
Na Europę Środkową patrzę jak pasażer z piosenki "The Passenger" Iggy'ego Popa: jeżdżę po niej i obserwuję wszystko to, co jest moje. Fascynuje mnie, jak wyglądają te końce światów - powiedział PAP Ziemowit Szczerek, autor książki "Końce światów".
Polska Agencja Prasowa: Jedna z teorii głosi, że świat dzieli się na centrum i peryferie. Czy takie myślenie jest panu bliskie?
Ziemowit Szczerek: Taki podział, opisywany m.in. przez Immanuela Wallersteina, jest obiektywnie prawdziwy. Jednak nie zgadzam się z częścią tej teorii, według której peryferie nie są w stanie dołączyć do centrum. W tej kwestii jestem większym optymistą. Spójrzmy chociażby na Azję Południowo-Wschodnią, historycznie peryferyjną, a dziś nie tylko włączoną do centrum, ale wręcz stanowiącą centrum.
Uważam, że aspiracją peryferii powinno być właśnie dążenie do centrum. Naszą też. I nie chodzi tylko o naśladownictwo, ale o aktywne współtworzenie trendów cywilizacyjnych, o inwestycje w naukę i innowacyjność.
Powinniśmy bardziej w siebie uwierzyć. Czasami odnoszę wrażenie, że snujemy marzenia o tym, jak to "staniemy się jednym z najważniejszych krajów Europy", ale nie do końca rozumiemy, co to naprawdę oznacza. A oznacza to między innymi, że, owszem, dobrze, że dziś kupujemy zachodnią broń w dużych ilościach, ale powinniśmy też budować własną - i sprzedawać ją innym. Wprowadzać nowe rozwiązania, które inni będą kopiować od nas. Kibicuję peryferiom i w swojej pracy z zainteresowaniem śledzę procesy, jakie w nich zachodzą.
PAP: A zatem peryferie są panu bliskie?
Z.S.: Oczywiście. Przecież sami mieszkamy w kraju, który jest półperyferium. Polska funkcjonuje bowiem pomiędzy trzema cywilizacyjnymi centrami. Pierwszym z nich jest Zachód, który w naszym przypadku jest reprezentowany przez Niemcy. Drugim - Rosja, która sama siebie uznaje za centrum, choć w istocie świeci światłem odbitym i jest raczej biedacentrum. Trzecim zaś – Turcja, coraz śmielej próbująca wrócić do swojej historycznej roli stabilizatora na Bałkanach i Bliskim Wschodzie.
Europa Środkowa – nie tylko Polska – przypomina pokruszone kawałki. Nigdy nie zbudowała własnego centrum. Rzeczpospolita Obojga Narodów, imperium austro-węgierskie, Jugosławia - żadna z tych prób nie trwała wystarczająco długo, aby stworzyć centrum dla samej siebie, nie mówiąc już o Europie Środkowej.
Ten obszar Europy jest jak pas asteroid, który z powodu bliskości Jowisza, Marsa i Ziemi nie przekształcił się w planetę. Przyciąganie pobliskich planet jeszcze bardziej go tylko rozkruszało.
PAP: Lubi pan to polskie półperyferium?
Z.S.: To przecież moja ojczyzna! Nauczyłem się ją perwersyjnie lubić. Mam świadomość tego, co wpływa na to, że Polska wygląda właśnie tak. Widzę w tym nawet wartość.
Nie ma sensu pielęgnować kompleksów związanych z tym, że należymy do tego półperyferium. Nie da się obwiniać nikogo, zwłaszcza współcześnie, że w naszym regionie historia potoczyła się w ten właśnie sposób, że tak w przeszłości rozłożyły się siły ciężkości.
PAP: Czy pana najnowsza książka to wyraz sympatii do peryferii?
Z.S.: Na pewno fascynacji. I pewnie również zamiłowania. Myślę, że podsumowuje ona to, jak mnie ciągnie do końców świata. Oczywiście, czuję przynależność do zachodniej cywilizacji, tego nikt nie może mi odebrać.
Na Europę Środkową patrzę jak pasażer z piosenki "The Passenger" Iggy'ego Popa: jeżdżę po niej i obserwuję wszystko to, co jest moje. "I ride and ride to see what’s mine". Fascynuje mnie to, jak wyglądają - dosłownie – te końce światów, nawiązując do tytułu książki.
PAP: I jak one wyglądają?
Z.S.: Byłem w wielu miejscach, gdzie mogłem obserwować, jak świat Zachodu – albo ten aspirujący do Zachodu - się kończy. W Gruzji na przykład kończy się płotem z drutu kolczastego postawionego w ciągu nocy. A same aspiracje kończą się prorosyjską władzą, która tylnymi drzwiami pcha ten kraj w stronę Rosji. Do zamieszkanego przez aspirujących do Europy Ormian Górskiego Karabachu w pewnym momencie wkroczyły wojska azerskie i po prostu zlikwidowały przyczółek europejskiego, zachodniego świata. W Ukrainie, która chce należeć do Zachodu, mamy właśnie wojnę.
Końce światów były także w samej Europie. Dawno temu czesko-niemieckiego pogranicza bronili Chodowie. Uważali, że należy bronić Czech przed inwazją z zachodu, skąd przecież przyszła właściwie cała czeska kultura i cywilizacja. Jest to więc odwrócenie kierunku aspiracji. Ale ten koniec opisywałem we współczesnej Słowacji, gdzie faszyści w pewnym momencie coraz bardziej przejmowali rząd dusz. Faszyści teraz osłabli, ale ich miejsce zajęli populiści. Jest to koniec świata i snu o zachodniości w takiej formie, w jakiej przyszła ona po upadku systemu komunistycznego, czyli w czasach wczesnego Francisa Fukuyamy.
PAP: Czy pana zdaniem Europa Środkowa to wciąż niezbadany kosmos?
Z.S.: Muszę przyznać, że Europę Środkową znam dobrze, potrafię ją połączyć w pewien system. Ale do dlatego, że naprawdę bardzo dużo po niej jeżdżę. Mam jednak wrażenie, że wielu ludzi patrzy na nią punktowo, bo mało kto ją zna całościowo właśnie. Aby ją poznać, należałoby przejechać z Tallinna do Tirany lub z Sofii do Berlina w ciągu paru dni. Wtedy będzie można zobaczyć, jak zmienia się to cywilizacyjne kontinuum. A ja się tym właściwie zawodowo zajmuję.
PAP: Właśnie to chce pan przekazać swoimi książkami?
Z.S.: Moją rolą jest połączenie tego ze sobą oraz pokazanie, że Europa Środkowa w swojej różnorodności tworzy pewną całość. Nie jest to – jak pani pytała – kosmos nieodkryty, ale właśnie całość, którą wciąż trzeba jakoś określać. Jest bowiem wiele do opowiedzenia o tym obszarze.
PAP: Czego zatem brakuje w dyskusji o Europie Środkowej?
Z.S.: Przede wszystkim szerokiego spojrzenia, które pozwala ująć ten region jako całość właśnie. Warto widzieć pewne wzory, które się pojawiają. Spójrzmy na preferencje wyborcze. Europejczycy ze Wschodu wybierają częściej "progodnościowe" partie, bo czują się niedowartościowani - historycznie, ekonomicznie i tak dalej. Czują się "Europą B". Niemcy się z tego śmieją, ale sami mają na swoim terenie dawną NRD. A wschodnia część Niemiec podlega takim samym procesom jak reszta Europy Środkowej. Jeśli Niemcy nie rozumieją tych procesów, to znaczy, że nie rozumieją także części własnego kraju.
Poza tym Europa Środkowa nie potrafi wypracować działającego w pełni modelu demokracji. Do głosu dochodzą bowiem tzw. fałszywi realiści, którzy nie są niczym nowym, bo tymi właśnie słowy opisywał ich jeszcze przed wojną węgierski komentator rzeczywistości politycznej Istvan Bibo. Jak Viktor Orbán na Węgrzech, Aleksandar Vucić w Serbii czy Aleksandr Łukaszenka na Białorusi.
Także w Polsce mamy polityków odwołujących się do populistycznych haseł i budujących swój kapitał polityczny na resentymencie i poczuciu krzywdy. Mówią, że mamy piękną historię, ale wpływy "innych złych" – głównie Niemców, Francji i Zachodu jako takiego – sprawiają, że nie możemy być tacy, do jakich aspirujemy.
Sprawy związane z Europą Środkową są oczywiście omawiane na studiach wschodnich, dawniej były porozrzucane w specjalistycznej prasie. Uważam jednak, że warto o tym opowiadać szerszemu gronu odbiorców. Staram się więc popularyzować ten region w głównym nurcie. Nie mam aspiracji bycia pisarzem niszowym. Chciałbym trafiać z tym tematem do mainstreamu i wydaje mi się, że mam pewien sukces, bo od jakiegoś czasu zdecydowanie więcej się o naszym regionie mówi i pisze.
Kiedy zrozumiemy nas samych i to, że jesteśmy częścią regionalnego kontinuum, to znajdziemy rozwiązania, które doprowadzą nas z peryferii do centrum lub pozwolą stworzyć własne centrum, które będzie częścią Zachodu, ale z własnym szczytem. Możemy dać coś nowego.
PAP: Ale czy nasz region może być tak atrakcyjny dla Zachodu?
Z.S.: Nie wydaje mi się, żeby Europa Środkowa musiała się starać. Powinna robić swoje, a ludzie z innych regionów sami się nami zainteresują, jeśli zaczniemy tworzyć coś ciekawego, nie odtwórczego. Spójrzmy na Japonię. Przecież nie tylko technologicznie odstawała od centrum. Ale właśnie poprzez swoją wyjątkowość kulturową i cywilizacyjną dała coś niezwykle ciekawego mainstreamowej kulturze światowej.
Chciałbym, aby i nasz region robił podobne rzeczy. Bo mamy co dorzucać. Europa Środkowa jest obecna także w percepcji zachodniej kultury. Przecież w popkulturze to właśnie w tym regionie powstawały krainy wymyślone z cechami charakterystycznymi peryferii.
Ostatnim przykładem fascynacji twórców tym regionem jest chociażby miniserial "Reżim". Jego akcja dzieje się w fikcyjnym państwie Europy Środkowej, które jest poddane znanym nam mechanizmom, charakteryzuje się populizmem oraz skłonnościami do kłócenia się z sąsiadami. Może nie jest to świetny serial, ale doskonale pokazuje specyfikę regionu. Szkoda tylko, że to nie my – mieszkańcy tej części Europy – tworzymy takie seriale o sobie.
PAP: A jak planuje pan swoje kolejne książki i opisywane marszruty?
Z.S.: Mam ADHD, więc po prostu wsiadam w samochód i jadę. Dużo też czytam na temat Europy Środkowej.
Kiedyś fascynowało mnie, jak ten region się zmienia. Obserwowałem, jaka jest relacja Słowacji albo Wojwodiny czy Transylwanii wobec Węgier, albo rumuńskiego Banatu i serbskiego Banatu. Przyglądałem się również temu, co zostało po dawnej Jugosławii – jak różni się chociażby unijna Chorwacja od nieunijnej Bośni, podzielonej z kolei na dwa, powiedzmy, niedopaństwa, z których jedno orientuje się na islam, a drugie na serbski prawosławny szowinizm. Ciągną tę nieszczęsną Bośnię w dwie przeciwstawne strony. Te rzeczywistości wpływają na siebie oraz zmieniają te kraje.
Dziś moja praca wygląda częściej tak, że na bieżąco śledzę to, co dzieje się w regionie. Czasem sam proponuję tematy różnym czasopismom, gazetom czy stronom internetowym i jadę na miejsce robić materiał. A przy okazji robię ogólne notatki. Do książek.
PAP: A nad czymś teraz pan pracuje?
Z.S.: Moja kolejna książka będzie o Serbii. Cieszę się, że miałem okazję widzieć jeszcze stare Bałkany – właśnie Serbię, ale i na przykład Albanię. Obecnie cywilizacyjna zabudowa sprawia, że te kraje są zupełnie inne niż 20-30 lat temu. Patrzę więc na tę zmianę, dzieją się tam ciekawe rzeczy.
PAP: A jak nazwałby pan to, co dostajemy w pana książkach? Czy jest to reportaż subiektywny?
Z.S.: Ja bym to nazwał esejem drogi, literaturą podróżniczą. Tylko że z bardzo mocnym rozciągnięciem na sprawy polityczne, kulturowe i historyczne.
PAP: A czego nie ma w pana książce o końcach światów?
Z.S.: Książka jest i tak gruba. Musiałem więc dokonać pewnego ograniczenia materiałów. Gdybym mógł opisać wszystko, to w książce znalazłyby się kraje bałtyckie, szerzej opisana Białoruś oraz Węgry i Rumunia.
PAP: A czy gdyby nie wojna w Ukrainie, pana książka wygalałaby inaczej?
Z.S.: Wojna i tak jest w miejscach, o których piszę. Opisuję chociażby Karabach chwilę przed wojną, czyli odbiciem go przez Azerbejdżan w 2023 r. Więc wojna tam też przyszła. W Gruzji jeździłem po miejscach, które są blizną niedawnej wojny z 2008 roku stoczonej po rosyjskiej inwazji. Obecnie także dzieje się tam coś w rodzaju cichej wojny z rosyjską strefą wpływów. W byłej Jugosławii wojna również przyniosła koniec różnych światów.
Ukraina powolny marsz w stronę Zachodu zaczęła jeszcze przed wojną, po Majdanie. Zresztą wojna i tak tam trwa od 2014 r. W poprzednich książkach opisywałem wyjazdy na front i walkę w okopach po odłączeniu się Krymu i Donbasu. W 2022 r. Rosja po prostu postawiła kropkę nad i.
Wojna w Europie Środkowej nie jest więc niczym nowym. To po prostu wynik konfliktu, który jest czymś stałym w naszym regionie. A wciąż obecne napięcie tylko go ciągle wznieca.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Książka "Końce światów" ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne.
Ziemowit Szczerek – dziennikarz i prozaik. Współpracuje z "Polityką", "Gazetą Wyborczą", "Krytyką Polityczną" i "Nową Europą Wschodnią". Autor książek "Siódemka", "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian", "Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski", "Tatuaż z tryzubem", "Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową", "Siwy dym albo pięć cywilizowanych plemion", "Via Carpatia. Podróże po Węgrzech i Basenie Karpackim", "Cham z kulą w głowie", "Kolejna alternatywna historia Polski" oraz "Wymyślone miasto Lwów". Jest także współautorem zbioru opowiadań "Paczka radomskich". Laureat Paszportu "Polityki", nominowany do Nagrody MediaTory i Nagrody im. Beaty Pawlak oraz kilkukrotnie do Nagrody Literackiej "Nike" i Nagrody Literackiej Europy Środkowej "Angelus". (PAP)
akr/ miś/