Nasz sposób celebrowania nadejścia nowej, ożywczej nadziei różni się od świętowania w innych kulturach. Wspomnienie o tych, po których pozostały puste miejsca przy wigilijnym stole do tej tradycji przynależy - mówi Szymon Mucha, autor słów "Kolędy dla nieobecnych". Pastorałka autorstwa Szymona Muchy i Zbigniewa Preisnera, wykonywana przez Beatę Rybotycką przypomina, że Święta to nie tylko choinki i prezenty, ale przede wszystkim czas refleksji nad życiem i współczesnym światem.
PAP: W jaki sposób rozpoczęła się pańska współpraca ze Zbigniewem Preisnerem? Jak powstała "Kolęda dla nieobecnych"?
Szymon Mucha: Zbigniew Preisner szukał nowych tekstów. Miał pomysł na "Kolędę dla nieobecnych", chciał, aby był to utwór, dotykający w jakiś sposób osób i światów, które już zniknęły. Justyna Szafran i Leszek Możdżer podsunęli Preisnerowi moje teksty, a potem wszystko nabrało rozpędu. Mieszkałem wtedy przy ul. Mostowej w Poznaniu, i pamiętam, jak Zbyszek zadzwonił i zanucił mi przez telefon refren tej kolędy.
Utwór powstawał dwuetapowo, tzn. do tego zanuconego refrenu napisałem słowa, potem dostałem muzykę do zwrotek, i dopisałem zwrotki. Jakiś tydzień, dwa później znów zadzwonił Zbigniew Preisner i puścił mi przez telefon cały utwór nagrany z panią Beatą Rybotycką. To był bardzo wzruszający moment, bo takie wykonanie, taka muzyka, i współpraca z takimi osobami to dla mnie ogromny zaszczyt.
PAP: W czym tkwi sekret tej pastorałki? Nie ma w niej przecież ani tańczących choinek, ani grających Mikołajów, ani nawet reniferów...
Sz.M.: Moim zdaniem naprawdę potężną rolę odgrywa w tym utworze warstwa muzyczna i wykonanie. To jest także kolęda, która, choć być może bezpośrednio tylko w niewielkim stopniu odnosi się do tradycji Świąt - oprócz oczywiście tego symbolicznego, pustego miejsca przy stole - to wyraża pewną tęsknotę i za ludźmi, i za światami, które odeszły. I jest pisana trochę z pozycji człowieka niedowierzającego, który strasznie tęskni do takiej rzeczywistości, w której na świat, choćby tylko w nas, w środku, przyszedłby ów "głosiciel miłości" i naprawił wszystko to, co się złego miedzy ludźmi dzieje. Jest wyrazem pewnej tęsknoty, pragnienia czegoś lepszego - począwszy od dłuższych dni po bliskość i spójnię duchową z innymi.
PAP: Święta w mediach i reklamach są czasem do przesytu kolorowe i beztroskie. "Kolęda dla nieobecnych" porusza natomiast bardzo trudne tematy, a mimo to, jest to jedna z najczęściej słuchanych współczesnych pastorałek. Czy nie jest tak, że trochę smutku – choćby dla równowagi – też jest ludziom potrzebne?
Sz.M.: Nie wolno mi orzekać, czy smutek i refleksja są potrzebne w Święta, czy nie. Każdy mierzy się z tym sam. Jednemu potrzebna refleksja i smutek, innemu antydepresanty. Co innego konstatacja, że w naszym kręgu kulturowym sposób celebrowania nadejścia nowej, ożywczej nadziei różni się od świętowania w innych kulturach. Wspomnienie o tych, po których pozostały puste miejsca przy wigilijnym stole do tej tradycji przynależy. Smutek bez wątpienia jest obecny w tej kolędzie i to być może w dawce nawet zbyt dużej. Ukształtowany byłem jednak na twórczości, która raczej nie tryskała optymizmem odnośnie człowieczeństwa w ogóle, nie tylko spraw dotyczących religii, czy śmierci lub narodzin Nowego.
PAP: A może to nie kwestia optymizmu, tylko poszukiwania tej głębi, tego prawdziwego sensu Świąt?
Sz.M.: Może i tak. To są pytania o nadzieję, ale i o niepokój. O to w jaki sposób wypełniamy pustkę po tych, którzy odeszli z naszego świata. Zresztą taka jest chyba specyfika i tradycja polskiego Bożego Narodzenia - z pustym miejscem przy stole, które rodzi ów niepokój - kimże jest ten Nieznajomy, tak naprawdę dla kogo trzymamy to miejsce? Dziś może trzeba by było postawić sobie pytanie, czy ta tradycja nie stała się równie plastikowa jak pozostała, komercyjna otoczka Świąt. Z jednej strony mamy takie ikoniczne wyobrażenia: ośnieżone świerki, samotne, rozświetlone chaty zagubione gdzieś po idyllicznych wioskach, śnieg skrzypiący pod nogami w drodze na pasterkę, oraz - oczywiście, to co napawa nas dumą, wyobrażenie o własnej, niesłychanej gościnności, symbolizowane tym pustym miejscem przy stole. Z drugiej strony mamy kryzys zaufania, rozwarstwienie i potworny egoizm. Nikt, o kim Polacy myślą "Obcy" do stołu zapraszany przecież nie jest...
Rozmawiała Anna Jowsa (PAP)
ajw/pat/