„Ale czy wyobrażenie żydowskiego kidnapera nie jest ideą polityczną, i to porywającą? Wprawdzie opiera się na halucynacji, ale jak żadna inna idea swoich czasów potrafiła zjednoczyć rozbite społeczeństwo. Niechęć do +Żyda-krwiopijcy+, figury zrozumiałej dla wszystkich adresatów: katolików, narodowców i komunistów, stała się po drugiej wojnie światowej spoiwem polskiej wspólnoty wyobrażonej” – pisze Joanna Tokarska-Bakir.
„Była jedną z nielicznych emocji, które w nowych warunkach i na gruncie swoiście rozumianego patriotyzmu mogły połączyć gorliwego katolika, narodowca z NSZ, ideowego żołnierza AK i GL-owca. Nowością było to, że szybko stała się czytelna także dla części komunistów, którzy frazeologię narodową połączyli z lewicową krytyką żydowskiego +kapitału+” – wyjaśnia dalej autorka.
Joanna Tokarska-Bakir opisuje pogrom kielecki – wydarzenia, które rozegrały się w czwartek, 4 lipca 1946 r. w Kielcach. Tłum podżegany pogłoskami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami dokonał pogromu na żydowskich mieszkańcach miasta – osobach, które przeżyły Holokaust i przyjechały do Kielc. W wyniku wydarzeń zginęło 37 osób pochodzenia żydowskiego.
Autorka zdecydowała się na opis „portretu społecznego” pogromu kieleckiego. Wybór takiej perspektywy badawczej wynika z tego, że nie ma wystarczających źródeł, aby bez wątpliwości ustalić przebieg wydarzeń. „Ale jeśli sięgnąć do tła społecznego, czyli biografii uczestników, i to nie pojedynczych, ale ustawionych w serie, łatwiej wyrobić sobie pogląd, co było prawdopodobne, a co nie, i pewne scenariusze wykluczyć. W zalewie teorii spiskowych, w które obfituje historiografia pogromu kieleckiego, ów mało efektowny zabieg, jakim jest eliminacja niedorzeczności, to wcale nie jest mało” – pisze. Książka zatem jest próbą użycia metod, jakimi dysponuje antropologia historyczna – kwerendy i krytycznej mikroanalizy, pozwalającej zobaczyć wydarzenie oczami jak największej liczby świadków.
Tytuł książki „Pod klątwą" odnosi się do klątwy, którą zgodnie z legendą miał obłożyć Kielce po pogromie rabin Dawid Kahane.
Atmosfera, w której na początku lipca doszło w Kielcach do pogromu, nie była w oderwaniu od rzeczywistości powojennej. Autorka przytacza przykłady wyraźnych nastrojów antysemickich na terenie województwa kieleckiego – nie tylko tych werbalnych, ale i czynnych. Żydzi byli zabijani, wymuszano od nich haracz, napadano na pociągi i mordowano jadących nimi Żydów. Autorka pisze, że według jej wyliczeń, „w okresie od marca 1945 roku do 1 lipca 1946 roku na terenie działania jednostek militarnych z siedzibą w Kielcach odnotowano mniej więcej 95-100 zabójstw Żydów. Gdyby przyjąć umownie, że liczba Żydów na Kielecczyźnie wynosiła wówczas około 2000 osób (stan na 1 maja 1945 roku), oznaczałoby to, że (przy uwzględnieniu ofiar pogromu) w kilkunastu pierwszych miesiącach po wojnie zginął tam średnio co czternasty Żyd (około 7 proc.). Szacunki te są wprawdzie czysto orientacyjne, bo ze względu na płynność demograficzną liczba zabójstw mogła być jeszcze większa, ale pokazują rozmiar zagrożenia”.
„Na podstawie meldunków terenowych, które nadsyłano do sekretariatu PPR, wiadomo, że Centralny Komitet Żydów Polskich miał jasność co do sytuacji Żydów, powszechnie kojarzonych z komunizmem i pod tym pretekstem zabijanych. Część oddziałów podziemnych niezaprzeczalnie stosowała profilowanie etniczne: gdy zatrzymywano samochód czy pociąg, ginęli oficerowie polityczni oraz Żydzi” – pisze Tokarska-Bakir. Badaczka uważa, że we frazeologii powojennego podziemia „Żyd” stanowi „symbol zdrady, lizusostwa i zaprzaństwa”.
Autorka kreśli portret powojennych Kielc. Miasto oplata sieć rodzinnych powiązań i układów, które najlepiej zrozumieć odwołując się do nazw staropolskich relacji krewniaczych: szurza (brat żony), zełwa (siostra męża), dziewierz (brat męża), jątrew (żona brata) czy świeść (siostra żony). „Innymi słowy, rozważyć zapomnianą genealogię kumoterstwa” – pisze badaczka.
To poczucie wspólnoty nie odnosiło się jednak do Żydów, którzy byli atakowani na ulicach, w mieszkaniach, autobusach i pociągach. Jak pisze badaczka, „Żydów rabuje się przy wtórze okrzyków +parszywi Żydzi, po coście przyjechali do Polski+ – nawet jeśli się z Polski nie ruszali. A także +bolszewickiej Polski nie będzie+ – nawet jeśli bolszewikami nie byli. Rabusie są zazwyczaj patriotycznie nastawieni”. Z kolei doniesienia o wymuszeniach i mordach na Żydach, których dokonywali kieleccy milicjanci (w jednym przypadku także przez funkcjonariusza UB) w latach 1944–46, według Tokarskiej-Bakir potwierdzają tezę innej badaczki, Danuty Blus-Węgrowskiej, że „incydenty antyżydowskiej przemocy systematycznie ukrywano, maskując jeden z największych problemów powojennego komunizmu”.
Pretekstem do wybuchu pogromu była plotka o rzekomym mordzie rytualnym. Chłopiec Henio Błaszczyk miał być porwany przez „Żyda w zielonym kapeluszu, Zyngera” i przetrzymywany w komórce. Wcześniej miały również znikać bez śladu i inne dzieci. Zaczęła narastać psychoza – na mieście mówiło się już o trojgu, dziesięciorgu, dwanaściorgu dzieciach.
Autorka analizuje podziemną ulotkę pt. „Płatne pachołki rosyjskie PPR”, w które uwieczniono m. in. postać dozorcy Niewiarskiego. Ulotka prezentuje osobliwą, jak to określiła badaczka, interpretację pogromu. Zakłada ona, że Żydzi naprawdę pili krew, a także mieli zajmować się porywaniem dzieci, które po pobraniu płynów żywotnych przetrzymywali w piwnicach, aż staną się one „wyschniętemi trupami”. W ulotce czytamy m.in.: „Oto ostatni wyczyn PPR: zbrodnia kielecka. W kamienicy ul. Planty 7 mieszkało około 150 Żydów (iwriejów). Dozorcą tej kamienicy był Polak. Od dłuższego czasu w mieście tym znikały bez wieści małoletnie dzieci. Nikt nie wiedział, gdzie i w jaki sposób, aż do dnia 3 lipca br. Dziewięcioletni chłopczyna cudem wyrwał się z szatańsko-komunistycznych żydowskich rąk, porwane [dziecko] zginęło 1 lipca, przez trzy dni było głodzone, w dniu ucieczki miało być zamordowane. Dozorca tej kamienicy, Polak, wiedział dokładnie o tym porywaniu i mordowaniu dzieci, wiedział, co się dzieje wewnątrz, wiedział, jaka ilość już została porwana, jednak nikomu nie powiedział, trzymał w tajemnicy, mordował wspólnie. Dziewięcioletni chłopiec wykrył komórkę, gdzie się odbywa egzekucja niewinnych dzieci i doniósł obecnym władzom UB i MO. Reakcja była natychmiastowa, poszli niektórzy z UB i MO pomścić niedawno zaginione i zamordowane dzieci. Niektóre matki rozpoznały w piwnicy wyschnięte trupy niedawno zamordowanych swych dzieci. Proszę sobie wyobrazić scenę takiej chwili: znalezione w tej piwnicy 40 szkieletów dziecięcych – wiedział o tym dozorca”.
Wydarzenia, które miały miejsce na ul. Planty 7/9, a których pretekstem miała być plotka o mordzie rytualnym, autorka podzieliła na czternaście sekwencji, mieszczących się w przedziale od godziny 8.00 do 16.00:
„I. Dzień rozpoczyna meldunek Walentego Błaszczyka i Henia w komisariacie MO przy Sienkiewicza 45 o tym, że chłopiec był przez trzy dni przetrzymywany przez Żydów z ulicy Planty 7 (tj. w odległości około 200 metrów od posterunku MO).
II. Po jego przyjęciu na Planty zostaje wysłany pierwszy patrol MO, który aresztuje Kalmana Zingera jako wskazanego przez Henia sprawcę porwania.
III. Zawiadomiony o tym prezes Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego Seweryn Kahane wstawia się na posterunku MO za Zingerem, po czym wraca do siebie. W tym momencie na Plantach jest już porucznik Albert Grynbaum z PUBP, który wytrwa tu, organizując obronę Komitetu, do godziny mniej więcej 13.00.
IV. Tymczasem na Planty zostaje wysłany drugi patrol MO, tym razem z zadaniem odszukania piwnicy, w której miano przetrzymywać chłopca (mimo że przy Planty 7/9 nie ma podpiwniczenia). Oba patrole milicyjne i otoczenie Henia kolportują przy tym historię o udaremnionej żydowskiej zbrodni, co sprawia, że tłum na Plantach się powiększa.
V. Widząc to, oblężeni Żydzi alarmują UB w osobie szefa WUBP Władysława Sobczyńskiego, doradców radzieckich (pułkownik Nikołaj Szpilewoj), wojewodę Artura Wiślicza-Iwańczyka (chory) oraz kurię (biskup kielecki Czesław Kaczmarek wyjechał na urlop do Polanicy Zdroju), prosząc o przysłanie pomocy.
VI. Pomoc w postaci Batalionu Operacyjnego MO (koszary w odległości około 300 metrów od Plant na Zagórskiej 1), Kompanii Przeszkolenia Szeregowych KW MO, żołnierzy z 2 Warszawskiej Dywizji Piechoty WP, żandarmerii WP (4 pułk 2 Warszawskiej Dywizji Piechoty, tzw. czwartacy, koszary na Bukówce), Komendy Miasta oraz 7 Pułku KBW (koszary na Stadionie, w tym także 10 Samodzielny Batalion Ochrony KBW w Kielcach) okazuje się pomyłką: mundurowi mieszają się z oblegającymi i odnoszą się agresywnie do obleganych.
VII. Do budynku wchodzi co najmniej trzech oficerów z 2 Dywizji Piechoty WP: Konieczny, Jędrzejczyk i Repist, żądając, by Żydzi oddali broń.
VIII. Zaraz po rozbrojeniu w kibucu na drugim piętrze, gdzie zabarykadowała się część Żydów, padają pierwsze strzały: od serii z pepeszy ginie podporucznik Abram Wajnryb, a Symcha Sokołowski i być może Naftali Tajtelbaum odnoszą ciężkie rany. Żołnierze i milicjanci rabują, strącają też kilka osób z balkonu drugiego piętra.
IX. Słysząc strzały dobiegające z kibucu, przebywający od rana w budynku porucznik Albert Grynbaum z PUBP skupia Żydów w pokoju na pierwszym piętrze. Jest tu m.in. Jechiel Alpert z żoną Hanką.
X. Następnie rozpoczyna się szturm tego pokoju; to początek wyprowadzania Żydów na plac przed domem, gdzie dostają się w ręce tłumu. Ginie kolejnych kilka osób, jest wielu rannych.
XI. Około południa następuje względne uspokojenie, dowódcy 2 Warszawskiej Dywizji Piechoty WP przygotowują transport rannych do szpitala. Gdy jednak funkcjonariusze UB usiłują zabrać z Komitetu prezesa Kahanego, dochodzi do konfliktu z żołnierzami z 2 DP lub KBW. Kahane ginie. Chwilę wcześniej koledzy z PUBP zabierają z Plantów Alberta Grynbauma.
XII. Po 12.00 na Plantach zjawiają się robotnicy Ludwikowa, wdzierają się do budynku i rozpoczyna się druga fala pogromu. Kończy ją dopiero (trudno powiedzieć o której) interwencja sił WP i KBW pod dowództwem szefa sztabu dywizji podpułkownika Artura Pollaka. Prawdopodobnie wtedy przybywa na Planty szkoła funkcjonariuszy WUBP w Zgórsku pod dowództwem Tadeusza Seweryńskiego, z powodu braku decyzji Sobczyńskiego przez około dwie godziny oczekująca na wymarsz pod urzędem na Focha.
XIII. Mianem trzeciej fali pogromu określa się rozszerzenie go na kieleckie ulice: zabójstwo małżeństwa Kerszów na Piotrkowskiej, porucznika Prajsa na Sienkiewicza 72, rewizje mieszkań przy Sienkiewicza, bicie Żydów w okolicy Bazarów, na ulicy Leonarda, Głowackiego i Zagórskiej, gdzie znajdują się koszary MO. Z tych koszar wyjdzie też zabójca Rywki Fisz i jej syna, milicjant Stefan Mazur, który wraz z piekarzem Nowakowskim i dwoma pomocnikami, Pruszkowskim i Śliwą, udadzą się do mieszkania na Leonarda 15 m. 6. Do trzeciej fazy pogromu zalicza się też tzw. akcję wagonową, czyli napady na Żydów w pociągach na trasie Skarżysko – Kielce – Częstochowa.
XIV. Po oczyszczeniu placu szkolnego przez wojsko przybyłe z Góry Kalwarii tłum z Plantów przenosi się pod szpital św. Aleksandra, gdzie od południa gromadzą się już ludzie.
Ponieważ kolejne rozdziały będą dotyczyć wkroczenia robotników Ludwikowa i apogeum pogromu (7–8) oraz jego trzeciej fali (9–10), teraz skupimy się przede wszystkim na wydarzeniach poranka”.
Joanna Tokarska-Bakir przebieg dnia opisuje za pomocą czterech nowo odkrytych, subiektywnych perspektyw: relacji pierwszego z zatrzymanych Żydów, Kalmana Zingera, oskarżonego o porwanie Henia Błaszczyka, zdemobilizowanego żołnierza Rachmila Tajtelbauma, który widział jego aresztowanie, oraz znajdującego się we wnętrzu Komitetu Żydowskiego Gerszona Lewkowicza, który opowie o jego następstwach. Te trzy relacje zostały podsumowane niedawno odnalezionymi notatkami przewodniczącego CKŻP Adolfa Bermana.
Nie bez znaczenia dla wydarzeń z 4 lipca jest skład osobowy MO. Autorka, przeglądając książkę zwolnionych z kieleckich posterunków MO w latach 1945–1946, odniosła wrażenie, że przewinęła się przez nią cała Kielecczyzna. Chociaż większość kieleckich oficerów MO była istotnie „pochodzenia włościańskiego”, jednak wiele wyższych stanowisk w Komendzie Wojewódzkiej MO w Kielcach zajmowali przedwojenni oficerowie i prawnicy. Na podstawie analizy teczek osobowych autorka szacuje, że większość milicjantów była bezpartyjna lub określała się mianem „ludowców” – masowe zapisywanie się do PPR miało mieć miejsce dopiero po pogromie, kiedy została powołana Komisja Weryfikacyjno-Personalna i w celu uzyskania jej przychylności. „W związku z częstym zatajaniem przynależności wojennej – wyjdzie ona na jaw dopiero w trakcie kontroli specjalnych po pogromie i w 1949 roku – trudno ocenić, która organizacja podziemna cieszyła się wśród kandydatów największą popularnością. (…) Na Kielecczyźnie przynależnością konspiracyjną najczęściej wskazywaną przez kandydatów do MO były raczej Bataliony Chłopskie, co w związku z ich scaleniem z AK mogło być oczywiście wyrażeniem eufemistycznym. Na listach milicjantów z lat 1945–1946 odnotowano także wiele nazwisk wojennych zabójców Żydów” – pisze badaczka.
Joanna Tokarska-Bakir jest sceptyczna wobec teorii o prowokacji, która doprowadziła do pogromu. Badaczka uważa, że taka prowokacja nie była wcale potrzebna. „W drugim roku po wojnie przyczółkami swojskiego komunizmu stały się kieleckie instytucje, a jego zapleczem – nowo powstała klasa średnia. O tym, że w skali całego kraju dołączały do niego także elity, delegat rządu informował Londyn już w lutym 1945 roku. Widać to na przykładzie kieleckiej MO, składającej się z dobrze zadomowionych przedwojennych oficerów. Powszechną w tym środowisku wrogość wobec Żydów można by nazwać – w kategoriach Charlesa Tilly’ego – łatwym do zaktywizowania zasobem społecznym. Byłby on pierwszym z czterech składników mieszaniny wybuchowej, która eksplodowała na Plantach” – pisze badaczka.
Drugim składnikiem było to, że lokalny Kościół, ani nawet umiarkowane WiN-owskie podziemie nie wykluczały tego, że Żydzi naprawdę mogli mieć coś wspólnego z porywaniem polskich dzieci. Jako trzeci składnik badaczka wskazuje na to, że dozorcy przejętych kamienic obawiali się roszczeń żydowskich właścicieli. Jednak najważniejszym czynnikiem usposabiającym do przemocy w Kielcach było coś, co powszechnie nazywano „panoszeniem się Żydów”.
Oprócz czysto historycznego zaprezentowania przebiegu wydarzeń z czasu pogromu kieleckiego, Joanna Tokarska-Bakir, będąca antropologiem kultury, również z perspektywy antropologicznej, socjologicznej dokonuje analizy wydarzeń.
Z relacji Adolfa Bermana wynika, że zanim tłum wtargnął do Komitetu Żydowskiego, krzyczano m.in. „Tam zamordowali dwanaście dzieci naszych!” czy „wy parszywe Żydy, wyście Jezusa Chrystusa na Golgotę prowadzili, teraz was nauczymy!” Eskalacja emocji tłumu jest spowodowana ożywieniem archaicznych wątków, w których obwinia się Żydów o śmierć Chrystusa.
Według badaczki, te dwa okrzyki tworzą coś w rodzaju skróconego sylogizmu. Zgodnie z legendą o krwi sposób zadawania śmierci porywanym dzieciom miał być powtórzeniem męki Chrystusa.
Wprowadzenie symboliki religijnej zwiastuje zbliżanie się kulminacji pogromu i obnażenie najbardziej archaicznej wersji antagonizmu. Stanowi ją dychotomia „Żydzi – chrześcijanie”. W tym momencie w pogromie powraca zatem to, co Zygmunt Freud nazwał „pierwotną sceną” chrześcijaństwa. „Dla katolików znajdujących się w tłumie owym skryptem z pewnością była Pasja. Żydzi mieli w niej jasno przydzielone role, których nie mógł zmienić nawet fakt, że teraz to oni byli ofiarami. Tłum walczy w obronie najmłodszych, w istocie jednak broni on Chrystusa jako patrona porywanych +na krew+ chrześcijańskich dzieci” – wyjaśnia badaczka.
W badaniach porusza ona również problem związany z udziałem dzieci i młodzieży w pogromie. Analizuje m.in. mimikę i mowę ciała uczestników pogrzebu ofiar pogromu na podstawie zdjęć oraz zeznania młodych uczestników złożone w czasie śledztwa. „W warunkach rozluźnienia zakazów kobiety i młodzież dopuszczają się ekscesów” – pisze badaczka.
Joanna Tokarska-Bakir w pracy opisuje również rolę, jaką w pogromie odegrały kobiety. Rozhisteryzowane kobiety mówiły, że Żydzi, którzy przyjeżdżają ze Związku Radzieckiego, są wyczerpani fizycznie i uprowadzają polskie dzieci w celu dokonania transfuzji krwi. „Ciekawe, że właśnie te dwa czynniki – napływ Żydów rosyjskich i porywanie dzieci +na krew+ – pojawiły się w watykańskim memorandum o genezie pogromu kieleckiego. Dokument tłumaczył genezę pogromu +koincydencją pomiędzy napływem rosyjskich Żydów do Polski i tajemniczym ginięciem dzieci chrześcijańskich+. Zupełnie jakby repatriacja była inwazją +bodysnatchers+ – +porywaczy ciał+. Kieleckie kobiety musiały poddać się tej sugestii, ale przy okazji poczuć także społeczne przyzwolenie na okazywanie agresji” – ocenia autorka.
Tokarska-Bakir zwraca również uwagę na rolę miejsc, które na co dzień pełnią „zwyczajną rolę” – sklep, restauracja, zakład fryzjerski. Kiedy jednak zaczyna się polowanie, wtedy zwykłe czynności, takie jak rozmowa na ulicy, wizyta u fryzjera, w sklepie czy w restauracji, przestają być tym, czym były wcześniej. „Stają się +nadawaniem cynku+, +opylaniem fantów+, opijaniem skoku” – pisze autorka. Według niej, w okresie pogromu kieleckie sklepy i restauracje funkcjonowały jak portale sieci społecznej, poprzez które płynie wódka, mord i rabunek.
Drugi tom publikacji nosi jeszcze jeden podtytuł – „Dokumenty”. Zebrano w nim najważniejsze źródła dokumentujące pogrom kielecki, wybrane pod kątem jego społecznych aspektów. Większość materiałów pochodzi z Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Archiwum Wojskowego Biura Historycznego (dawnego Centralnego Archiwum Wojskowego), Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, a także z prywatnego archiwum Michała Chęcińskiego, udostępnionego autorce przez rodzinę Chęcińskiego.
Prezentowany w drugim tomie publikacji zbiór tekstów został pomyślany jako wyczerpujący, to znaczy odzwierciedlający całość zachowanej dokumentacji, co oczywiście nie oznacza wszystkich dokumentów wytworzonych w śledztwie po pogromie. Jak zastrzega autorka, nie odnaleziono na przykład wyjaśnień składanych przez dowódców Drugiej Warszawskiej Dywizji Piechoty WP w Kielcach (np. płk Stanisław Kupsza i mjr Wasyl Markiewicz) czy dowódców Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a jak wynika z raportów Czesława Szpądrowskiego i Józefa Różańskiego w obu jednostkach dochodzenia takie na pewno prowadzono. Brak jest też przesłuchań oficerów WP (np. Piotra Jędrzejczyka i Piotra Rypysta, podejrzewanych o odbieranie Żydom broni), a także Milicji Obywatelskiej w Kielcach (np. szefa Wydziału Śledczego KW MO, por. Tadeusza Majewskiego-Laske czy por. Jana Mazura, dowódcy Kompanii Operacyjnej KW MO).
Badaczka nie zdecydowała się natomiast włączyć do tomu z dokumentami najważniejszego źródła – raportu Władysława Dzikowskiego. Za taką decyzją przemawiał fakt, że raport odbiega standardem faktografii od innych źródeł, w związku z czym Tokarska-Bakir poprzestała na jego szczegółowym omówieniu w pierwszym tomie swojej pracy.
Dwa tomy „Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego” Joanny Tokarskiej-Bakir ukazały się nakładem wydawnictwa Czarna Owca.
Anna Kruszyńska (PAP)