Ujawnienie okoliczności mordu w Katyniu było wykluczone, jeśli obywatele mieliby akceptować PRL. Obowiązywała przecież propagandowa przyjaźń z ZSRS, dzięki któremu mieliśmy odzyskać niepodległość i zmienić ustrój na sprawiedliwy oraz zgodny z oczekiwaniami Polaków – mówi PAP dr Piotr Gontarczyk z IPN.
PAP: Jaka była pierwsza reakcja przywódców Polskiej Partii Robotniczej na ujawnienie przez Niemców zbrodni na polskich oficerach w Katyniu?
Dr Piotr Gontarczyk: PPR miała w tym okresie stałą łączność radiową z Moskwą. Była więc informowana o oficjalnym stanowisku rządu sowieckiego w różnych sprawach. Jedną z nich była sprawa Katynia. PPR powtarzała więc oficjalne kłamstwa swoich mocodawców z Moskwy. Co więcej PPR pomagała również swoim sowieckim mocodawcom poprzez przesyłanie do Moskwy informacji pomocnych w budowaniu kłamstwa katyńskiego. Przykładem może tu być nieprawdziwa informacja podana w depeszy PPR do Moskwy 21 kwietnia 1943 r., jakoby jeden z oficerów, którego nazwisko mieli Niemcy podać jako odnalezionego w katyńskim lesie, mieszkał do 1940 roku w Warszawie, a potem został wysłany przez Niemców do obozu Auschwitz. Miało to pomóc Moskwie w zrzucaniu odpowiedzialności na Niemców za Zbrodnię Katyńską.
PAP: Czy PPR świadomie kłamała? A może po prostu przywódcy tej partii uwierzyli w wersję podaną przez Moskwę?
Dr Piotr Gontarczyk: Ależ oczywiście, że świadomie kłamali. Zbyt dobrze znali Sowiety i realia polityki Stalina, żeby nie zorientować się od razu, że taka zbrodnia w pełni mieści się w logice tego systemu. W swoich pamiętnikach Władysław Gomułka stwierdził, że nie wiedział wówczas, że takiej zbrodni mógł dokonać "humanistyczny Związek Sowiecki", że nie miał wątpliwości, że to zrobili Niemcy. Z drugiej jednak strony zastrzegł się, że gdyby w 1943 r. wiedział, że to mord NKWD, to też, w imię „polskiej racji stanu”, która wymagała sojuszu z Sowietami, i tak zrzucałby winę na Niemców.
Moim zdaniem słowa Gomułki nie zasługują na wiarę. W tych samych pamiętnikach tow. Wiesław opisał, jakie ogromne oburzenie latem 1941 r. wywołało we Lwowie (gdzie wówczas przebywał), znalezienie w sowieckich więzieniach zwałów trupów więźniów wymordowanych tuż przed wkroczeniem Niemców. Gomułka kłamał w tej sprawie przez całe swoje życie. Dobrze wiedział, od pierwszego komunikatu niemieckiego, kto dokonał mordu.
Dr Piotr Gontarczyk: Władysław Gomułka stwierdził, że nie wiedział wówczas, że takiej zbrodni mógł dokonać "humanistyczny Związek Sowiecki", że nie miał wątpliwości, że to zrobili Niemcy. Gomułka kłamał w tej sprawie przez całe swoje życie. Dobrze wiedział, od pierwszego komunikatu niemieckiego, kto dokonał mordu.
PAP: Jak ujawnienie przez Niemców zbrodni dokonanej przez Sowietów w Katyniu wpłynęło na stosunek PPR do władz RP na uchodźstwie?
Dr Piotr Gontarczyk: Przez cały okres istnienia konspiracyjnej PPR propaganda tej partii była podporządkowana aktualnej narracji propagandy sowieckiej. Stąd polskie władze nie były bezpośrednio atakowane przez komunistów, bowiem istniało porozumienie polsko-sowieckie i armia polska w ZSRS generała Andersa. Dopiero „przestawienie wajchy” przez władze sowieckie i zerwanie stosunków dyplomatycznych doprowadziło do rozpoczęcia przez PPR ataków na polski rząd, przedstawiany odtąd jako rząd "hitlerowskich kolaborantów". Skutek był więc natychmiastowy, bo oficjalne stanowisko PPR było w tej kwestii prostym przełożeniem propagandy sowieckiej.
PAP: Wiosną 1943 r. PPR była organizacją całkowicie marginalną. Na ile prowadzona przez PPR propaganda ws. Katynia była skuteczna?
Dr Piotr Gontarczyk: Trudno powiedzieć, jaki był zasięg tej propagandy, choć zapewne był niewielki. Z drugiej strony cała polska prasa podziemna od pierwszych komunikatów niemieckich nie miała wątpliwości, że są one prawdziwe. Już wcześniej wiedziano, że z oficerami, których nazwiska znalazły się na liście pomordowanych, jakikolwiek kontakt urwał się w 1940 r. Sprawstwo sowieckie było oczywiste.
Marginalny przekaz propagandowy gazetek wydawanych przez PPR nie mógł mieć więc większego wpływu na nastroje opinii publicznej. Ujawnienie Zbrodni Katyńskiej i kłamstwa rozpowszechniane przez PPR miały jednak znaczenie w innym wymiarze. Przed wiosną 1943 r. ze strony władz Polskiego Państwa Podziemnego, pojawiały się głosy, moim zdaniem zupełnie niedorzeczne, o możliwości współpracy z PPR. Po sprawie Katynia nikt nie miał wątpliwości co do charakteru Polskiej Partii Robotniczej, traktowanej odtąd wyłącznie jako agentura sowiecka. Był to definitywny kres pomysłów rozmów z PPR i początek absolutnej izolacji środowiska komunistycznego, którego już nikt nie traktował jako prawdziwej partii politycznej.
PAP: Reakcja prasy Polskiego Państwa Podziemnego ws. Katynia była całkowicie jednoznaczna. Czy podobnie było w przypadku prasy wydawanej w Londynie?
Dr Piotr Gontarczyk: To zupełnie inny problem. W okupowanym kraju nikt nie miał wątpliwości, że autorami zbrodni są Sowieci i, paradoksalnie, to tu obowiązywała pełna wolność słowa. Po prostu polskie organizacje konspiracyjne pisały w sprawie Katynia to, co było dla wszystkich oczywiste.
Wolności słowa nie było w Wielkiej Brytanii, gdzie brytyjska cenzura wojskowa, w imię jedności aliantów, niemiłosiernie cięła wszelkie negatywne głosy o Związku Sowieckim, w tym także te dotyczące kwestii mordu w Katyniu. Nie był to pierwszy i ostatni przypadek, kiedy głosy Polaków w Anglii i w kraju znacznie się od siebie różniły. Po raz pierwszy widać to było latem 1941 r., kiedy po ataku Niemiec na ZSRS w Anglii – pod wpływem zbliżenia anglo-sowieckiego i budowania wielkiej koalicji – silne były głosy akceptujące Związek Sowiecki jako normalnego alianta i pokładające duże nadzieje we współpracy z Moskwą.
W kraju przeważały głosy radości, że nasi wrogowie wyrzynają się wzajemnie, a „zbrodnią” byłoby pomaganie którejkolwiek ze stron. Nastroje społeczne dobrze ilustrowały głosy o tym, że należy "smarować masłem" tory kolejowe, którymi niemieckie transporty podążają na wschód, aby Niemcy jak najszybciej rozbiły ZSRS, którego nikt poważnie nie uważał za potencjalnego alianta polski. Tak jak polski rząd w 1941 r. był przymuszany przez Anglików do porozumienia z Sowietami, tak w 1943 r. brytyjska cenzura tnąc teksty o Katyniu i kolejnych, nieprzyjaznych krokach Moskwy wobec Polski, „stała na straży jedności obozu aliantów”.
PAP: Czy gdyby nie doszło do ujawnienia zbrodni sowieckiej w Katyniu, to ZSRS nie zerwałby stosunków z rządem RP?
Dr Piotr Gontarczyk: Takie zerwanie nastąpiłoby prędzej czy później. Do tego ZSRS był potrzebny odpowiedni pretekst. Porozumienia polsko-sowieckie były zawierane latem 1941 r., gdy sytuacja militarna Sowietów była fatalna i Stalinowi potrzebny był każdy żołnierz, który mógłby powstrzymywać niemiecką agresję. W 1943 r. Stalin nie był już pod taką presją. Po zwycięstwie w bitwie stalingradzkiej Sowieci wiedzieli, że będą w obozie zwycięzców i ruszą na Europę, w której będą dokonywali zmian politycznych metodą faktów dokonanych. Rząd RP byłby więc dla Sowietów wyłącznie przeszkodą w tych działaniach. Kwestią czasu i wyboru metody było zerwanie stosunków z rządem na uchodźstwie. Sprawa katyńska była więc dla Stalina wygodnym pretekstem.
PAP: Czy określenie kłamstwa katyńskiego jako fundamentu PRL jest zasadne?
Dr Piotr Gontarczyk: Absolutnie tak. Ujawnienie okoliczności mordu było wykluczone, jeśli obywatele mieliby akceptować Polskę Ludową. Obowiązywała przecież propagandowa przyjaźń ze Związkiem Sowieckim, to dzięki niemu mieliśmy odzyskać niepodległość i zmienić ustrój na sprawiedliwy i zgodny z oczekiwaniami Polaków. Jeśli po każdym elemencie tej narracji zadamy fundamentalne pytanie: „dobrze, ale co z Katyniem?”, to z całej tej propagandowej narracji nic nie zostaje. Nie ma przyjaciół, są zbrodniarze. Nie ma sprawiedliwości społecznej, tylko masowe groby polskich inteligentów. Nie ma pokojowego wprowadzania socjalizmu, tylko jest NKWD i eksterminacja polskich elit. Z mandatu do sprawowania władzy przez PPR, z przyjaźni ze Związkiem Sowieckim i z socjalizmu nie zostaje w zderzeniu z Katyniem kamień na kamieniu. Katyń i akceptacja PRL to były intelektualnie rzeczy nie do pogodzenia.
PAP: Czy narracja dotycząca Katynia była w PRL niezmienna?
Dr Piotr Gontarczyk: Ujawnienie okoliczności mordu było wykluczone, jeśli obywatele mieliby akceptować Polskę Ludową. Obowiązywała przecież propagandowa przyjaźń ze Związkiem Sowieckim, to dzięki niemu mieliśmy odzyskać niepodległość i zmienić ustrój na sprawiedliwy i zgodny z oczekiwaniami Polaków. Katyń i akceptacja PRL to były intelektualnie rzeczy nie do pogodzenia.
Dr Piotr Gontarczyk: Nie, ona zmieniała się w czasach PRL. Początkowo obowiązywały ordynarne kłamstwa sowieckie. Jeszcze w latach 40. sprawa stała się niewygodna, czuć było, że coś jest nie tak, skoro Katynia nie wymienia się jednym tchem obok Auschwitz, Treblinki, czy innych niemieckich zbrodniach na Polakach, choćby rozstrzelania obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. Moja babka, która nienawidziła Niemców a jej jedyny brat zginął w Sachsenhausen, mówiła po latach, że już wtedy nie miała wątpliwości, że komuniści kłamią, bo gdyby Katyń naprawdę był dziełem Niemców, to byłby jednym z ważniejszych elementów komunistycznej propagandy.
PAP: Jaką rolę w upowszechnianiu prawdy nt. Katynia odegrała emigracja i podziemne wydawnictwa antykomunistyczne? W jaki sposób przeciwstawiały się temu władze PRL?
Dr Piotr Gontarczyk: Takie działanie nie były skuteczne. Zachód był dla emigracji oazą wolności. Władze PRL starały się jednak inwigilować środowiska polskie, przeciwdziałać dyplomatycznie ich działaniom (podobnie jak dyplomacja sowiecka), ale było to mało skuteczne. Szczególnie angielskie władze nie były chętne stawianiu pomników katyńskich w Anglii, ale była to jednak ugruntowana demokracja, w której władze miały ograniczone możliwości zabraniania czegokolwiek obywatelom. W czasie wojny działała cenzura wojskowa, ale po wojnie zakazanie komuś postawienie pomnika było tam nie do pomyślenia.
Te działania, te pomniki, były ważne dla świadomości Polaków na emigracji, ale w ograniczony sposób przekładały się na sytuację i wiedzę w kraju. Tu dużo ważniejsze było zbieranie dokumentów i świadectw, drukowanie artykułów i książek, które dokumentowały Zbrodnię Katyńską. W latach 60. i 70., kiedy działały już rozgłośnie radiowe, szmuglowano do Polski książki, literaturę, był już gotowy materiał na dużą skalę wykorzystany choćby w czasie rewolucji solidarności. To zasługi nie do przecenienia.
PAP: Popularna jest historia rzekomych sugestii Nikity Chruszczowa, który w rozmowach z Gomułką miał przekonywać go do ujawnienia sowieckiej odpowiedzialności za Katyń. Czy istnieją jakiekolwiek dowody, że takie rozmowy mogły mieć miejsce?
Dr Piotr Gontarczyk: Trudno o przekonywujące dowody dotyczące rozmów kuluarowych. Uważam jednak to za dość prawdopodobne. Zrozumiałe jest dla mnie również stanowisko Gomułki, który miał odrzucić możliwość ujawnienia sowieckiej odpowiedzialności. Przypominam, że Gomułka był osobiście związany z kłamstwem katyńskim od momentu ujawnienia zbrodni. Sam pisał artykuły na jego temat w prasie PPR. Osobiście był zaangażowany w budowę kłamstwa katyńskiego, więc z oczywistych względów osobistych nie był zainteresowany, żeby je obalać. Nie ma wątpliwości, że w 1956 r. na fali rozliczeń ze stalinizmem pojawiły się sugestie, żeby coś z tym zrobić, oczywiście w specyficzny sposób, pokazując zbrodnię jako „stalinowskie wypaczenia”, a nie istotę systemu. Takie delikatne sugestie znalazłem choćby w środowisku ówczesnego ministra obrony PRL Mariana Spychalskiego, którego podwładni wręcz sugerowali, że to zawada w stosunkach polsko-sowieckich, bo i tak w oficjalną wersję nawet w wojsku mało kto wierzy.
W głębszym sensie ujawnienie zbrodni nie było chyba możliwe. Postawa Gomułki, jego sposób interpretowania dobra stosunków polsko sowieckich, a także mimo wszystko świadomość, jakie ta sprawa może mieć konsekwencje dla stosunków polsko-sowieckich, wykluczała możliwość jej ujawnienia przez cały okres PRL, więc pomijano ją milczeniem. Sprawa stała się publiczna dopiero w czasie "karnawału Solidarności".
PAP: Co się wtedy wydarzyło?
Dr Piotr Gontarczyk: Zapanowała wolność. Ukazywały się i przedruki książek, które ukazały się na emigracji, drukowano też półlegalnie i nielegalnie książki historyków polskich. Kiedy miałem 13-14 lat, a byłem pasjonatem historii, przeczytałem książkę Leopolda Jerzewskiego, czyli używającego tego pseudonimu prof. Jerzego Łojka. W mojej świadomości historycznej „było już pozamiatane”. Ja już wiedziałem, czyja to zbrodnia i myślę, że to ówczesne doświadczenie wielu Polaków. Mam gdzieś badania opinii społecznej z drugiej połowy lat 70. KC PZPR wiedziała z nich, że w kwestii sowieckiego sprawstwa tej zbrodni nie miało większych wątpliwości 70 czy wręcz niemal 90 proc. rozumiejących cokolwiek z historii Polaków. Te dane musiały szokować. O tym, że Sowieci nie dokonali tej zbrodni komuniści mogli przekonywać Polaków z taką samą mniej więcej skutecznością, jak o tym, że ziemia jest płaskim dyskiem wspartym na czterech krokodylach.
Do tego rodzaju działań można zakwalifikować działalność gen. Wojciecha Jaruzelskiego w czasie tzw. karnawału Solidarności. Podległy mu Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego w 1981 r. przygotował broszurę przeznaczoną do szkolenia politycznego w WP, która zupełnie na poważnie, serio, przekonywała za pomocą literatury sowieckiej i ustaleń tzw. komisji Burdenki, że to zbrodnia niemiecka. Takie curiosum chyba nie mogłoby powstać w KC PZPR. To było możliwe chyba tylko za Jaruzelskiego, który całe życie z ogromnym zaangażowaniem bronił kłamstwa katyńskiego. Dość żenująca historia tej broszury, której nikt przytomny nie napisałby nawet w KC PZPR, dobrze ilustruje postać towarzysza generała, jego pewien infantylizm umysłowy i uniżoność wobec Sowietów.
PAP: Jak władze PRL próbowały przeciwdziałać tej sytuacji?
Dr Piotr Gontarczyk: Nie bardzo się dało. Po "karnawale Solidarności” Polacy naprawdę wiedzieli już swoje. Nadto były nielegalne podziemne oficyny wydawnicze, zachodnie stacje nadawcze. Komuniści nie mieli żadnych przekonywających argumentów za wersją sowiecką i od 1980 r. po prostu tylko zwalczali prawdę: konfiskowali druki, książki, niszczyli pomniki, tablice i krzyże katyńskie. Przekonywania o tym, że to Niemcy nie było, obowiązywała wówczas wersja, w której Niemcy podali informację o odkryciu grobów w Katyniu, a w związku z tym, że władze polskie zwróciły się o pomoc do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża władze sowieckie zawiesiły stosunki z rządem polskim. Niby obie informacje prawdziwe, ale jak zniekształcające wymiar i sens wydarzeń, a przede wszystkim pytanie, kto dokonał Zbrodni Katyńskiej.
Te haniebne fałszerstwa ukazywały się w różnych książkach, nierzadko autorów z tytułami profesorów Polskiej Akademii Nauk, których z perspektywy czasu można traktować z jeszcze mniejszym szacunkiem niż autorów wspomnianych broszur politycznych z GZP WP. Z perspektywy czasu nie warto o nich nawet wspominać. Warto pamiętać o tych, którzy tyle w sprawie prawdy o Katyniu zrobili: polscy politycy i publicyści, niezależni historycy w kraju i na emigracji, członkowie Rodzin Katyńskich, podziemni dziennikarze i drukarze. Jak chociażby człowiek, który mnie przekonał w tej sprawie jeszcze jako nastolatka, syn zamordowanego w Katyniu oficera, profesor Jerzy Łojek.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/