Sąd Apelacyjny w Białymstoku unieważnił w środę powojenny wyrok, którym sąd wojskowy skazał na 3 lata więzienia mieszkańca Korsz za publiczne ośmieszanie i obrażanie ZSRR. Uwzględnił tym samym wniosek IPN i córki tego mężczyzny. Sąd pierwszej instancji te wnioski oddalił.
Chodzi o wyrok, który zapadł w styczniu 1949 roku przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Olsztynie, na mocy dekretu z 1946 roku o przestępstwach "szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego". W art. 11 dekretu jest mowa o tym, że karze nie krótszej niż 3 lata więzienia podlega każdy, kto "publicznie nawołuje do czynów skierowanych przeciwko jedności sojuszniczej Państwa Polskiego z państwem sprzymierzonym".
Mężczyzna został skazany na 3 lata więzienia i w całości tę karę odbył, pracując m.in. w kamieniołomach. Ówczesny sąd wojskowy skazał go za to, że "publicznie nawoływał do czynów skierowanych przeciwko jedności sojuszniczej z ZSRR".
Chodziło o incydent w czasie obchodów rocznicy Rewolucji Październikowej. 7 listopada 1948 r. wieczorem w Korszach w powiecie kętrzyńskim, w ówczesnym województwie olsztyńskim, odbywała się z tej okazji akademia.
Wówczas to - jak wynika z akt sprawy - mężczyzna miał podczas oficjalnych przemówień mówić do uczestniczących w akademii, że "Związek Radziecki w ostatniej wojnie dla Polski nic nie zrobił", oraz że "ciemnota bolszewicka niezdolna jest do niczego". Jak wynika z akt, miał także "w wulgarny sposób wyrażać się o członkach rządu ZSRR oraz nawoływać obecnych do opuszczenia sali".
W styczniu sprawą unieważnienia wyroku zajmował się Sąd Okręgowy w Olsztynie. Jako sąd I instancji wydał jednak postanowienie o odmowie takiego unieważnienia. Uzasadniał to przede wszystkim tym, że - w myśl obowiązujących przepisów i orzecznictwa - działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego nie może ograniczać się do samej krytyki ówczesnej władzy.
"Takie zachowanie należy oceniać jako przejaw prawa do swobodnego wyrażania swoich poglądów i kwestionowania ówczesnej rzeczywistości państwowej, a nie jest to przejaw działalności na rzecz niepodległego bytu państwowego" - uzasadniał sąd okręgowy.
Zażalenie złożył pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku i córka, obecnie ponad 80-letnia, skazanego po wojnie mężczyzny.
Przed wydaniem postanowienia sąd apelacyjny przesłuchał kobietę w charakterze świadka. Zeznała, że gdy jej ojciec został zatrzymany, nie był pijany, nie rozrabiał i zdawał sobie sprawę z tego, co mówi. Z jej zeznań wynikało, iż linię obrony, że był bardzo nietrzeźwy i w związku z tym nie pamięta, co powiedział, przyjął w czasie pobytu w areszcie, próbując uniknąć skazania.
Przyznała, że akt sprawy powojennej dokładnie nie zna, a wie o niej tyle, ile jest w wyroku sądu wojskowego. "Chcę, żeby moja wnuczka wiedziała, że jej pradziadek był porządnym człowiekiem, a nie pijakiem" - mówiła pani Weronika.
Prokurator pionu śledczego IPN w Białymstoku Radosław Ignatiew zwrócił uwagę w swoim wystąpieniu, że meritum sporu dotyczy tego, jakiego rodzaju zachowania można uznać za zmierzające do uzyskania niepodległego bytu przez państwo polskie. Powołując się na własną praktykę przed sądami, mówił, że za taką działalność uznają one np. samą przynależność, bez realnej działalności, do organizacji antykomunistycznych.
Sąd apelacyjny zażalenia uwzględnił i wyrok z 1949 roku uznał za nieważny. Ze względu na to, że sprawa jest skomplikowana, pisemne uzasadnienie postanowienia zostanie sporządzone w ciągu tygodnia.
W krótkim ustnym uzasadnieniu sędzia Andrzej Ulitko mówił, że zeznania córki skazanego, jak również dowody z akt sprawy z 1949 roku (są w archiwach IPN, do akt tego postępowania dołączono ich wersję cyfrową) pozwalają przyjąć, że to, co się zdarzyło, nie było wybrykiem chuligańskim, na dodatek pod wpływem alkoholu.
Powoływał się m.in. na zeznania świadków z powojennego procesu. Sędzia Ulitko dodał, że chociaż było to działanie "incydentalne, jednorazowe" to "nosi znamiona i jest scharakteryzowane jako działalność opozycyjna, niepodległościowa".
Dodał, że zarzuty postawiono na podstawie bardzo surowych przepisów, w czasach, gdy czyn polegający na "podważaniu sojuszniczej więzi" był traktowany jako zbrodnia. "To świadczy o tym, że ówczesne władze i wymiar sprawiedliwości szeroko pojmowany, nie tolerowały takich przypadków" - dodał sędzia Ulitko.
Robert Fiłończuk (PAP)
rof/ ali/ karo/