Kościół wsparł ideę rozmów okrągłego stołu. Jego przedstawiciele uznali, że to najlepsza droga do transformacji ustrojowej – mówi PAP dr Rafał Łatka, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej.
Polska Agencja Prasowa: W propagandzie władz komunistycznych po stanie wojennym „Solidarność” była zamkniętym rozdziałem polskiej historii. Czy polski Kościół w latach po zakończeniu stanu wojennego również uważał, że niemożliwe jest odbudowanie legalnego ruchu „S”?
Dr Rafał Łatka: Już od momentu wprowadzenia stanu wojennego Kościół pełnił rolę znacznie szerszą niż wcześniej. Można powiedzieć, że opiekował się społeczeństwem, wchodził w rolę opozycji, m.in. przez naciskanie na władze w sprawie uwolnienia więźniów politycznych i zmniejszania represji wobec działaczy podziemia.
W kwestii przyszłości legalnej „Solidarności” w episkopacie występowały znaczne różnice zdań. Niektórzy hierarchowie uważali, że „S” jest bytem koniecznym dla dobra społeczeństwa. Zdaniem innych jej odrodzenie nie było niezbędne. Poglądy te zmieniały się w czasie. W początkowym okresie stanu wojennego, do połowy 1982 r., większość hierarchów wspierała ideę odrodzenia „Solidarności”. Deklarowano to dość otwarcie w listach episkopatu i rozmowach z władzami prowadzonymi przez prymasa Józefa Glempa i sekretarza Konferencji Episkopatu Polski, abp. Bronisława Dąbrowskiego.
Od połowy 1982 r. to przekonanie zaczęło się stopniowo zmieniać. Prymas Glemp zaczął sceptycznie spoglądać na działania „Solidarności”, szczególnie organizowane przez nią manifestacje. Po oficjalnej delegalizacji NSZZ „S” jesienią 1982 r. stwierdził, że nie jest ona elementem koniecznym do zawarcia do porozumienia społecznego, choć i wcześniej w jego wypowiedziach na forum episkopatu taka ocena się pojawiała.
Dr Rafał Łatka: W kwestii przyszłości legalnej „Solidarności” w episkopacie występowały znaczne różnice zdań. Niektórzy hierarchowie uważali, że „S” jest bytem koniecznym dla dobra społeczeństwa. Zdaniem innych jej odrodzenie nie było niezbędne. Poglądy te zmieniały się w czasie. W początkowym okresie stanu wojennego, do połowy 1982 r., większość hierarchów wspierała ideę odrodzenia „Solidarności”.
PAP: Jak można postrzegać to stanowisko prymasa Glempa? Czy był to przejaw swego rodzaju realizmu politycznego?
Dr Rafał Łatka: Prymas Glemp widział tę sprawę z perspektywy założenia, że „Solidarność” jest bytem historycznie zamkniętym, skoro uważa, iż podejmowanie rozmów z władzami nie ma sensu. Przykładem tej strategii są tezy Prymasowskiej Rady Społecznej sporządzone przez doradców Glempa. Arcybiskup uznał je za właściwe i polecał innym hierarchom, by je propagowali. Należy przypomnieć, że w tym dokumencie znalazły się krytyczne słowa pod adresem zarówno władz komunistycznych, jak i „radykalnej opozycji”. Niemal po równo obie strony obarczano odpowiedzialnością za głęboki konflikt społeczny, który zakończył się wprowadzeniem stanu wojennego.
PAP: Władze komunistyczne przedstawiały polskiemu Kościołowi swego rodzaju ofertę polityczną opierającą się na założeniu, że hierarchia kościelna nie będzie występowała przeciwko władzy, a władze zapewnią jej dużą swobodę działania w sferze duszpasterskiej. Jak episkopat zapatrywał się na takie propozycje?
Dr Rafał Łatka: Kościół korzystał z poszerzonych możliwości działania, zwłaszcza w zakresie budownictwa sakralnego. Po 1980 r. polityka dotycząca budowy nowych świątyń została bardzo rozluźniona. Kościół czerpał z tych uregulowań, ale nie zamierzał po 13 grudnia 1981 r. angażować się w fasadowe inicjatywy władz, takie jak Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego. Prymas Glemp i pozostali biskupi jednoznacznie podkreślali, że włączanie się w koncepcje komunistów (niecieszące się wsparciem społeczeństwa) nie ma sensu i należy zachować wobec nich niezależność.
Nie oznacza to, że kard. Glempowi nie zdarzały się słowa, które można było odczytać jako korzystne dla władz. Przykładem jest wyrażona przez niego opinia dotycząca powstających Obywatelskich Komitetów Odrodzenia Narodowego. Prymas uznał je za potrzebne i sugerował włączanie się w ich działalność. Później wycofał się z tej wypowiedzi, ale takie opinie nie sprzyjały dobremu wizerunkowi kardynała. Kościół dążył też do rozbudowy własnych inicjatyw, np. dotyczących duszpasterstwa środowisk chłopskich i robotniczych.
PAP: Stwierdził pan doktor, że Episkopat Polski nie był monolitem. Czy także wśród władz PRL zderzały się różne opinie dotyczące polityki wobec Kościoła?
Dr Rafał Łatka: Spory te dotyczyły m.in. kręgu doradców gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Wokół niego było co najmniej kilkanaście grup, które przedstawiały mu różne koncepcje ideowe. Wśród jego doradców byli m.in. Kazimierz Barcikowski i Mieczysław F. Rakowski, którzy opowiadali się za pewną liberalizacją działań wobec Kościoła. Wśród osób o takich poglądach był też Jerzy Urban. Może to wydawać się paradoksalne, jeśli weźmie się pod uwagę jego późniejsze wypowiedzi i rolę propagandową. Urban podsuwał Jaruzelskiemu pomysł wykorzystania Kościoła do kształtowania korzystnych dla władz nastrojów społecznych.
W otoczeniu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zwłaszcza w Służbie Bezpieczeństwa, proponowano z kolei rozwiązania znacznie bardziej drastyczne, wymierzone w swobodę działania Kościoła, a szczególnie w duchownych zaangażowanych we wsparcie dla podziemnej opozycji. Grupy te wpływały na politykę Jaruzelskiego, który osobiście decydował o działaniach wobec Kościoła.
Aż do wizyty Jana Pawła II w 1983 r. przeważała ta „liberalna” grupa działaczy. Po zakończeniu pielgrzymki i ocenie jej rezultatów stwierdzono, że politykę wobec duchownych należy zaostrzyć. Wynikało to z przekonania, że pozycja Kościoła w sferze społeczno-politycznej za nadto się zwiększyła. Jednym z najważniejszych działaczy wyrażających takie przekonanie był związany z „betonem partyjnym” gen. Mirosław Milewski. Z kolei Czesław Kiszczak był zwolennikiem polityki „kija i marchewki”.
PAP: Co z punktu widzenia takich ludzi jak Milewski miało być symbolem tego „wyrośnięcia Kościoła” po II pielgrzymce Jana Pawła II?
Dr Rafał Łatka: Komuniści bali się, że Kościół przejmuje rolę opozycji. Uważano, że hierarchowie będą domagali się coraz większych ustępstw władz w kierunku poszerzenia podmiotowości społecznej. Takie obawy dotyczyły szczególnie tych środowisk wewnątrz episkopatu, które domagały się ostrzejszych wypowiedzi i silniejszych nacisków na władze w sprawie uwolnienia więźniów politycznych. Dlatego podjęto decyzję o zaostrzeniu relacji z Kościołem.
PAP: Półtora roku później dochodzi do zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki. Jak opozycja spoglądała w tym dramatycznym momencie na postawę czołowych przedstawicieli episkopatu?
Dr Rafał Łatka: Można powiedzieć, że pierwszą reakcją było zbliżenie środowisk opozycyjnych do Kościoła. Doszło do wytworzenia się swego rodzaju wspólnoty prześladowanych. Zbrodnia ta była szczytem napięcia pomiędzy państwem a Kościołem, ale zbliżenie opozycji nie oznaczało, że nie pojawiały się wypowiedzi krytyczne wobec prymasa Glempa, który przez znaczną część działaczy podziemia był postrzegany jako nadmiernie uległy wobec władz komunistycznych. Ważnym momentem zbliżenia się opozycji i Kościoła był pogrzeb ks. Popiełuszki, który odbył się w spokojnej, religijnej atmosferze.
Komuniści zauważyli, że Kościół i opozycja są bliżej siebie. Wpłynęło to na nieco późniejszą zmianę polityki i zliberalizowanie stosunku do Kościoła. Proces ten rozpoczął się mniej więcej rok później i był rozciągnięty w czasie. Pod koniec 1985 r. komunistom zależało na wsparciu lub życzliwej neutralności duchowieństwa w trakcie zbliżających się wyborów sejmowych. Niewielka frekwencja wśród osób konsekrowanych oznaczała, że plan władz nie został zrealizowany. Według szacunków frekwencja wśród duchownych wyniosła około 15 proc. Zagłosowało tylko kilku biskupów. Później władze zaczęły się zastanawiać nad wykorzystaniem episkopatu i samego Jana Pawła II do legitymizowania coraz słabszego i pogrążającego się w kryzysie gospodarczym reżimu.
Dr Rafał Łatka: W styczniu 1987 r. Jaruzelski powrócił ze spotkania z Janem Pawłem II w Watykanie z przekonaniem, że planowana pielgrzymka będzie umocnieniem legitymizacji jego władzy. Uważał również, że pomoże PRL wyjść z izolacji międzynarodowej. Spełnił się tylko ostatni cel generała. Po 1987 r. udało się przełamać niemal całkowity bojkot państw zachodnich. Jednak w polityce wewnętrznej Kościół wyrósł na partnera, bez którego udziału niemożliwe byłoby podejmowanie decyzji dotyczących kluczowych spraw społecznych.
PAP: Przyszedł rok 1987 i pielgrzymka Jana Pawła II. Mieczysław F. Rakowski uznał ją za ogromną klęskę Jaruzelskiego, ale wydaje się, że była to raczej porażka całego systemu.
Dr Rafał Łatka: Rakowski stwierdzał, że Jaruzelski zainwestował bardzo wiele w relacje państwo–Kościół. W styczniu 1987 r. generał powrócił ze spotkania z Janem Pawłem II w Watykanie z przekonaniem, że planowana pielgrzymka będzie umocnieniem legitymizacji jego władzy. Uważał również, że pomoże PRL wyjść z izolacji międzynarodowej. Spełnił się tylko jego ostatni cel. Po 1987 r. udało się przełamać niemal całkowity bojkot państw zachodnich. Jednak w polityce wewnętrznej Kościół wyrósł na partnera, bez którego udziału niemożliwe byłoby podejmowanie decyzji dotyczących kluczowych spraw społecznych. Podczas pielgrzymki papież jasno podkreślił, że nie będzie porozumienia bez „Solidarności”. Między innymi z tego wynikał jej przełomowy charakter.
PAP: Papież powiedział także: „Chcę mówić za Was”. Czy była to wskazówka wobec episkopatu, że musi uczestniczyć w ewentualnym procesie transformacji?
Dr Rafał Łatka: Wydaje się, że takich wskazówek należy szukać w słowach Ojca Świętego skierowanych wprost do prymasa Glempa i episkopatu. Zaznaczał, że biskupi muszą być zaangażowani w proces dialogu i być patronem dla dawnej „Solidarności”. W pewien sposób papież poinstruował polskich hierarchów, i sceptycznie nastawiony do takich rozwiązań Glemp musiał ostatecznie się na to zgodzić. Stąd udział przedstawicieli Kościoła w rozmowach przygotowawczych do okrągłego stołu.
PAP: Część badaczy uznaje pielgrzymkę z 1987 r. za „bramę do wolności”. Czy jej skutki rzeczywiście były tak ogromne?
Dr Rafał Łatka: Nie określiłbym jej tymi słowami, ale z całą pewnością był to punkt startowy transformacji ustrojowej. Po pielgrzymce komuniści przyjęli założenie, iż wszelkie rozwiązania fasadowe nie przyniosą większych efektów i konieczne jest co najmniej porozumienie z Kościołem. Zaczęto prowadzić zabiegi, aby to Kościół, a nie opozycja polityczna, stał się partnerem władz w sferze społeczno-politycznej. Biorąc pod uwagę wspomniane instrukcje Jana Pawła II i opinię większości hierarchów, episkopat uznał, że nie jest to możliwe. Kierowano się zasadą, że nie jest to zadanie Kościoła, ale może wystąpić on jako patron porozumienia, a nie podmiot polityczny.
PAP: W 1988 r. wybuchają dwie fale strajków. Ich skala jest nieporównywalnie mniejsza niż w roku 1980. Wydaje się jednak, że łączy je pewna ostrożność Kościoła wobec tych wydarzeń.
Dr Rafał Łatka: W 1980 r. episkopat obawiał się możliwej interwencji sowieckiej. Osiem lat później takie zagrożenie nie istniało. Strajki nie osiągnęły również porównywalnego zasięgu. Większość biskupów uważała, że tego rodzaju protesty nie są najlepszą formą osiągania efektów społecznych. Prymas Glemp był przekonany, że należy prowadzić rozmowy, a nie siłowo wymuszać realizację postulatów opozycji.
Jednocześnie należy pamiętać, że Kościół zdecydowanie wypowiedział się w obronie represjonowanych. Bardzo ostro zareagował również na brutalną pacyfikację Huty im. Lenina. Jaruzelski i jego przedstawiciele w kontaktach z episkopatem mocno kajali się za użycie siły i kierowali pod adresem biskupów wyrazy ubolewania w tej sprawie.
Dr Rafał Łatka: Kościół jednoznacznie odmówił udziału w fasadowych inicjatywach i samodzielnego wzięcia udziału w transformacji ustrojowej. Zdecydował, że jego rola musi się ograniczać do bycia pośrednikiem między stronami. Szczególnie ważna była rozmowa z 31 sierpnia 1988 r. między Czesławem Kiszczakiem a Lechem Wałęsą. Uczestniczył w niej przedstawiciel episkopatu, którego głównym zadaniem było podtrzymywanie dialogu. Rolę tę pełnił także podczas kolejnych rozmów jesienią 1988 r.
PAP: Jesienią 1988 r. pojawiła się perspektywa rozmów pomiędzy władzami a opozycją. Jaka była pierwsza reakcja episkopatu i koncepcja udziału Kościoła w tych rozmowach?
Dr Rafał Łatka: Komuniści postępowali w sposób dwulicowy. Z jednej strony proponowali rozmowy z opozycją, z drugiej składali przedstawicielom episkopatu kolejne oferty porozumienia bez udziału „Solidarności”.
Jedną z koncepcji było zorganizowanie wyborów, do których Kościół miałby delegować swoich przedstawicieli z grona katolików świeckich. Naciski episkopatu zdecydowały, że komuniści uznali, iż niemożliwe jest prowadzenie rozmów bez udziału opozycji solidarnościowej. Można więc powiedzieć, że na początku rozmów przygotowujących późniejsze obrady okrągłego stołu rola Kościoła była kluczowa.
Kościół jednoznacznie odmówił udziału w fasadowych inicjatywach i samodzielnego wzięcia udziału w transformacji ustrojowej. Zdecydował, że jego rola musi się ograniczać do bycia pośrednikiem między stronami. Szczególnie ważna była rozmowa z 31 sierpnia 1988 r. między Czesławem Kiszczakiem a Lechem Wałęsą. Uczestniczył w niej przedstawiciel episkopatu, którego głównym zadaniem było podtrzymywanie dialogu. Rolę tę pełnił także podczas kolejnych rozmów jesienią 1988 r.
W tym czasie „Solidarność” żądała reaktywacji związku zawodowego. Komuniści nie chcieli się zgodzić na spełnienie tego postulatu i byli gotowi pójść na niewielkie ustępstwa. Rola Kościoła w podtrzymywaniu dialogu była zasadnicza. Bez tego rozmowy toczyłyby się znacznie wolniej lub w pewnym momencie doszłoby do ich całkowitego zawieszenia. Prawdopodobnie bez Kościoła doprowadzenie do rozmów okrągłego stołu nie byłoby możliwe.
Dr Rafał Łatka: Podczas kampanii wyborczej w 1989 r. Jaruzelski w rozmowach z prymasem skarżył się, że Kościół łamie ustalenie dotyczące neutralności Kościoła. Takiej umowy oczywiście nie było. Podobne zarzuty wysuwano wobec poszczególnych biskupów. W takich wypadkach niektórzy z hierarchów mówili, że „poinstruują” kapłanów swoich diecezji, ale w rzeczywistości tego nie robili. Inni, choćby kard. Franciszek Macharski, zgadzali się z władzami, że kapłani nie powinni się angażować w kampanię, lecz w rzeczywistości przesyłali np. poufną instrukcję, w której umożliwiali udostępnianie obiektów parafii na potrzeby kampanii wyborczej „Solidarności”.
PAP: Jak Kościół oceniał rezultaty rozmów z wiosny 1989 r.? Czego spodziewano się po ustaleniach zawartych przy okrągłym stole?
Dr Rafał Łatka: Należy jednoznacznie powiedzieć, że Kościół wsparł ideę rozmów okrągłego stołu. Jego przedstawiciele uznali, że to najlepsza droga do transformacji ustrojowej.
Formalnie Kościół i jego hierarchowie odcinali się od bezpośredniego zaangażowania w kampanię wyborczą. W rzeczywistości zdecydowana większość duchownych wspierała kandydatów „Solidarności”. Neutralność zachowywano tylko pozornie, m.in. podkreślając, że biskupi nie wzywają do głosowania na kandydatów którejś ze stron. Władze kilkukrotnie wyrażały protesty na forum Komisji Wspólnej przedstawicieli rządu i episkopatu.
Jaruzelski w rozmowach z prymasem skarżył się, że Kościół łamie ustalenie dotyczące neutralności Kościoła. Takiej umowy oczywiście nie było. Podobne zarzuty wysuwano wobec poszczególnych biskupów. W takich wypadkach niektórzy z hierarchów mówili, że „poinstruują” kapłanów swoich diecezji, ale w rzeczywistości tego nie robili. Inni, choćby kard. Franciszek Macharski, zgadzali się z władzami, że kapłani nie powinni się angażować w kampanię, lecz w rzeczywistości przesyłali np. poufną instrukcję, w której umożliwiali udostępnianie obiektów parafii na potrzeby kampanii wyborczej „Solidarności”.
PAP: Skala zwycięstwa „Solidarności” zaskoczyła większość przedstawicieli reżimu. Czy podobne zaskoczenie panowało w Kościele?
Dr Rafał Łatka: Trudno dokładnie powiedzieć, ponieważ nie posiadamy dostępu do materiałów z posiedzeń episkopatu odbywających się w tym okresie. Z raportów SB wynika, że niektórzy z jego przedstawicieli byli zaskoczeni rozmiarami zwycięstwa „Solidarności”.
PAP: W lipcu 1989 r. nastąpił trudny dla części opozycji moment wyboru prezydenta PRL. Jak Kościół postrzegał objęcie tej funkcji przez Wojciecha Jaruzelskiego?
Dr Rafał Łatka: Niełatwo badać reakcje poszczególnych hierarchów z tamtego czasu, gdyż przestają wtedy powstawać analizy sporządzane przez SB. Na pewno do tego wyboru życzliwie nastawiony był prymas Józef Glemp, który miał bardzo dobre i regularne relacje z Wojciechem Jaruzelskim. Obaj byli w stanie osiągać konsens w wielu kluczowych kwestiach. Prymas spotykał się z Jaruzelskim nawet po jego ustąpieniu z funkcji prezydenta.
PAP: Jaki był stosunek hierarchów do postaci Tadeusza Mazowieckiego, który objął funkcję premiera? Jego działalność jako działacza „świeckich katolików” spotykała się z krytyką Kościoła.
Dr Rafał Łatka: Działania Tadeusza Mazowieckiego w okresie PRL były oceniane przez Kościół bardzo krytycznie. Szczególnie krytyczny był tutaj prymas Stefan Wyszyński. Ocena ta wynikała z negatywnej roli Mazowieckiego w okresie stalinowskim, gdy występował jako „oskarżyciel” aresztowanego przez reżim biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Napisał na jego temat ohydny propagandowy tekst, wpisujący się dokładnie w założenia komunistów. Był również Mazowiecki redaktorem „Więzi”, czyli tej grupy „katolików postępowych”, która uważała, że lepiej niż hierarchowie wie, jak powinien działać Kościół. Notowania tego środowiska w episkopacie były więc bardzo niskie.
Sama kandydatura Tadeusza Mazowieckiego na urząd premiera spotkała się z akceptacją Kościoła. Uznano, że lepszy jest premier pochodzący z szeregów opozycji niż z PZPR. Nie przejawiano jednak wielkiego entuzjazmu. Oczywiście bez dostępu do archiwów kościelnych dokładne zbadanie tej kwestii jest niemożliwe.
PAP: W 1989 r. dochodzi do trzech morderstw księży zaangażowanych we wsparcie dla opozycji. Jaka była reakcja episkopatu?
Dr Rafał Łatka: Biskupi rozmawiali o tym. Część z nich uważała, że to działanie „nieznanych sprawców” inspirowane przez SB. Nie posiadano jednak żadnych dowodów. Prymas Glemp sądził, że morderstwa te mają przypadkowy charakter. Było raczej odwrotnie, ponieważ zamordowano duchownych znanych ze wsparcia dla radykalnych nurtów opozycji, m.in. Konfederacji Polski Niepodległej, które wyróżniały się poglądem, że rozmowy okrągłego stołu są błędem, lub odrzucały przestrzeganie ich zapisów. Wydaje się, że morderstwa były formą nacisku wobec episkopatu w celu pokazania, iż nie ma innej drogi niż porozumienia z kwietnia 1989 r.
PAP: W dyskusjach publicystów i historyków często przewija się również wątek nacisków wobec Kościoła za pomocą szantażu materiałami zgromadzonymi przez SB. Czy te opinie znajdują potwierdzenie w źródłach?
Dr Rafał Łatka: Znaczną ilość materiałów dotyczących inwigilacji Kościoła zniszczono, ale możemy zaryzykować stwierdzenie, że część z nich została „sprywatyzowana” przez esbeków. Mogły być przez nich wykorzystywane do dalszego prowadzenia interesów i różnego rodzaju nacisków. Oczywiście są to rozważania teoretyczne, ponieważ nie powstała żadna analiza dotycząca takiej sytuacji. Można jednak powiedzieć, że dochodziło do takich prób szantażu. Pamiętajmy, że liczba przypadków współpracy duchownych z SB znacząco zwiększyła się w latach osiemdziesiątych.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ skp/