"Polska sztuka jest jedną z najlepszych w Europie. Jest kreatywna, zaskakująca i odważna" - powiedział PAP dyrektor warszawskiego Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski Fabio Cavallucci, który opuszcza placówkę w maju.
Włoski kurator i krytyk sztuki Fabio Cavallucci objął stanowisko dyrektora w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej w 2010 r. W maju zwalnia stanowisko, by objąć funkcję dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej im. Luigiego Pecci we włoskim Prato.
"Czuję, że mogłem zrobić więcej. Niestety, to co zrobiłem w ciągu ostatnich trzech lat nie zostało docenione. Nie było dostrzegane - nie tyle przez widownię, która wspierała działalność CSW, ale przez kulturalny entourage" - powiedział Cavallucci w rozmowie z PAP, oceniając swoją czteroletnią pracę w Warszawie.
"Czuję, że mogłem zrobić więcej. Niestety, to co zrobiłem w ciągu ostatnich trzech lat nie zostało docenione. Nie było dostrzegane - nie tyle przez widownię, która wspierała działalność CSW, ale przez kulturalny entourage" - powiedział Cavallucci w rozmowie z PAP, oceniając swoją czteroletnią pracę w Warszawie.
"Gdy mówimy o instytucji, należy myśleć o całym programie. Wiele przygotowanych przez nas wystaw poruszało tematy społeczne i spotykało się z zainteresowaniem publiczności, nie tylko kolekcjonerów. Dwa i pół roku temu odbyła się wystawa Akademii Ruchu, która była fantastyczną ekspozycją - była blisko ludzi, odbywała się na ulicy. To tylko jeden z wielu przykładów tego, w jaki sposób zbliżaliśmy się do ludzi, podejmowaliśmy tematy społeczne" - dodał.
Cavallucci wszedł jednak w konflikt z pracownikami CSW, którzy domagali się jego dymisji. Niepokoił ich m.in. "sposób i efekty realizacji misji placówki" i zarządzanie finansami. Zespół zaapelował do ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego o dymisję szefa, zarzucając mu m.in. złe zarządzanie finansami CSW i marnowanie publicznych pieniędzy. Pomimo kontrowersji Zdrojewski podjął decyzję, że Cavallucci pozostanie na swoim stanowisku do końca kadencji.
Zmiany na stanowisku dyrektora chciała także posłanka PiS Anna Sobecka, która domagała się "natychmiastowego zwolnienia" Cavallucciego. Jej zdaniem w CSW złamano prawo emitując na jednej z wystaw "obsceniczny materiał". Chodziło o wystawę "British British Polish Polish: Sztuka krańców Europy, długie lata 90. i dziś", przygotowaną we wrześniu 2013 roku i umieszczoną tam pracę Jacka Markiewicza "Adoracja Chrystusa" z 1993 r., która wzbudziła krytykę posłów Prawa i Sprawiedliwości.
"To była bardzo ważna wystawa, zestawiająca polskich artystów z lat 90. z ich brytyjskimi odpowiednikami. Wspieraliśmy polską sztukę. Katarzyna Kozyra, Zbigniew Libera, Paweł Althamer czy Artur Żmijewski są tak samo dobrzy jak np. Damien Hirst. Albo lepsi. Przydarzyło się, że środowiska katolickie uznały wystawę - a właściwie nawet nie wystawę, tylko jedną pracę - za obrazę. Zresztą niesłusznie: praca powstała 20 lat temu, nikogo wówczas nie oburzała. Ale najwyraźniej czasy się zmieniają" - skomentował sprawę dyrektor CSW.
Samą polską sztukę współczesną Cavallucci ocenia wysoko, podkreślając jej ogromną wartość na tle europejskim. "Polska sztuka współczesna jest jedną z najlepszych, być może nawet najlepszą, w Europie. Jest bardzo kreatywna, zaskakująca i odważna. W interesujący sposób łączy dziwne, nie pasujące do siebie, wydawałoby się, części tworząc coś niezwykłego" - podkreślił.
Głośną sprawą były też finanse CSW. Podczas styczniowego posiedzenia sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu minister Zdrojewski powiedział, że CSW kończy rok budżetowy stratą w wysokości niemal 500 tys. zł. Jak dodał, instytucję tę oceniać będzie także pod względem komunikacji wewnętrznej, jak również zgodności pracy zespołu kuratorskiego z dyrekcją oraz instytucjami zewnętrznymi. "Ta ocena, jak państwo wiedzą, nie jest najwyższa" - powiedział Zdrojewski.
W oświadczeniu, przesłanym PAP, CSW informowało, że fakt, iż Centrum "zamknęło swą działalność za 2013 rok stratą bilansową, nie spowodował powstania zadłużenia instytucji (...) Koszty, jakie CSW poniosło w 2013 roku były wyższe, niż osiągnięte przychody finansowe, jednak powstała w ten sposób różnica została sfinansowana środkami zaoszczędzonymi w poprzednich okresach sprawozdawczych".
Dyrektor odrzuca zarzuty o niegospodarność. "Finansowy stan instytucji jest bardzo dobry. Gazety wieściły katastrofę, która wcale nie nastąpiła. Oczywiście, mierzyliśmy się z problemami finansowymi w drugiej części roku, tak jak wiele innych instytucji kulturalnych. Nie zarobiliśmy wiele z różnych powodów - wiele międzynarodowych organizacji nie dało nam pieniędzy ze względu na kryzys ekonomiczny" - tłumaczył.
"Nie dostaliśmy dofinansowania z wielu amerykańskich instytucji - np. ambasad, które zawsze dają fundusze na Zamek Ujazdowski, od których zwykle mogliśmy ich oczekiwać. Ani złotówki. To nie wina dyrektora, tylko międzynarodowego kryzysu. Prezydent Obama ewidentnie preferuje wydawanie pieniędzy w domu - jeśli coś mu zostanie, może wydawać w Polsce, czy innych krajach. Ale poradziliśmy sobie w tym roku bardzo dobrze, nie było żadnej katastrofy" - ocenił. (PAP)
pj/ mlu/