29 stycznia 1990 r. zakończył się ostatni zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Sztandar PZPR został wyprowadzony z Sali Kongresowej, która wcześniej była widownią pokazów mocy „przewodniej siły narodu”. Jak doszło do załamania się organizacji rządzącej w Polsce przez ponad 40 lat?
Niemal cztery dekady wcześniej, 24 października 1956 r. niedaleko Sali Kongresowej, na Placu Defilad odbywa się kilkusettysięczny wiec pod przewodnictwem nowo wybranego pierwszego sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki. Były więzień polityczny stalinowskiego reżimu postrzegany jest przez zgromadzony tłum jako mąż opatrznościowy. Gomułka miał zerwać z dziedzictwem minionych kilkunastu lat oraz powstrzymać wiszącą w powietrzu interwencję wojsk sowieckich mogących stłumić nieśmiałe próby reform. Nigdy wcześniej i nigdy później PZPR nie cieszyła się tak entuzjastycznym poparciem Polaków.
Czekających na prawdziwy przełom od razu spotyka rozczarowanie. Gomułka kończy wystąpienie słowami: „zwracam się do ludu pracującego Warszawy i całego kraju z wezwaniem: dość wiecowania i manifestacji. W kronikach filmowych z tego dnia nie widzimy, że zgromadzony na Placu Defilad tłum skandował także nazwisko wciąż więzionego prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz wznosił hasła poparcia dla obalających stalinowską dyktaturę Węgrów. Odwilż miała bowiem swoje granice wyznaczone przez samego Gomułkę i jego towarzyszy.
Wydarzenia października 1956 r. uświadamiają stosunek władz PZPR do społeczeństwa. Wszelkie przejawy inicjatywy społecznej miały być zgodne z ideologią kanalizowane w ramach narzuconego systemu. Tym sposobem myślenia partia będzie obciążona do końca swojego istnienia. Brak pomysłu na rzeczywiste oderwanie się od dziedzictwa totalitaryzmu w dużej mierze przyczyni się do jej upadku.
Od kryzysu do kryzysu
Wielu historyków uważa wręcz, że dzieje PRL to zmierzanie od kryzysu do kryzysu. Reakcją na nie były z reguły zmiany personalne na szczytach władzy, nie przynoszące ze sobą głębszych przemian gospodarczych i politycznych. Zdaniem Normana Daviesa w ciągu ostatniej dekady istnienia reżim znajdował się w stanie permanentnego kryzysu: „od wizyty Papieża Jana Pawła II w czerwcu 1979 roku po kres istnienia Polski Ludowej w grudniu 1989 r. – śmiertelne drgawki komunistycznego reżimu wstrząsały Polską przez dziesięć i pół roku”.
Davies wydaje się trafiać w sedno procesu upadku reżimu komunistycznego i PZPR słusznie łącząc dwa przełomowe momenty w dziejach PZPR i PRL. Pierwsza pielgrzymka papieska pozwoliła Polakom na ocenę własnych sił, policzenie się. W spotkaniach z Ojcem Świętym wzięło udział, według oficjalnych statystyk władz około 4,5 miliona Polaków. Pozwoliło to na ostateczne przełamanie stanu uśpienia w jakie zdecydowana większość obywateli PRL wpadła dzięki konsumpcji na kredyt w dekadzie rządów Edwarda Gierka. Wybory 4 czerwca 1989 r. były uwieńczeniem długiej drogi polskiej opozycji. Partia i reżim dla większości Polaków były martwe już wówczas.
W wyborach 4 czerwca 1989 r. do Sejmu nie dostała się większość liderów PZPR. W pełni wolnym głosowaniu do Senatu partia nie zdobyła ani jednego mandatu. Frekwencja w historycznych, mających zmienić polityczną rzeczywistość PRL wyborach wyniosła zaledwie 62%. Wynik ten został uznany za zaskakująco niski, zarówno dla PZPR i jej sojuszników, jak i Solidarności. Z ponurego okresu stanu wojennego i „powojennego” społeczeństwo wyszło osłabione i zniechęcone do wszelkich form aktywności społecznej. Nie wiele pozostało z atmosfery karnawału „Solidarności”.
Mieczysław Rakowski: świadek zwycięstw i upadku PZPR
Grabarzem PZPR okazał się Mieczysław F. Rakowski. Od początku swojej kariery politycznej był postrzegany jako partyjny liberał. Przez niemal ćwierć wieku był redaktorem naczelnym tygodnika „Polityka” uważanego za jedno z bardziej umiarkowanych pism peerelowskiej prasy. Na początku lat osiemdziesiątych stał się jedną z czołowych postaci obozu Wojciecha Jaruzelskiego.
Niezależnie od oceny postaci Mieczysława Rakowskiego jego wspomnienia wydają się być kluczowe dla zrozumienia przyczyn upadku PZPR. W latach 1958–1989 r. Rakowski prowadził „Dziennik polityczny”. Jest on kroniką aktywności Rakowskiego a tym samym wydarzeń w PRL. Szczególnie interesujący jest ostatni, dziesiąty tom „Dziennika” obejmujący lata 1987-1990 r. Dzięki nim poznajemy nie tylko politykę władz najwyższych władz PRL, ale również nastroje i plany aparatu partyjnego.
Symbolem rosnącej roli Rakowskiego w aparacie partyjnym było jego wystąpienie z 25 sierpnia 1983 r. w sali BHP Stoczni Gdańskiej. Zaledwie trzy lata wcześniej miejsce to było świadkiem podpisania Porozumień Sierpniowych rozpoczynających kilkanaście miesięcy karnawału „Solidarności”. Tym razem doszło w niej do starcia Rakowskiego i związanych z podziemną „Solidarnością” stoczniowców. Rakowski zareagował długim i agresywnym przemówieniem co chwilę przerywanym okrzykami zgromadzonych. Przyszły I sekretarz zakończył słowami: „chcę wam powiedzieć w sposób otwarty, że nie ma powrotu do „Solidarności”. Nie ma. A ci, którzy trwają w uporze, i ci, którzy dzisiaj tak wykrzykiwali to po prostu po pewnym czasie się zmęczą”. Wystąpienie Rakowskiego było wyzwaniem rzuconym ruchowi „Solidarności”.
Czas brutalnie zweryfikował zapowiedzi i oczekiwania Rakowskiego. Już w 1986 r. przeczuwał nadchodzący ze wschodu wiatr zmian. Jako jeden z pierwszych członków PZPR zrozumiał, że przejęcie władzy przez Michaiła Gorbaczowa oznacza całkowitą zmianę polityki ZSRS. Po latach w wywiadzie-rzece wspominał: „kiedy przeczytałem jego wystąpienie w Stawropolu w 1986 r. z wypiekami na twarzy poleciałem do generała [Jaruzelskiego] i powiedziałem, że u naszych sąsiadów zaczyna się nowy czas”. Jaruzelski nie zareagował na zmiany u „wielkiego brata”.
Część opozycji po latach była zdziwiona ówczesnym marazmem partii: „kiedyś Adam Michnik w rozmowie ze mną spytał: słuchaj, dlaczego wyście w 1986 r. nie poszli do Okrągłego Stołu? My, opozycja byliśmy słabi, zwolniliście wszystkich więźniów politycznych, sytuacja wam sprzyjała”. W opinii Rakowskiego PZPR zgrzeszył wówczas krótkowzrocznością i pychą. Władzom partii kompromis „ nie mieścił się w głowach ówczesnych decydentów. Oni jeszcze wciąż wierzyli, że mają pełnię władzy i jej nie oddadzą”.
Pezetperowskiej wierchuszce wydawało się też, iż jest mądrzejsza niż opozycyjne elity i nie brali pod uwagę formułowanych przez nich programów zmian: „należało poważniej podchodzić do różnych tekstów publikowanych w podziemnych gazetach; wszyscy byliśmy skażeni myśleniem typu: co oni tam się mądrzą, my tu mamy czarną robotę do wykonania, a ci tylko gadają”. Do pomysłu wciągnięcia opozycji PZPR dojrzeje dopiero dwa lata później.
Nieco później Rakowski zrozumiał, że PZPR nie może dalej liczyć na pomoc swoich sowieckich towarzyszy. Podczas wizyty w ZSRS w 1988 r. jego rozmówcy wprost deklarowali, że już od 1981 r. na Kremlu brano pod uwagę przejęcie władzy przez „Solidarność”: „prawdopodobnie przyjąłby się status bliski finlandyzacji [neutralności PRL]. ZSRR musiałby pogodzić się z takim rozwojem sytuacji”. Jak zauważał Rakowski takie opinie nie mogły pojawiać się przed epoką Gorbaczowa, gdy obowiązywała tzw. „doktryna Breżniewa”, zakładająca możliwość interwencji w krajach satelickich, gdyby zaszły w nich zmiany zagrażające władzy monopartii.
W 1988 r. Rakowski zostaje premierem. Pierwszy sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski mówi Rakowskiemu, że ten jest „dla niego ostatnią deską ratunku”. Wielu komentatorów uważa, że Rakowski ma zrealizować plan wypchnięcia „Solidarności” z polskiego życia publicznego. Rząd Rakowskiego miał zliberalizować gospodarkę oraz otworzyć pole do powstania nowych, nastawionych na współpracę z PZPR sił politycznych.
Zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego, wówczas młodego działacza PZPR, Rakowski dokonując politycznego przyspieszenia prawdopodobnie liczył na uratowanie partii i większości zasad systemu. W opinii przyszłego prezydenta RP w tym myśleniu krył się błąd: PZPR była martwa od dnia wprowadzenia stanu wojennego a „partia polityczna sięgająca po wojsko jest skończona, wcześniej czy później”. Mimo wszystko Rakowski wciąż jeszcze wierzy w siłę swojej partii. Po wielu latach odwoła się do zasad Realpolitik „jakiż to polityk wywiesza białą flagę, jeśli ma w swoim ręku wojsko, policję, kadrę przemysłową. (...) Sądziłem tylko, że my sami potrafimy zlikwidować przyczyny kryzysu”.
PZPR wciąż nie wywieszał białej flagi nad budynkiem Komitetu Centralnego w Warszawie.
Komunistyczny rząd wyłoniony przez partię klasy robotniczej i jej sojuszników podejmuje zaskakujące reformy. Pod koniec 1988 r. przygotowuje ustawę składającą do grobu deklarowane przez siebie ideały socjalistyczne. Autorem odśrodkowej rewolucji był Mieczysław Wilczek. Jeden z najbogatszych ludzi w PRL przygotował ustawę umożliwiającą każdemu obywatelowi PRL prowadzenie działalności gospodarczej. Nowe prawo wyzwoliło w Polakach niezwykły potencjał przedsiębiorczości. Ustawa była ostatecznym dowodem całkowitej bezradności PZPR w rozwiązywaniu problemów PRL.
Rakowski uważał, że planowane przez jego rząd reformy odsuną od PZPR niebezpieczeństwo utraty władzy. Popełniał jednak błędy, które dziś nazwalibyśmy PR-owymi. W październiku 1988 jego rząd podjął decyzję o likwidacji nierentownej Stoczni Gdańskiej. Dla „Solidarności” była to prowokacja mająca storpedować trwające przygotowania do rozmów Okrągłego Stołu. W nieoficjalnych rozmowach Rakowski przyznawał, że celem jego decyzji było zniszczenie symbolicznego bastionu „S”. Jednocześnie tzw. „beton partyjny” naciskał na Rakowskiego, aby nie dopuścił do legalizacji NSZZ „Solidarność”.
Wkrótce wydarzenia przyspieszyły. Szef reżimowych związków zawodowych OPZZ Alfred Miodowicz zaproponował Lechowi Wałęsie debatę telewizyjną. Lider Solidarności przyjął wyzwanie. Debata z 30 listopada zakończyła się całkowitą klęską Miodowicza. Według Rakowskiego „Miodowicz stworzył nową sytuację w kraju”. Od tego momentu Rakowski był już bezradnym obserwatorem rozmów pomiędzy opozycją a partią. W wyborach 4 czerwca nie uzyskał mandatu poselskiego i wkrótce potem podał rząd do dymisji. Jak napisał w „Dzienniku politycznym” nie zaskoczyła go porażka, ale jej skala. Szczególnym szokiem były wyniki glosowania w polskich ambasadach, których jak się wydawało wierni reżimowi urzędnicy również opowiedzieli się przeciwko PZPR.
W lipcu 1989 r. po wyborze Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta PRL Rakowski otrzymał misję uratowania PZPR przed całkowitym rozpadem. 29 lipca został I sekretarzem KC PZPR. Partia była wewnętrznie podzielona. Wielu, szczególnie młodszych działaczy, takich jak Aleksander Kwaśniewski odmówiło zasiadania w jej władzach. Własne ambicje polityczne miał również Miodowicz, który planował nawet założenie własnej partii lewicowej. Mimo to, PZPR pod wodzą Rakowskiego podejmuje ostatnią w swej historii próbę zachowania władzy.
W sierpniu 1989 za plecami I sekretarza podjęto decyzję, że nowym premierem zostanie Tadeusz Mazowiecki. Rakowski postanowił wywrzeć presję na „Solidarność” i otoczenie prezydenta Jaruzelskiego. W tym celu wysłał do Moskwy swego przyjaciela Jerzego Urbana, aby ten uzyskał dla niego audiencję u Michaiła Gorbaczowa. Szef KPZS odmówił. Po tej prestiżowej porażce Rakowskiemu pozostaje straszenie destabilizacją sytuacji politycznej w bloku wschodnim w momencie powołania rządu złożonego z byłych opozycjonistów, sprzymierzonych z wybijającymi się na niezależność od PZPR Stronnictwem Demokratycznym i Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym. Nad Rakowskim wisi jednak groźba buntu we własnych szeregach przygotowywanego przez tzw. środowiska reformatorskie tworzące opozycyjny wobec władz PZPR Ruch 8 lipca. Ostatecznie z obawy przed całkowitym rozpadem struktur zgadza się na poparcie rządu Mazowieckiego.
Epilog
W listopadzie 1989 r. na biurko Rakowskiego trafiają wyniki badań sondażowych prowadzonych wśród członków PZPR. I sekretarz obszernie zacytował wnioski z nich w swoim dzienniku: „dominuje postawa apatii i wyczekiwania (41,8% badanych), pogłębia się lęk i obawa przed przyszłością. Około 40% określa swoje odczucia jako zniechęcenie, przygnębienie, bezsilność, rezygnację”.
Jednocześnie 67% członków opowiadało się za przekształceniem PZPR w nową, socjaldemokratyczną partię. Kolejne dwa miesiące upłynęły na przygotowaniach do formalnej likwidacji PZPR i powołania nowej partii. Głównym architektem zmiany szyldu miał być Aleksander Kwaśniewski. Znaczącą rolę odegrał również Jerzy Urban. Główny propagandzista stanu wojennego w liście do Rakowskiego rysował sposób przemiany partii: „mamy się z Kwaśniewskim i jeszcze jakimiś pomysłowymi ludźmi zebrać, żeby wymyślić projekt sposobu dokonania transformacji, a szczególnie publicznego obrazu tych zdarzeń. Nie może być bowiem tak, że w Sali Kongresowej Rakowski ogłasza zgon PZPR, po czym na ścianie zmienia się napis i w tej samej sali, ten sam Rakowski, z tym samym Millerem u boku, ogłasza, że oto jesteśmy zupełnie inną partią”.
Plan częściowo powiódł się. Zwołany na koniec stycznia zjazd PZPR został pomyślany jako jednocześnie kongres założycielski nowej partii. Rakowski już na wstępie zrezygnował z ubiegania się o przywództwo w nowej partii. Niewielka grupa działaczy opuściła Salę Kongresową i powołała Polską Unię Socjaldemokratyczną, która po kilku latach zniknęła z polskiej sceny politycznej.
Rakowskiemu przypadło zamknięcie zjazdu i całej historii PZPR: „powiedziałem kilka słów o PZPR i poprosiłem o wyprowadzenie sztandaru. Na sali zaległa śmiertelna cisza”. Symbolem upadku PZPR były ataki antykomunistycznej Konfederacji Polski Niepodległej i Solidarności Walczącej na lokalne komitety partii i samą Salą Kongresową w trakcie obrad. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej byłoby to nie do wyobrażenia. W styczniu 1990 r. komuniści potrzebowali ochrony milicji podporządkowanej solidarnościowemu rządowi aby móc rozwiązać partię.
PZPR przez cztery dekady swojej historii dążyła do tego aby społeczeństwo postrzegało ją jako monolit. Był to obraz całkowicie nieprawdziwy. Kilka lat temu historyk PRL Małgorzata Mazurek napisała, że partia miała mocne struktury wypełnione piaskiem. W chwili spotkania godnego, dobrze zorganizowanego przeciwnika partia zaczęła rozpadać się niczym domek z kart. Pod koniec lat osiemdziesiątych stała się obciążeniem dla jej członków, którzy marzyli o własnym bezpieczeństwie materialnym, a nie utrzymaniu się przy władzy za wszelką cenę.
PZPR w momencie rozwiązania wciąż miała dwa miliony członków. Przez cały okres tzw. Polski Ludowej przez jej szeregi przewinęły się rzesze wierzących w ideologię komunistyczną jak i wstępujących w jej szeregi z czystego wyrachowania, dla osiągnięcia własnych celów np. awansu w pracy. Członkostwo w PZPR stało się doświadczeniem wielu przedstawicieli kilku pokoleń urodzonych w PRL
Michał Szukała
źródło: MHP