Człowiek, który był synonimem okrutnych niemieckich zbrodni w Auschwitz, nigdy nie poniósł za nie kary. Zmarł w Brazylii dopiero w lutym 1979 r.– utopił się na plaży w trakcie kąpieli w Atlantyku, bo doznał wylewu. Ani rządy Niemiec, ani Izraela czy USA nie poszukiwały go intensywnie – wynika z wydanej właśnie przez „Znak” książki Geralda Posnera i Johna Ware’a.
Opublikowany pierwotnie w 1986 r. zapis dziejów niemieckiego zbrodniarza („Mengele. The Complete Story”)– rodzaj biograficznego śledztwa - to efekt pięciu lat żmudnej pracy angielskiego producenta telewizyjnego i amerykańskiego prawnika, którzy dotarli do 5000 stron dziennika Mengelego i jego zachowanych listów. Z ich analizy, a także – m.in. - rozmów z dziesiątkami świadków i znajomych bawarskiego nazisty wynika, iż prawdziwego pościgu za „Aniołem Śmierci” nigdy nie było; jego krewni pomagali mu finansowo przez lata, a nawet spotykali się z nim w Ameryce Południowej i Europie. Gdyby służby specjalne i policja krajów zainteresowanych ujęciem zbrodniarza przynajmniej śledziły rodzinę Mengele, prędzej czy później dotarłyby do zbrodniarza. Tak się jednak nie stało. Jak piszą autorzy książki, ich wnioski „są proste i zabarwione raczej smutkiem niż gniewem”. A Mengele, który w chwili śmierci miał 68 lat, nigdy nie czuł się winny swych zbrodni i nawet z jedynym synem, który domagał się od niego wyjaśnień, nie chciał na ten temat rozmawiać.
Mengele, wychowany w zamożnej katolickiej rodzinie przemysłowców, która de facto rządziła miasteczkiem Günzburg, do końca życia mógł liczyć na lojalność i wsparcie bliskich. Firma „Karl Mengele”, nosząca nazwisko jego ojca, była w latach dwudziestym trzecim co do wielkości niemieckim producentem maszyn do młócenia zboża. Jeszcze w latach osiemdziesiątych – jak czytamy w książce – Karl Mengele Strasse była główną trasą przelotową w mieście, a pomnik poświęcony rodzinie w miasteczku zawsze zdobiły świeże kwiaty. Przeszłość Josefa nie spowodowała „wyklęcia” tego nazwiska w okolicy. Dziś zresztą nadal istnieje tam Alois Mengele Strasse – tak nazywał się brat Josefa, który po śmierci ojca zarządzał firmą.
Rodzina Mengele ani znajomi austriaccy czy niemieccy, którzy pomagali zbrodniarzowi najpierw w ucieczce do Buenos Aires, a potem do Paragwaju i wreszcie do Brazylii, nie czuli się winni ukrywania „Anioła Śmierci”, nie wierzyli też w ogrom zbrodni, jakie popełnił – wynika z książki. I choć w 1952 r. Mengele spotkał się w Buenos Aires z Eichmannem (który zresztą w przeciwieństwie do Josefa nie bagatelizował swej odpowiedzialności za Holoklaust), a w Paragwaju dostał obywatelstwo tego kraju - paszport wydano na jego prawdziwe nazwisko - i tak przez lata prawie nikt się tym nie zainteresował.
Co więcej, ukrywający się w Ameryce Południowej Mengele w 1956 r. przyjechał do Europy. W Alpach szwajcarskich zobaczył się ze swym 12-letnim wówczas synem Rolfem i spotkał swą przyszłą drugą żonę – Marthę. Pojechał nawet do rodzinnego Günzburga. Nikt nie poinformował o tym niemieckich władz ani policji.
Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy w poszukiwania zbrodniarza wspólnie zaangażowały się m.in. CIA, Mossad, wreszcie – media, a nagrody za informacje prowadzące do jego ujęcia przekroczyły 3 mln dolarów, rodzina Mengelego zasugerowała publicznie, że Josef nie żyje. Długo nikt w to nie wierzył, aż wreszcie miejsce pochówku zbrodniarza – w brazylijskim Embu niedaleko São Paulo - wskazała jedna z „opiekujących się nim” na emigracji rodzin. W 1985 r. dokonano ekshumacji szczątków Mengelego, by potwierdzić tożsamość Anioła Śmierci. Udało się to, jednak – jak piszą autorzy książki – przedstawiciele Izraela nie wierzyli w to jeszcze przez kilka lat. Nawet jeśli, jak czytamy: „dla spokoju ducha cywilizowanego świata naukowcy ci przeprowadzili uczciwy dowód na szczątkach nikczemnego życia”.
Niewielkim pocieszeniem dla ofiar jego pseudoeksperymentów medycznych i ich bliskich jest to, iż Mengele przez ostatnie lata życia cierpiał na depresję, skarżył się na samotność i czuł się zaszczutym człowiekiem. Zmarł jednak wolny i nigdy nie stanął przed sądem, który skazałby go za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Książka „Mengele. Polowanie na Anioła Śmierci z Auschwitz” ukazała się nakładem wydawnictwa „Znak”.
Ewa Łosińska
Źródło: MHP