Tysiące mieszkańców Hongkongu utworzyły w piątek na ulicach miasta wielokilometrowy żywy łańcuch na wzór Szlaku Bałtyckiego sprzed dokładnie 30 lat. Uczestnicy pokojowej manifestacji domagają się m.in. demokratycznych wyborów hongkońskich władz.
Niemal bez przerwy od trzech miesięcy trwają w Hongkongu antyrządowe protesty, których pierwotną przyczyną był zgłoszony przez władze projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego, przewidujący m.in. możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych. Z czasem do postulatu wycofania tego projektu dołączyło m.in. żądanie powszechnych, demokratycznych wyborów lokalnej administracji i parlamentu.
Na zdjęciach i nagraniach publikowanych w mediach społecznościowych widać tysiące osób w różnym wieku, w tym całe rodziny, trzymające się za ręce i wznoszące apele o wolność i demokrację dla Hongkongu. Według komentatorów pokojowa manifestacja przypomina o szerokim poparciu społecznym dla postulatów protestujących.
Demonstracje pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Szefowa administracji regionu Carrie Lam wyklucza ustępstwa wobec protestujących. Wielokrotnie powtarzała ona, że projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego „jest martwy”, a prace nad nim ustały, ale odmawia wycofania go z parlamentu.
Piątkowa manifestacja wzorowana jest na Szlaku Bałtyckim z 1989 roku, gdy dwa miliony osób utworzyło żywy łańcuch od Wilna przez Rygę do Tallina, by zaprotestować przeciwko sytuacji politycznej w ówczesnych republikach ZSRR. Akcja została zorganizowana w 50. rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego Litwa, Łotwa i Estonia utraciły niepodległość.
Demonstracja, określana jako "hongkoński szlak", zakończyła się zgodnie z planem o godzinie 21 czasu miejscowego (godz. 15 w Polsce). Nie pojawiły się doniesienia o incydentach.
Niezależnie od niej do napięć doszło jednak w na stacji metra Kwai Fong na hongkońskich Nowych Terytoriach. Policja poinformowała w komunikacie, że „duża grupa protestujących” zgromadziła się na tej stacji i dokonywała tam aktów wandalizmu. Zapowiedziano interwencję.
Stacja Kwai Fong została w piątek zamknięta o godz. 21 – zamiast jak co dzień o 1 w nocy – by uniknąć powtórki protestów, jakie miały tam miejsce poprzedniego wieczora. Mimo to demonstranci pozostali na stacji i zaczęli demolować jej wnętrze. W czwartkowym proteście uczestniczyło ok. 200 osób, które domagały się wyjaśnień w sprawie użycia przez policję gazu łzawiącego na tej stacji 11 sierpnia.
Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)
anb/ mc/