie ruchom nacjonalistycznym i ksenofobicznym" - napisał na portalu społecznościowym europoseł Plura. Dzień wcześniej uczestniczył on w rozpoczęciu dorocznego, organizowanego od 11 lat przez Ruch Autonomii Śląska, Marszu na Zgodę. Zgoda to dzielnica Świętochłowic, gdzie znajdował się obóz - od 1945 r. trafiali tam m.in. Ślązacy podejrzewani o wrogi stosunek do władzy i żołnierze AK.
Represje określane przez historyków mianem Tragedii Górnośląskiej rozpoczęły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej pod koniec stycznia 1945 roku. Akty terroru wobec Górnoślązaków - aresztowania, internowania, egzekucje i wywózki do niewolniczej pracy na Wschód - trwały przez kilka miesięcy. Według szacunków, wywieziono ok. 40-60 tys. mieszkańców regionu. Część z nich zginęła. Według niektórych źródeł, różnego typu represje mogły dotknąć nawet 90 tys. osób.
Gdy w styczniu 1945 r. na Górny Śląsk wkroczyła wypierająca oddziały niemieckie Armia Czerwona, mieszkańcy tych ziem traktowani byli jako Niemcy; doświadczali licznych represji, w tym gwałtów i mordów. Rozpoczęła się też akcja masowych zatrzymań i deportacji do pracy przymusowej, co - jak oceniają historycy - miało być swoistą formą reparacji wojennych. Pierwsze transporty na Wschód ruszyły w marcu 1945 r. Podróż w bydlęcych wagonach - nazywanych na Śląsku "krowiokami" - trwała nawet kilkadziesiąt dni. Część deportowanych nie przeżyło transportu. W obozach na Wschodzie Ślązacy więzieni byli w bardzo trudnych warunkach: w barakach, z głodowymi racjami żywnościowymi, ograniczonym dostępem do wody pitnej i bez opieki medycznej.
Według różnych szacunków, z Górnego Śląska wywieziono ok. 40-60 tys. ludzi - górników, kolejarzy, hutników. Wśród deportowanych byli powstańcy śląscy, żołnierze kampanii wrześniowej, a także członkowie konspiracji antyhitlerowskiej. Według ostrożnych szacunków, jedna trzecia deportowanych pozostała na Wschodzie na zawsze. Pierwsi Górnoślązacy wrócili do domów latem 1945 r. Wielu z nich w krótkim czasie zmarło.
IPN od kilkunastu lat prowadzi badania naukowe, poświęcone wywózkom, publikuje wspomnienia i organizuje wystawy, wciąż tworzy też imienną listę deportowanych. Do 1989 r. wydarzenia określane mianem Tragedii Górnośląskiej były ze względów politycznych tematem zakazanym; w ostatnich latach powstaje coraz więcej inicjatyw związanych z ich badaniem i upowszechnianiem wiedzy na ten temat.
Ustanowiony osiem lat temu przez Sejmik Województwa Śląskiego Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 r. jest obchodzony w ostatnią niedzielę stycznia. W tym dniu, a także w sobotę, uroczystości odbyły się w wielu miejscowościach, m.in. Katowicach, Mysłowicach, Bytomiu, Gliwicach, Lublińcu i Rybniku.
W tym ostatnim mieście procesją i mszą upamiętniono w niedzielę również zbrodnie na więźniach KL Auschwitz-Birkenau i tragiczny „Marsz Śmierci” w styczniu 1945 r. Niemcy pędzili wówczas tysiące więźniów z obozów zagłady w głąb Rzeszy. Więźniowie pokonywali dziennie w mrozie ok. 20-30 km. Tylko nielicznym udało się uciec i przeżyć, większość ginęła po drodze. Jedna z tras "Marszu Śmierci" wiodła przez Rybnik. (PAP)
autor: Marek Błoński
mab/ eaw/