„Nie ukarano tych, którzy skonstruowali bomby fosforowe, tych, którzy zrzucili je na kobiety i dzieci […]. Ale norweska pielęgniarka, która bandażowała ofiary w podziemnym szpitalu, została oskarżona i ukarana za udzielanie pomocy wrogowi” – wspomina pielęgniarka frontowa, która została zaliczona w poczet zdrajców ojczyzny w powojennej Norwegii.
Podczas II wojny światowej początkowo neutralna Norwegia traci niepodległość po niemieckiej inwazji w kwietniu 1940 r. Na czele państwa staje rząd kolaboracyjny z premierem w osobie Vidkuna Quislinga, przywódcy faszystowskiego NS – Nasjonal Samling – Zjednoczenia Narodowego.
Społeczeństwo norweskie staje się podzielone, a duża jego część podejmuje współpracę z Niemcami. Po zakończeniu wojny natychmiast rozpoczynają się masowe aresztowania członków NS, zwolenników niemieckich okupantów i osób w jakikolwiek sposób kolaborujących. Okres ten to jedna z najboleśniejszych kart historii norweskiego społeczeństwa. Skala powojennych rozliczeń w stosunku do liczby mieszkańców Norwegii była największa w całej Europie. Oprócz działalności policji, prokuratury i sądów rozprawę ze zdrajcami narodu spontanicznie podejmowało pełne gniewu i pałające rządzą odwetu społeczeństwo, które wymierzało sprawiedliwość poprzez ostracyzm, szykany, wyzwiska i opluwanie na ulicy, a po odbyciu kar więzienia utrudnianie dostępu do mieszkań, edukacji i pracy.
Skala powojennych rozliczeń w stosunku do liczby mieszkańców Norwegii była największa w całej Europie. Oprócz działalności policji, prokuratury i sądów rozprawę ze zdrajcami narodu spontanicznie podejmowało pełne gniewu i pałające rządzą odwetu społeczeństwo, które wymierzało sprawiedliwość poprzez ostracyzm, szykany, wyzwiska i opluwanie na ulicy, a po odbyciu kar więzienia utrudnianie dostępu do mieszkań, edukacji i pracy.
Dużą grupę ofiar tych represji stanowiły kobiety i dzieci – rodziny członków NS oraz tak zwane „szwabskie bękarty” – dzieci Norweżek i Niemców, a także „szwabskie dziwki”, czyli kobiety, które utrzymywały bliskie stosunki z okupantami.
NS-barn – dzieci NS – stanowiły osobną kategorię społeczną. Ich liczbę szacuje się na ok. 100 tys. Przyszło im dorastać w cieniu winy rodziców, najczęściej w biedzie, w atmosferze społecznego wykluczenia, prześladowań przez rówieśników w szkołach. Wiele z nich pierwsze powojenne lata spędziło w niepełnych rodzinach, oczekując na powroty ojców z więzienia, a potem zmagało się z alkoholizmem bądź załamaniami nerwowymi rodziców. O ich cierpieniu mówi się głośno i pisze dopiero od lat 90. XX wieku i – choć pojawiają się postulaty przeprosin i zadośćuczynienia im – postawa społeczeństwa norweskiego wobec NS-barn pozostaje niejednoznaczna.
Liczbę „szwabskich bękartów”, w oficjalnych dokumentach zwanych „dziećmi wojny”, szacuje się na ok. 10 do 12 tys. Około 8 tys. przyszło na świat w norweskich domach Lebensborn – powołanej przez Heinricha Himmlera instytucji, która miała na celu „hodowlę nordyckiej rasy nadludzi”. Dzieci te po wojnie doznawały prześladowań w lokalnych społecznościach, bywały odbierane matkom i umieszczane w domach dziecka i rodzinach zastępczych, a nawet zamykane bez dokładniejszych badań w szpitalach psychiatrycznych jako podejrzane o defekty intelektualne, które często były po prostu skutkiem traumatycznych przeżyć.
Powołana w 1945 r. do zajęcia się tym problemem społecznym Komisja do spraw Dzieci Wojny przyznawała otwarcie w swoim raporcie: „ludzie często patrzą na te dzieci z instynktowną niechęcią i w dużej mierze uważają, że wszystkie dzieci wojny mają większe lub mniejsze takie czy inne defekty i zawsze będą dźwigały brzemię bezwartościowej matki i ojca Niemca, niezależnie od środowiska, w którym wyrosną”.
Podczas okupacji w Norwegii stacjonowało ok. 400 tys. żołnierzy niemieckich. Kilkadziesiąt tysięcy norweskich kobiet, wśród nich w większości młodych dziewcząt, stworzyło z nimi różnego rodzaju relacje – od małżeństw i narzeczeństw po incydentalne kontakty. Po wyzwoleniu zwane powszechnie "szwabskimi dziwkami" były obiektami powszechnej agresji i prześladowań, ofiarami samosądów w postaci publicznego rozbierania do naga i golenia głów. Kilkanaście tysięcy dziewcząt bez żadnej podstawy prawnej zostało internowanych i zamkniętych w więzieniach i obozach pod pretekstem ochrony i konieczności przebadania na obecność chorób wenerycznych.
Karl Arvid Mortensen, syn jednej z tych młodych dziewcząt, pisał w swoich wspomnieniach: „Nawet w czasie wojny można się zakochać. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić, by czyniło to moją matkę wyrachowaną zdrajczynią ojczyzny. […] Ona została szwabską dziwką, a ja – szwabskim bękartem. Dźwigała ten «tytuł» i brzemię przez całe życie, nie wybaczyła jej ani bliska rodzina, ani otoczenie”.
Dramatyczne były także losy zaliczonych w poczet zdrajczyń norweskich frontowych pielęgniarek.
Liczbę „szwabskich bękartów”, w oficjalnych dokumentach zwanych „dziećmi wojny”, szacuje się na ok. 10 do 12 tys. Około 8 tys. przyszło na świat w norweskich domach Lebensborn – powołanej przez Heinricha Himmlera instytucji, która miała na celu „hodowlę nordyckiej rasy nadludzi”.
Część z nich zafascynowanych narodowym socjalizmem podjęło służbę w niemieckim Czerwonym Krzyżu ze względów ideowych, inne z potrzeby zaangażowania albo po prostu podjęcia pracy. Kobiety te w czasie wojny ofiarnie niosły pomoc rannym żołnierzom i cywilnym ofiarom piekła bombardowań niemieckich miast. Po wojnie aresztowane skazywane były przez norweskie sądy na kary więzienia, niekiedy na szczęście w zawieszeniu, z paragrafu 86 norweskiego kodeksu karnego za udzielanie pomocy wrogowi. Ich wspomnienia zebrał po latach pisarz i historyk Sigurd Senje. Jego rozmówczynie dają wyraz swemu rozgoryczeniu i poczuciu krzywdy: „Nie ukarano tych, którzy skonstruowali bomby fosforowe, tych, którzy zrzucili je na kobiety i dzieci […]. Ale norweska pielęgniarka, która bandażowała ofiary w podziemnym szpitalu, została oskarżona i ukarana za udzielanie pomocy wrogowi”. „Nie mogłam przestać porównywać się z tymi wszystkimi chłopcami, którzy dobrowolnie budowali niemieckie umocnienia. Oni nie dostali żadnych wyroków”, „Pielęgnowałyśmy rannych żołnierzy, pracowałyśmy wśród krwi, brudu i bandaży, robiłyśmy, ile tylko byłyśmy w stanie, dla naszych biednych, udręczonych bliźnich. Ale on, sędzia, nazwał to pomocą wrogowi”.
Świadectwa powojennych rozliczeń zawarte są w antologii norweskiej literatury faktu pt. „Droga na Północ”, w wyborze i z komentarzami Pawła Urbanika, która ukazała się nakładem Ośrodka Karta w serii „Świadectwa. XX wiek”. Książka stanowi wybór chronologicznie i tematycznie ułożonych norweskich tekstów źródłowych: wspomnień, dzienników, dokumentów, listów i wywiadów. Wśród ich autorów są wybitne postaci, politycy, literaci, dziennikarze, a także zwykli obywatele Norwegii. Ich głosy otwierają przed polskim czytelnikiem panoramę historii Norwegii w XX wieku.
Marta Juszczuk
mju/