
Bolesław Bierut uważał, że od „burżuazyjnej” i kompletnie zniszczonej Warszawy na stolicę Polski lepiej się nadaje „robotnicza” Łódź. Zaraz po wojnie, choć nieformalnie, miasto rzeczywiście pełniło taką funkcję. Przenieśli się tam np. pisarze i niektóre urzędy.
W swojej historii Polska miała trzy stolice: Gniezno, Kraków i Warszawę. Do tego należy doliczyć jeszcze dwie stolice umowne, związane z bytnością władcy. Były nimi Płock, gdzie na przełomie wieków XI i XII rezydował książę Władysław Herman oraz Poznań, z którym związany był król Przemysł II (pod koniec XIII w.). Przy czym Oswald Balcer, wybitny historyk prawa w tekście z 1916 r., „Stolice Polski 963-1138”, nie uznawał tych miast jako stolic.
Ponadto ze względu na miejsce działania organów władzy wykonawczej stolicą Polski od 7 do 11 listopada 1918 r. stał się Lublin. Następnie już w roku 1944 r. po powołaniu 22 lipca Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) kilkudniową stolicą Polski został Chełm. Po nim zaś, na pół roku, rolę tę ogrywał Lublin. Z polecenia Stalina 31 grudnia 1944 PKWN został zastąpiony przez Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej. Miała to być przeciwwaga dla Rządu RP na uchodźstwie. Stojący na czele nowo ustanowionego organu Edward Osóbka-Morawski jako premier przeniósł z powrotem władzę do Warszawy, tyle że miasto było prawie w 80 proc. zniszczone.
Niektórzy uważali w tej sytuacji, że centralnym punktem Polski powinien zostać Kraków. Jednak, według historyka prof. Krzysztofa Lesiakowskiego, było to „miasto z dużo bardziej konserwatywną przeszłością” i nie pasowałoby do wizji nowej Polski. Znacznie lepiej do tej wizji pasowała Łódź, która prężnie się rozwijała przez poprzednie sto lat, jej zabudowa nie została zniszczona, i co najbardziej było ważne dla obozu ówczesnej władzy: mogła się pochwalić robotniczą i rewolucyjną tradycją.
Łódź została wyzwolona spod okupacji niemieckiej zaledwie dwa dni po Warszawie. O ile jednak 17 stycznia 1945 r. Armia Czerwona i towarzyszące jej oddziały 1 Armii Wojska Polskiego wkroczyły do kompletnie pustego i zrujnowanego miasta, to Łódź przetrwała wojnę w stanie niemal nienaruszonym. Niemcy zniszczyli właściwie tylko synagogi. W mieście, które przemianowali na Litzmannstadt i wcielili do Rzeszy, wymordowali jednak prawie wszystkich Żydów. Ci zaś stanowili ponad jedną trzecią całej przedwojennej populacji (233 tysięcy w 670-tysięcznym mieście, jak przypomniał w najnowszym opracowaniu na temat dziejów Łodzi Hans-Jürgen Bömelburg).
W książce „Łódź. Historia wielokulturowego miasta przemysłowego w XX wieku” Bömelburg napisał o tym, jak do części z zamieszkałych niedługo wcześniej przez łódzkich Żydów domów wprowadzili się Niemcy, ale część ich uciekła jeszcze przed wkroczeniem czerwonoarmistów, a pozostałych czekało przymusowe wysiedlenie. Skutek był taki, że w 1945 r. w Łodzi osiedliło się wielu warszawiaków, bo w Warszawie nie mieli dachu nad głową.
W kamienicy przy ulicy Bandurskiego 8 (obecnie Adama Mickiewicza) ulokował się Związek Literatów Polskich i zamieszkały takie sławy jak Zofia Nałkowska, Jan Brzechwa, Jan Kott, Stanisław Dygat, Zygmunt Kałużyński i Władysław Broniewski. Do Łodzi przenieśli się też Ryszard Matuszewski, Mira Zimińska, Adam Ważyk, Leon Pasternak, Mieczysław Jastrun, Adolf Rudnicki i wdowa po „Boyu” – Zofia Żeleńska, a częstym gościem był Jerzy Borejsza. Ten ostatni - jeden z bardziej wpływowych ludzi nowego obozu władzy - w Łodzi ulokował żonę i syna, bo w Warszawie nawet dla siebie nie miał mieszkania - sypiał w pokoiku przy swoim biurze.
Podczas gdy w Warszawie trudno było o kąt do spania, Łódź nęciła na przykład „Berlinkiem”. Tak potocznie nazywano osiedle, które Niemcy w czasie wojny zdążyli częściowo zbudować dla swoich oficerów na Bałutach. Największe mieszkania były tam dwupoziomowe i wyposażone w takie wygody jak centralne ogrzewanie, podłączenie do sieci gazowniczej i drewniane podłogi.
To w Łodzi swoją siedzibę znalazł Sąd Najwyższy. Zajął dawny pałac Gustawa Adolfa Kindermanna przy ul. Piotrkowskiej 151. W Łodzi ulokowało się też kilka osób z najwyższych kręgów władzy. Ignacy Loga-Sowiński, który za sanacji w Łodzi był robotnikiem, w 1945 r. został pełnomocnikiem Rządu Tymczasowego. Zatrzymał się w luksusowym apartamencie 242 łódzkiego Hotelu Grand, gdzie przeprowadzał rozmowy i mianował przedstawicieli władz miejskich. Już w styczniu 1945 r. do miasta powrócił inny łodzianin – Mieczysław Moczar. W niedalekiej przyszłości miał stanąć na czele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, na razie zaś siał postrach jako szef łódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa. Ulokował go w dawnej siedzibie Gestapo przy ul. Anstadta 7 (budynek sto do dziś, znajduje się w nim liceum).
Przeniesienie wszystkich władz i stolicy do Łodzi rozważał również Bolesław Bierut, który, jako przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, formalnie był wtedy głową państwa. Chodziło nie tylko o względy praktyczne, ale też polityczne. Do tych pierwszych należały przede wszystkim dobry stan łódzkiej infrastruktury i korzystne położenie. Po arbitralnej decyzji Stalina o odebraniu Polsce kresów wschodnich i wytyczeniu zachodniej granicy na Odrze Łódź znalazła się w samym środku kraju. Bez większych zniszczeń z wojny wyszedł wprawdzie także Kraków, ale komuniście Bierutowi się nie podobał. Z tych samych powodów na stolicę Polski od „burżuazyjnej” Warszawy wolał „robotniczą” Łódź.
O takich przymiarkach od Edwarda Osóbki Morawskiego usłyszał jego syn – Michał. Bierut kierował się prawdopodobnie także własnymi sentymentami, bowiem nie gdzie indziej, a właśnie w Łodzi był przed wojną sekretarzem Komunistycznej Partii Polski. Prof. Krzysztof Lesiakowski zastrzegł, że pomysł z przenosinami stolicy nie wyszedł poza fazę kuluarowych przymiarek. Przyznał jednak, że za realizacją tego pomysłu przemawiał ówczesny stan Warszawy – nawet instytucje centralne nie miały gdzie się tam pomieścić. Także znawca dziejów Warszawy Tomasz Markiewicz zauważył, że „centralnie położona, niezniszczona, z całą infrastrukturą i wolnymi mieszkaniami po Żydach i Niemcach” Łódź miałaby przestrzeń do ewentualnego rozlokowania i urzędów, i decydentów.
Wersję o chęci przeniesienia stolicy do Łodzi potwierdził również prof. Przemysław Waingertner, autor książki „Czwarta stolica. Kiedy Łódź rządziła Polską (1945-1949)”. „Z miasta zniknęli Żydzi, zamordowani przez Niemców i Łódź utożsamiano z miejscem, gdzie można zrealizować marzenie o własnych, wygodnych mieszkaniach, z dostępem do kuchni i bieżącej wody” - napisał i przypomniał, że w Warszawie w tamtym czasie „spora część [tamtejszych] komunistów gnieździła się w małych mieszkankach na Pradze”.
Decyzja w tej sprawie nie należała jednak do polskich komunistów, ale Stalina. Dyktator zakomunikował ją Bierutowi 22 stycznia 1945 r., gdy ten przyjechał na Kreml zdawać meldunek ze swoich poczynań. Stalin miał krótko rozkazać, że stolicą Polski będzie Warszawa i dodać, że w razie kłopotów pomoże. Historycy nie są dziś zgodni, czy to była obietnica, czy groźba.
Dzięki energii Biura Odbudowy Stolicy Warszawa podnosiła się z ruin i w miarę jak to się działo, część tych warszawiaków, którzy w 1945 r. osiedlili się w Łodzi, wróciła nad Wisłę. W 1950 r. swoją łódzką siedzibę opuścił też Sąd Najwyższy. Łódź, która – jak wspominał związany z miastem krytyk literacki Stefan Lichański – „pustoszała”, a mieszkańców ogarniała „fala warszawomanii”.
Choć jednak wiele osób, głównie rodowitych łodzian, mogło się poczuć rozczarowanych, Łódź i tak niemało ugrała.
„Miasto, które nigdy nie miało uniwersytetu, otrzymało uniwersytet, miasto, które nigdy nie posiadało środowiska artystycznego, otrzymało największe i najruchliwsze środowisko artystyczne w kraju” – przypomniał Adolf Rudnicki. Na tym korzyści się nie kończyły, bo w Łodzi powstały wyższa szkoła filmowa oraz świetny teatr. Progres dotyczył również innych dziedzin. Władze chwaliły się, że w 1950 r. wśród dorosłych po raz pierwszy w historii miasta nie było analfabetyzmu, a jednocześnie ok. roku 1950 w mieście pierwszy raz od czasu wybuchu wojny urodziło się więcej Polaków i Polek niż zmarło. „Bo Łódź – to miasto, które na pierwszy rzut oka niepokoi” - pisał łodzianin, publicysta Czesław Gumkowski, po czym dodawał, że ostatecznie „przyciąga, zdobywa, ujmuje, przywiązuje do siebie i każe się kochać już bez zastrzeżeń”. I dzieje się tak, mimo że nie została stolicą Polski. (PAP)
autor: Marta Panas-Goworska
aszw/