„Crimes of the Future” nie jest manifestem politycznym, ale dobrze rezonuje z obecnymi czasami – mówił w Cannes David Cronenberg. Osadzony w niedalekiej przyszłości body horror o kontroli nad ludzkimi ciałami i skażeniu planety konkuruje o Złotą Palmę.
Wraz z "Crimes of the Future" Cronenberg powrócił do Cannes po 26 latach. Kiedy poprzednio prezentował tu "Crash: Niebezpieczne pożądanie" – opowieść o parze, dla której źródłem uniesień seksualnych są sceny wypadków samochodowych - wywołał potężny skandal. Nie zmieniło to jednak faktu, że obraz był rozważany jako poważny kandydat do Złotej Palmy, a ostatecznie zdobył Nagrodę Specjalną Jury. Po tak długiej nieobecności – również w kinie, bo ostatni film "Mapy gwiazd" kanadyjski reżyser zrealizował osiem lat temu – publiczność spodziewała się wydarzenia podobnej skali. Tym bardziej, że w ubiegłym roku zwycięzcą festiwalu okazał się utrzymany w podobnej konwencji "Titane" Julie Ducournau, którego oglądaniu towarzyszyły skrajne emocje widzów. W przypadku "Crimes of the Future" nic takiego nie nastąpiło. Dzieło Cronenberga przyjęto z szacunkiem należnym staremu mistrzowi – po premierze otrzymał sześciominutową owację – jednak w recenzjach raczej brak zachwytów.
"Crimes of the Future" to osadzona w niedalekiej przyszłości opowieść o społeczeństwie, w którym ludzkie ciała ulegają różnego rodzaju transformacjom i mutacjom. Jednym z głównych bohaterów jest Saul Tenser (w tej roli Viggo Mortensen), artysta performatywny, w którego ciele zaczynają pojawiać się nowe organy. Jego partnerka, była chirurg urazowa Caprice (Lea Seydoux) na oczach publiczności wydobywa organy z ciała Saula i tatuuje je. W obsadzie znaleźli się też m.in. Kristen Stewart, Scott Speedman i Don McKellar.
Podczas konferencji prasowej promującej film 79-letni reżyser podkreślił, choć "Crimes of the Future" dzieli tytuł z jego niskobudżetowym obrazem z lat 70., nie jest jego kontynuacją. "Wiem, że wielu widzów dostrzeże tu nawiązania do moich innych dzieł, jak choćby +Wideodrom+ czy +Existenz+, ale pisząc scenariusz, w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Wszystkie moje filmy są wytworem tego samego systemu nerwowego, jednak każdy z nich jest inny. Pracując nad danym obrazem, traktuję go jako byt sam w sobie. Nie myślę o odniesieniach do innych. Kiedy spotykam się z Viggo i Leą, spoglądam na nich, starając się, by wypadli jak najlepiej. Zależy mi, żeby uzyskać pożądany efekt, używając każdej znanej im broni" – wyjaśnił.
Według Cronenberga, "Crimes of the Future" nie jest manifestem politycznym, ale dobrze rezonuje z obecnymi czasami i toczącą się m.in. w Stanach Zjednoczonych debatą wokół praw do aborcji. "Scenariusz napisałem 20 lat temu, ale już wtedy dało się odczuć, że nadchodzi chęć opresyjnej kontroli społeczeństwa i odbierania jednostkom ich praw. To stały punkt w historii, że gdzieś na świecie istnieją rządy, które chcą kontrolować swoją populację. A kiedy kontrolujesz ludzkie ciała, kontrolujesz także mowę, sposoby wyrażania siebie, mózg, bo on też należy do ciała. W Kanadzie – powiedziałem to ostatnio - uważamy, że ludzie w Stanach Zjednoczonych kompletnie zwariowali. Nie możemy uwierzyć, że politycy mówią to, co mówią. Nie tylko o Roe vs. Wade (sprawie rozpatrzonej w latach 70. przez Sąd Najwyższy USA, w wyniku której aborcję uznano za legalną, dając stanom możliwość wprowadzenia regulacji ograniczających możliwość zabiegu w drugim i trzecim trymestrze - PAP), ale o wszystkim innym. To dziwne czasy" – podsumował.
Dodał, że film mówi także szkodliwości mikroplastiku. "Dziesięć lat temu nikt nie poruszał tego tematu, a teraz co pięć dni pojawiają się kolejne rewelacje. Wiadomo, że około 80 proc. ludzi na Ziemi ma mikroplastik w swoich ciałach. Tak więc film - mimo że został napisany zanim ten temat stał się popularny – być może przedstawia sugestię, że zamiast myśleć o ratowaniu Ziemi, należy zaprzestać produkcji plastiku. Alternatywą jest opanowanie ekspansji plastiku, znalezienie sposobu na wykorzystanie go" – wskazał twórca.
Kanadyjczyk został również zapytany, dlaczego w latach 80. odrzucił możliwość wyreżyserowania "Top Gun". "W przeszłości, kiedy robiłem karierę, ludzie proponowali mi różne rzeczy. Lubię maszyny – w 1979 r. zrealizowałem film +Szybka banda+, o którym nikt nie mówi - rozumiem zatem, dlaczego ktoś mógł pomyśleć, że byłbym tym zainteresowany. Znaleźć dwie godziny, by obejrzeć film - to świetna sprawa. Ale spędzić dwa lata, pracując nad nim? Nie, dziękuję" – odparł.
Viggo Mortensen, który współpracował z Cronenbergiem przy "Historii przemocy", "Wschodnich obietnicach" i "Niebezpiecznej metodzie" - a prywatnie jest jego przyjacielem – wspominał początki ich znajomości. Jak mówił, już przy pierwszym spotkaniu docenił poczucie humoru reżysera. "Jest między nami zaufanie. To ułatwia pracę, bo nie musimy tracić zbyt wiele czasu na rozmowy. Lubię obserwować, jak na planie pojawiają się nowi aktorzy i za każdym razem robią to samo, co ja na początku. Lgną do Davida, bo czują, że chętnie usłyszy ich sugestie. Później potrafi je brutalnie odrzucić, ale jeśli są przydatne, przyjmuje je. Jest otwarty na współpracowników. Sprawia, że każdy czuje się częścią opowiadanej historii" – stwierdził.
"Crimes of the Future" to jeden z 21 tytułów uczestniczących w konkursie głównym 75. festiwalu w Cannes. Laureata Złotej Palmy poznamy w sobotę wieczorem podczas uroczystości, która odbędzie się w Grand Theatre Lumiere. Wyłoni go jury w składzie: francuski aktor Vincent Lindon (przewodniczący), brytyjska aktorka Rebecca Hall, hinduska aktorka Deepika Padukone, szwedzka aktorka Noomi Rapace oraz włoska aktorka i reżyser Jasmine Trinca, a także irański reżyser, scenarzysta i producent Asghar Farhadi, francuski reżyser, scenarzysta i aktor Ladj Ly, amerykański reżyser i scenarzysta Jeff Nichols oraz norweski reżyser i scenarzysta Joachim Trier.
Z Cannes Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ pat/