Marzec 1968 zrodził istniejące do dziś poczucie krzywdy wśród blisko 15 tys. Polaków pochodzenia żydowskiego, zmuszonych wówczas do opuszczenia Polski, ożywił też oskarżenia o polski antysemityzm. Z perspektywy widać jednak, że stał się także „drożdżami” dla rozwoju opozycji i powstania Solidarności – ocenia prof. Andrzej Chwalba, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historycznego .
W ocenie profesora, dla zrozumienia przebiegu wydarzeń marca 1968 r. ważny jest kontekst poprzednich kilkunastu lat, od październikowej „odwilży” 1956 r., która wyniosła do władzy, na stanowisko pierwszego sekretarza PZPR, Władysława Gomułkę, „Wiesława”, traktowanego wówczas przez dużą część społeczeństwa jak bohater narodowy, z autentycznym społecznym poparciem.
„Można powiedzieć, że w czasie wielkich manifestacji na Placu Defilad w październiku 1956 r. władza komunistyczna w Polsce uzyskała swoistą legitymizację; naród powiedział: my taką władzę chcemy mieć” – powiedział historyk, wskazując, iż Gomułkę uznawano za osobę, będącą w stanie twardo negocjować warunki - również ekonomiczne - z kierownictwem partii radzieckiej.
Na fali popaździernikowych przemian Polskę opuścili radzieccy doradcy na czele z Konstantym Rokossowskim, zmniejszył się też – w powszechnym odczuciu - zakres podległości Warszawy Moskwie. Odsunięto, a niekiedy także postawiono przed sądem, najbardziej brutalnych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, wolność odzyskali więźniowie - dawni żołnierze Armii Krajowej, z internowania w Komańczy powrócił prymas kard. Stefan Wyszyński, więcej swobody zyskał Kościół, powstały pierwsze Kluby Inteligencji Katolickiej. Zrezygnowano z przymusowej kolektywizacji rolnictwa.
Po 1956 r. zdecydowanie zwiększył się zakres swobody w kulturze i sztuce - pojawił się awangardowy teatr Tadeusza Kantora, można było wysłuchać koncertów pierwszych polskich beatników, z kulturalnego podziemia wyszli jazzmani, pojawiły się kluby studenckie i nowe czasopisma, nastąpiło rozluźnienie cenzury.
Prof. Andrzej Chwalba: Prawdą wdawało się to, co później napisze rosyjski poeta Josif Brodski - że Polska jest najweselszym barakiem wśród krajów komunistycznych. Zakres swobód i wolności był nieporównywalny z jakimkolwiek innym krajem. W Czechosłowacji, NRD, Rumunii, Bułgarii i oczywiście Związku Radzieckim nadal rządzi wówczas stara, stalinowska bądź neostalinowska ekipa. Wydarzenia 1968 r. w Czechosłowacji nieco tę perspektywę zmieniły, ale tylko na chwilę.
„Prawdą wdawało się to, co później napisze rosyjski poeta Josif Brodski - że Polska jest najweselszym barakiem wśród krajów komunistycznych. Zakres swobód i wolności był nieporównywalny z jakimkolwiek innym krajem. W Czechosłowacji, NRD, Rumunii, Bułgarii i oczywiście Związku Radzieckim nadal rządzi wówczas stara, stalinowska bądź neostalinowska ekipa. Wydarzenia 1968 r. w Czechosłowacji nieco tę perspektywę zmieniły, ale tylko na chwilę” – powiedział historyk.
Tak rozumiana odwilż trwa jednak krótko. „Niespodziewanie dosłownie po paru miesiącach zaczyna się coś, co zostało nazwane epoką lodowcową” – wskazał profesor. Choć nie wszystkie tzw. zdobycze października zostały cofnięte, zakres swobód zostaje ponownie zmniejszony – ograniczono swobodę uczelni, bardziej restrykcyjna staje się cenzura, ściśle limitowane są wyjazdy za granicę.
„W latach 60. gwiazda towarzysza Wiesława wyraźnie słabnie, choć nie gaśnie. Dzieją się rzeczy wcześniej niewyobrażalne, np. gdy podczas wyświetlania filmów w kinach, kiedy w kronice filmowej pojawia się epizod z udziałem Wiesława, ludzie zachowują się nieelegancko, stukają obcasami, biją brawo, ale nie za, a przeciwko Wiesławowi” – mówił prof. Chwalba.
Pojawiają się pierwsze symptomy protestu – w 1964 r. 34 intelektualistów opublikowało list z propozycjami poszerzenia zakresu swobód w dziedzinie kultury, ograniczenia cenzury czy umożliwienia na szerszą skalę wyjazdów za granicę. W tym samym czasie dwaj partyjni „liberałowie” Jacek Kuroń i Karol Modzelewski opublikowali w nieformalnym obiegu, przepisywany na maszynie, list do członków partii, wskazując m.in. na brak robotniczej kontroli nad partyjną biurokracją. Za to wystąpienie jego autorzy zostali oskarżeni i aresztowani.
W Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej tworzą się w tym czasie – zupełnie niezgodnie z definicją jednolitej partii leninowskiej i statutem PZPR – cztery zwalczające się frakcje: ekipa Gomułki, liberałowie, zwani też rewizjonistami, moczarowcy związani z ministrem spraw wewnętrznych Mieczysławem Moczarem, a także zwolennicy budującego swoją pozycję sekretarza wojewódzkiego PZPR w Katowicach, Edwarda Gierka.
„Gomułka i jego frakcja stopniowo słabnie, a jednym z ciekawych tego sygnałów jest spadek zapotrzebowania na prąd podczas słynnych przemówień towarzysza Wiesława; był to znak, że ludzie wyłączali wtedy telewizory czy radioodbiorniki, nie chcieli już go słuchać” – powiedział prof. Chwalba.
W grupie rewizjonistów, którzy nie mieli wyraźnego lidera, byli m.in. intelektualiści, jak filozofowie Leszek Kołakowski i Zygmunt Bauman, Jan Lityński, czy usunięci już wówczas Jacek Kuroń i Karol Modzelewski.
Rosła w siłę frakcja zwolenników późniejszego szefa państwa Edwarda Gierka, który wówczas jeszcze „czekał na swój dzień”. „Sekretarz komitetu wojewódzkiego w Katowicach konsekwentnie buduje swoje mocne środowisko, ma poparcie wielu sekretarzy i środowisk w kraju. Uchodzi za technokratę, ale - co najważniejsze - jest dobrze widziany w Moskwie, a to jest sprawa rozstrzygająca” – wskazał prof. Chwalba.
Charakter wydarzeń marcowych był jednak zdominowany przez działania frakcji moczarowców, zwanych też grupą partyzancką. Szef MSW Mieczysław Moczar zbudował swoje środowisko spośród m.in. dawnych żołnierzy Armii Ludowej czy funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa; moczarowcy opanowali m.in. różne agendy kultury i sztuki czy wydawnictwa.
Na działania Moczara – zauważył profesor – niechętnym okiem patrzyła Moskwa, która zakwalifikowała go jako niebezpiecznego polskiego nacjonalistę, próbującego odświeżać różne tradycje narodowe i sięgającego przy tym do argumentów antysemickich. Ułatwieniem dla Moczara był fakt, że w grupie partyjnych liberałów-rewizjonistów było sporo działaczy pochodzenia żydowskiego.
Prof. Andrzej Chwalba: Moczar uważał, że to Żydzi są liberałami, więc walcząc z Żydami walczył z frakcją liberalną, choć tak tego nie nazywał – mówił raczej o kosmopolitach na garnuszku imperializmu amerykańskiego. Działania Moczara nie miały poparcia w Moskwie, co stawiało go na przegranej pozycji.
„Moczar uważał, że to Żydzi są liberałami, więc walcząc z Żydami walczył z frakcją liberalną, choć tak tego nie nazywał – mówił raczej o kosmopolitach na garnuszku imperializmu amerykańskiego” – wyjaśnił prof. Chwalba, podkreślając, że działania Moczara nie miały poparcia w Moskwie, co stawiało go na przegranej pozycji.
W ocenie historyka, wydarzenia prowadzące do zdjęcie z afisza „Dziadów” w Teatrze Narodowym były częścią planu moczarowców.
„Dzisiaj wiemy, że za okrzykami w trakcie spektakli teatralnych stali ludzie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Moczar liczył, że młodzi będą manifestować, że wywoła to niepokoje społeczne, a Gomułka nie da sobie z tym wszystkim rady - że to go utopi i skompromituje. Wtedy Moczar wjedzie do stolicy na białym koniu i przejmie władze” – powiedział prof. Chwalba.
Pierwsze okrzyki na widowni rozlegały się w momentach, kiedy pojawiały się wątki odczytywane, jako antyrosyjskie. Zdejmując „Dziady” z afisza uznano, że te właśnie wątki i kwestie w sposób nadmiernie oczywisty miał akcentować grający Gustawa-Konrada aktor Gustaw Holoubek. Decyzja o zdjęciu spektaklu wywołała falę manifestacji studenckich, z reguły organizowanych w pobliżu pomników Adama Mickiewicza – najpierw w Warszawie, potem także w innych miastach.
„8 marca ma miejsce pierwsza manifestacja, stłumiona przez oddziały ZOMO, przy udziale ORMO. Później rozlewa się to po całej Polsce, mamy m.in. Wrocław, Szczecin, Gdańsk, Kraków. Wszędzie wygląda to podobnie – są to spontaniczne manifestacje młodzieży, żądającej zniesienia czy ograniczenia cenzury, wolności w kulturze i sztuce. Niektórzy mówią też o tych radach robotniczych, o kontroli społecznej w zakładach pracy” – powiedział profesor.
„Praktycznie w żadnym mieście nie było wówczas haseł antysocjalistycznych, ale bardzo ważny był sam fakt, że ludzie wyszli na ulice bez zgody i wbrew władzy” – podkreślił historyk, wskazując, iż w 1968 r. po stronie społecznej nie było przywództwa politycznego, ponieważ nie istniała jeszcze zorganizowana opozycja. Ta pojawiła się w latach 70., w postaci Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Komitetu Obrony Robotników czy Konfederacji Polski Niepodległej.
Prof. Andrzej Chwalba: Fala protestów z marca 1968 r. nie zaowocowała stworzeniem zaczątków ruchu społecznego, ale niewątpliwie odegrała rolę podobną do roli drożdży w cieście; marzec stał się drożdżami, dzięki których mieliśmy protesty robotnicze w roku 1976, 1980 i wreszcie narodziny Solidarności.
„W 1968 r. wszystko było bardzo spontaniczne, w poszczególnych miastach powstawały niewielkie komitety, które próbowały negocjować, rozmawiać z władzą; ta jednak nie była zainteresowana żadnymi rozmowami” – powiedział prof. Chwalba. Władze zdecydowały o użyciu siły wobec protestujących, złamały też późniejsze studenckie strajki, zaś studencki ruch marcowy w dużej części przejmują i zaczynają kontrolować działacze powiązanych z PZPR organizacji młodzieżowych. Wiele osób – zarówno studentów, jak i robotników, aresztowano.
„Fala protestów z marca 1968 r. nie zaowocowała stworzeniem zaczątków ruchu społecznego, ale niewątpliwie odegrała rolę podobną do roli drożdży w cieście; marzec stał się drożdżami, dzięki których mieliśmy protesty robotnicze w roku 1976, 1980 i wreszcie narodziny Solidarności” – ocenił historyk.
Ciemną stroną tamtych wydarzeń była antysemicka kampania, której hasła broniący władzy Władysław Gomułka przejął od moczarowców.
„Gomułka, który sam raczej nie był antysemitą, przejmuje hasła Moczara, żeby nie utracić władzy. Posłużył się tymi hasłami i jest za to w pełni odpowiedzialny (…). Dzięki temu udało się niechęć wobec władzy, która nie chciała rozszerzyć swobód obywatelskich czy kulturalnych, skanalizować w postaci wywołania fali nienawiści wobec Żydów” – wyjaśnił profesor.
Z inspiracji władz na drzwiach mieszkań osób pochodzenia żydowskiego malowano gwiazdy Dawida, a na wiecach sprzeciwiano się działaniom – jak mówiono – syjonistów i lansowano wrogie im hasła. Tym samym władza wykorzystała panujące wówczas ożywienie wśród młodzieży pochodzenia żydowskiego, wywołane zwycięstwem Izraela nad państwami arabskimi w wojnie sześciodniowej w 1967 r.
W efekcie osobom pochodzenia żydowskiego proponowano paszporty, bez możliwości powrotu do kraju. Wyjechało wówczas, według prof. Chwalby, blisko 15 tys. osób; połowa z nich miała wyższe wykształcenie lub studiowała. Wśród wyjeżdżających było wielu intelektualistów, ludzi kultury, inżynierów.
„Ci ludzie wyjechali w przekonaniu, że stała się olbrzymia krzywda” – podkreślił profesor, oceniając, że wydarzenia sprzed 50 lat do dziś utrudniają Polsce „rozmowy ze światem” i obronę przez oskarżeniami o polski antysemityzm. „To także jest dziedzictwo marca 1968” – podsumował profesor, oceniając, że obecnie świadomość społeczna dotycząca genezy i znaczenia wydarzeń sprzed 50 lat jest bardzo niska. (PAP)
autor: Marek Błoński
mab/ ls/