Ofiary Tragedii Górnośląskiej - fali sowieckich represji w latach 1945-1948, które pochłonęły kilkadziesiąt tysięcy ofiar i pociągnęły za sobą dramaty ich rodzin – upamiętniły w sobotę różne organizacje na terenie miast województwa śląskiego.
Z Katowic do Świętochłowic przeszedł Marsz na Zgodę, kontestowany przez środowisko Stowarzyszenia Weteranów Walki o Niepodległość Niezłomni, z kolei w Bytomiu-Miechowicach zorganizowano rekonstrukcję dramatycznych zdarzeń sprzed 73 lat.
Po raz dziesiąty odbył się Marsz na Zgodę, organizowany przez Ruch Autonomii Śląska. Jego uczestnicy mieli flagi w śląskich barwach z czarnymi wstążkami, była też jedna flaga niemiecka niesiona przez przedstawicieli tej mniejszości narodowej. Przed wymarszem europoseł Marek Plura (PO) i Ślonsko Ferajna rozdawali żółto-niebieskie opaski na ramię z czarną wstęgą.
"Te opaski w śląskich barwach to znak pamięci o tych, którzy za swą śląskość cierpieli i ginęli" - podkreślił Plura. W miejscu zbiórki uczestników Marszu na Zgodę swój "wiec przeciwko antypolonizmowi RAŚ" zorganizowało Stowarzyszenie Weteranów Walki o Niepodległość Niezłomni. "Tu jest Polska" – skandowali uczestnicy wiecu Niezłomnych, kiedy ruszał Marsz na Zgodę. "Wszyscy zobaczą, że jest polska odpowiedź na tę bezczelną niemiecką propagandę" – powiedział Adam Słomka, dziękując uczestnikom wiecu za obecność.
Spór między tymi środowiskami dotyczy m.in. używanej przez RAŚ nazwy "polski komunistyczny obóz koncentracyjny". "Ktoś musi powiedzieć prawdę, że to jest zakłamywanie historii, wprowadzanie w błąd międzynarodowej opinii publicznej - przecież nie polskiej, bo Polacy wiedzą, że nie było polskich obozów" – powiedział Słomka, przypominając, że niemieckie obozy po wojnie zajmowała Armia Czerwona i wykorzystywała je do swoich celów.
Obóz w Świętochłowicach-Zgodzie, będący wcześniej filią niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, potem służył Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Trafiali tam m.in. Ślązacy podejrzewani o wrogi stosunek do władzy i żołnierze AK. Osadzane tam po wojnie osoby nazywano "zbrodniarzami faszystowsko-hitlerowskimi". Liczba śmiertelnych ofiar tego obozu szacowana jest na blisko 2 tys. Ginęli z powodu tragicznych warunków sanitarnych, chorób, niewolniczej pracy i nieludzkiego traktowania.
W Bytomiu-Miechowicach w sobotę grupy rekonstrukcyjne z Polski, Czech i Słowacji zaprezentowały inscenizację walk o Miechowice - jednego z najbardziej dramatycznych wydarzeń towarzyszących wkroczeniu Armii Czerwonej na Górny Śląsk w styczniu 1945 r. Od 25 do 28 stycznia czerwonoarmiści zamordowali w Miechowicach - dzisiejszej dzielnicy Bytomia - ponad 200 cywilów. Podczas sobotniego wydarzenia uczczono ich minutą ciszy.
Rekonstrukcję zorganizowało Stowarzyszenie Na Rzecz Zabytków Fortyfikacji "Pro Fortalicium" oraz pasjonat historii Miechowic Ireneusz Okoń. W postać zamordowanego przez czerwonoarmistów ks. Jana Frenzla wcielił się wikariusz z pobliskiego kościoła ks. Marcin Paś.
Wydarzenia sprzed 73 lat określa się mianem tragedii miechowickiej. W styczniu 1945 r. Armia Czerwona potraktowała Miechowice, jako terytorium wroga, ponieważ przed wojną miejscowość - podobnie jak sąsiedni Bytom - leżała w granicach Niemiec. W plebiscycie w 1921 r. trzy czwarte mieszkańców Miechowic opowiedziało się jednak za przyłączeniem do Polski. Ofiarami zbrodni byli zarówno Niemcy, jak Ślązacy i Polacy. Sowieci zabijali w Miechowicach mężczyzn, nastoletnich chłopców oraz osoby w podeszłym wieku, gwałcili kobiety. Ofiarami Armii Czerwonej byli, według IPN, głównie Ślązacy - zarówno ci sympatyzujący z Polską, jak i Niemcami. Jedną z ofiar czerwonoarmistów był miejscowy ksiądz Jan Frenzel - wywleczony przez żołnierzy, gdy posługiwał wiernym w jednej z piwnic, torturowany i poniżany, a w końcu zabity w lesie w okolicach pobliskich Stolarzowic.
W czasach PRL zbrodnia miechowicka była tematem tabu. Dopiero w ostatnich latach udało się ustalić prawdopodobną liczbę zabitych i nazwiska części ofiar. Pierwsze działania upamiętniające pomordowanych cywilów podjęła rada dzielnicy Miechowice, która w 2010 r. zorganizowała rocznicowe obchody. Śledztwo w tej sprawie prowadził IPN, w ramach postępowania Instytut zbadał zbiorową mogiłę, w której złożono szczątki części ofiar. Według ustaleń IPN, żołnierze sowieccy w styczniu 1945 r. zamordowali w Miechowicach co najmniej 220 cywilów.
Wydarzenia w Miechowicach są jednym z rozdziałów Tragedii Górnośląskiej - fali sowieckich represji w latach 1945-1948, które pochłonęły kilkadziesiąt tysięcy ofiar i pociągnęły za sobą dramaty ich rodzin. Gdy w styczniu 1945 r. na Górny Śląsk wkroczyła wypierająca oddziały niemieckie Armia Czerwona, mieszkańcy tych ziem traktowani byli jako Niemcy; doświadczali licznych represji, w tym gwałtów i mordów.
Rozpoczęła się też akcja masowych zatrzymań i deportacji do pracy przymusowej, co - jak mówią historycy - miało być swoistą formą reparacji wojennych. Pierwsze transporty na Wschód ruszyły w marcu 1945 r. Podróż w bydlęcych wagonach trwała nawet kilkadziesiąt dni. Część deportowanych nie przeżyło transportu. W obozach na Wschodzie Ślązacy więzieni byli w bardzo trudnych warunkach: w barakach, z głodowymi racjami żywnościowymi, ograniczonym dostępem do wody pitnej i bez opieki medycznej. Według różnych szacunków, z Górnego Śląska wywieziono ok. 40-60 tys. ludzi - górników, kolejarzy, hutników. Wśród deportowanych byli powstańcy śląscy, żołnierze kampanii wrześniowej, a także członkowie konspiracji antyhitlerowskiej. Według ostrożnych szacunków, jedna trzecia deportowanych pozostała na Wschodzie na zawsze. Pierwsi Górnoślązacy wrócili do domów latem 1945 r. Wielu z nich w krótkim czasie zmarło.
IPN od kilkunastu lat prowadzi badania naukowe, poświęcone wywózkom, publikuje wspomnienia i organizuje wystawy, wciąż tworzy też imienną listę deportowanych. Do 1989 r. wydarzenia określane mianem Tragedii Górnośląskiej były ze względów politycznych tematem zakazanym; w ostatnich latach powstaje coraz więcej inicjatyw związanych z ich badaniem i upowszechnianiem wiedzy na ten temat.(PAP)
autor: Anna Gumułka
lun/ pru/