Głównym tematem drugiego tegorocznego numeru „Karty” jest polska emigracja w wieku XX. „Polska jest diasporą” – podkreśla w artykule wstępnym redaktor naczelny kwartalnika Zbigniew Gluza.
„Polak w swoim państwie stanowi jego część, niezależnie od własnej opinii na jego temat. Inaczej emigrant – jest nosicielem Polski osobistej, której byt niepodległy oznacza stan indywidualny” – podkreśla Zbigniew Gluza. W jego opinii Polska jest naznaczona w swojej historii zjawiskiem emigrowania swoich przedstawicieli. Tym samym pozbawiona niepodległości, okupowana lub rządzona przez reżim komunistyczny Polska stała się bytem nieograniczonym wąskimi granicami, lecz za sprawą emigracji „bytem kulturowym rozproszonym w świecie”.
Ten sposób rozumienia polskiej emigracji znajdował swoje odzwierciedlenie również w myśleniu najważniejszych przedstawicieli polskiej diaspory. „Wiedzcie, że wszędzie tam, gdzie wzrok młodzieńca odkrywa swoje przeznaczenie w oczach dziewczyny, tworzy się ojczyzna” – zapisał w 1953 r. w „Dzienniku” Witold Gombrowicz. Znany z krytycznego stosunku do polskiego patriotyzmu pisarz uważał, że spoiwem polskiej emigracji jest sztuka, która pozwala Polsce „silniej zamieszkać” w duszach emigrantów. „Ona, sztuka, otworzy wam oczy na ostrą piękność współczesność, na wielkość waszego zadania” – dodawał Gombrowicz w słowach skierowanych do innych Polaków na emigracji.
Oswajanie się z emigracją było doświadczeniem również innych polskich emigracyjnych intelektualistów. Jeden z nich, Aleksander Hertz, pod koniec życia pisał o łączeniu swoich trzech tożsamości. Czterdzieści lat w USA sprawiło, że za element swojej tożsamości uważał także bycie Amerykaninem. „Pluralizm amerykański uzasadnił mi i usankcjonował moją postawę uczestniczenia w kulturze więcej niż jednej. I pozwolił przyłączyć do mej polskości i żydowskości różne inne elementy kulturowe. I uprawnił mnie do uznania ich za moje własne” – pisał Hertz w „Wyznaniach starego człowieka”. Dla Andrzeja Bobkowskiego sposobem na odnalezienie się z dala od Polski było zbudowanie własnej ojczyzny. „Zbudowałem tu nowe życie z niczego, życie wolne, pełne swobody, wyrobiłem sobie szacunek ludzi, wychowałem już cały zastęp młodych ludzi, dla których Polonia nie jest pustym dźwiękiem” – pisał z Gwatemali w liście do Jerzego Turowicza, redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”.
Dominującym doświadczeniem polskich emigrantów była i jest przede wszystkim ciężka praca. Symbolem polskiej emigracji zarobkowej w początkach XX w. była słynna Ellis Island – ośrodek przyjmowania imigrantów zarobkowych z całego świata u wrót Nowego Jorku. Droga do lepszego świata wiodła dla Polaków z trzech zaborów poprzez długą podróż przez Atlantyk. Panujące na nich warunki skłaniały aktywistów do składania raportów opisujących udręki emigrantów. „Kajuty brudne, ciemne, nieogrzewane, na podłogach zawsze brudna woda, gdyż fala wpada często już to przez okno, już też nawet z pokładu” – pisała jedna z uczestniczek rejsu z Bremy do Parany w Brazylii. „Na drugi dzień już o piątej byłam gotowa. Stanęłam do pracy i gdy ruszyły maszyny, huk odebrał mi zdolność koncentracji” – pisała o swoim pierwszym dniu pracy jako tkaczka poetka i śpiewaczka ludowa Słowa Czarnecka, która po wprowadzeniu stanu wojennego wyemigrowała do USA.
W kolejnym numerze publikowanym w roku stulecie niepodległości autorzy przypominają jeden ze sposobów budowania narodowej dumy wśród obywateli II RP. Osiągnięcia techniczne i sportowe, szczególnie w najbardziej nowatorskich dyscyplinach, były czynnikiem spajającym społeczeństwo. Tę rolę odgrywały m.in. niezwykle prestiżowe zawody baloniarskie o Puchar Gordona Bennetta. „Karta” publikuje obszerne wspomnienia dwóch uczestników zawodów w 1936 r. Antoniego Janusza i Stanisława Brenka. „Balon unosi się powoli ku górze. Przesuwa się przed trybunami, wywołując na cześć polskiego balonu kończącego tegoroczny start niemilknące owacje. Przy dźwiękach hymnu narodowego mijamy wyprężeni lożę Pana Prezydenta i powoli oddalamy się ku wschodowi. Jeszcze długo towarzyszą nam pożegnalne sygnały syren samochodowych, a zgromadzona na placach, ulicach, a nawet dachach ludność Warszawy z żywym przejęciem śledzi nasz lot” – pisał we wspomnieniach kpt. Antoni Janusz.
W najnowszej „Karcie” również wspomnienia o zbrodniach totalitaryzmu sowieckiego na Węgrzech. Wkroczenie do tego kraju wojsk sowieckich jesienią 1944 r. oznaczało początek dramatu wielu tysięcy gwałconych przez czerwonoarmistów kobiet. „Pewnej nocy naszedł nas cały oddział, było ciemno i zimno, strzelali. W pamięci utkwiła mi pewna scena: leżałam na ziemi, a dokoła mnie kucało ośmiu, dziesięciu rosyjskich żołnierzy, którzy po kolei się na mnie kładli” – pisała we wspomnieniach Alaine Polcz, po wojnie ceniona psycholog. W jej zapiskach widzimy nie tylko nieprawdopodobną brutalność czerwonoarmistów, lecz i dążenie Węgrów do zachowania dawnego świata. „W oknach brakowało szyb, ramy zaklejono papierem, ale pamiętam moje zdziwienie, że stół jest nakryty białym obrusem. A na nim kolacja, prawdziwa kolacja” – wspominała pierwsze chwile po powrocie do rodzinnego domu w Budapeszcie.
W stalinowskiej Polsce jednym z elementów represji zmierzających do sowietyzacji społeczeństwa była tzw. bitwa o handel. Skalę „przestępstw”, za które skazywano na kilkuletnie wyroki więzienia, obrazują raporty komisji specjalnych; w jednym z przypadków orzeczono „przepadek na rzecz skarbu państwa „273 kilogramów słoniny, 20 kilogramów mąki, 25 kilogramów boczku, 10 kilogramów kaszy”. Działalność reżimu wymierzona w „spekulantów” oznaczała tysiące ludzkich dramatów. Właścicielkę owego „majątku” skazano w 1947 r. na pobyt w obozie pracy przymusowej w Milęcinie. Jej jedenastoletnia córka kierowała do stalinowskiego dyktatora Bolesława Bieruta listy z prośbą o ułaskawienie matki: „Całą duszą modlić się za Pana Prezydenta będę, o zdrowie Jego i szczęście, jeżeli mi dostojny Pan Prezydent matkę najukochańszą powróci”.
Jednocześnie w stalinowskiej propagandzie budowano obraz szczęśliwego kraju, którego sztandarową inwestycją była Nowa Huta. Kroniki filmowe przedstawiały nowe fabryki oraz dziesiątki mieszkańców nowego idealnego miasta socjalistycznego. Wspomnienia oraz poufne raporty z Nowej Huty odsłaniają tragiczne warunki życia mieszkańców hoteli robotniczych, w których wbrew nazwie mieszkały całe rodziny. „Widzieliśmy matkę z pięciorgiem dzieci, która ma do dyspozycji dwa łóżka. Na piętrowym śpi matka z dwojgiem dzieci, na dolnym troje pozostałych. W pokoju mieszkają dwie inne robotnice. Widzieliśmy matkę z trojgiem dzieci, która wprowadziła się samowolnie do piwnicy hotelowej” – czytamy w publikowanym na łamach „Karty” sprawozdaniu organów PZPR z Krakowa z 1955 r.
Zbrodnie komunistyczne dokumentował zmarły w zeszłym roku działacz rosyjskiego Stowarzyszenia „Memoriał” Arsenija Roginskiego. Urodzony w łagrze NKWD koło Archangielska, w którym więziono jego rodziców, już w 1975 r. rozpoczął wydawanie samizdatu zbierającego relacje o działaniach komunistycznego aparatu terroru. Półtora miesiąca przed jego śmiercią, 30 października 2017 r., przy Prospekcie Sacharowa w Moskwie prezydent Rosji odsłonił pomnik ofiar represji politycznych „Ścianę żalu”, o którego wzniesienie przez wiele lat walczył Roginski. W licznych wystąpieniach uzasadniał konieczność upamiętniania ofiar komunizmu. „Najważniejszą cechą naszej pamięci o terrorze jest to, że jest to pamięć o ofiarach. Właśnie o ofiarach, a nie o zbrodni” – mówił w 2013 r.
W numerze „Karty” także zapowiedź najnowszej książki badacza dziejów polskich Żydów prof. Jacka Leociaka. Jego najnowsza praca jest poświęcona historii warszawskich ulic. W „Biografiach ulic. O żydowskich ulicach Warszawy: od narodzin po zagładę” autor wybrał dwanaście ulic z obszaru warszawskiego getta, które były świadkami życia społeczności polskich Żydów oraz końca ich świata w 1943 r. W swoim postrzeganiu misji upamiętniania ofiar zbrodni niemieckich prof. Leociak jest bliski poglądom Roginskiego. Podobnie jak działacz „Memoriału” stwierdza, że najważniejsze w badaniu historii są losy ludzi zamieszkujących opisywane ulice. „Biografie ulic opowiadam poprzez biografie ludzi” – deklaruje w rozmowie z redakcją „Karty”.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ skp/