Imię Cichociemnych Spadochroniarzy AK otrzymała w sobotę szkoła podstawowa w Dębowcu na Śląsku Cieszyńskim. To w tej miejscowości, nocą z 15 na 16 lutego 1941 r., wylądowali pierwsi Cichociemni przerzuceni do kraju - powiedział wójt Dębowca Tomasz Branny.
„W gminie kultywujemy pamięć o Cichociemnych, wielkich patriotach i bohaterach. Chcemy ją przekazywać najmłodszemu pokoleniu. (…) Rokrocznie przypominamy o pierwszym zrzucie. Nasza szkoła jest zawsze silnie zaangażowana w organizowanie tych uroczystości. Teraz, w stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę, radni Dębowca postanowili nadać jej imię Cichociemnych” – powiedział PAP Tomasz Branny.
W sobotnich uroczystościach uczestniczył Aleksander Tarnawski, ostatni żyjący Cichociemny, który odsłonił tablicę pamiątkową na budynku szkoły.
W placówce w Dębowcu, która posiada także filie w Iskrzyczynie, Ogrodzonej i Simoradzu, uczy się ok. 450 dzieci.
Cichociemni byli żołnierzami Polskich Sił Zbrojnych, szkolonymi w Wielkiej Brytanii do zadań specjalnych. W rekrutacji prowadzonej od lata 1940 r. do jesieni 1943 r. do służby w tej roli zgłosiło się 2413 oficerów i podoficerów. Przeszkolono 606 osób, a do przerzutu zakwalifikowano 579 żołnierzy i kurierów. Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. odbyły się 82 loty, w czasie których przerzucono 316 Cichociemnych, w tym jedną kobietę - Elżbietę Zawacką "Zo", oraz 28 kurierów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Cichociemni w kraju działali w Armii Krajowej. Służyli m.in. w Związku Odwetu, Kedywie i Wachlarzu, szkolili podchorążych, walczyli w Powstaniu Warszawskim.
Do najbardziej znanych Cichociemnych przerzuconych do Polski należeli: ostatni komendant główny AK gen. Leopold Okulicki, mjr Bolesław Kontrym "Żmudzin", mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" i kpt. Jan Piwnik "Ponury".
W czasie wojny zginęło 103 Cichociemnych. Wielu zostało zamordowanych przez władze komunistyczne w powojennej Polsce.
Pierwszy zrzut pierwotnie miał nastąpić 20 grudnia 1940 r. Akcja została w ostatnim momencie odwołana. „Kolejny termin operacji wyznaczono na noc z 15 na 16 lutego 1941 r. Tym razem skoczkom udało się wykonać ustne polecenie dowódcy Związku Walki Czynnej gen. Kazimierza Sosnowskiego, który pożegnał ich słowami +Idziecie jako straż przednia do kraju. Macie udowodnić, że łączność z krajem jest w naszych warunkach możliwa+” – napisał Piotr Wybraniec z Muzeum Spadochroniarstwa w Wiśle.
Kryptonim pierwszego zrzutu brzmiał "Adolphus". Rtm. Józef Zabielski „Żbik”, kpt. Stanisław Krzymowski „Kostka” i kurier Czesław Raczkowski „Włodek” mieli wylądować w okolicach Włoszczowy. Przez błąd w nawigacji stało się to niedaleko wsi Dębowiec. Ten teren był już włączony do III Rzeszy.
W trakcie lądowania Zabielski uszkodził staw skokowy i śródstopie. Na zrzutowisku odnalazł się z Raczkowskim. Od polskiego gospodarza wynajęli furmankę, którą dotarli do Skoczowa, a stąd pociągiem do Bielska, gdzie się rozdzielili. Osobno przekraczali granicę Generalnego Gubernatorstwa.
Krzymowski i Zabielski dotarli do Warszawy. Później zameldował się tam również Raczkowski, którego Niemcy zatrzymali podczas przekraczania granicy. Uznali go za przemytnika i uwięzili w Wadowicach. Nawiązał kontakt z Batalionami Chłopskimi. Został wykupiony z więzienia.
W strefie lądowania Niemcy odnaleźli zrzucone na osobnych spadochronach zasobniki zawierające radiostacje, broń i materiały wybuchowe.
Samolot bezpiecznie wrócił do Wielkiej Brytanii po niemal 12 godzinach lotu. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/aszw/