2011-05-24 (PAP) - Od nowa musi się zacząć proces w sprawie masakry robotników Wybrzeża w 1970 r. Oto dokumentacja sprawy. W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.
W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom, w tym ówczesnemu szefowi MON gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, wicepremierowi PRL Stanisławowi Kociołkowi i dowódcom oddziałów tłumiących protesty. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie ruszał; na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r.
W 1999 r. proces - już tylko wobec 10 oskarżonych - przeniesiono do Warszawy, gdzie jesienią 2001 r. ruszył na nowo. Sprawy kilku chorych podsądnych kolejno z niego wyłączano, m.in. szefa MSW Kazimierza Świtały i dowódcy szkoły milicyjnej ze Słupska Karola Kubalicy. Obrona uważa, że wyłączenia te "zaburzyły równowagę" odpowiedzialności resortu spraw wewnętrznych oraz MON na niekorzyść tego ostatniego.
Na ławie oskarżonych ostatnio zasiadali: Jaruzelski, Kociołek i trzej dowódcy jednostek wojska: Wiesław Gop, Bolesław Fałdasz i Mirosław Wiekiera. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie.
Od 2001 r. w procesie trwały żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła bowiem o przesłuchanie ok. 1110 osób; sąd nie zgodził się na ograniczenie ich liczby, o co w toku procesu wniósł prok. Bogdan Szegda.
Od listopada 2009 r. w procesie trwało tzw. zaliczanie materiału dowodowego - ostatnia czynność przed zamknięciem przewodu, mowami końcowymi stron i wyrokiem. Na wniosek obrony odczytywano są niektóre dokumenty z akt sprawy.
Na tok procesu wpływały kłopoty zdrowotne sędziów. W 2009 r. sędzia Urszula Krzynówek zastąpiła sędziego Piotra Wachowicza jako przewodniczącego składu sądu. Sędzia Wachowicz pozostał w składzie sądu, w którym sędzia Krzynówek od początku zasiadała. Jak wyjaśniał rzecznik sądu sędzia Wojciech Małek, taką precedensową decyzję podjęto, by usprawnić proces. Wcześniej kłopoty ze zdrowiem sędziego Wachowicza już wiele razy powodowały wielomiesięczne przerwy w procesie.
We wrześniu 2009 r. o tę przedłużającą się sprawę pytała sejmowa komisja sprawiedliwości. Wiceminister sprawiedliwości Piotr Kluz powiedział posłom, że "po stronie sędziego referenta leży szereg przyczyn, które sprawiają, że przewlekłość postępowania jest już rażąca". Kluz zaznaczył, że ewentualna zmiana sędziego (w składzie nie ma zapasowego) oznaczałaby, iż proces musiałby ruszyć od początku, ale sędzia miał deklarować, że mimo kłopotów ze zdrowiem dokończy sprawę.
Ponadto proces spowalniał fakt, że lekarze uznali, iż stan zdrowia Jaruzelskiego pozwala na sądzenie go tylko przez 2 godz. dziennie i dwa razy w tygodniu. Opinię lekarską wydano w trwającym od września 2008 r. przed tym samym sądem procesie Jaruzelskiego w sprawie stanu wojennego, ale sąd stosuje ją też wobec procesu ws. Grudnia 1970 r.
W akcie oskarżenia napisano, że zgodnie z konstytucją PRL tylko Rada Ministrów mogła mocą swej uchwały podjąć decyzję o użyciu broni palnej, a w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Podjął on decyzję po przedstawieniu mu przez Mieczysława Moczara nieprawdziwej informacji o zabiciu przez demonstrujących dwóch milicjantów. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski.
On sam wyjaśniał w sądzie, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał, że jako szef MON podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, a następne - w nogi demonstrantów.
"Oskarżenie jest bezpodstawne; nie postąpiłem wbrew konstytucji; nie wydałem rozkazu użycia broni; nie popełniłem przestępstwa" - mówił Jaruzelski przed sądem w 2001 r. Zarazem dodawał, że poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej. Twierdził, że wiele działań wojska i milicji to "obrona konieczna lub stan wyższej konieczności", bo wystąpił wtedy "silny nurt niszczycielski, kryminalny". Dodawał, że proces zakończy się z "powodów biologicznych".
Do winy nie przyznał się też Kociołek, który jest oskarżony o to, że w TVP 16 grudnia nakłaniał strajkujących w Gdyni do powrotu do pracy, choć wiedział, że następnego dnia rano stocznia będzie "zablokowana" przez wojsko (wtedy na stacji kolejki miejskiej pod gdyńską stocznią zginęły osoby, które usłuchały apelu Kociołka). Kociołek twierdzi, że "nie było związku przyczynowo-skutkowego" między jego apelem a masakrą na przystanku kolejki. Mówił, że nic nie wiedział o "blokadzie" stoczni. "Musiałbym mieć ograniczoną poczytalność, gdybym wiedząc o blokadzie, nie wspomniał o tym w swym wystąpieniu" - tłumaczył przed sądem.
Komisja PZPR, która w 1971 roku badała odpowiedzialność za wydarzenia grudniowe 1970 r., uznała za niezasadne tylko dwa przypadki użycia broni przez milicję i wojsko: 16 grudnia - wobec robotników wychodzących ze stoczni w Gdańsku i 17 grudnia - wobec stoczniowców idących do pracy w Gdyni. W odczytanym w sądzie raporcie komisji podkreślono, iż na przebiegu wydarzeń zaważyła ocena Gomułki, że mają one "charakter kontrrewolucyjny". Wyłączną odpowiedzialnością za nie raport obciążał członka Biura Politycznego PZPR Zenona Kliszkę, który na Wybrzeżu dowodził "sztabem antykryzysowym" (zmarł w 1989 r.). W raporcie podkreślono, że Kociołek przeciwstawiał się dalszemu używaniu broni w Gdyni 17 grudnia.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ itm/ gma/