Największym osiągnięciem prymasa Glempa jest to, co stało się po 13 grudnia 1981 r. Wówczas Kościół bardzo szeroko otworzył się na potrzeby społeczeństwa dotkniętego stanem wojennym. Stał się przestrzenią alternatywną wobec państwa komunistycznego – mówi PAP prof. Jan Żaryn, historyk z UKSW. 90 lat temu, 18 grudnia 1929 r., urodził się Józef Glemp, prymas Polski w latach 1981–2009.
Polska Agencja Prasowa: W jednym z raportów Służby Bezpieczeństwa z lat siedemdziesiątych czytamy, że ks. Józef Glemp „posiada bardzo dobrą opinię u kard. Wyszyńskiego”. Jaka była rola przyszłego prymasa u boku Prymasa Tysiąclecia?
Prof. Jan Żaryn: Ks. Józef Glemp był jego bardzo ważnym współpracownikiem. Wiele lat pełnił obowiązki sekretarza prymasa Polski. Kard. Stefan Wyszyński uważał go za sprawdzonego współpracownika za sprawą jego merytorycznego przygotowania do pełnienia ważnych funkcji kościelnych. Owo przygotowanie zbudowane było na solidnym fundamencie, m.in. studiach prawniczych w Rzymie oraz znajomości czterech języków obcych. Ksiądz prymas Stefan Wyszyński od początku widział w ks. Glempie kandydata na biskupstwo, ponieważ tak jak on wywodził się z fundamentu polskiej tożsamości. Przedstawiciele pokolenia prymasa Wyszyńskiego mogliby powiedzieć, że ks. Glemp wywodził się z „warstw ludowych”. Sam prymas Wyszyński pochodził z drobnej szlachty mazowieckiej, a prymas Glemp z warstwy chłopskiej. Obaj wychowali się w rodzinach zanurzonych w tradycyjnym polskim katolicyzmie i jego obrzędowości, a więc tym, co było nienaruszalną przez okupantów i totalitaryzm kwintesencją polskości.
Wszystko to, wraz ze zdolnością do poruszania się w Kościele powszechnym i unikania zasadzek władz komunistycznych, sprawiało, że już w latach siedemdziesiątych ks. Glemp kilkukrotnie był wymieniany jako kandydat do godności biskupa. Decyzja o jego nominacji była nieraz wstrzymywana przez władze komunistyczne za sprawą przyjętej w latach pięćdziesiątych zasady „terno” [akceptowanie przez władze centralne jednej z trzech przedstawionych przez episkopat kandydatur na stanowisko kościelne; dochodziło także do odrzucenia wszystkich – przyp. red.]. Tak było w przypadku obsadzenia archidiecezji wrocławskiej po śmierci kard. Bolesława Kominka i poznańskiej po śmierci abp. Antoniego Baraniaka.
Kandydatura ks. Glempa była nieakceptowana przez komunistów z powodu jego bliskości z prymasem Wyszyńskim. Był przez nich postrzegany jako uczeń swojego mistrza. Z ich punktu widzenia korzystne było ograniczanie wpływu prymasa na polski Kościół. Służbie Bezpieczeństwa dał się poznać jako duchowny, którego przez kilka lat mimo wielu podejmowanych prób nie potrafili zwerbować do współpracy. Zauważali, że ks. Józef Glemp jest impregnowany na jakiekolwiek oddziaływanie i szantaż. Ponieważ nie udało się SB znaleźć na niego choćby najdrobniejszego haka, a ks. Glemp nie utajniał swojego życia i był człowiekiem otwartym, to tym bardziej irytował władze. Sytuacja zmieniła się po wyborze kard. Karola Wojtyły na tron papieski. Wówczas prymas Wyszyński zdecydował, że nie będzie już stosował zasady „terno” przy nominacjach biskupich. Komuniści milcząco zaakceptowali tę decyzję. Niemal natychmiast papież w porozumieniu z prymasem nominował swoim następcą w Krakowie ks. Franciszka Macharskiego. Prymas Wyszyński wykorzystał ten precedens, aby całkowicie odrzucić dotychczas stosowaną zasadę i nominował ks. Glempa ordynariuszem warmińskim.
PAP: Moment, w którym abp Józef Glemp stanął na czele polskiego Kościoła, był niezwykle trudny. Trzy miesiące wcześniej doszło do zamachu na Jana Pawła II, zmarł Prymas Tysiąclecia, a w kraju nasilał się konflikt między władzami a „Solidarnością”. Jak prymas Glemp w pierwszych miesiącach pełnienia swojej misji postrzegał ruch „S” oraz zagrożenia stojące przed Kościołem i Polakami?
Prof. Jan Żaryn: Dzięki dostępowi do archiwów kościelnych uwzględnionych w pracy dr. Rafała Łatki wiemy na ten temat coraz więcej. Prymas Glemp zdawał sobie sprawę, że jest następcą wielkiego prymasa, a jego autorytet jako młodego biskupa jest nieporównywalnie mniejszy. Skłaniało go to do przyjęcia, że musi działać w zgodzie z zasadą kolegialności w ramach Episkopatu Polski. Od początku była to jedna z głównych zasad jego funkcjonowania jako prymasa. W większym stopniu reprezentował głos całej Konferencji Episkopatu Polski, niż był tylko wyrazicielem swoich sądów. Oczywiście miał również swoje własne opinie.
Bez wątpienia kard. Glemp wyrósł w szkole prymasa Wyszyńskiego i m.in. z tego powodu w pierwszym okresie przewodzenia polskiemu Kościołowi bardzo ważne było dla niego posługiwanie się zasadą „ekonomii krwi”. Prymas Wyszyński nauczył Józefa Glempa, że rolą Kościoła katolickiego po wojnie jest ochrona narodu polskiego. Była to ochrona rozumiana na kilku poziomach. Z jednej strony uważał, że musi to być rola formacyjna, czyli zabezpieczenie wychowania, religijności, ciągłości Kościoła przez kolejne pokolenia. Celem było także uchronienie Kościoła przed niebezpieczeństwem uwikłania w działania insurekcyjne, które w ówczesnej sytuacji międzynarodowej mogłyby doprowadzić do nieszczęść porównywalnych z tymi z okresu okupacji niemieckiej i sowieckiej. Obaj uważali, że narodu polskiego nie stać na kolejne tego rodzaju wykrwawienie. Te poglądy odziedziczone po prymasie Wyszyńskim można uznać za klucz do rozumienia współczesności przez prymasa Glempa. Dążył więc do uniknięcia nieszczęścia, jakim okazał się stan wojenny. Podobnie jak Prymas Tysiąclecia uważał, że musimy „znieść tę władzę”, czyli rozmawiać z komunistami, i próbować ją zmieniać, w pewnym sensie wzmacniać, aby władza ta w coraz większym stopniu służyła narodowi, a nie Moskwie.
Prymas Glemp bez wątpienia widział to zagrożenie nie tylko za sprawą logiki działań władz komunistycznych, lecz i z powodu radykalizacji części NSZZ „Solidarność”. W tym kontekście należy wspomnieć o stosunku prymasa Glempa do środowiska Komitetu Obrony Robotników. Postrzegał je jako formację postkomunistyczną wywodzącą się z marksizmu, odwołującą się do trockizmu, eurokomunizmu i innych lewicowych ideologii. To niekoniecznie napawało go szczególną sympatią do tej formacji. Postrzegał KOR przez pryzmat poglądów takich działaczy jak Jacek Kuroń, Karol Modzelewski, Adam Michnik, a nie Antoni Macierewicz czy Piotr Naimski. Uważał, że ich działania mogą być dla narodu równie niebezpieczne jak polityka formacji komunistycznej.
W odróżnieniu od prymasa Wyszyńskiego prymas Glemp nie miał tak silnej pozycji w kontaktach ze Stolicą Apostolską. Wyszyński dysponował nawet specjalnymi pełnomocnictwami do zarządzania polskim Kościołem. Tymczasem Glemp w dużej mierze podporządkował się papieżowi Janowi Pawłowi II w sprawie formowania polskiego episkopatu. Nie miał już faktycznego uprawnienia do nominowania polskich biskupów. Skład Konferencji Episkopatu Polski w latach siedemdziesiątych był w coraz większym stopniu dziełem Jana Pawła II.
PAP: Jak w tym czasie komuniści postrzegali prymasa Glempa?
Prof. Jan Żaryn: Wydaje się, że ekipa Jaruzelskiego była gotowa do podjęcia działań, których celem było wykorzystanie Kościoła do udowodnienia społeczeństwu, że władze PRL są gotowe do dbania o interes Polski. W ten sposób komuniści dążyli też do pokazania, że „Solidarność” nie powinna dążyć do zniszczenia systemu komunistycznego, ponieważ to może zakończyć się interwencją sowiecką. Dr Rafał Łatka uważa, że ten projekt „modelowania” prymasa przez gen. Jaruzelskiego w pewien sposób zakończył się powodzeniem.
Sądzę, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Po 13 grudnia 1981 r. prymas Glemp kilkukrotnie wypowiedział się w sposób, który mógł świadczyć o tym, że został zmanipulowany przez gen. Jaruzelskiego. Glemp wstrzymał opublikowanie komunikatu Rady Stałej Episkopatu Polski z 15 grudnia 1981 r., który jasno potępiał ogłoszenie stanu wojennego i jego architektów. Pod wpływem tragedii w kopalni „Wujek” prymas doszedł do wniosku, że komunikat może zostać odczytany jako manifest rewolucyjny i prowadzić do eskalacji strajków. Komunikat został zastąpiony tzw. Słowem, opracowanym samodzielnie przez prymasa, którego wydźwięk był znacznie bardziej umiarkowany. Podobne przesłanie miało kazanie prymasa wygłoszone już 13 grudnia 1981 r. w Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej w Warszawie. Jego celem było przede wszystkim ograniczenie ewentualnego rozlewu krwi. Temu założeniu podporządkowywał swoją ocenę rzeczywistości. Bardzo wielu działaczy „Solidarności” miało mu za złe, że w jego wystąpieniach jest tak niewiele słów pocieszenia, a tak wiele przestróg przed atakami władz. Oczekiwano, że akcenty będą inaczej rozłożone.
W latach osiemdziesiątych prymas Glemp odznaczał się pewną zdolnością medialną i był przez media postrzegany jako osoba, na którą można liczyć, gdy chodzi o wypowiadanie się przed kamerami i mikrofonami. Odróżniał się tym od swojego poprzednika, który poza jednym przypadkiem nie stawał przed kamerą, a komuniści nie byli zainteresowani jego prezentowaniem w kontrolowanych przez siebie środkach przekazu. Również prymas Wyszyński nie był tym zainteresowany, ponieważ obawiał się zupełnego zmanipulowania swoich słów. Jego następca odszedł od tego założenia. Zdarzało się, że jego wypowiedzi mogły posłużyć gen. Jaruzelskiemu do zafałszowania intencji głosu Kościoła i wykorzystania jako swego rodzaju „podpórki” do mówienia o rzekomej „odnowie” i rozładowywaniu napięcia, które miały zastąpić autentyczny dialog z własnym narodem.
PAP: W 1984 r. prymas Glemp był oskarżany o zbyt miękką reakcję na śmierć ks. Jerzego Popiełuszki. Szczególnie krytykowano jego homilię w trakcie pogrzebu kapelana „Solidarności”. Czy ta postawa wynikała z ostrożności prymasa?
Prof. Jan Żaryn: Wydaje się, że te oskarżenia były całkowicie niesłuszne. Pamiętajmy o odpowiedzialności spoczywającej na kimś, kto stoi na czele instytucji obdarzonej absolutnie wyjątkowym autorytetem społecznym. Prymas Glemp był przekonany o konieczności ważenia słowa. Działacze podziemia solidarnościowego mogli pozwolić sobie na znacznie radykalniejsze wystąpienia. Glemp takiego komfortu nie miał. Należy postawić inne pytanie. Czy prymas był w stanie wytworzyć tak silny autorytet, aby opinia publiczność rozumiała przyświecające mu cele? Krytykowano prymasa za to, że w ważnych momentach nie był tam, gdzie powinien być, nie rozumiał napięcia między władzą a społeczeństwem lub zbyt często bywał w podróżach zagranicznych. Te ostatnie służyły kontaktom z Polonią rozsianą na całym świecie i tworzeniu więzi Polaków z Kościołem. Zdaje się, że w tej sprawie prymas Glemp miał bardzo duże osiągnięcia. Być może w kraju zbyt małą wagę przywiązywał do prezentowania się jako niezłomny książę Kościoła, którymi byli kardynałowie August Hlond i Stefan Wyszyński.
PAP: W tym kontekście trzeba także spojrzeć na jego rolę w przełomowym roku 1989. Jak widział rolę Kościoła w pierwszym okresie transformacji?
Prof. Jan Żaryn: Prymas Glemp zgodził się, aby Kościół był czynnikiem tworzącym płaszczyznę porozumienia pozwalającą na spotkanie się komunistów i „Solidarności”. Nie wiem, czy w jego opinii była to najbliższa droga do niepodległości. Wydaje mi się, że raczej nie. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych prawdopodobnie szukał zaplecza intelektualnego wśród katolików świeckich, którzy mogliby zbudować formację chrześcijańsko-demokratyczną. Nie ma jednak twardych dowodów na to, że rzeczywiście dążył do takiego celu. Uznawał jednak, że w Radzie Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa mogą być osoby wspierane autorytetem Kościoła, takie jak Janusz Zabłocki, Władysław Siła-Nowicki, Maciej Giertych. Prymas Glemp uważał, że istnieje droga wychodzenia z PRL-u przez budowanie dualizmu politycznego, polegającego na wspieraniu powstania środowiska chadeckiego. Wydaje się, że nie chciał bezpośrednio angażować autorytetu funkcji prymasa po żadnej ze stron sporu politycznego. Dlatego nie był obecny przy okrągłym stole. Delegował do obrad ks. Alojzego Orszulika.
PAP: Po śmierci prymasa Glempa w 2013 r. podkreślano, że był ostatnim z kontynuatorów roli polskich prymasów, interreksów. Czy jego działania można uznać za element tej tradycji?
Prof. Jan Żaryn: Prymas Józef Glemp miał poglądy zbliżone do swego wielkiego poprzednika. Opierały się one na umiłowaniu narodu i ojczyzny. Formacyjnie był bez wątpienia wielkim Polakiem i patriotą. Jednak na tle Prymasa Tysiąclecia nie udało mu się wykreować tak silnego autorytetu. Tracił na porównaniach z kard. Wyszyńskim.
W mojej opinii największym osiągnięciem Glempa jest to, co stało się po 13 grudnia 1981 r. Wówczas Kościół bardzo szeroko otworzył się na potrzeby społeczeństwa dotkniętego stanem wojennym. Stał się przestrzenią alternatywną wobec państwa komunistycznego. To olbrzymia zasługa prymasa. Swoim nazwiskiem firmował inicjatywy księży w obszarze kultury, działalności formacyjnej i charytatywnej. To wszystko odbywało się dzięki tysiącom ludzi, ale jeśli uznamy, że funkcja prymasa Polski daje nadzwyczajną odpowiedzialność, to musimy docenić jego wysiłki na rzecz otwarcia Kościoła na potrzeby narodu.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp