35 lat temu, 17 kwietnia 1981 r. zmarł Ludwik Sempoliński, jeden z największych artystów estrady i kabaretu. profesor warszawskiej PWST, związany m.in. z Teatrem Syrena; wystąpił w filmach „Pan Twardowski”, „Piętro wyżej”, „Paweł i Gaweł”, „Żołnierz królowej Madagaskaru”, „Skarb” i „Irena do domu!”.
"Ręka muskająca wąsik, ruch laski, błysk monokla, odwinięcie jaskółki fraka, elegancja każdego pas w popisach kunsztu wodzireja..." - tak opisywała Sempolińskiego Kira Gałczyńska.
Kiedy student Wyższej Szkoły Handlowej - Ludwik Sempoliński - trafił w 1918 roku z chóru kościelnego na przesłuchanie do teatrzyku "Sfinks", na wszelki wypadek, ze strachu przed ojcem, który widział w nim przyszłego handlowca, zostawił fałszywy adres. Już w kilka tygodni potem śpiewał w "Sfinksie" piosenkę o inflacji "Lecą mareczki, lecą, lecą". Wysokie honorarium przekonało ojca i kariera młodego Ludwika mogła się rozwijać.
Ze "Sinksa" Sempoliński trafił na scenę warszawskiej Operetki, gdzie występowały takie gwiazdy jak Ćwiklińska, Messal czy Fertner. Grywał wkabarecie "Morskie Oko", wystąpił też w kilku filmach. Przyjaźnił się z największymi gwiazdami międzywojennej operetki i kabaretu.
Swe wspomnienia z tego okresu Sempoliński utrwalił w wydanej po wojnie książce "Wielcy artyści małych scen". "Najczęściej byłem tym drugim amantem, tzn. amantem lekkim, utanecznionym. Choć nie tylko. Jeśli mogłem grać inną rolę - np. jakiegoś wujcia idiotę - chętnie oddawałem rolę wodewilisty. Zawsze pasjonowały mnie role charakterystyczne" - wspominał sam aktor.
Postaci wszystkich jego najsławniejszych piosenek miały swe prototypy w życiu. "Kiedy dostałem tekst piosenki +Tomasz, skąd ty to masz+ głowiłem się jak pokazać jej bohatera, bufona, który przechwala się swymi sukcesami u kobiet. Przyszedł mi wtedy do głowy mężczyzna, którego poznałem kilka lat wcześniej w kawiarni w Wilnie. Starałem się wtedy siadać blisko niego, słuchałem intonacji głosu, gdy opowiadał o swych podbojach, podpatrywałem gesty i mimikę. W sześć lat potem - w 1930 roku - powstała postać Tomasza z piosenki" - wspominał aktor.
W czasie okupacji Sempoliński ukrywał się na Wileńszczyźnie, pracując jako pastuch koni i dozorca. Gestapo poszukiwało go z powodu występu w lecie 1939 roku, w którym parodiował Hitlera.
Po wojnie rozpoczął pracę jako wykładowca w PWST. Grał też na deskach warszawskiej "Syreny", w krakowskim kabarecie "Siedem kotów". Grywał też role dramatyczne - Mazurkiewicza w "Żołnierzu królowej Madagaskaru", Papkina w "Zemście", Chudogębę w "Wieczorze trzech króli".
Zmarł w 1981 roku.
Warszawiakom Sempoliński jawił się jako "ostatni bonvivant, ostatni bywalec ogródków, ostatni obywatel miasta, który potrafi nosić tużurek, tańczyć walca, robić oko do dam, jeździć wytwornie dorożką, wtrącać dla elegancji francuskie wyrazy" jak zapamiętał go Olgierd Budrewicz.(PAP)
asz/tot/ nbz/