W 60. rocznicę Poznańskiego Czerwca doszło do profanacji święta i upokorzenia jego bohaterów – napisał w oświadczeniu wojewoda wielkopolski. Jego zdaniem, winę za zakłócenie wtorkowych obchodów rocznicy w Poznaniu ponosi organizator imprezy: prezydent miasta.
We wtorek w Poznaniu odbyły się główne uroczystości z okazji 60. rocznicy wydarzeń z 1956 roku. 60 lat temu poznańscy robotnicy podjęli strajk generalny, który przerodził się w walki na ulicach miasta. W pierwszym w PRL robotniczym buncie zginęło co najmniej 58 osób, a kilkaset zostało rannych. W uroczystościach rocznicowych wzięli udział prezydenci Polski i Węgier. Gościem wydarzenia był także wicepremier Piotr Gliński oraz b. prezydent Lech Wałęsa.
Wygłaszane podczas uroczystości przemówienia były zagłuszane obraźliwymi okrzykami, gwizdami i buczeniem. Podczas wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy wołano m.in. "konstytucja", "precz z komuną"; część osób trzymała w rękach konstytucję i czerwone kartki. Zagłuszane były także przemówienia Piotra Glińskiego, Lecha Wałęsy i Jacka Jaśkowiaka.
Wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffmann w przekazanym w piątek PAP oświadczeniu podkreślił, że główne uroczystości pod Poznańskimi Krzyżami organizowane były przez prezydenta Poznania i to on powinien zagwarantować spokój w trakcie obchodów.
"Z powodu niezapewnienia przez organizatora godnego i spokojnego przebiegu uroczystości, adekwatnego do jej rangi i międzynarodowego znaczenia, doszło do profanacji święta, ale nade wszystko do upokorzenia bohaterów Czerwca'56 oraz ich rodzin. W zaistniałej sytuacji wyrażamy głębokie ubolewanie wobec powstańców Czerwca'56 oraz ich rodzin, a także tych wszystkich, którzy zostali dotknięci zaistniałymi wydarzeniami" – napisał wojewoda w oświadczeniu. Pod dokumentem podpisali się też członkowie zespołu ekspertów przy wojewodzie wielkopolskim.
W środę prezydent Poznania ocenił, że gwizdy i okrzyki podczas wtorkowych uroczystości były reakcją mieszkańców na decyzję szefa MON ws. apelu pamięci. Jednocześnie ubolewał, że do takiej sytuacji doszło. W wojskowym apelu pamięci, obok poległych w Czerwcu'56, miały być przywołane także nazwiska ofiar katastrofy smoleńskiej. Władze miasta sprzeciwiły się temu; apel pamięci został we wtorek odczytany, ale nie podczas głównej uroczystości, a kilka godzin wcześniej, przy jednym z pomników upamiętniających ofiary Czerwca.
"W tej chwili ponosimy konsekwencje (...) braku wysłuchania przez ministra Macierewicza woli poznaniaków, kombatantów i rezygnacji z tego apelu smoleńskiego. Akcja wywołuje reakcję. Gdyby nie ta zupełnie bezsensowna decyzja Macierewicza, nie byłoby tego. To on podgrzał te emocje. To był brak poszanowania woli poznaniaków i reakcją właśnie była ta temperatura, którą wczoraj widzieliśmy" – ocenił w środę Jaśkowiak.
Pytany przez dziennikarzy, czy nie byłoby lepiej, gdyby zgodził się na odczytanie nazwisk ofiar katastrofy smoleńskiej podczas głównych uroczystości Czerwca’56, Jaśkowiak uznał, że wówczas "mogłoby dojść do bójek, do przelewu krwi".
Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz, komentując wypowiedź prezydenta Poznania ocenił, że to on próbował podzielić Polaków i historię Polski. (PAP)
rpo/ wkt/