Trudno w to uwierzyć, ale w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück działała drużyna harcerska. I to wcale nie mała, bo licząca aż 102 osoby, zgrupowane w siedmiu zastępach. Druhny mimo potwornych warunków, w których egzystowały, selekcji, egzekucji, niedożywienia i cierpień związanych z przeprowadzanymi na nich „eksperymentami medycznymi” potrafiły spotykać się na zbiórkach, a nawet organizować harcerskie biegi. Jak było to możliwe?
Autorka swoją opowieść rozpoczyna, cofając się do przedwojennych czasów, do Spały, gdzie latem 1935 r. odbył się Jubileuszowy Zlot Harcerstwa w 25. rocznicę powstania ZHP. To właśnie tam poznały się główne inicjatorki powstania drużyny w Ravensbrück. Była wśród nich Józefa Kantor, która już na samym początku pobytu w obozie zaczęła zastanawiać się, jak podnieść na duchu współtowarzyszki niedoli. Zainicjowała wówczas wspólną modlitwę, którą podjęły inne kobiety, za co została nieludzko skopana przez blokową. „Te zbiorowe modlitwy były według mnie zaczątkiem wspólnego duchowego oporu, pierwszą jego formą i one stanowiły jeden z najważniejszych elementów naszej przyszłej wspólnoty obozowej” – wspomina cytowana przez autorkę Stanisława Schöneman- Łuniewska.
Józefa Kantor nie poprzestała na modlitwie. Zaczęła rozglądać się po obozie w poszukiwaniu harcerek, które się tu znalazły, a także dziewczyn, które mogłyby wstąpić do drużyny. Swoimi pomysłami dzieliła się z koleżankami w umywalni, która wydawała się jej w miarę bezpiecznym miejscem do rozmów. Tam powstał plan przyszłej zbiórki. Zorganizowanie jej nie było łatwe, gdyż strażniczki nie pozwalały więźniarkom na kontakty. Jednak harcerkom udało się w końcu umówić na górnej pryczy jednego z baraków. Jak pisze Anna Kwiatkowska-Bieda, Józefa z trudem wcisnęła się między przytulone do siebie, stłoczone koleżanki. Powitała je harcerskim „Czuwaj!”, i to jedno słowo wystarczyło, by poczuły się jak w harcówce.
Niebawem ukonstytuowała się rada drużyny, w której skład weszły: Józefa Kantor, Maria Rydarowska, Zofia Janczy i Aniela Wideł. Harcerki postanowiły na początek ze względów bezpieczeństwa pracować w zastępach. Ale już od początku założyły, że będą się starały zachować całą symbolikę, obrzędowość harcerską, co przetrzymywanym w obozie kobietom dawało choć namiastkę normalności. Dlatego gdy udało im się w końcu zorganizować pierwszą zbiórkę drużyny, postanowiły wymyślić dla niej godło. Stał się nim „Mur”, ponieważ spotkanie odbywało się w ciemnym kącie przy obozowym murze. Pod uwagę wzięły też fakt, że mur jest symbolem nieugiętej postawy, którą przyjęły.
Trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić, jak stały w szeregu, jak padał rozkaz „Baczność! Do raportu wystąp!” i jak wzruszone harcerki składały meldunek, mając świadomość, że w każdej chwili ktoś może odkryć ich zgromadzenie, za co niechybnie groziła im śmierć. Podobnie trudno nam sobie wyobrazić, jak w takich warunkach wyglądało składanie przysięgi, bo w obozie były też przyjmowane do drużyny nowe harcerki. Młode dziewczyny pod osłoną nocy przyrzekały „Nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym Prawu Harcerskiemu”.
Na dodatek słowa te udawało się im przekładać na obozową rzeczywistość. Choćby pomagając najbardziej podupadającym na duchu i zdrowiu współwięźniarkom. Jedna z kobiet wspomina, że z realizacją harcerskich zadań nie było w Ravensbrück problemu, wystarczyło podzielić się z kimś bardziej potrzebującym skórką chleba. Albo zareagować na widok kobiety, która leżała bez ruchu na pryczy, chcąc umrzeć. Wówczas należało wyprowadzić ją na świeże powietrze i pokazać słońce, tym drobnym gestem budząc w niej chęć do życia.
„Zadania wykonywane przez harcerki między zbiórkami i na zbiórkach miały formę harcerskich gier. Absurdalny dziś wydaje się nam pomysł urządzania harcerskiego biegu lagrowymi uliczkami spowitymi dymem z krematorium. Ale ta pozornie +zabawowa+ metoda miała głęboki sens i była starannie przemyślana przez radę drużyny. Świetnie znane harcerkom z czasów wolności gry przywracały je do czasów dawnej normalności. Były zwycięstwem nad nieludzkim systemem” – dowodzi Anna Kwiatkowska-Bieda.
Rysowane na piasku podczas „biegów na orientację” mapy obozu pozwoliły harcerkom zdobyć dokładne rozeznanie w położeniu poszczególnych rewirów, kuchni, magazynów. Dzięki temu mogły przenosić meldunki, w niezauważony sposób poruszając się po obozie. Okazało się to niebawem bardzo przydatne, kiedy trzeba było pomóc ukrywającym się „królikom”. Były to kobiety, w tym harcerki, poddawane potwornym „eksperymentom medyczny”. Te, które przeżyły, zostały skazane na śmierć. Niektórym udało się ukryć, co zawdzięczały harcerkom dobrze orientującym się w terenie.
Drużyna przetrwała aż do wyzwolenia. Od tego czasu należące do niej kobiety spotykały się co roku w Częstochowie, by w sanktuarium Matki Boskiej Jasnogórskiej dziękować za ocalenie. Wspólnie też podróżowały po świecie, zwiedzając sanktuaria maryjne, co przeważnie inicjowała Józefa Kantor. Drużynowa zmarła w 1990 r. Drużyna „Murów” przetrwała do 27 stycznia 2020 r., kiedy to odeszła ostatnia z harcerek, Maria Frankiel-Kozieł.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP