45 lat temu zmarł Witold Małcużyński. Był laureatem III nagrody na III Konkursie Chopinowskim, przyjaźnił się z Menuhinem, jako pierwszy Polak uprawiał jogę metodą Iyengara, pomógł Polsce odzyskać przechowywane w czasie II wojny światowej w Kanadzie zbiory wawelskie.
Witold Małcużyński urodził się 10 sierpnia 1914 roku w Koziczynie na Wileńszczyźnie. Grę na fortepianie studiował u Jerzego Lefelda w Konserwatorium Warszawskim, a po maturze u Józefa Turczyńskiego. Studiował również Prawo i Filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, jednak nie skończył studiów.
W latach 1936/37 pobierał lekcje u Ignacego Paderewskiego, który pomagał mu przygotować się do konkursu chopinowskiego. Małcużyński zajął 3. miejsce na III Konkursie Chopinowskim. Jego występ skomentował w recenzji Konstanty Regamey. "Liryzm jego jest męski, skupiony, wolny od czułostkowości, jeżeli Małcużyński będzie dalej ewoluował na tej samej drodze, dalej przefiltrowywał i pogłębiał swój temperament pianistyczny, może to dać w połączeniu z doskonałą szkołą, swobodą techniczną, jaką już ma, wspaniałe wyniki" - napisał.
Podczas konkursu chopinowskiego Małcużyński poznał swoją żonę pianistkę Colette Gaveau. Pobrali się latem 1939 roku w Paryżu. To tam zastał go wybuch II wojny światowej. Pianista zgłosił się do wojska polskiego we Francji, a dzięki Paderewskiemu przydzielono go do pracy artystyczno-propagandowej w obozach wojskowych. Po wejściu wojska niemieckiego do Francji razem z żoną uciekli do Lizbony, a stamtąd do Argentyny. W listopadzie 1940 r. dał pierwszy koncert w Buenos Aires. Zagrał dziesiątki koncertów w całej Ameryce południowej razem z żoną żyli na walizkach. W Ameryce Południowej osiągnął wielką sławę, w Argentynie był lepiej znany niż w Polsce.
W czasie jednego z tournee Małcużyński spotkał Yehudi Menuhina, który ułatwił mu debiut w Nowym Jorku w Carnegie Hall. Wystąpił tam kwietniu 1942 roku, wykonał Sonatę fortepianową h-moll Ferenca Liszta. Na stronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina można przeczytać recenzję tego koncertu, pióra krytyka Olina Downes'a. "Małcużyński mistrzowsko panuje nad wszystkimi środkami pianistyki [...]. Sławną Sonatę Liszta deklamuje on z rozmachem, w wielkim stylu [...], Chopina gra natomiast z wielką prostotą, a jednak w sposób dramatyczny. Umie być równocześnie naturalny i wielki".
Relacja z rodziną Menuhinów przerodziła się w przyjaźń. Córka pianisty Christine Małcużyńska w audycji emitowanej w Polskim Radiu wspominała, że "Yehudi Menuhin powiedział Witoldowi, że musi mieć dom, bo przez 10 lat nie mieli dzieci, a matka jeszcze wtedy grała". Wspominała, że kiedy ona i jej brat byli mali, to rodzice zabierali ich w podróże. Sam Małcużyński w jednym z wywiadów opowiadał, że "po wielu latach cygańskiego życia wreszcie wspólnie z żoną zdecydowali się na założenie gniazda stałego". "Tym bardziej, że już mamy dwoje dzieci, dla których to jest bardzo ważne, więc obecnie mamy dom w Szwajcarii niedaleko Montreux, koło jeziora" - opowiadał.
Wcześniej, przez jakiś czas Małcużyńscy mieszkali obok Menuhina w szwajcarskim Gstaad. To Menuhin przedstawił Witolda swojemu mistrzowi jogi. Pianista tak wciągnął się w jogę, że ćwiczył ją całe życie, podobno był pierwszym Polakiem, który ćwiczył jogę metodą Iyengara. Ćwiczenia te były jego remedium na tremę, z którą wcześniej sobie nie radził. Christine wspominała, że kiedy miała osiem lat po raz pierwszy rodzice zabrali ją na koncert Witolda, to było w Albert Hall w Londynie. "Byłam bardzo przestraszona, bo on robił swoją jogę, ja widziałam, że on zawsze stoi na głowie, ale tego, co zrobił przed graniem jeszcze nigdy nie widziałam".
W marcu 1945 roku pojechał transportem wojskowym do Anglii. Tam dał koncert w Londynie, a następnie, kilka miesięcy wcześniej w Paryżu. Od tego momentu kariera Małcużyńskiego nabrała zawrotnego tempa. Dawał dziesiątki koncertów rocznie na różnych kontynentach. Nagrywał płyty dla renomowanych wytwórni, takich jak Columbia, Angel, EMI. Nagrywał m.in. w studiu Abbey Road w Londynie w 1954 roku. Odbył też kilka podróży koncertowych wokół kuli ziemskiej, np. dla upamiętnienia 100. rocznicy śmierci Chopina w 1949, i w 150. rocznicę jego urodzin (1960).
Po raz pierwszy po wojnie, do Polski przyjechał w 1958 r. Koncertował wówczas w Warszawie, Katowicach, Krakowie i Poznaniu. "Stefan Kisielewski, który tak mnie lubi szkalować, tutaj mówię szkalować w cudzysłowie, bo przecież żywię zawsze dla niego wiele sympatii, ale kiedyś sobie napisał w jednym z felietonów, jakobym słabo mówił po polsku po tej dłuższej obecności za granicą, nie wiem, czy miał rację, wydaje mi się, a z drugiej strony szereg osób się dziwi, że dotychczas mówię dość płynnie po polsku, ale nie powinno to być dziwne, bo mimo że jestem za granicą od tylu lat, jeżdżę po całym świecie, gdzie przecież jest wszędzie pełno Polaków. Dosłownie nie ma zakątków naszej planety, gdzie bym nie spotykał Polaków" - mówił sam Małcużyński w jednym z wywiadów dla Polskiego Radia.
Dzięki swoim kontaktom przyczynił się do zwrotu Polsce zbiorów wawelskich, które na czas wojny zostały wywiezione do Québec w Kanadzie na przechowanie. Władze prowincji Quebec, po wojnie nie wyrażały zgody na zwrócenie skarbów, uznawały, że nie mogą przekazać zbiorów władzom kraju niesuwerennego, który był pod kontrolą ZSRS.
Dopiero po "odwilży" roku 1956 i normalizacji stosunków polsko-kanadyjskich oraz dzięki staraniom dyrektora Jerzego Szablowskiego i pianisty Witolda Małcużyńskiego skarby zaczęły wracać do Polski. Był to długoletni proces. Pierwsze artefakty wróciły w 1958 r.
Artysta wielokrotnie odwiedzał ojczyznę. W latach 1960, 1970 i 1975 był jurorem Konkursów Chopinowskich.
Małcużyński miał tylko dwóch uczniów. Jednym z nich był Janusz Olejniczak. Najpierw uczył się u Małcużyńskiego w Paryżu w latach 1971-73, a potem pobierał prywatne lekcje w jego domu w Szwajcarii. "Pamiętam dom w Szwajcarii. Wydawałoby się, że pianista może mieć tylko kolegów muzyków, a tam było ich na lekarstwo. Tam byli politycy, pamiętam lekarzy z Indii - sąsiadów, dyrygenci, pisarze z Kultury Paryskiej i mnóstwo ciekawych ludzi. Byłem wtedy bardzo młody i chłonąłem wszystko to, co mówią" - opowiadał Olejniczak w audycji Polskiego Radia. Wspominał też, że kiedy w czasie pobytu w Szwajcarii w latach 70. w domu swojego pedagoga wszedł do pokoju, który nie był przeznaczony dla niego, zobaczył swojego mistrza stojącego na głowie. "Szybko się wycofałem i żeby ten obraz nie został w mojej głowie" - opowiadał.
Witold Małcużyński zmarł nagle podczas pobytu na Majorce 17 lipca 1977 roku. Jego ciało spoczywa na cmentarzu Powązkowskim w Alei Zasłużonych. (PAP)
Autor: Olga Łozińska
oloz/ jann/