W dobie kultury „szybkostrzelnej” potrzebna jest przestrzeń, w której możliwe są prawdziwe głębokie relacje, nie tylko z dziełami sztuki, ale i ludźmi. Ważny jest kontakt z publicznością, a Muzeum Narodowe jest dobrym miejscem budowania wspólnoty – mówi PAP p.o. dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie Agnieszka Rosales Rodriguez
Polska Agencja Prasowa: „Muzeum nad muzeami” – chyba tak można powiedzieć o Muzeum Narodowym w Warszawie, które pełni ważną funkcję, wyznaczając standardy dla innych instytucji muzealnych?
Agnieszka Rosales Rodriguez: Muzeum Narodowe w Warszawie jest z pewnością wiodącą instytucją - obok tak wspaniałych placówek jak np. Muzeum Narodowe w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Gdańsku. Jednak nie chciałabym używać określenia „muzeum nad muzeami”.
Muzeum Narodowe ze względu na swoją długą historię związaną z losami Warszawy, dziejami Polski, tradycję, także ze względu na siłę społecznych działań, inicjatyw, mocno zaznaczoną rolę filantropii w jego powstaniu i trwaniu, ma pozycję szczególną. Jest też placówką, która ma relacje z innymi krajowymi Muzeami Narodowymi, jak również z muzeami okręgowymi. Istotą Muzeum Narodowego jest to, że zbiory, które posiada, są reprezentatywne dla sztuki całego narodu. A są to bardzo bogate, wspaniałe zbiory.
PAP: Jak liczne?
A.R.R.: Obecnie mamy w zasobach 860 tysięcy dzieł sztuki polskiej i światowej, od antyku do współczesności. To fantastyczne kolekcje!
Muzeum Narodowe, pozostając w gestii ministra kultury, pełni swoją misję, czyli mówiąc wprost realizuje podstawowe zadania, takie jak gromadzenie i ochrona dzieł, ich opracowywanie i systematyzowanie, udostępnianie, czyli tworzenie możliwości kontaktu z dziełami sztuki, edukacja i kształtowanie społecznej wrażliwości. A zatem, powtórzę, nie jest to „muzeum nad muzeami”, bardziej rzecz wspólna, wspólna sprawa. Muzeum to dobro obywateli należące do narodu. I choć brzmi to nieco górnolotnie, myślę, że w poczuciu odpowiedzialności powinny się rozmaite podmioty aktywizować, aby zachować cenny dorobek dla przyszłych pokoleń.
PAP: Sytuacja obecna powinna sprzyjać tym działaniom. Hanna Wróblewska, nowa ministra kultury i dziedzictwa narodowego, w wywiadzie dla PAP powiedziała, że Muzeum Narodowe w Warszawie jest dla niej instytucjonalnie ważne, że jest placówką znaczącą nie tylko dla Warszawy, ale dla całego kraju. „Pomoc w jej rozwoju jest dla nas priorytetem” – podkreśliła. Co pani dyrektor na to?
A.R.R.: Dużo to dla nas znaczy. Dobrze mieć taką minister, która doskonale zna środowisko muzealników i rozumie realne wyzwania związane z funkcjonowaniem instytucji, która musi się rozwijać. Korzystając ze sprawdzonych rozwiązań, trzeba być też otwartym na nowe idee, tendencje, praktyki, a zarazem chronić kulturę przed nakładaniem na nią „obowiązków ideologicznych”. Muzeum Narodowe co prawda zawsze jest w nasłuchu i dialogu społecznym, reaguje na sytuację społeczno-polityczną, ale musi też być otwarte na różne światopoglądy, potrzeby.
PAP: Od lat 90. jest pani związana z Muzeum Narodowym w Warszawie, najpierw z działem edukacji, następnie jako adiunktka w Zbiorach Sztuki Europejskiej, później kuratorka Zbiorów Sztuki Polskiej, autorka słynnych wystaw, a od niedawna kieruje pani tą placówką. A zatem kustosz zmienił się w dyrektora.
A.R.R.: Na razie pełnię obowiązki dyrektora. Oczywiście moje dotychczasowe doświadczenie wyniesione z pracy w muzeum jest bardzo przydatne, wręcz fundamentalne. Nie tylko chodzi o dogłębną znajomość złożonych procesów i uwarunkowań, ale też o relacje z innymi muzeami w kraju oraz kontakty międzynarodowe, o naszą obecność w kulturze europejskiej.
PAP: Jak przedstawiają się kontakty zagraniczne?
A.R.R.: Już na początku mojej kadencji udało nam się ożywić te kontakty i wyznaczyć kilka dobrych nowych ścieżek międzynarodowych relacji. Zależy nam na kontaktach zagranicznych, to jest zawsze inspirujące, i zarazem stanowi podstawę wymiany wystaw, eksponatów, wiedzy naukowej, dzielenia się dobrymi praktykami w sferze edukacji, komunikacji i szeroko rozumianej kultury zarządczej.
Gościliśmy dyrektorkę Muzeum Sztuki w Lozannie – Fondation de l’Hermitage - panią Sylvie Wuhrmann. W czerwcu przyszłego roku chcielibyśmy otworzyć tam wspaniałą wystawę malarstwa polskiego przełomu XIX i XX wieku. Motywem przewodnim będzie folklor i niesamowita słowiańszczyzna, urzeczenie światem przyrody, mitów i ballad.
PAP: Ludowość, baśniowość, żywioły przyrody, z którymi konfrontuje się człowiek, to teraz modny nurt w wystawiennictwie.
A.R.R.: Niedawno w paryskim Muzeum Orsay miała miejsce wystawa „Dzikie dusze” prezentująca twórczość krajów bałtyckich. Co ciekawe, było tam pokazywane m.in. malarstwo Ferdynanda Ruszczyca, tyle że w sekcji litewskiej. Ludowość, źródło motywów i wzorców stylistycznych, ale również postaw i emocji to tematy, które inspirują badaczy, historyków sztuki, kuratorów, no i naturalnie artystów.
PAP: Można chyba w tym miejscu przypomnieć cieszącą się ogromnym zainteresowaniem wystawę malarstwa nordyckiego „Przesilenie. Malarstwo Północy 1880-1910”, którą można było oglądać w MNW do marca 2023 r.
A.R.R.: I to jest właśnie jeden z dobrych przykładów na zwrot w badaniach ku nowym regionom, tradycjom lokalnym, ludowości. W pewien sposób na nowo odkryto ten ważny obszar, i to zarówno w sztuce światowej – przypomnijmy, że na wystawie „Przesilenie” prezentowane były prace artystów z Islandii, Norwegii, Finlandii, Danii i Szwecji – jak i w sztuce polskiej.
Przyzwyczailiśmy się do patrzenia na polską kulturę i sztukę przez pryzmat szlacheckich wyobrażeń, kodu rycersko-sarmackiego. Istnieje też druga strona polskiej kultury, która wiąże się z tym, co ludowe, zróżnicowane etnicznie i religijnie, co wynika z tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, która nigdy nie była jednolita kulturowo. Sztuka ukazująca to wielkie bogactwo warta jest uwagi.
PAP: Jakie jeszcze rysują się perspektywy międzynarodowej współpracy?
A.R.R.: Kilka tygodni temu gościliśmy przedstawicieli Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie – Victoria and Albert Museum - największego muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego, którego kolekcja liczy ponad 4,5 mln eksponatów. Otwiera się przed nami szansa na ciekawą współpracę. A tak się składa, że w planach naszego muzeum jest projekt wystawy na temat tzw. anglomanii rozumianej jako ważny nurt w sztukach dekoracyjnych, ale i szerzej jako moda, styl życia nie tylko w kręgach polskiej arystokracji.
Podjęliśmy też współpracę z Belgią. Planujmy na jesień przyszłego roku wystawę o metaforycznym tytule „Karnawał”. Będzie to zestawienie twórczości dwóch oryginalnych artystów przełomu stuleci: Belga Jamesa Ensora, malarza, grafika, przedstawiciela wczesnego ekspresjonizmu, oraz jednego z naszych czołowych symbolistów i prekursora ekspresjonizmu Władysława Wojtkiewicza. Jego sztuka powinna wejść do międzynarodowego obiegu!
Wystawa będzie formą namysłu nad dialogiem polsko-belgijskim, nad ówczesną filozofią sztuki, teorią teatru, marionetki, maski. Kontakty zagraniczne zawsze mają dobry wpływ na widzenie swojej własnej kultury, „swojego domu”. Inspirują i rozwijają, pozwalają nabrać dystansu, a może i upewnić się, że nie trzeba mieć kompleksów.
PAP: Skoro mowa o własnym „domu”. Czy i pani udziałem jest odwieczne dążenie dyrektorów muzeum do powiększenia i modernizacji samej siedziby, jej otoczenia, znaczącego poprawienia warunków funkcjonowania instytucji.
A.R.R.: Dążenie do rozwoju, podnoszenie standardów to normalny stan. Cenne zbiory nieustannie wymagają uwagi, opieki, zabezpieczenia, konserwacji - mówiąc wprost, nakładów finansowych. Dzisiaj wiemy, że ten wspaniały modernistyczny budynek zaprojektowany przez Tadeusza Tołwińskiego nie spełnia współczesnych wymagań i oczekiwań ani publiczności, ani pracujących tutaj muzealników. Brakuje odpowiednich przestrzeni do ekspozycji i przechowywania zbiorów, które się znacząco powiększyły. Dużo jest także do zrobienia w zakresie przestrzeni recepcyjnej gmachu głównego i jego oddziałów, zwłaszcza dla publiczności o szczególnych potrzebach. Remontów wymagają również nasze oddziały – pałace w Nieborowie, Królikarni, Otwocku Wielkim czy unikatowy w skali europejskiej park w Arkadii.
Zbiory obejmują sztukę od starożytnego Egiptu po współczesność. To np. ogromna kolekcja unikatowych w skali światowej numizmatów, przebogate zbiory rysunków, rycin, fotografii, ale też rękopisów, obrazów, rzeźb, wytworów rzemiosła artystycznego, również pozaeuropejskiego, od mebli, przez tkaniny, po współczesny design i plakat.
Tu znajdują się przykłady sztuki polskiej XIX wieku wywodzące się ze zbiorów Szkoły Sztuk Pięknych i Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych z takimi wielkimi nazwiskami jak Jan Matejko, Stanisław Wyspiański, Jacek Malczewski, Ferdynand Ruszczyc, Aleksander i Maksymilian Gierymscy. Kolekcja rozrastała się na początku XX w. dzięki ofiarności społeczeństwa polskiego, hojnym gestom darczyńców. Dysponujemy także wspaniałymi dziełami sztuki XX i XXI wieku. Musimy uświadamiać społeczeństwu, że te kruche dzieła sztuki to rzeczy bezcenne.
Potrzebne nam są również tzw. przestrzenie studyjne, czyli miejsca, w których, niezależnie od wystaw stałych i czasowych, mogłyby być prezentowane dla potrzeb badawczych wybrane dzieła, które na co dzień nie są udostępniane. To np. rysunki i fotografie, które ze względu na szkodliwe działanie światła, wrażliwość tworzywa mogą być przedmiotem jedynie czasowych pokazów.
Zależy nam na tym, żeby Muzeum Narodowe było placówką otwartą, która nowocześnie realizuje swoją misję i swoje statutowe cele: przechowywania, zabezpieczania i udostępniania publiczności dzieł sztuki. Muzeum cały czas się rozwija, wzbogaca zbiory, rozbudowuje swoje propozycje edukacyjne i program wydarzeń kulturalnych.
Dzisiaj muzeum nie jest już zamkniętą świątynią dla grona koneserów, ale instytucją demokratyczną i pluralistyczną i poprzez swoje programy zachęca rozmaite kręgi publiczności; rodziny, młodych widzów, a nawet bardzo małe dzieci, które mogą mile spędzać w muzeum czas. Bo muzeum powinno być miejscem przyjaznym, otwartym, tchnącym życiem.
PAP: Czyli ciche muzealne sale, po których się sunęło w filcowych kapciach, to już przeszłość?
A.R.R.: Zdecydowanie, jak widać, ten dziwny twór nowoczesnego świata, publiczne muzeum, cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Obsługa szerokiej publiczności generuje potrzeby kadrowe. I tu dochodzimy do kolejnych istotnych spraw. Muzeum, aby funkcjonowało zgodnie z misją, potrzebuje nie tylko zespołów konserwatorskich, specjalistów w różnorodnych dziedzinach, ale również ekspertów od edukacji, promocji i komunikacji. Nasze muzeum zatrudnia bądź współpracuje z wysokiej klasy specjalistami, ale nie dysponujemy wystarczającymi przestrzeniami do prac konserwatorskich, wystawienniczych i edukacyjnych. Należy podjąć debatę publiczną nad tym, czym jest i jak powinno się rozwijać Muzeum Narodowe. To wielki potencjał, szansa na przyszłość.
PAP: Czy odzyskanie gmachu po Muzeum Wojska Polskiego poprawi sytuację?
A.R.R.: Jestem po spotkaniu z dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego prof. Bogusławem Packiem, który obiecał, że w najbliższym czasie przedstawi harmonogram wyprowadzki. Jej pierwszy etap nastąpi jeszcze w tym roku, zwolnione zostaną przestrzenie wystawiennicze. Ta część budynku jest jednak w opłakanym stanie technicznym. Remont, a w zasadzie rewitalizacja i modernizacja, to zadanie wagi państwowej.
PAP: Po koniecznych remontach zwiększy się stan posiadania?
A.R.R.: Trzeba się najpierw przyjrzeć temu „stanowi posiadania”. Pomocna będzie otrzymana z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotacja celowa na przygotowanie nowoczesnej inwentaryzacji całego gmachu muzeum, łącznie ze skrzydłami Muzeum Wojska Polskiego. Jest to konieczne; dawna dokumentacja jest niekompletna, przestarzała, ma ubytki jeszcze z czasów II wojny światowej. Aktualna, nowoczesna dokumentacja będzie podstawą do zastanowienia się, jak zorganizować przestrzenie, aby Muzeum Narodowe mogło spełniać swoje funkcje. Sądzę, że to powinno być przedmiotem debaty publicznej, z udziałem rozmaitych środowisk, a nie tylko dyskusji i decyzji wewnątrz instytucji.
Wystąpiłam jeszcze do ministra Bartłomieja Sienkiewicza o powołanie Rady Powierniczej Muzeum. Tego rodzaju kolegialne ciało powinno stanowić wentyl bezpieczeństwa instytucji, społeczne i eksperckie forum dyskusji na temat powinności i kształtu muzeum, jego infrastruktury i architektonicznych rozwiązań.
PAP: A na razie trwa solidne „sprzątanie”. Raport NIK wykazał wiele nieprawidłowości. Najbardziej zbulwersowało opinię publiczną to, że ze zbiorów zniknęło blisko 130 obiektów.
A.R.R.: Chodzi o plakaty ze zbiorów Muzeum Plakatu w Wilanowie, które jest oddziałem Muzeum Narodowego; zaginęły one w latach 70. i 90., co wykazała nasza wewnętrzna kontrola stanu posiadania, czyli spis z natury. Muzeum zgłosiło zaginięcie tych obiektów do prokuratury, która jednak umorzyła postępowanie. Naszym kolejnym krokiem było złożenie zażalenia na decyzję prokuratury; uważamy bowiem, że należy wykorzystać wszelkie możliwe sposoby zbadania sprawy. Co ciekawe, dziesięć plakatów już się znalazło. Niekiedy takie „ubytki” w zbiorach są wynikiem niewłaściwej ewidencji, co pośród innych nieprawidłowości wykazał raport NIK. Ustalenia NIK są pomocne w porządkowaniu spraw - diagnozują problemy, które teraz sukcesywnie staramy się rozwiązywać.
PAP: Na jakie inne istotne obszary funkcjonowania muzeum wskazał raport NIK?
A.R.R.: Wiele uwag dotyczy tzw. skontrów, czyli spisów z natury, które zgodnie z rozporządzeniem ministra kultury powinny być przeprowadzane raz na pięć lat.
PAP: Co dokładnie oznacza spis z natury?
A.R.R.: Spis z natury, inaczej skontrum, oznacza kontrolę zbiorów. Jest to proces żmudny, czasochłonny, wymagający zaangażowania dużej grupy osób. W skład komisji skontrowej wchodzi kilka osób. I jeślibyśmy prowadzili równolegle kilkadziesiąt skontrów, adekwatnie do potrzeb, trzeba byłoby zaangażować w ten proces około 200 pracowników jednocześnie. Tymczasem w muzeum zatrudnionych jest ponad 60 kustoszy opiekujących się zbiorami. Taki spis kontrolny wymaga wyjaśnień, weryfikacji danych w księgach inwentarzowych. Każdy obiekt trzeba obejrzeć, co bywa zadaniem skomplikowanym: chodzi np. o wielkie ołtarze, płótna nawinięte na wałki, których rozwinięcie i odwrócenie w celu sprawdzenia na odwrocie numeru inwentarzowego wymaga zaangażowania całej ekipy technicznej i konserwatorów. Przy dużych kolekcjach, jak np. fotografia, numizmaty i medale, z ponad 200 tys. obiektów, skontrum trwać może kilka lat.
Spisy kontrolne obejmują też obiekty, które są w depozycie w innych placówkach muzealnych albo znajdują się w instytucjach użyteczności publicznej, jak np. w Pałacu Prezydenckim. W czasie pandemii kilka skontrów zawieszono i teraz trzeba je wznowić. Rozpisaliśmy harmonogram skontrów i kilka z nich rozpoczęliśmy. Ponadto muzeum zmieniło elektroniczną bazę danych z systemu Mona na Muzy; dane z dawnej bazy zostały przeniesione do nowej i połączone. Od roku cały zespół pracowników zajmuje się intensywnie weryfikowaniem i modyfikowaniem bazy. Sytuacja nie sprzyja w podejmowaniu skontrów.
Wystosowałam pismo do pani minister Hanny Wróblewskiej z prośbą o wydłużenie okresu przeprowadzenia spisów, ponieważ przy prawie milionie obiektów przeprowadzenie zgodnie z obowiązującym prawem kontroli całego zbioru w ciągu pięciu lat było niemożliwe.
PAP: Kustosze nie lubią tych spisów kontrolnych? Przynajmniej takie opinie pojawiały się w mediach.
A.R.R.: Niesłuszna była to opinia, krzywdząca. Uwielbiamy skontra, bo to jest prawdziwy kontakt z dziełem sztuki, co stanowi esencję pracy kustosza. Przy okazji skontrów poznajemy zbiory, weryfikujemy stan zachowania obiektów, rozstrzygamy kwestie atrybucyjne. Raport NIK wykazał opóźnienia, ale naprawiamy tę sytuację.
PAP: A teraz sprawa najbliższa sercu i kustoszom, i publiczności. Jakie wystawy odbędą się w tym sezonie?
A.R.R.: Rozległy to temat, na osobną rozmowę. Mówiąc w skrócie: obecnie prezentujemy w MNW wystawę „Surrealizm. Inne mity” – pionierski projekt zdefiniowania polskiego surrealizmu. W Otwocku Wielkim otwarto wystawę stałą „Dar Ignacego Paderewskiego”. W naszym oddziale w Muzeum Rzeźby w Królikarni pod koniec czerwca prezentujemy rzeźby Aliny Ślesińskiej z naszej kolekcji, uzupełnione pracami sprowadzonymi z Krakowa i Wrocławia. To jest punkt wyjścia dla nowej odsłony działalności Królikarni. W przyszłym roku na wystawie „Uczennice Bourdelle’a” pokazane będą dzieła polskich artystek wykształconych w pracowni tego słynnego francuskiego mistrza rzeźby. W 2026 r. planowana jest odsłona twórczości polskich rzeźbiarek lat 50. i 60. A jesienią tego roku retrospektywa Józefa Chełmońskiego; wystawa przygotowywana od kilku lat zapowiada się na wydarzenie. Pod koniec lutego 2025 r. mamy zamiar otworzyć wystawę stałą w Muzeum Plakatu w Wilanowie, oddziale MNW. Zaprezentujemy Polską Szkołę Plakatu – rotacyjnie trzy odsłony.
W Gmachu Głównym w 2025 r. planujemy ekspozycję pt. „Autoportrety XXI” nawiązującą do cyklu portretów zamówionych przez hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego. Nad realizacją tego projektu, do którego przyjęło zaproszenie wielu znakomitych współczesnych artystów i artystek, czuwa stowarzyszenie Przyjaciele MNW.
Również przyszłą wiosną planujemy wystawę rozmaitych muzealiów pt. „Drogi do Jerozolimy” – ukazującą kulturową rolę miasta różnych religii i narodów.
PAP: A pani zamierzenia kuratorskie - będzie na nie czas?
A.R.R.: Chciałabym zrealizować w przyszłym roku zespołowy pomysł wystawy „Karnawał. Ensor – Wojtkiewicz”. Podjęliśmy współpracę z monografistą Jamesa Ensora, panem Herwigiem Todsem. Zaprosiliśmy jako partnera projektu Muzeum w Ostendzie, zwróciliśmy się o wypożyczenie dzieł do kilku muzeów belgijskich.
PAP: Weźmie pani udział w konkursie na stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie?
A.R.R.: Jeśli będzie ogłoszony konkurs, to w nim wystartuję; mam już skompletowany zespół najbliższych współpracowników. Działamy w poczuciu wspólnej misji Muzeum Narodowego w Warszawie. Nie boimy się wyzwań. Jesteśmy instytucją europejską o wielkich ambicjach naukowych, wystawienniczych.
W dobie kultury „szybkostrzelnej” potrzebna jest przestrzeń, w której możliwe są prawdziwe głębokie relacje, nie tylko z dziełami sztuki, ale i ludźmi. Ważny jest kontakt z publicznością, a Muzeum Narodowe jest dobrym miejscem budowania wspólnoty. Chcemy płynąć na szerokie wody.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
Autorka: Anna Bernat
abe/ miś/ szuk/