Wilhelm Dilthey pisał, że historyk powinien wczuć się w realia, o których pisze. Ale jak wczuć się w wydarzenia toczące się choćby 100 lat w świecie, którego już nie ma? – pyta w artykule wstępnym redaktor naczelny magazynu prof. Michał Kopczyński. W najnowszym numerze również po raz kolejny historia jednej z wielkich epidemii w dziejach Europy.
„Wedle Jerzego Topolskiego wiedza pozaźródłowa, w tym pogląd na aktualne wydarzenia, ma znaczenie zarówno dla interpretacji przeszłości, jak i stawianych jej przez badacza pytań” – zauważa prof. Michał Kopczyński. W tym kontekście podkreśla, że nasza współczesna wiedza o wydarzeniach sprzed stu lat jest obciążona późniejszymi wyobrażeniami i brakiem zrozumienia ówczesnych realiów współżycia Polaków i Niemców na Warmii, Mazurach i Powiślu. Jest to tym trudniejsze, że „gdy mowa o przyczynach polskiej porażki, dowiadujemy się o niemieckim terrorze, zagrożeniu przez idącą na Warszawę Armię Czerwoną zniechęcającym głosujących do opowiedzenia się za państwem sezonowym, czyli Polską. Wszystko to prawda, ale tylko cząstkowa, pisana z perspektywy ogólnokrajowej, nie ma tu miejsca na analizę lokalnych relacji pogranicza polsko-niemieckiego” – dodaje redaktor naczelny miesięcznika. Setna rocznica przegranego przez Polskę plebiscytu z 11 lipca 1920 r. jest więc okazją do przypomnienia tego najmniej znanego epizodu kształtowania się granic II RP. W wyniku niekorzystnego dla polskiej strony rezultatu plebiscytu niemal cały obszar plebiscytowy pozostał w granicach Niemiec, Polsce przyznano jedynie 8 gmin (5 na Powiślu i 3 na Mazurach).
Historyk stosunków polsko-niemieckich prof. Robert Traba uważa, że pamięć o przegranej z lipca 1920 r. przesłaniają dwa główne czynniki – wielkie zwycięstwo nad bolszewikami odniesione miesiąc później oraz niechęć do pamiętania o tak wielkiej porażce, która pokazała słabość polskiego ruchu narodowego w Prusach Wschodnich. Autor przypomina, że dziś nazwiska polskich działaczy na rzecz polskości Warmii i Mazur są niemal zupełnie zapomniane. Były również stosunkowo mało znane w okresie międzywojennym. Tymczasem w przedwojennych Prusach Wschodnich niemal na każdym kroku można było spotkać miejsca pamięci o zwycięstwie w obronie „Heimatu”. Jeszcze w 1960 r., gdy na polach grunwaldzkich świętowano 550. rocznicę zwycięstwa nad krzyżakami, Konrad Adenauer na zjeździe pruskich ziomkostw przypomniał o zwycięstwie sprzed czterech dekad. „Wasze dzisiejsze spotkanie, moi niemieccy przyjaciele z Prus Wschodnich ma również cel polityczny. Ta manifestacja ma Niemcom i wszystkim wolnym narodom pokazać to, co państwu wyrządzono i co stało się z państwa stronami ojczystymi” – mówił „stary kanclerz”.
Jakub Knyżewski, historyk z Muzeum Historycznego w Ełku, przypomina historię plebiscytu roku 1920 na przykładzie tego mazurskiego miasta. Za przynależnością do Polski oddano tam zaledwie siedem głosów. Za Niemcami 8339. Mimo że zwycięstwo było tam przesądzone, to miejscowi Niemcy stosowali niezwykle ostrą propagandę wymierzoną w Polaków. „Niemcy powtarzali frazesy o Polnische Wirtschaft, przysłowiowej polskiej niegospodarności, przedstawiając Polskę jako państwo sezonowe, które wkrótce runie pod wpływem anarchii i nadciągającej ze wschodu ofensywy bolszewickiej. Samych Polaków opisywano jako naród stojący na niższym poziomie cywilizacyjnym” – stwierdza autor.
O polskiej porażce zdecydowała nie tylko nasilona niemiecka propaganda i terror wymierzony w polskich działaczy, ale również trwające przez wieki procesy asymilacyjne, które w połączeniu z siłą niemieckiego państwa i gospodarki skłaniały Mazurów do przyjmowania pruskiej tożsamości. Na ten aspekt zwraca uwagę dyrektor Muzeum Historycznego w Ełku Rafał Żytyniec. Paradoksalnie szczyt procesów asymilacyjnych wydarzył się w momencie, w którym Cesarstwo Niemieckie stanęło na skraju upadku. „W XX wieku postępowała asymilacja Mazurów z kulturą niemiecką. Proces ten został wzmocniony w okresie Wielkiej Wojny: wspólne przeżycia wojenne, udział w walkach na jej różnych frontach oraz znaczna pomoc innych prowincji niemieckich w odbudowie Prus Wschodnich ze zniszczeń jeszcze bardziej pogłębiły związek Mazurów z państwem i społeczeństwem niemieckim” – wyjaśnia znawca lokalnej historii.
Podobnie jak w poprzednich numerach wydanych w tym roku redakcja „Mówią wieki” przypomina historię wielkich epidemii, które zmieniły losy świata. Niemal dwa i pół tysiąca lat temu w Grecji toczyła się wojna peloponeska – gigantyczne starcie dwóch potęg ówczesnego świata śródziemnomorskiego – Aten i Sparty. W drugim roku wojny na Attykę spadła epidemia. Historyk tej wojny Tukidydes pierwszy zauważył, że epidemie mogą być zjawiskiem globalnym. Jego zdaniem choroba przyszła do Grecji z Egiptu i Libii. „Ciała chorych były rozpalone gorączką, sine, pokryte pęcherzykami i wrzodami. Nieustannie odczuwali pragnienie, niepokój, cierpieli na bezsenność. Umierali zazwyczaj w siódmym lub dziewiątym dniu choroby” – pisze filolog klasyczny prof. Stanisław Stabryła. Przypomina, że nauka jest wciąż bezradna w próbach nowoczesnego opisu epidemii roku 429 przed Chrystusem. „Wszystkie wnioski i ustalenia mają zdecydowanie hipotetyczny charakter i nie można przypisywać im znaczenia naukowego, gdyż zdaniem brytyjskich badaczy ten rodzaj zarazy już całkowicie wygasł lub uległ tak radykalnej zmianie, że nie przystaje do opisu w dziele Tukidydesa” – wyjaśnia znawca dziejów i kultury starożytnej.
Niemal codzienny widok śmierci, która zabierała nawet tak wielkie sławy jak ateński polityk Perykles, sprzyjał rozważaniom o tym, co czeka ludzi po śmierci. Zagadnienie to poruszało wielu greckich filozofów, m.in. Pitagorasa, Heraklita, Sokratesa i Platona. Ich opinie odbiegały od wierzeń większości Greków. Nie może również dziwić, że filozofowie uważali, że sami po śmierci będą szczególnie uprzywilejowani. „Szczęście po śmierci osiąga tylko filozof, którego dusza wędruje na Wyspy Szczęśliwe. Wszelkie inne rodzaje wcieleń jako mniej doskonałe prowadzą duszę jedynie do dalszego odbywania wędrówki po Ziemi” – miał twierdzić cytowany przez Wojciecha Ostrowskiego Sokrates.
Greków fascynowały nie tylko kwestie metafizyczne, ale również sprawy bardziej praktyczne, takie jak geografia najdalszych regionów Azji. Wielkim przełomem w ich postrzeganiu tej części świata była wyprawa Aleksandra Wielkiego. Jak stwierdza Jan Błachnio z Wydziału Historycznego UW, to wówczas Europejczycy po raz pierwszy ujrzeli Himalaje. Aż do drugiej połowy XIX wieku ich wiedza o najwyższych górach świata była bardzo niewielka. W 1847 r. z odległości niemal 200 km ujrzeli górę, która okazała się najwyższą na świecie. Dopiero w latach dwudziestych XX wieku zdecydowali się na próbę zdobycia Mount Everestu. Jan Błachnio opisuje szczegóły tragicznie zakończonej wyprawy George’a Mallory’ego. Do dziś trwają dyskusje, czy Brytyjczyk był pierwszym człowiekiem, który stanął na „trzecim biegunie ziemi”.
W czasie gdy Brytyjczycy docierali do podnóża Himalajów, rozpoczynała się rywalizacja o kontrolę nad tym regionem Azji. Ich konkurentami byli Rosjanie, a głównym celem ich ambicji mało znany, ale potężny w regionie Afganistan. Pierwszy etap „wielkiej gry” w 1842 r. zakończył się tragicznie zarówno dla Afgańczyków, jak i wojsk brytyjskich. Losy pierwszej brytyjskiej interwencji w Kabulu opisuje Łukasz Czarnecki z Instytutu Historii UJ. Bunt Afgańczyków doprowadził do wyparcia wojsk okupacyjnych z Kabulu. Ich odwrót zakończył się największą katastrofą w dziejach Imperium Brytyjskiego. „13 stycznia u wrót Dżalalabadu pojawił się zagoniony, słaniający się na nogach koń, niosący ledwie trzymającego się w siodle rannego, zmizerowanego mężczyznę z przerażeniem w oczach. Był to lekarz wojskowy William Byrdon, jedyny Brytyjczyk spośród tych, którzy przed tygodniem wymaszerowali z Kabulu” – opisuje historyk.
Pasjonatów dziejów kulinariów zainteresuje kolejny odcinek stałego cyklu „Klio w kuchni”. Tym razem Maria Falińska przybliża czytelnikom historię rzymskiego piwa. Rzymianie zaczerpnęli tradycję jego wytwarzania od „starszych” od nich Etrusków. „Kulturowe uzasadnienie” jego spożywania zaś od Greków. Współczesnych znawców piwa kraftowego może zadziwiać ówczesna wielość gatunków piwa, których wytwarzania Rzymianie nauczyli się od podbitych Celtów. Rozróżniano kilka rodzajów piwa: najdroższe i niejako luksusowe piwo pszeniczne, piwo pszeniczne z dodatkiem miodu (notabene syconego najprawdopodobniej), piwo – dziś nazwalibyśmy je standardowym – jęczmienne i piwo tanie warzone z różnych rodzajów zbóż” – wymienia autorka.
W dodatku tematycznym „Ludzie i pieniądze: 1794– 1914” przygotowanym we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim historyk gospodarki prof. Jerzy Szczepański przybliża postać jednego z architektów pierwszej fali rewolucji przemysłowej na ziemiach Królestwa Polskiego, ministra skarbu Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. Na uwagę zasługują nie tylko jego inicjatywy gospodarcze, takie jak modernizacja Staropolskiego Okręgu Przemysłowego dokonana siłami Banku Polskiego, ale również stale aktualna myśl ekonomiczno-społeczna. „Pomyślności i bogactw w pracowitości szukajmy, bo w niej tylko bogactwa i chwała, sprawiedliwość i zaszczyty nabyć się dają” – pisał Drucki-Lubecki w 1823 r.
Michał Szukała (PAP)
szuk /